PL | EN

Mięso na wirtualnej pustyni

Mięso i piasek (Carne y arena) jest ok. 7-minutowym filmem wirtualnym wyreżyserowanym przez Alejandro Gonzáleza Iñárritu, meksykańskiego reżysera nagrodzonego Oscarem za film Birdman. Dzięki wizji autora widz ma szansę wejść na chwilę w rolę nielegalnego emigranta.
Wirtualna rzeczywistość

Na podłodze 200-metrowej sali, w której się znajduję, wysypano piasek. Lampy podwieszone na wysokości stóp świecą pomarańczowym światłem. Panuje tutaj kompletna cisza. Jeden z pracowników wystawy Mięso i piasek zakłada mi plecak z czujnikiem oraz wirtualne okulary. – Kiedy zanurzysz się w wirtualnej rzeczywistości, będziesz mogła chodzić po sali, skakać, tylko nie wolno ci biegać – tłumaczy. – Jeśli poczujesz lekkie szarpnięcie, to znak, że jesteś blisko ściany i powinnaś pójść w innym kierunku.

Przez chwilę widzę przed oczami czarną plamę, aż nagle przenoszę się na pustynię. Świta. Otacza mnie morze piasku, gdzieniegdzie rosną kaktusy, w oddali zauważam grupkę mężczyzn i kobiet z dziećmi. Podchodzę do jednego z nich. Mężczyzna jest mojego wzrostu, ma wąsy i flanelową koszulę. Wyciąga telefon i dzwoni do żony, aby powiedzieć, że ta nie musi się o niego martwić. Za nim idzie starsza kobieta z małą dziewczynką. Dziecko ma na plecach mały, kolorowy plecak. Babcia mówi, że już brakuje jej sił. Domyślam się, że są oni emigrantami z Ameryki Łacińskiej, którzy próbują nielegalnie przekroczyć granicę ze Stanami Zjednoczonymi. Jestem częścią ich grupy.

W tym momencie zmienia się pora dnia, teraz jest noc. Nadal maszerujemy. Nieoczekiwanie do moich uszu dochodzi odgłos helikopterów. Oślepia mnie białe światło. Czuję na twarzy piasek. Wtem zauważam żołnierza z karabinem. Krzyczy po angielsku, żeby położyć się na ziemi, a ręce unieść do góry. W pierwszym odruchu mam ochotę biec i schować się za jednym z krzaków. Niestety żołnierz mnie zauważa, celuje do mnie z karabinu i na mnie krzyczy. Wpadam w panikę i ze strachu kładę się na ziemi. Pod palcami czuję ziarna piasku. Na chwilę zapomniałam, że to tylko film i nic mi nie grozi.

Specjalny Oscar

Mięso i piasek to ok. 7-minutowy film wirtualny wyreżyserowany przez Alejandro Gonzáleza Iñárritu, meksykańskiego reżysera mieszkającego w Stanach Zjednoczonych. Powstał we współpracy z Emmanuelem Lubezkim, meksykańskim operatorem filmowym, kilkukrotnie nagrodzonym Oscarem (za pracę przy filmach Birdman, Grawitacja i Zjawa). Reżyser bazował na wspomnieniach ludzi, którzy przez kilka dni maszerowali w upale przez pustynię, żeby pokonać nielegalnie granicę Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi.

Nie wszyscy uciekinierzy mają szczęście. Patrole co roku znajdują ok. 200, 300 ciał ludzi, którzy zginęli z wycieńczenia. Chociaż Donald Trump, amerykański prezydent, zaczął budować na granicy mur, żeby oddzielić się od Ameryki Łacińskiej, emigrantów to nie zniechęciło. Po prostu starają się go obejść, a ich wędrówka wydłużyła się do nawet 12 dni. Autor instalacji chciał uwrażliwić ludzi na ich los.

