PL | EN

„Widzialna ręka” w Polsce. Jak pomagamy sobie w czasach pandemii?

W Polsce inicjatywa społeczna „Widzialna ręka” łączy potrzebujących z wolontariuszami w całym kraju. Główna grupa na Facebooku aktualnie ma ponad 111 tys. osób. Ale mniejsze oddziały działają w wielu miejscowościach w całym kraju. Takich lokalnych, autonomicznych grup jest już ponad 200. Osoby chętne do pomocy mogą zrobić zakupy, uszyć maski, podwieźć kogoś, wyprowadzić psa lub ugotować posiłek. Pomoc jest bezpłatna i każdy może przyłączyć się do akcji.

Wywiad z Filipem Żulewskim, założycielem grupy „Widzialna ręka” na Facebooku.

– Jak duża jest Twoja społeczność? Jak udało Ci się zaangażować ludzi do pomocy?

– Moja inicjatywa trafiła w potrzebę ludzi do samoorganizacji. Był to czas chaosu informacyjnego, niepewności, więc wielu chciało pomóc lub potrzebowało pomocy. Grupa powstała na Facebooku 11 marca. Od razu dołączyła do niej gigantyczna liczba osób. Dostałem też pomoc ze strony moich znajomych, więc za tą inicjatywą stoi aktualnie kilka osób. Natomiast to, że grupa się pojawiła, było zupełnym przypadkiem.

– Jaki oceniasz wpływ Twojej inicjatywy?

– Praktycznie każda sytuacja lub potrzeba, która jest zgłaszana na grupie, to success story. Ludzie rzeczywiście się odzywają i pomagają sobie nawzajem. Wokół osobnych grup w innych miastach powstały również małe społeczności, w których ludzie szyją maski, dowożą jedzenie starszym osobom lub pomagają w drobnych naprawach. Natomiast bardzo ważne są posty dotyczące pomocy emocjonalnej, kiedy ludzie proszą o rozmowę, bo czują się niepewni, nie wiedzą, co mają robić.

Ale powstały też oddzielne grupy poświęcone szukaniu pracy, zajęciom online, ćwiczeniom fizycznym. Są grupy dotyczące kultury w kwarantannie. Lub ostatnio – porady prawne dla osób, które mają kłopoty ekonomiczne i nie mogą zapłacić za mieszkanie albo tych na umowach śmieciowych.

– W jaki sposób udaje wam się pozyskać pieniądze na pomoc?

– Nam przede wszystkim chodzi o doraźną pomoc w trudnej sytuacji. Jest to drobna pomoc, która nie wymaga nakładu finansowego lub może być zorganizowana w formie barteru. Ale w wielu sytuacjach w grupach lokalnych pomoc finansowa przyszła od drobnych przedsiębiorców z tych miejscowości albo po prostu dzięki zrzutkom internetowym.

– Jakie są wyzwania?

– Pierwszym wyzwaniem jest utrzymanie, nazwijmy to, reżimu, czyli zasady „pomagaj – nie przeszkadzaj”. Chodzi o to, że nasza grupa skoncentrowana jest na pomocy, a nie na tym, żeby urządzać sobie pogawędki. Druga rzecz to są niesprawdzone, niezweryfikowane informacje, fake newsy. Trzeci problem to cyberbullying. Za tego typu zachowania ludzie wylatują z grupy. Czwartym są to oszustwa, które mogą się przytrafić, bo ktoś zgłasza nieistniejący problem.

Istotne jest to, że główna grupa oraz grupy lokalne mają wypracowane systemy bezpieczeństwa, nawet dotyczące bezpiecznego robienia zakupów. Mamy również wytyczne do tworzenia grupy, budowania sieci znajomych i budowania zaufania w tej grupie.

– Czy uważasz, że taka inicjatywa może powstać w innych krajach?

– Mamy już podobne grupy w Niemczech i Wielkiej Brytanii, które zorganizowali mieszkający tam Polacy. Ale też w Polsce mamy kilka grup dla obcokrajowców mieszkających w kraju, na przykład, Visible Hand International. Jest też osobna grupa dla Ukraińców i Ukrainek w Polsce.

Za zdjęcia dziękujemy grupie „Widzialna ręka”.

W Arizonie, między Nogales a Sasabe, migranci mogą znaleźć schronienia po przekroczeniu granicy do Stanów Zjednoczonych. Schroniska te są prowadzone przez różne grupy i organizacje non-profit, które wspierają migrantów w stanie. Jeden z tych obozów, znany jako „Stary Obóz”, jest jednym z pierwszych utworzonych w tym rejonie.