PL | EN

Oszustwo wyborcze w Wenezueli

Nicolás Maduro po raz kolejny został prezydentem Wenezueli, ale pojawiły się zarzuty, że wybory zostały sfałszowane. Smartmatic, firma licząca głosy, przyznała, że doszło do manipulacji danymi wyborców. Według oficjalnych informacji w głosowaniu wzięło udział zaledwie 46% uprawnionych obywateli.

Doszło do fałszerstw

Luis Almagro, sekretarz generalny Organizacji Państw Amerykańskich, powiedział, że w Wenezueli miało miejsce „największe oszustwo wyborcze w Ameryce Łacińskiej”, po tym, jak firma licząca głosy przyznała, że doszło do fałszerstw.

Według rządowych danych w tym roku w wyborach prezydenckich wzięło udział 8 mln Wenezuelczyków, ale z tą liczbą nie zgadzają się opozycja ani prokuratura. Chociaż i tak oznaczałoby to bardzo niską frekwencję w porównaniu z wyborami w 2013 r., kiedy zagłosowało prawie dwa razy więcej obywateli. Również firma Smartmatic, która od roku 2004 była odpowiedzialna za dostarczanie platformy technologicznej i usług podczas wyborów w Wenezueli, ma spore zastrzeżenia.

– Audyt pozwoliłby nam poznać dokładną liczbę uczestników wyborów – powiedział Antonio Mugica, dyrektor generalny Smartmatic, w czasie konferencji prasowej w Londynie i zaznaczył, że przedstawiciele firmy nie mogli obserwować głosowania. – Szacujemy, że różnica między oficjalną liczbą a tą, którą wskazuje system, wynosi co najmniej milion wyborców.
Smartmatic zamknął właśnie swoje biuro w Wenezueli.

Ponowne wybory

– Miejmy nadzieję, że społeczeństwo zdecyduje, a wola ludu Wenezueli będzie szanowana tutaj i na świecie – powiedział Maduro, dotychczasowy prezydent Wenezueli i były współpracownik Hugo Cháveza, po oddaniu głosu w wyborach prezydenckich w minioną niedzielę. Dodał, że jego kraj zmierza w kierunku stabilności politycznej, oraz ostrzegł wyborców, że tak naprawdę podejmują decyzję między „głosowaniem a pociskami, ojczyzną a kolonią, pokojem a przemocą, niepodległością a podporządkowaniem”. Maduro domagał się również końca ostrej kampanii Stanów Zjednoczonych i kilku innych rządów, które nie uznają wyników wyborów.

– Wenezuela jest krajem, któremu należy się szacunek […]. Przede wszystkim [inne kraje] muszą uznać Wenezuelę i ruch boliwariański, siły boliwariańskie, którym przewodzę i które założył dowódca Chávez.

Niewielu Wenezuelczyków zdziwiło się, gdy komisja wyborcza poinformowała, że Nicolás Maduro został ponownie wybrany na prezydenta z przewagą ponad 6 mln głosów i ma sprawować urząd do 2025 r.

– Ja i moi sąsiedzi nie wzięliśmy udziału w głosowaniu na znak protestu – mówi Yadira Moreno, mieszkanka Caracas. – Wiedzieliśmy, że te wybory to farsa.
Przeciwnik prezydenta, 56-letni Henri Falcón, otrzymał zaledwie 1,8 mln głosów i publicznie zignorował wyniki.

Faltrump

– Dla nas nie było wyborów, trzeba przeprowadzić w Wenezueli kolejne wybory – powiedział przegrany kandydat w czasie spotkania z dziennikarzami w hotelu w Caracas.

Henri Falcón zgłosił swoją kandydaturę na prezydenta, podczas gdy większość opozycjonistów uznała, że w kraju nie ma warunków do uczciwych i transparentnych wyborów. Falcón miał jednak nadzieję, że kryzys ekonomiczny w Wenezueli (długie kolejki po artykuły spożywcze i benzynę) zmobilizuje ludzi do wzięcia udziału w głosowaniu i uda mu się skończyć z 20 latami rządów chavistów. Co ciekawe, ten były wojskowy, burmistrz Barquisimeto oraz gubernator stanu Lara początkowo sam wspierał Hugo Cháveza.

– W latach 80. Wenezuela też była pogrążona w kryzysie politycznym. W kraju szerzyła się korupcja tak jak dzisiaj – wytłumaczył swoją decyzję w rozmowie z BBC.

W 2010 r. stał się opozycjonistą, bo jak twierdzi, zmienił się kierunek polityki. Nie podobało mu się, że rząd zaczął być przeciwko prywatnym firmom i chciał pozbawić ziemi jedną z prywatnych fabryk w Barquisimeto.

Maduro publicznie nazwał Falcóna „Faltrumpem”, starając się wskazać na jego powiązania ze Stanami Zjednoczonymi i Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Niektórzy uważają, że tak naprawdę swoim udziałem w wyborach chciał on jedynie legitymizować wygraną Maduro.

Po ogłoszeniu wyników Henri Falcón zaprotestował m.in. przeciwko głosowaniu z udziałem osób trzecich (szacuje się, że dotyczyło to ok. 60% wyborców), które jego zdaniem jest działaniem antydemokratycznym. W dodatku 85% spośród kilkunastu tysięcy tzw. czerwonych punktów (namioty, w których zasiadali zwolennicy obecnego rządu) znajdowało się ok. 200 m od punktów wyborczych, a czasem nawet w środku. Wyborcy po głosowaniu szli do nich z kartą krajową, żeby potwierdzić swój udział w wyborach, który kwalifikował ich jako beneficjentów programów społecznych i obligacji rządowych. Niektórzy mieli nadzieję, że otrzymają też nagrodę pieniężną, którą Maduro obiecał w kampanii prezydenckiej.

Putin dzwoni z gratulacjami

Władimir Putin, prezydent Rosji, w poniedziałek pogratulował Maduro zwycięstwa, mówiąc, że to był historyczny moment. Wybory zostały jednak skrytykowane przez Stany Zjednoczone, Unię Europejską i niektóre kraje Ameryki Łacińskiej. Wkrótce po ogłoszeniu wyników Panama wydała komunikat, informując, że „nie uznaje wyników wyborów, które miały miejsce 20 maja w Boliwariańskiej Republice Wenezueli, ponieważ proces nie był demokratyczny ani partycypacyjny”. Kostaryka wyraziła „głęboką obawę, że w wyborach nie uczestniczyli wszyscy aktorzy polityczni lub niezależni obserwatorzy, co osłabia demokrację”. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Chile oznajmiło, że „nie uznaje ważności tego procesu wyborczego, który nie ma żadnej legitymacji ani nie spełnia minimalnych i niezbędnych wymogów, aby być wyborami demokratycznymi i przejrzystymi, zgodnie z międzynarodowymi standardami”.

W obliczu zarzutów, z którymi spotkał się rząd Wenezueli, Julio Borges, wenezuelski deputowany, zapewnił, że zostanie przeprowadzone śledztwo w sprawie manipulacji wynikami wyborów.
– Doszło nie tylko do oszustwa: jest to przestępstwo, które zaczyna się od samego szefa elektoratu – powiedział Borges w Federalnym Pałacu Legislacyjnym przed rozpoczęciem dzisiejszej sesji.

 

Na zdjęciu:  Avenida Bolivar de Caracas (fot. Adobe Stock).