Przed Nowym Rokiem z niewoli prorosyjskich bojowników wróciło do domów 73 Ukraińców. Według ukraińskich danych na terenie nieuznawanych republik wciąż przetrzymywanych jest ponad 100 Ukraińców, ale liczba ta może być większa, bo ponad 400 osób uznano za zaginione podczas działań bojowych na Donbasie. Rodziny przetrzymywanych apelują do wspólnoty międzynarodowej o pomoc w ich uwolnieniu.
W czasie spotkania z polskimi dyplomatami i dziennikarzami w ambasadzie RP w Kijowie tak przedstawiali się bliscy osób, które wciąż przebywają w niewoli u prorosyjskich bojowników na wschodzie Ukrainy:
– Jestem mamą Serhija Iwanczuka, który od 11 miesięcy przebywa w jednoosobowej celi. Nie mamy od niego żadnej informacji.
– Jestem siostrą Serhija Chotjenowa. Podczas wycofywania się z Debalcewa został ranny i trafił do niewoli 15 lutego 2015 r.
Takich osób według danych Służby Bezpieczeństwa Ukrainy jest 103. Ale zdaniem ekspertów i rodzin uwięzionych jest więcej.
– Są świadkowie, którzy widzieli ich w miejscach przetrzymywania – podkreśla Tetjana Adrusyszyn, siostra Chotjenowa.
Niektórzy z tych, którzy wciąż przebywają w niewoli, znajdowali się na liście do zwolnienia przygotowywanej przed grudniową wymianą, ale zostali z niej wykreśleni przez bojowników – taką wersję przekazano ich rodzinom podczas spotkania z prezydentem Petrem Poroszenką 26 grudnia.
– Według relacji powracających chłopców separatyści powiedzieli, że ci, którzy pozostali w niewoli, są gwarancją tego, że będzie drugi etap wymiany. “Zabierzemy tych, którzy są nam potrzebni, a przebywają u was” – mówi jedna z kobiet, której mąż wciąż przebywa w niewoli na terenie tzw. Donieckiej Republiki Ludowej.
Z relacji wynika, że w znacznie gorszych warunkach znajdują się przetrzymywani w tzw. Ługańskiej Republice Ludowej:
– Sytuacja jeńców w Doniecku jest lepsza. Trafiają tam listy, paczki. W Ługańsku, gdzie siedzą nasi chłopcy, jest gorzej.
Znajduje się tam, co prawda, przedstawicielstwo Czerwonego Krzyża, ale w rozmowie telefonicznej pracownicy CK uprzedzili, że nie będą w stanie dostarczyć jeńcom naszych paczek. Podobno tamta strona odmawia przyjmowania – dodaje druga, narzekając, że z rodzinami tych, którzy przebywają w niewoli w tzw. ŁRL, nikt z władz ukraińskich w trakcie ostatniej wymiany się nie kontaktował i nie poinformował, dlaczego ich bliscy nie zostali zwolnieni.
Więźniowie Kremla
Ukraińcy są więzieni nie tylko przez prorosyjskich bojowników. Kilkudziesięciu z nich przebywa w aresztach śledczych oraz więzieniach Rosji i liczba ta wciąż rośnie. Pierwsze zatrzymania przez rosyjskie służby miały miejsce na zaanektowanym Krymie. W maju 2014 r. w Symferopolu zatrzymano trzech ukraińskich aktywistów: Ołeha Sencowa, Ołeksandra Kolczenkę oraz Hennadija Afanasjewa, których oskarżono o terroryzm. Wszyscy zostali skazani na kary długoletniego więzienia. Mimo protestów opinii międzynarodowej reżyser Ołeh Sencow dostał wyrok 20 lat więzienia, a aktywista Kolczenko – dziesięciu lat więzienia. Jedynie Afanasjew, którego skazano na siedem lat pozbawienia wolności, został zwolniony i wrócił w czerwcu 2016 r. do domu.
Zarówno wśród skazanych na wieloletnie wyroki i odbywających kary w rosyjskich więzieniach, jak i aresztowanych, są: Tatarzy krymscy, osoby, które nie ukrywały swoich proukraińskich poglądów na zaanektowanym Krymie, dziennikarze oskarżeni o szpiegostwo, czy też członkowie ukraińskich nacjonalistycznych ugrupowań. W wielu przypadkach międzynarodowe organizacje praw człowieka uznają, że są to więźniowie sumienia.
Prawami uwięzionych w Rosji zajmuje się powołana na początku 2017 r. organizacja społeczna o nazwie „Krewni więźniów politycznych Kremla”.
– Uważamy, że tylko wspólnym wysiłkiem wspólnoty międzynarodowej i poprzez naciski na Rosję możemy wymóc zwolnienie naszych bliskich – mówi przewodniczący organizacji Ihor Hryb.
Jego syn – 19-letni Pawło Hryb – zniknął 24 sierpnia 2017 r. na Białorusi. Później okazało się, że na dworcu autobusowym w Homlu porwali go zamaskowani mężczyźni. Został wywieziony do lasu i przekazany innej grupie, która przetrzymywała go dobę w pomieszczeniu bez okien. Następnie przewieziono go do obwodu smoleńskiego na terenie Federacji Rosyjskiej, gdzie został oficjalnie aresztowany. Stamtąd trafił do aresztu w Krasnodarze. Jest oskarżany o planowanie zamachu terrorystycznego w jednej ze szkół w Soczi.
