PL | EN

W oczekiwaniu na kolejny ruch

Jeszcze 10 dni temu w całej Białorusi odbywały się pokojowe wiece poparcia dla opozycyjnej kandydatki Swiatłany Cichanouskiej. Czyli, według niezależnych obserwatorów, zwyciężczyni w ostatnich wyborach prezydenckich. Ale nie według Białoruskiej Komisji Wyborczej, która orzekła, że wybory wygrał Aleksander Łukaszenko.

Od niedzieli 9 sierpnia przez kilka dni atmosfera radości ustąpiła miejsca grozie i terrorowi. Wojska wewnętrzne regularnie ścierały się z protestującymi, którzy nie uznali tego, aż 80% głosów otrzymał urzędujący od 26 lat prezydent Łukaszenko. Te sceny – szczególnie z wtorku i środy, kiedy OMON w bestialski sposób pacyfikował nawet małe grupki obywateli, a w areszcie według różnych źródeł znalazło się od 7 do 8 tys. osób – zmieniły dla wielu wszystko. 

Aż przyszedł czwartek, kiedy z ulic Mińska oraz większych miast OMON zniknął. Wielu uznaje, że to za sprawą kobiet w bieli oraz coraz liczniej strajkujących zakładów. Z tym milicja już nie wie, jak sobie poradzić. Jak podejść do ustawiających się razem kobiet? Jak uspokoić sprzymierzeńców Łukaszenki, czyli robotników?

Czwartek, piątek i sobota przebiegły w iście szampańskiej, zwycięskiej atmosferze. A gdy żołnierze OMON-u, zgromadzeni w nielicznej jak na nich grupie, opuścili tarcze pod siedzibą rządu przy Placu Niezależności w Mińsku, ba, wręcz pozwolili na wplatanie w nie kwiatów, całowanie i przytulanie, padło pytanie, czy to już? Czy to ten moment, ten obrazek znany z wielu rewolucji, kiedy siły rządowe przechodzą na stronę protestujących? Przecież pojedyncze obrazki, np. kobiety podchodzącej z kwiatami do ubranego w pancerny uniform policjanta, są tak ważnym momentem dla każdej rewolucji. Bo te w dużej mierze rozwijają się poprzez gesty, symbole oraz emocje.

Jednak gdy wśród zgromadzonych wokół siedziby rządu nagle wybucha balon, wszyscy nerwowo się obracają. Gdy ulicami przejedzie czarna furgonetka albo wojskowa ciężarówka, wesołe rozmowy ustają przy stolikach w restauracjach. 

Tak, na ulicach wielu miast Białorusi trwają radosne zgromadzenia.

Nie, jeszcze nikt nie wie, co dalej. 

Z jednej strony szef MSW w nieporadny sposób przeprasza za akty agresji, z drugiej pojawia się informacja o rozmowie Łukaszenki z Putinem…

Mamy więc wiele niewiadomych. Nie ma liderów, jest autorytarny przywódca, który powiedział w wywiadzie 10 dni przed wyborami, że nie wyobraża sobie nie być prezydentem: „Co miałbym robić?”. Do tego Rosja, która oczywiście nie ma zamiaru i nie może sobie pozwolić na „ucieczkę” kolejnego bratniego narodu. W tym momencie możemy przyklasnąć tym, którzy mówią: „to nie rewolucja, bo do zmiany władzy nie doszło (jeszcze)”, albo „ona jest skazana na niepowodzenie”.

Są jeszcze ci, którzy rozpatrują wydarzenia na Białorusi tylko w kategoriach szachownicy geopolitycznej: 10 mln. ludzi, figur z czarno-białego świata. Nie ważne są prawa człowieka i aspiracje samego społeczeństwa, ponieważ jest interes polityczny.

Ale jeśli zostawimy to wszystko z boku, to wyłoni się też inny obraz, który pozwala opisywać te wydarzenia właśnie w kategoriach rewolucji. Chodzi o zmiany, które zachodzą w świadomości Białorusinów.

Nim wyjaśni się to, co dalej – przyjrzyjmy się tym ostatnim dniom. Wyjazd Cichanouskiej na Litwę, wymuszony przez służby rządowe, nie zachwiał protestującymi. Wszyscy wiedzą, dlaczego tak się stało. Ale to też nie jest typowy protest – hierarchiczny, oparty o jakąś formę instytucji. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że z punktu widzenia władzy, która próbuje utrzymać kontrolę za wszelką cenę, jest to najgorszy z protestów, bo nie ma lidera. Kiedy jedno ognisko protestu zostało rozbite, pojawiały się kolejne.

Pragnienie zmian i uświadomienie sobie, że ich głos jest ważny

Działania władz eliminujące niezależnych kandydatów powodują zjednoczenie wyborców wokół kandydatki Swiatłany Cichanouskiej.

Ludzie nie chcą, żeby odebrano im ich głosy. Jeszcze przed wyborami, podczas kampanii, widać było wyraźnie, że ta elekcja będzie inna. Białorusini są gotowi bronić swojego wyboru.

Według protestujących wyniki wyborów zostały sfałszowane. 9 sierpnia Centralna Komisja Wyborcza poinformowała, że w trakcie głosowania przedterminowego, w okresie od 4 do 8 sierpnia, swój głos oddało aż 41,7% wyborców. To rekordowy wynik i tego typu głosowanie, przy braku odpowiedniej niezależnej kontroli nad jego przebiegiem, daje dużą możliwość sfałszowania wyników.

Po zamknięciu lokali wyborczych o godz. 20 białoruska telewizja państwowa przedstawiła dane oficjalnego exit poll, według którego urzędujący prezydent otrzymał 79,7% głosów, a niezależna kandydatka Swiatłana Cichanouska – 6,8% głosów.

