W Obołońskim Sądzie Rejonowym Kijowa toczy się zaoczny proces byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Jest on oskarżony o zdradę stanu i zamach na integralność terytorialną kraju. Trwają przesłuchania świadków, które mogą nie tylko zaważyć na wyroku dla byłego prezydenta (grozi mu dożywocie), ale również odsłonić kulisy wydarzeń z końca lutego 2014 r.
24 stycznia do sądu przybył przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy Andrij Parubij oraz były premier Autonomicznej Republiki Krymu Anatolij Mohylow. Dzień później zeznawali dawni ochroniarze prezydenta Janukowycza, którzy byli obecni przy jego ucieczce.
Według prokuratury Wiktor Janukowycz w marcu 2014 r. zwrócił się do władz Federacji Rosyjskiej, aby ta wprowadziła na teren Ukrainy swoje wojska.
Rosyjskie MSZ potwierdziło w marcu 2017 r., że Janukowycz zwrócił się z takim pismem do władz kraju. Kopię tego dokumentu pokazywał podczas swojego wystąpienia w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w marcu 2014 r. ówczesny przedstawiciel Rosji Witalij Czurkin.
Zdaniem oskarżających Janukowycz próbował tym samym stworzyć podstawę prawną do wykorzystania rosyjskiej armii w celu okupacji części terytorium Ukrainy.
Przesłuchiwani przez sąd świadkowie mogą przekazać więcej informacji o tym, co działo się na Ukrainie pod koniec protestów na Majdanie w lutym 2014 r. oraz o kulisach rosyjskiej aneksji Krymu.
Janukowycz pod wpływem Rosji
24 stycznia w sądzie zeznawał przewodniczący parlamentu Andrij Parubij. Jego zdaniem Wiktor Janukowycz znajdował się pod rosyjskim wpływem od początku swojej prezydentury, czyli od 2010 r. Świadczyć o tym miał zainicjowany przez byłego prezydenta zwrot w kwestii członkostwa w NATO – w przyjętej pod wpływem Janukowycza ustawie o priorytetach polityki zagranicznej znalazł się zapis o „neutralnym statusie” Ukrainy. Według świadka kolejnym krokiem było podpisanie przez byłego prezydenta w 2010 r. tzw. umów charkowskich.
Parubij opowiedział również o sytuacji z końca lutego 2014 r., kiedy rozpoczęła się rosyjska operacja na Krymie. 27 lutego 2014 r. został mianowany sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy.
– Rozumieliśmy, że powinniśmy być gotowi na każdy scenariusz agresji, także ten najbardziej krytyczny: czyli atak Rosji na Ukrainę przeprowadzony z różnych kierunków – mówił Parubij.
Interesującym faktem, o którym opowiedział w sądzie, była telefoniczna rozmowa, którą odbył z Władimirem Żyrinowskim pod koniec lutego 2014 r. (dokładnej daty nie pamiętał). Rosyjski polityk zadzwonił do Parubija i groził, że jeśli Ukraina będzie „aktywnie bronić swojej suwerenności i integralności terytorialnej”, to Rosja może wprowadzić na jej terytorium regularne oddziały swojej armii, a przeciwko samemu Parubijowi wszcząć postępowanie karne oraz „podjąć działania, które będą zagrażać jego życiu”.
Przewodniczący parlamentu odpowiadał również na pytania dotyczące Krymu, ucieczki Janukowycza, wydarzeń podczas Majdanu i po nim. Parubij, który w czasie protestów w Kijowie na przełomie 2013 i 2014 r. kierował Samoobroną Majdanu, zeznał, że nie widział, aby uczestnicy protestów posiadali broń.
Najbardziej interesująca wypowiedź dotyczyła sytuacji Prawego Sektora po zakończeniu Majdanu. 1 kwietnia 2014 r., dzięki pośrednictwu m.in. Parubija, Prawy Sektor zgodził się na opuszczenie zajmowanego przez niego hotelu „Dnipro” w centrum Kijowa i na przejazd do jednej z kijowskich baz Służby Bezpieczeństwa Ukrainy.
Świadek opowiedział, że podczas negocjacji, w których brali udział szef MSW Arsen Awakow i kierujący SBU Wałentyn Naływajczenko, padło pytanie o udział Prawego Sektora w obronie kraju i podporządkowanie go strukturom siłowym. Przedstawiciele nacjonalistycznej organizacji nie chcieli przejść do Gwardii Narodowej organizowanej przez MSW.
– Zgodzili się na szkolenie w bazie SBU. W rozmowach brał udział obecny deputowany Borysław Bereza (…). Tej nocy uzgodniliśmy, że szef Służby udostępni bazę dla ich treningu, aby mogli przyłączyć się do oddziałów SBU – opowiadał Parubij.
Tym samym przewodniczący parlamentu potwierdził, że Prawy Sektor, podczas działań wojennych na Donbasie, współpracował z walczącymi tam oddziałami specjalnymi Służby Bezpieczeństwa Ukrainy.
Ostatni premier Krymu
24 stycznia w sprawie Janukowycza przesłuchano także Anatolija Mohylowa, który w momencie rozpoczęcia rosyjskiej operacji był premierem Autonomicznej Republiki Krymu.
Zeznania Mohylowa mogły być jednym z najbardziej interesujących momentów procesu i rzucić światło na kulisy wydarzeń z ostatniego tygodnia lutego 2014 r., kiedy doszło do zajęcia ukraińskich budynków rządowych przez uzbrojonych Rosjan. Niestety, były premier nie powiedział wiele na ten temat, a i sam prokurator nie był zbyt dociekliwy.
