Saakaszwili za kratkami, zwolennicy protestują, pytanie "co dalej?" pozostaje bez odpowiedzi
Tym razem policja (a nie jak poprzednio Służba Bezpieczeństwa Ukrainy) przeprowadziła sprawną akcję zatrzymania Micheila Saakaszwilego, którego znaleziono w jednym z mieszkań w Kijowie. Od poprzedniej próby aresztowania minęły trzy dni, podczas których, poszukiwany listem gończym były prezydent Gruzji, występował w pobliżu… ukraińskiego parlamentu.
Do zatrzymania doszło późnym wieczorem 8 grudnia. Lider Ruchu Nowych Sił został natychmiast przewieziony do aresztu Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, niedaleko stacji metra Arsenalna w centrum Kijowa.
Posadzić za wszelką cenę, a może dać polityczną perspektywę?
Po pierwszej nieudanej próbie ujęcia Saakaszwilego, posadzenie go było sprawą reputacji ukraińskich organów ścigania. Pytanie, czy zatrzymanie lidera Ruchu Nowych Sił nie wzmocni jego politycznej wagi?
W nocy z piątku na sobotę do aresztu śledczego, gdzie przewieziono Saakaszwilego, przybyli również jego zwolennicy. Jednak na znane jeszcze z czasów Majdanu hasło: „Kijów wstawaj!” odpowiedziało niewielu. Pod aresztem było ok. 100 – 150 osób .
– Misza! Misza! Sława Ukrainie! – krzyczeli zebrani.
Jeden z podjazdów do siedziby SBU protestujący zablokowali prowizoryczną barykadą ze śmietników. Na miejsce ściągnięto oddziały policji i Gwardii Narodowej . Doszło do słownych przepychanek, ale generalnie było spokojnie.
Pod areszt przybyli też najbliżsi współpracownicy Saakaszwilego, w tym Dawid Sakwarelidze, były zastępca prokuratora generalnego Gruzji i Ukrainy, który zapowiedział kontynuowanie protestów.
Sam Saakaszwili przekazał przez swoich adwokatów apel do Ukraińców, by wyszli w niedzielę (10 grudnia) na marsz „Za impeachment!”.
I rzeczywiście, wydaje się, że te słowa poskutkowały. W niedzielę, według różnych szacunków, mogło być od 10 do 15 tys. ludzi. Policja twierdzi, że w marszu uczestniczyło do 3 tys. osób, ale generalnie był to najliczniejszy zryw zwolenników Saakaszwilego od momentu, kiedy zaczął on organizować uliczne protesty.
Manifestacja przeszeszła od Parku Szewczenki do Majdanu Niepodległości, gdzie ustawiono scenę.
– Jura won, Jura won! – to jedno z licznych haseł, które padały ze sceny. Odnosiło się konkretnie do prokuratora generalnego Jurija Łucenki.
Dalej część protestujących ruszyła pod areszt, w którym przebywa Saakaszwili. Kolumnie towarzyszył samochód z aparaturą nagłaśniającą. Część uczestników zrobiła krótki przystanek w pobliżu administracji prezydenta, wykrzykując hasła przeciwko Petrowi Poroszence.
Na miejscu, w pobliżu aresztu, odśpiewano hymn Ukrainy , a protestujący skandowali: „Misza, Misza!”, „Hańba!”, „Miszy wolność, Poroszenko do celi!”.
Organizatorzy, zwracając się do protestujących, mówili nie tylko o Saakaszwilim, ale również o ataku władzy na Narodowe Antykorupcyjne Biuro Ukrainy. Oskarżali prezydenta i prokuratora generalnego o krycie osób skorumpowanych.
Część uczestników marszu zablokowała znajdujący się w pobliżu otwarty firmowy sklep słodyczy Roshen, należący do prezydenta Poroszenki. Sklep otoczyła policja, w kierunku witryn poleciało kilka śnieżnych kul, doszło do słownych utarczek z policją. Organizatorzy od razu zaapelowali, żeby nie dopuścić do prowokacji i wypuścić ze sklepu znajdujące się tam dzieci. W sumie nie ucierpiała nawet choinka znajdująca się przed sklepem.
Protestujący udali się następnie pod siedzibę Prokuratury Generalnej. Cały marsz miał pokojowy charakter, a organizatorzy anonsowali kolejne akcje z jeszcze większa liczbą uczestników.
11 grudnia sąd powinien zdecydować, jakie środki zostaną podjęte wobec Saakaszwilego. Prokuratura Generalna zapowiedziała, że będzie wnioskowała o areszt domowy. Chociaż, kiedy zatrzymywano pierwszy raz byłego prezydenta Gruzji, pojawiły się poważne zarzuty mówiące o tym, że mógł on wspierać zamach stanu. Co więcej, środki podjęte wówczas wydawały się poważane, jak przystało na niebezpiecznego przestępcę. Operację przeprowadzała wtedy Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, tyle że zadziwiająco nieskutecznie…