Wróciliśmy z Budapesztu i Röszke. Nadal nie mamy odpowiedzi na pytanie, czy uchodźców przyjmować, czy nie. Nie to było naszym celem. Chciałem zrozumieć i poznać skalę zjawiska. Wracam za to z przekonaniem, że gdyby uchodźcy w znaczącej liczbie pojawili się przed jakimkolwiek dworcem w Polsce, pomoglibyśmy im z ogromnie wielkim sercem i zrozumieniem. W Budapeszcie też coś pękło – mówi nam Tamas*, aktywista organizujący nielegalne schroniska. Nie widziałem takiego zaangażowania społecznego od dawna. Wszystko dlatego, że uchodźcy nagle stali się widzialni. Zauważyliśmy ich na ulicy i stanęliśmy z nimi twarzą w twarz, a nie z propagandą. Pomiędzy pomocą tu i teraz, scenami, które chwytają za serce a debatą publiczną i narracją medialną, leżą pewne fakty, które chcę w tym tekście pokazać.
Wpatruję się w obrazki z Keleti już parę dni. Z niedowierzaniem. Jest rok wyborczy w Polsce i niejedną debatę publiczną przetrwaliśmy na Facebooku, jednak odkąd temat uchodźców wszedł w fazę “każdy musi mieć opinię”, odkryłem przykre, nieznane oblicze wielu moich znajomych. Nie dlatego, że mamy różne opinie, ale sposób w jaki je wyrażamy. Momentami kategorycznie niewybaczalny. Patrzyłem na te obrazki, które docierały do mnie przez media – te tradycyjne oraz społecznościowe – i w pewnym momencie coś we mnie pękło. Nie chciałem mieć opinii, chciałem przekonać się na własne oczy i spróbować Wam to przekazać. To temat trudny i czułem, że lepiej go zrealizować z kimś, dlatego ucieszyłem się, gdy Konrad z haloziemia.pl bez wahania odrzekł – ruszajmy.
To był piątek 4 września – rozpoczynamy przygotowania do wyjazdu na Węgry do Budapesztu oraz do obozu przejściowego w Röszke. Trzy dni później spotykamy się w nocnym autobusie.
Trasę do Budapesztu na dworzec Keleti pokonywałem wielokrotnie. Zawsze koleją. Uwielbiam budzić się na tym dworcu około siódmej rano, kiedy pociąg z Polski wtacza się na perony tej wielkiej stacji. Po nocy spędzonej na ciasnej kuszetce – co zawsze sprawia mi ogromną przyjemność – na pobliskim straganie kupowałem śniadanie. Miła starsza Pani zawsze miała świeże owoce a czasem kanapki. Dziś tego straganu nie ma – kupcy schowali się w nowym gmachu. W podziemiach za to pojawiły się namioty, a momentami i tłumy uchodźców, którzy próbują dostać się na jeden z pociągów odjeżdżających do Niemiec i Austrii z tego wschodniego dworca.
Wysiadając z busa wiedziałem, że chcę nie tylko naocznie przekonać się o tym, kim są ludzie, przedostający się do Europy w poszukiwaniu lepszego życia, ale poszukać odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Spróbować oddzielić emocje – choć łatwo to mówić – i poszukać faktów, zastępując szarpane informacje dostępne w rodzimym przekazie medialnym.
Rozmowy
– Czyli jakie to są pojęcia? – pytam
– To zależy, kto je stosuje – odpowiada Anika, pracowniczka Hungarian Helsinki Committee (dalej HHC) i wdajemy się w dłuższą konwersację dotyczącą nazewnictwa uchodźców.
Media oraz instytucje inaczej określają ludzi przekraczających granicę. Uprośćmy to sobie wprowadzając definicje czterech z nich:
- ”asylum-seeker” – osoba poszukująca azylu,
- uchodźca – osoba zmuszona do opuszczenia swojego kraju,
- imigrant – osoba dobrowolnie opuszczająca swój kraj,
- “illegal border crosser” – termin określający uchodźców stosowany przez węgierskie media
Illegal, czyli nielegalnie, czyli kryminalnie, ale przecież do granicy może podejść każdy i poprosić o status uchodźcy. I nic w tym złego nie ma. To tylko jeden z niuansów, który wykorzystują media, by wpływać na węgierską opinię publiczną, zgodną z oficjalnym przekazem rządowym.