W dzień wyborów w obawie przed aresztowaniem z Białorusi wyjechała żona niezarejestrowanego kandydata w wyborach prezydenckich Walerija Cepkały, która wchodziła w skład sztabu wyborczego kandydatki Cichanauskiej.

10 sierpnia CKW Białorusi poinformowała o wstępnych rezultatach wyborów: Aleksander Łukaszenko – 80,08%, Swiatłana Cichanouska – 10,09%. 14 sierpnia opublikowano ostateczne wyniki: Łukaszenko – 80,1%, Cichanouska – 10,1%.

W taki rezultat od początku trudno było uwierzyć Białorusinom, którzy wzięli udział w wyborach.

Protesty i samoorganizacja

Jeszcze przed wyborami niezależne kanały w sieci społecznościowej Telegram publikowały instrukcje, jak się zachowywać i co wziąć ze sobą na protesty. Przede wszystkim jednak pojawił się plan, zresztą bardzo prosty: najpierw próba zebrania się w wokół swoich komisji wyborczych z żądaniem wywieszenia rezultatów, a następnie wyjście na protest w centrum Mińska oraz na centralne place i ulice innych miast.

Odbywa się to przy braku liderów, zorganizowanych struktur opozycyjnych, które mogłoby wesprzeć protesty. Tym niemniej ludzie wychodzą na ulice. Szybko doszło do starć, przeciwko protestującym wysłano oddziały OMON-u. Użyto pocisków gumowych i granatów ogłuszających oraz gazowych. W wyniku działań OMON-u zostały ranne pierwsze osoby. Starcia trwały do późnych godzin nocnych. Z różnych miejsc stolicy Białorusi dobiegały odgłosy ciężkich eksplozji i wystrzałów.

Władze Białorusi odcinają internet, uważając, że jest to jedno z głównych narzędzi mobilizacji i koordynacji działań protestujących. Dzień po wyborach ludzie znów się zbierają na ulicach miast. Dochodzi do starć.

Kolejne dni pokazują, że Białorusini potrafią się samoorganizować bez liderów, klasycznego sztabu koordynacyjnego (taką funkcję przejmują w pewnym sensie niezależne kanały Telegramu). Siły porządkowe starają się przenieść protestujących jak najdalej od centrum, które jest blokowane wczesnym wieczorem.

Protesty przenoszą się do oddalonych od centrum dzielnic i często mają charakter spontaniczny. OMON i ściągnięci żołnierze wojsk wewnętrznych brutalnie pacyfikują pokojowe protesty.

Na brutalność OMON-u protestujący odpowiadają różnymi nowymi formami aktywności i samopomocy. Pojawia się protest samochodowy – kolumny aut starają się blokować ulice. Do tego masowo używane są klaksony, ich użycie to potwierdzenie poparcia dla protestów.

Mieszkańcy bloków w pobliżu miejsc starć otwierają drzwi do klatek, często widać dyżurujące przy nich osoby, które je przytrzymują. Wszystko po to, aby zapewnić miejsca schronienia uciekającym przed OMON-em ludziom (na kanałach Telegramu publikuje się również kody do zamków cyfrowych w blokach z konkretnymi adresami).

Ale to nie wszystko. Od samego początku protestów nawoływano do organizacji strajku generalnego w całym kraju. Początkowo wydawało się, że apel ten zakończył się niepowodzeniem, jednak z upływem kolejnych dni, coraz więcej pracowników państwowych zakładów przyłączyło się do protestu. To zapewne musiało wywołać zaniepokojenie władz.

Wiara w zmiany, czyli zwycięstwo

Próba zastraszenia społeczeństwa i tym samy złamania oporu nie udaje się. Białoruskie władze nie są też w stanie bez końca blokować internetu. Generuje to straty gospodarcze. Niektóre firmy działające przede wszystkim w sieci zaczynają myśleć o przeniesieniu swojego biznesu do sąsiednich państw.

Zresztą blokada internetu, która częściowo była omijana, nie zapobiegła mobilizacji protestujących. Po kilku dniach starć z OMON-em ludzie uwierzyli, że są w stanie przeciwstawić się nawet tak brutalnym działaniom. Wzrosła determinacja i pojawiła się wiara w zwycięstwo. Wielu tłumaczy, że wyszli na ulice przeciwko bezkarnej przemocy wobec zwykłych ludzi. Podczas kilku dni protestów zatrzymano ok. 7 tys. z nich. Kiedy władza zdecydowała się ich wypuścić, pojawiły się liczne świadectwa tortur, którymi byli poddawani w aresztach. To wywołało jeszcze większe oburzenie i sprzeciw aktywnej części społeczeństwa.

Czy na Białorusi odbywa się rewolucja?

Wielu komentatorów mówi, że nie można opisywać wydarzeń na Białorusi w kategoriach rewolucji. I rzeczywiście, nawet sami protestujący, nie używają takiego terminu. Ale ostatni tydzień przyniósł – wydaje się – rewolucyjne zmiany w świadomości samych Białorusinów. Już nie chodzi tylko o zmęczenie władzą, to aktywna postawa na rzecz zmian.

Trudno dzisiaj prognozować, jak zakończą się wydarzenia w tym kraju, ale możemy mówić o ważnym momencie zmian świadomościowych i nowym punkcie odniesienia dla współczesnej tożsamości narodowej i budowy społeczeństwa obywatelskiego.

Autorzy: Piotr Andrusieczko oraz Jakub Górnicki

Zdjęcia: Marcin Suder

—— Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Więcej informacji: Białoruś