PL | EN

Putin z rekordowym wynikiem, ale bez Tatarów krymskich

W wyborach prezydenckich w Rosji Krym i Sewastopol znalazły się wśród regionów i miast z rekordowym poparciem dla Władimira Putina. Prezydent Rosji, który został wybrany na kolejną 6-letnią kadencję, otrzymał w skali kraju niemal 77% głosów. Według oficjalnych danych na Krymie zagłosowało na niego 92,2%, a w Sewastopolu 90,2% wyborców.

Ukraińskie media porównują wyniki wyborów na Krymie z wynikami tzw. referendum z 16 marca 2014 r., które legitymizowało przyłączenie półwyspu do Federacji Rosyjskiej. Wówczas, według oficjalnych danych, za przyłączeniem do Rosji zagłosowało 96,8% mieszkańców Krymu oraz 95,6% wyborców z Sewastopola. Frekwencja w niedzielnych wyborach prezydenckich wyniosła ok. 71,55%, czyli niemal 10% mniej niż podczas tzw. referendum.

Krymska kampania

W lutym rosyjska agencja prasowa RBK poinformowała, opierając się na źródłach zbliżonych do Kremla, że władze Krymu będą starały się zapewnić frekwencję w wyborach na półwyspie zbliżoną do tej z tzw. referendum. W tym celu zaplanowano uroczyste obchody rocznicy „krymskiej wiosny”, czyli przyłączenia Krymu do Rosji w 2014 r.

„Agitacja, zwłaszcza na Krymie, wiosną będzie narastać. Kremlowi zależy, aby właśnie w tym regionie uzyskać wysoką frekwencję” – napisano w materiale RBK.

Kulminacją kampanii wyborczej na Krymie była wizyta Władimira Putina. Rosyjski prezydent pojawił się w miejscu, gdzie powstaje most drogowy, który połączy Krym z Rosją. Co ciekawe, podczas spotkania z kierownictwem budowy, zapowiedziano oddanie go do użytku w maju 2018 r., choć miało to pierwotnie nastąpić w grudniu br. Wieczorem rosyjski prezydent wystąpił na mityngu w Sewastopolu.

Przyłączenie Krymu jest symbolem zwycięstwa polityki Putina, za którą Rosja płaci wysoką cenę, głównie z powodu nałożonych na nią sankcji. Wybory prezydenckie 2018 r. odbyły się 18 marca, czyli w rocznicę podpisania aktu przyłączenia Krymu do Rosji.

Referendum 2014 r. i wybory 2018 r. na Krymie łączy brak obserwatorów z międzynarodowych organizacji (np. OBWE). Tym samym trudno zweryfikować zarówno rezultaty, jak i sam przebieg wyborów. Zresztą wyniki referendum i wyborów na Krymie przez szereg państw nie zostały uznane. Ich zdaniem Krym został nielegalnie przyłączony do Rosji i – w myśl prawa międzynarodowego – pozostaje częścią Ukrainy.

Co ciekawe, w mediach społecznościowych prorosyjscy mieszkańcy Krymu pisali, że „ludzi było średnio”. Wyborom towarzyszyły różnego rodzaju wystawy, np. twórczości dziecięcej. Wręczano podarunki tym, którzy pierwszy raz przyszli zagłosować. Natomiast w Sewastopolu w 2014 r. wyborcy po oddaniu głosu otrzymywali pamiątkowe medale za udział w tzw. referendum.

Tatarzy również porównali wybory z referendum

Przebywający w Kijowie liderzy samorządu Tatarów krymskich (Medżlisu) apelowali do swoich rodaków na półwyspie, aby ci zbojkotowali wybory. Takie same komunikaty można było usłyszeć na antenie telewizji krymskotatarskiej ATR, która, co prawda, została zakazana na Krymie, ale wciąż jest oglądana przez wielu Tatarów.

