Wyzysk w pracy w Anglii i USA oraz kryzys banglijskiej branży mody
Angielskie firmy odzieżowe z branży fast fashion z Leicester przez lata zatrudniały pracowników, często migrantów, za stawki od 3 do 5 funtów szterlingów za godzinę pracy. Zatrudnieni oficjalnie zarabiali minimalną krajową, ale po wypłacie oddawali część pieniędzy pracodawcom. Niektórzy przez kilka miesięcy nie otrzymywali wynagrodzenia lub pracowali znacznie dłużej, niż wynikało to z umowy o pracę. Wg organizacji Fashion-workers Advice Bureau Leicester (FAB-L) wyzysk w branży to „absolutna norma”.
Bangladesz to centrum światowego biznesu fast fashion. W ciągu 30 lat kraj ten zmienił się z jednego z najbiedniejszych na świecie w państwo o średnich dochodach. Jego przemysł odzieżowy, wart 55 mld dol. rocznie, stoi jednak w obliczu niepewnej przyszłości po ogólnokrajowych protestach w sierpniu br. Niektóre duże marki już teraz szukają dostaw ubrań na przyszły sezon gdzie indziej, oczekuje się także zamknięcia kilkudziesięciu fabryk z powodu strajków pracowników domagających się wyższych płac. Ponadto jeszcze przed ostatnimi wydarzeniami branżą odzieżową wstrząsały kryzysy mające związek z zatrudnianiem dzieci, ze śmiertelnymi wypadkami i z zamknięciem z powodu pandemii COVID-19.
Pielęgniarki urodzone za granicą i tam zrekrutowane podpisują w USA umowy o pracę z klauzulą „zostań lub płać” (stay or pay). Gdy rezygnują ze słabo płatnej pracy, trafiają do obowiązkowego arbitrażu i zostają obciążone długiem. Zgodnie z umową stay or pay pracownik musi przed odejściem przepracować minimalną liczbę godzin. W przeciwnym razie jest zobowiązany zwrócić tysiące dolarów, które wg firmy rekrutacyjnej jest winny za licencje, podróże, zakwaterowanie oraz inne wydatki.