– To dla każdego odwiedzającego wyjątkowe doświadczenie, myślę, że jest również oczyszczające i pełne emocji – mówił w 2017 r. w Cannes, gdzie po raz pierwszy zaprezentował swoje dzieło. – Dzisiaj cała rzeczywistość jest zniekształcona, mówimy o imigrantach, gdy są uchodźcami. Ponieważ nie chciałem zamknąć swojej wizji, jedna scena przypomina, że niektórzy muszą pokonać oceany, a inni pustynie. Ja mam emigrację w sobie, sam nią jestem. Już w filmie Babel i w mniejszym stopniu w Biutiful omawiałem ten temat. Ale chciałem pójść dalej, przypomnieć, że ci ludzie nie są zagrożeniem, tylko szansą. Dla Meksyku są drugą siłą ekonomiczną, zaraz po dochodzie generowanym przez ropę naftową.

Mięso i piasek zdobył też w tym roku specjalnego Oscara w uznaniu dla „wizjonerskiego i potężnego doświadczenia narracyjnego”. John Bailey, przewodniczący Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej, w oświadczeniu napisał, że „Iñárritu i Lubezki otworzyli nowe drzwi do kinematograficznej percepcji”.

Niektórzy zastanawiali się, czy wystawa jest polityczną deklaracją uznanego reżysera wymierzoną w Donalda Trumpa. Iñárritu temu zaprzeczył i dodał, że prace nad filmem zaczęły się cztery lata wcześniej, „przed rzeczywistością, w której teraz jesteśmy”.
– Dla mnie to była próba zbadania ludzkiej kondycji, dzieło artystyczne, które mówiłoby o ludzkiej rzeczywistości i globalnym kryzysie ludzkości na świecie, nie tylko geograficznym i nacjonalistycznym.

Buty na pustyni

Film jest częścią większej instalacji przygotowanej przez reżysera. Po wejściu do innej sali nagle znajduję się w replice pomieszczenia, w którym przetrzymywani są złapani na granicy emigranci. Ściany zrobiono z blachy, nie ma okien, jest zimno. Po obu stronach metalowych ławek leżą znalezione na pustyni buty. Gdzie indziej mijam taki mur, jaki dzieli Meksyk od Stanów Zjednoczonych. Jest solidny i wysoki, trudno się na niego samemu wdrapać. Tutaj zapoznaję się z historią emigrantów m.in. z Nikaragui, Meksyku, Hondurasu i Salwadoru, którzy mówią o powodach, dla których zdecydowali się na wyjazd ze swojej ojczyzny. Uciekali nie tylko przed biedą i brakiem perspektyw, ale również przed zorganizowanymi gangami czyhającymi na ich życie. Niektórzy wyemigrowali do nowego kraju jako dzieci i chociaż zdobyli tam wykształcenie, mają pracę, amerykańskie żony i dzieci, są bez szans na zalegalizowanie pobytu.

Licencja za milion dolarów

Instalacja jeździ po całym świecie. Zaprezentowano ją już w Los Angeles w Stanach Zjednoczonych, w Mediolanie we Włoszech oraz w centrum kultury Tlatelolco w mieście Meksyk. Chociaż reżyser wspominał w wywiadach, że film nie jest na sprzedaż, to władze Meksyku musiały zapłacić za licencję ponad milion dolarów. Kolejne pół miliona kosztowały przewiezienie i montaż instalacji. To dużo więcej niż koszt innych wystaw, które zostały zaprezentowane w Meksyku w ostatnich latach. Poza tym tę wystawę odwiedza się pojedynczo i może ją obejrzeć ok. 50 osób dziennie. Organizatorzy wierzą jednak, że wydatek się zwróci, bo pomimo braku reklamy bilety wyprzedają się na pniu.

W Arizonie, między Nogales a Sasabe, migranci mogą znaleźć schronienia po przekroczeniu granicy do Stanów Zjednoczonych. Schroniska te są prowadzone przez różne grupy i organizacje non-profit, które wspierają migrantów w stanie. Jeden z tych obozów, znany jako „Stary Obóz”, jest jednym z pierwszych utworzonych w tym rejonie.