Mohylow stwierdził jedynie, że po zajęciu budynków administracyjnych w Symferopolu w nocy z 26 na 27 lutego 2014 r. z Kijowa nie nadeszły „żadne zrozumiałe polecenia” w sprawie ewentualnej reakcji na tę sytuację.
Były premier Krymu zaznaczył, że nie było możliwe ustalenie pochodzenia osób, które zajęły wtedy budynki administracji państwowej, ponieważ ich mundury nie posiadały żadnych oznaczeń. – W każdym razie wiadomo, że byli to ludzie o prorosyjskich poglądach. Nie posiadam jednak żadnych dowodów na to, że byli to przedstawiciele sił zbrojnych konkretnego państwa – dodał Mohylow.
O tym, że byli to rosyjscy wojskowi, polityk dowiedział się z mediów.
Mohylow opowiedział również o swoim ostatnim spotkaniu z Wiktorem Janukowyczem, które miało miejsce 21 lutego 2014 r. w siedzibie administracji prezydenta w Kijowie.
– Janukowycz powiedział, że jego życiu zagraża niebezpieczeństwo. Dodał, że w Kijowie jest wielu ludzi z bronią, wiele nielegalnych formacji militarnych, i że dlatego musi stamtąd wyjechać – opowiedział w sądzie były premier.
Ochroniarze byli do końca
Ale to nie Mohylow był jedną z ostatnich osób, które widziały byłego prezydenta przed jego ucieczką do Rosji. 25 stycznia sąd przesłuchał dwóch ochroniarzy Janukowycza: Ołesia Szarana i Wjaczesława Kozłowa. Jako pracownicy Państwowego Zarządu Ochrony towarzyszyli Janukowyczowi do 24 lutego 2014 r.
Prokuratura twierdzi, że Janukowycz uciekł ze swojej rezydencji w Meżyhirii do Rosji, co dało podstawy do odsunięcia go od władzy i wyznaczenia Ołeksandra Turczynowa jako pełniącego obowiązki prezydenta.
Z kolei obrona przekonuje, że Janukowycz nie uciekał z Meżyhirii, ale w ramach prezydenckich obowiązków pojechał najpierw do Charkowa, a następnie na Krym.
Zeznania ochroniarzy nie ujawniły zasadniczo niczego nowego. Trasa ucieczki Janukowycza była znana już wcześniej. Poznaliśmy jednak pewne interesujące szczegóły dzięki osobom, które towarzyszyły Janukowyczowi w ostatnich chwilach jego pobytu w na Ukrainie.
Najwięcej informacji dotyczących ostatnich dni przed ucieczką i przemieszczania się Janukowycza podał Ołeś Szaran, który był odpowiedzialny za bezpieczeństwo prezydenta podczas jego podróży. Ochroniarz opowiedział, że 21 lutego 2014 r. ok. godz. 22.00 prezydent i jego ochrona wylecieli z rezydencji w Meżyhirii dwoma helikopterami do Charkowa. W tym czasie do ciężarówek pakowano rzeczy z rezydencji, w tym obrazy.
W Charkowie na Janukowycza czekał Mychajło Dobkin, ówczesny szef administracji obwodu charkowskiego. Janukowycz przenocował w rezydencji należącej do administracji obwodu, a na drugi dzień poleciał do Doniecka. Podczas przelotu kontrolerzy ruchu powietrznego próbowali zawrócić helikoptery do Charkowa, grożąc zastosowaniem środków wymuszających lądowanie.
Janukowyczowi udało się jednak dolecieć do Doniecka. Na tamtejszym lotnisku czekały na niego i jego ludzi dwa samoloty Falcon, ale funkcjonariusze służby pogranicznej nie zgodzili się na ich start.
Z opowieści Szarana dowiadujemy się, że Janukowycz pojechał do nieznanej ochroniarzowi rezydencji w Doniecku (prawdopodobnie była to rezydencja oligarchy Rinata Achmetowa).
Wieczorem Janukowycz z ochroną wyruszył dwoma samochodami w kierunku Krymu. Wcześniej ochroniarzom nakazano oddać telefony komórkowe. Podczas przejazdu szef ochrony otrzymał informację, że w pobliżu Melitopola może dojść do próby zatrzymania ich kolumny. Samochody zawróciły i dalej poruszały się bocznymi drogami bez świateł. Między godziną 2.00 a 3.00 w nocy z 23 na 24 lutego kolumna dotarła do polany, gdzie czekały na nią trzy helikoptery.
– Śmigłowce były wojskowego typu, bez znaków rozpoznawczych. Myślę, że należały do Federacji Rosyjskiej – dodał Szaran.
Helikoptery wylądowały na nieznanym dla świadka terytorium. Tam Janukowycz i jego ludzie przesiedli się do samolotu typu An. Na pokładzie znajdowała się dodatkowo grupa nieznanych, uzbrojonych osób. Samolot, ze względu na problemy techniczne, wylądował na nieznanym lotnisku, gdzie wszyscy przesiedli się do drugiego samolotu podobnego typu.
24 lutego około południa wylądowali na Krymie. Według ochroniarza była to rosyjska baza. Oczekiwało na nich 30 żołnierzy w rosyjskich mundurach. Stamtąd Janukowycz pojechał do Jałty, do sanatorium należącego do rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, a stamtąd wyruszył do rosyjskiej bazy w Sewastopolu.
– Późnym wieczorem prezydent odszukał nas na placu, podziękował nam za służbę i zapytał, kto chce jechać z nim dalej. Ci, którzy się zdecydowali, napisali podania o zwolnienie i zdali broń. Po tym Janukowycz wyszedł i pojechał w nieznanym kierunku. Więcej go nie widzieliśmy – dodał Szaran.