– Dwa dni przed Nowym Rokiem dostaliśmy list, który był jak świąteczny prezent. Syn napisał go po ukraińsku, co jest dziwne, bo w areszcie zmuszają do pisania po rosyjsku. Skarży się w nim na stan zdrowia. Wiadomo, jakie są tam warunki – więzienie to więzienie. Ale Pawło spodziewa się, że uda mu się szybko wrócić do domu – opowiada jego ojciec.
Chłopca broni rosyjski adwokat. Dostęp do syna jest utrudniony zarówno dla rodziny, jak i ukraińskich dyplomatów pracujących w Rosji.
– Przez cały okres przebywania mojego syna w areszcie rosyjska strona nie zezwoliła na to, żeby spotkał się z mamą. Ale będziemy próbować dalej. Do tego w grudniu nie pozwolili na spotkanie Pawła z naszym konsulem. W listopadzie ich rozmowa trwała siedem minut, następnie ją przerwano. Powodem było to, że porozumiewali się po ukraińsku, chociaż konsul przyszedł z dokumentami Federacji Rosyjskiej, które na to pozwalają. Odpowiedziano im: „ja tutaj jestem prawem i jak powiem, tak będzie”, po czym spotkanie przerwano – dodaje ojciec przetrzymywanego Pawła.
Ihor Hryb podkreśla, że on i krewni innych uwięzionych przez Rosję byli zmuszeni do tego, aby się zorganizować. Na Ukrainie jest tylko przedstawiciel władz ds. więzionych przez prorosyjskich bojowników na terenie separatystycznych republik, ale wciąż nie ma oficjalnego pełnomocnika władz, który zajmowałby się losem osób więzionych w Rosji. Teraz rodziny przetrzymywanych walczą o to, by ktoś taki został powołany, i liczą na spotkanie w tej sprawie z prezydentem Poroszenką.
– Syn nie wierzy w uczciwy proces w rosyjskim sądzie. My też nie, bo nie było takich precedensów. Szukamy teraz sposobów, aby doprowadzić do jego uwolnienia. Powrót tych, którzy znajdują się obecnie w więzieniach w Rosji lub na Krymie, jest możliwy tylko na drodze wymiany – dodaje ojciec Pawła.
Uwolnieni przypominają o tych, którzy wciąż są więzieni
Rodziny tych, których zwolniono w grudniu, nie kryją radości, ale też nie zapominają o tych, którzy wciąż pozostają w niewoli i o ich bliskich.
– Nazywam się Natalia Bessarab i jestem żoną byłego jeńca wojennego Andrija Bessaraba, który został uwolniony wraz z innymi 27 grudnia. Mój mąż jest już w domu, ale na innych wciąż czekają ich żony, matki, siostry. To wielki ból. W kolonii karnej w Makijewce, gdzie przetrzymywano mojego męża, pozostało tylko czterech jeńców. Jest bardzo ciężko, kiedy wszystkich zabierają do domów, a na miejscu pozostaje jeszcze kilku naszych chłopców.
Jej mąż po zwolnieniu trafił wraz z innymi do szpitala. Wszyscy wrócili z różnymi problemami zdrowotnymi. I każdemu w jakimś stopniu jest potrzebna pomoc psychologiczna.
– Zdaniem psychologów oni ciągle są jeszcze pod wpływem adrenaliny. Wydaje mi się, że nie całkiem rozumieją, że to się już skończyło. Kiedy człowiek znajdzie się w takiej sytuacji, to kumuluje wszystkie swoje siły, żeby przeżyć. Myślę, że oni jeszcze nie odetchnęli – dodaje Natalia.
Jej mąż przebywał w niewoli 19 miesięcy i pięć dni. Do momentu zwolnienia Natalia miała ograniczony kontakt z nim, ale czasami udawało jej się przekazać mu listy i paczki.
– Było bardzo ciężko, w domu mam dwoje dzieci. Przez pierwsze dwa tygodnie nie mówiłam im o losie ich ojca. Mój starszy syn ma problemy z sercem i bałam się o niego. A później sami zobaczyli to w telewizji. Musieliśmy się jakoś trzymać, nie było innego wyjścia – dodaje Natalia Bessarab.
Natalia oraz rodziny innych uwięzionych wzajemnie się wspierali. W trudnych momentach, kiedy u kogoś pojawiały się problemy, pomagała im Iryna Heraszczenko (przedstawicielka prezydenta zajmująca się kwestią jeńców).
– Niestety, nie można tego samego powiedzieć o innych politykach – dodaje Natalia.
W niewoli Andrij Bessarab zaczął pisać wiersze adresowane do żony, ale również takie poświęcone Ukrainie: poemat „Porada Kozacka” ma 40 zwrotek i napisał je w ciągu trzech godzin.
– Możliwe, że zbierzemy wszystkie wiersze i je wydamy – dodaje na koniec Natalia.
Rodziny tych, którzy są więzieni przez prorosyjskich bojowników lub na terenie Rosji, wierzą, że nacisk ze strony opinii międzynarodowej na rosyjskie władze pomoże w uwolnieniu ich bliskich.