Salvador Nasralla, kandydat lewicy w wyborach prezydenckich w Hondurasie , oskarża władze kraju o zmanipulowanie wyników na korzyść Juana Orlanda Hernandeza, urzędującego prezydenta, i domaga się powtórzenia wyborów. – Cały świat wie, co się stało i nie wierzę, że pozwoli odebrać ludziom głos – mówi.
Po ponad dwóch tygodniach od wyborów prezydenckich w Hondurasie, które odbyły się 26 listopada, wciąż nie ma pewności, co do tego, kto tak naprawdę je wygrał. Najwyższy Trybunał Wyborczy (TSE) po raz drugi przeliczył 25% spornych głosów, które zostały oddane, gdy najprawdopodobniej nastąpiła awaria systemu informatycznego, ale nie dopatrzył się nieprawidłowości. Właśnie w tym czasie Salvador Nasralla stracił prowadzenie nad Juanem Orlando Hernandezem. Głosowanie, dzięki któremu obecny prezydent zdobył około 30 tys. głosów przewagi, zostało skrytykowane przez Organizację Narodów Zjednoczonych i Unię Europejską.
– Pierwsze wyniki zostały ogłoszone w poniedziałek. Według nich Salvador Nasralla miał 90 tys. głosów więcej niż jego oponent – mówi Eduardo Riesgo Quiros, dziennikarz agencji informacyjnej Xinhua, który pomagał przygotowywać materiały wyborcze dla Salvadora Nasralla. – Kolejny komunikat wyszedł dopiero następnego dnia z informacjami, że najprawdopodobniej zwycięży obecny prezydent. Jest to trochę dziwne – dodaje Quiros.
Misja obserwatorów wyborów prezydenckich z Unii Europejskiej również podała w wątpliwość prawidłowy przebieg głosowania, zaznaczając, że w 2013 r. Najwyższy Trybunał Wyborczy w tym samym czasie wydał pięć komunikatów, informujących o przebiegu liczenia głosów, a w tym roku tylko jeden.
Pan z telewizji kontra prawnik
64-letni Salvador Nasralla jest synem libańskich emigrantów. Zdobył sławę w Hondurasie, występując w roli prezentera telewizyjnego. Przez kilka lat pracował też na kierowniczym stanowisku w koncernie Coca Cola i wykładał na uniwersytecie. Jest jednym ze współzałożycieli Partii Antykorupcyjnej. W 2013 r. wziął udział w wyborach prezydenckich, w których zdobył 13,43% głosów. W tym roku był kandydatem na prezydenta z ramienia Sojuszu Opozycji Przeciwko Dyktaturze, który utworzyły partie lewicowe. W czasie swojej kampanii obiecywał, że po wygranych wyborach m.in. dokona reformy konstytucji.
Nasralla nie przebiera w słowach. O obecnym prezydencie mówi, że jest „dyktatorem”. Jego zdaniem sądy, Najwyższy Trybunał Wyborczy i prokuratura wykonują polecenia Hernandeza. Ma zastrzeżenia do decyzji Sądu Najwyższego z 2015 r., który zniósł zakaz reelekcji na urząd prezydenta. Ma również złe zdanie o lokalnych mediach, bo uważa, że postępują zgodnie z oczekiwaniami prezydenta oraz zniekształcają informacje, stawiając w złym świetle np. Koreę Północną lub Wenezuelę.
Z kolei 49-letni Juan Orlando Hernandez jest prawnikiem i przywódcą centroprawicowej Partii Narodowej. Ma 16 rodzeństwa i to jeden z jego braci pomógł mu stawiać pierwsze kroki w polityce. W latach 1999-2014 był deputowanym, potem objął urząd prezydenta.
Honduras jest jednym z najbiedniejszych i najbardziej niebezpiecznych krajów w Ameryce Łacińskiej. Właśnie dlatego w czasie pierwszego roku swojej prezydentury Hernandez skupił się na stworzeniu nowych miejsc pracy i zmniejszeniu przestępczości. W tym czasie 14 przestępców odpowiedzialnych za pranie brudnych pieniędzy i handel narkotykami wysłano do Stanów Zjednoczonych, gdzie teraz odbywają kary pozbawienia wolności. Rok temu w Hondurasie otworzono El Pozo – pierwsze więzienie o maksymalnym rygorze.
– Juan Hernandez w sumie jest dobrym prezydentem i zrobił dużo dla poprawy bezpieczeństwa w kraju, ale ludzie zarzucają mu korupcję, bo wykorzystuje publiczne pieniądze do prowadzenia kampanii politycznych i mówi się, że jego brat ma powiązania z handlarzami narkotyków – tłumaczy Marvin Valladar, jeden z wyborców. – Wystarczy wsiąść do taksówki czy pójść do kawiarni, żeby zorientować się, jak bardzo wszyscy są sfrustrowani. Moim zdaniem Hernandez za mało zrobił w sprawie bezrobocia i część pieniędzy, które przeznaczył na bezpieczeństwo, powinna pójść na poprawę warunków służby zdrowia.
Odebrać zwycięstwo
„Robią wszystko, żeby odebrać nam zwycięstwo” – napisał na Twitterze Salvador Nasralla po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów prezydenckich i wezwał swoich sympatyków do wyjścia na ulicę. W środę 29 listopada Sojusz Opozycji Przeciwko Dyktaturze ogłosił, że to ich kandydat jest prawdziwym zwycięzcą wyborów, chociaż Najwyższy Trybunał Wyborczy nie podał jeszcze oficjalnie, kto je wygrał. Później, po ogłoszeniu wyników na niekorzyść kandydata lewicy, Salvador Nasralla powiedział, że ich nie uznaje. Na ulicach doszło do starć między manifestantami, wspierającymi opozycjonistę, a policją. Z tego powodu 2 grudnia władze Hondurasu wprowadziły tygodniowy stan wyjątkowy, co nie zatrzymało wyborców przed wyjściem na ulice.
Amnesty International podała, że w wyniku zamieszek zginęło 14 cywilów, a wiele osób doznało obrażeń od gumowych kul. Policja używała przeciwko manifestantom również gazu i broni palnej. Jeden z zabitych to Raul Antonio Triminio, 39-letni robotnik. Jego rodzina powiedziała Amnesty International, że protestował pokojowo, stojąc przed swoim domem, kiedy podszedł do niego policjant i strzelił mu prosto w twarz.
– Powinni zabrać go do więzienia, a nie strzelać do niego – uważa jego siostra. – On nic złego nie robił, domagał się tylko sprawiedliwości.
Powtórka wyborów
– Zdecydowana większość ludzi w Hondurasie uważa, że wybory były sfałszowane, dlatego nadal w różnych miastach trwają protesty, chociaż nie są już tak liczne, jak po ogłoszeniu wyników – mówi Marvin Valladar.
Tymczasem Salvador Nasralla złożył zażalenie przeciwko Najwyższemu Trybunałowi Wyborczemu i prosi arenę międzynarodową o pomoc.
– Oni nie sprawdzili, czy głosy są prawdziwe, czy ludzie, którzy znajdują się na listach, istnieją. Niektóre z list nie pokrywają się z tymi, które zostały wydrukowane przed wyborami – mówi Nasralla.
Ostrzega, że jeśli wyniki zostaną uznane, w całym kraju ponownie dojdzie do manifestacji na masową skalę.
Na zdjęciu: protestujący w Hondurasie.