– Mój brat ze swojej wioski dalej niż do Symferopola nie wyjeżdżał. Nigdzie nie był w swoim życiu, niczego nie widział. Taksówkarz, prosty chłopak bez wykształcenia. Napisałem mu SMS: „Proszę nie idźcie głosować, przekażcie krewnym!” Odpisał mi obrażony, że traktuję ich jak „stado tępych baranów”, a oni wiedzą, co trzeba robić i na wybory nikt się nie wybiera – opowiadał cztery dni przed wyborami Erfan Kurdusow, który opuścił Krym jeszcze w 2014 r.

Jego zdaniem pokazuje to, jak prości ludzie odnoszą się do rosyjskich wyborów i dodaje, że z rodziny ani jego, ani jego żony nikt nie pójdzie zagłosować, a mówiąc o dwóch rodzinach, ma na myśli… 800–1000 osób.

Mieszkający na Krymie Tatarzy skarżyli się na nacisk ze strony rosyjskich władz. Do trójki znajomych Erfana dzwonili niby z firmy socjologicznej i pytali, czy pójdą na wybory i dlaczego nie. Ale chodzi też o groźby (np. zwolnienia), które padały pod adresem osób pracujących w budżetówce. Władze samorządu Tatarów krymskich (Medżlisu), którego działalność została zawieszona na Krymie przez Rosję, poinformowały, że nie zważając na naciski, większość Tatarów nie wzięła udziału w wyborach, tak samo, jak nie uczestniczyła w referendum w 2014 r. W dzień głosowania pozostali po prostu w domach albo odwiedzali krewnych.

Mieszkający w Symferopolu Zajir Smiedliajew, przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej Kurułtaju Tatarów krymskich, twierdzi, że na wybory poszło nie więcej niż 10% Tatarów.

Jednak te dane również trudno zweryfikować. Krymskotatarska dziennikarka Elwira, z którą rozmawiałem również kilka dni przed wyborami, zakładała, że Tatarzy, którzy są w jakiś sposób związani z administracją państwową, raczej pójdą do urn. – Pójdą dlatego, że nie mają wyboru. Chociaż tak naprawdę alternatywa istnieje zawsze. Ale jest to indywidualny wybór, a ja nie mam prawa go oceniać, ponieważ na Krymie teraz nie mieszkam – dodaje Elwira.

Jednocześnie dziennikarka przekonywała, że większość jej rodaków głosować nie pójdzie, gdyż przez ostatnie cztery lata nie spotkało ich nic dobrego ze strony rosyjskich władz. – Mają miejsce areszty, rewizje. Jeśli nie przyszli do mnie dzisiaj, to przyjdą jutro. Tak myślą Tatarzy – podkreśla Elwira.
Jej zdaniem apele Medżlisu o bojkot wyborów zadziałały, ale nie tylko one. Ważne są również komunikaty wysłane przez opinię międzynarodową, a w nich słychać, że Krym to Ukraina oraz że na półwyspie łamane są prawa człowieka, zwłaszcza Tatarów.

Kijów grozi

W ostatnich tygodniach ukraińskie władze również apelowały do Krymian, aby nie brali udziału w „nielegalnych wyborach prezydenta Rosji na terytorium półwyspu”. Kijów ostrzegał też obywateli Ukrainy (a na Krymie wiele osób nadal posiada ukraińskie paszporty), że ich udział w przygotowaniach do wyborów (np. bycie członkami komisji wyborczych) będzie oceniany jako współpraca z Rosją przy nielegalnych działaniach, za co grożą konsekwencje prawne.

19 marca Pawło Klimkin, minister spraw zagranicznych Ukrainy, podczas spotkania w Brukseli wręczył szefom MSZ krajów Unii Europejskiej listę 140 osób, które, zdaniem Kijowa, organizowały „nielegalne wybory na Krymie”. Ukraina oczekuje, że wobec nich zostaną wyciągnięte konsekwencje.

Więcej informacji: ArtykułyEuropaUkraina