Tamas jest zaaferowany rozmową na Skypie. Ma na sobie przepocony podkoszulek, dopija espresso i po chwili rzuca – co chcecie wiedzieć? – Wszystko, ale po kolei – odpowiadamy.
– Zbieram informacje, rozmawiam z ludźmi, jeżdżę po Budapeszcie. Wiem o wszystkim, co tu się dzieje.
– To wiemy, bo wszyscy, z którymi rozmawiamy, kierują nas do ciebie.
– Staram się wiedzieć możliwie wszystko – odpowiada i zaczyna.
Godzinę później kluczymy po jednym z dystryktów stolicy Węgier, by wejść do nielegalnego schroniska uchodźców. Tamas wie o sześciu takich miejscach. Organizowane oddolnie, oferują nocleg i prysznic dla uchodźców. Wolontariusze podchodzą do nich na ulicach i zapraszają w to miejsce. W naszym – jest akurat z 10 osób. W nocy będzie więcej – o 18 ruszy konwój po 12 osobową rodzinę. Pytamy, czy możemy do nich dołączyć skoro i tak udajemy się na południe, do obozu w Röszke.
Tamas kończąc rozmowę, zauważa wizytówkę z logiem Helsinki Committee – widzę, że byliście w “helsińskiej”. Tak.
To tam dowiadujemy się, że w najbliższych tygodniach granicę serbsko-węgierską przekroczy lub spróbuje przekroczyć ponad 40 000 osób. Idę dalej tropem danych, chcę zobaczyć, co oznacza czterdzieści tysięcy ludzi w skali całości.
Otwieram dane statystyczne z Office of Immigration and Nationality (dalej IOM), czyli oficjalnej agencji węgierskiego rządu, która zajmuje się m.in. imigrantami oraz uchodźcami. Na ich stronach dostępne są dokładne dane za lata 2013 i 2014. Brakuje tych z tego roku. Piszę więc oficjalne pismo. Jeszcze tego samego dnia dostaję informację zwrotną.
Przyjrzyjmy się zatem temu, co mówią dane o aplikacjach osób poszukujących azylu i ich liczbie:
- w 2013 roku było ich 18 900,
- w 2014 – 42 777,
- a w 2015 – na 3 września jest to 150 611. Do tego szacunkowe 40 000 w najbliższych tygodniach. Ale do końca roku mamy przecież trzy i pół miesiąca.
Innymi słowy, w ciągu najbliższych dwóch, trzech tygodni na granicy węgierskiej pojawi się tyle osób, ile w całym 2014 roku. Jednocześnie z danych HHC wynika, że ponad 90% z nich opuszcza teren tego kraju w ciągu dwóch tygodni. Dlatego zadaję sobie pytanie, dlaczego węgierski rząd podejmuje tak skrajnie antymigranckie działania.
Różne drogi
Spójrzmy na dwie mapy – pierwsza przygotowana przez UNHCR (Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców), a druga przez FRONTEX, czyli unijną instytucję zajmują się jej granicami (która, na marginesie, ma siedzibę w Warszawie).
Na powyższej mapie widzimy dokładną trasę przemieszczania się uchodźców z Turcji w głąb Europy. Widzimy dwa główne miasta, do których docierają – Ateny i Kavalę. Stamtąd przez przejście graniczne do Macedonii, a dalej do Serbii, która graniczy z Węgrami. Z Grecji udają się też do Włoch drogą morską.
Ta mapa pokazuje z kolei szerszą perspektywę wszystkich dróg dotarcia do Unii Europejskiej. Skupmy się na trasię “Western Balkan” (ang. zachodnie Bałkany), gdyż to ona prowadzi na Węgry. Jednak możemy też zobaczyć szerszą perspektywę i tych, którzy chcą lepiej zrozumieć obecną sytuację z uchodźcami, zachęcam do zapoznania się z danymi FRONTEXu. Zwróćmy jeszcze uwagę na trasę “Eastern Mediterranean” (ang. wschodnia śródziemnomorska), czyli z Turcji do Grecji. Według tych danych od stycznia do lipca przekroczyło ją ponad 130 tys. osób, a trasę bałkańską na Węgry – 92 tys. To też najliczniejsze obecnie drogi dotarcia do UE. Dla porównania – “trasę wschodnią” przez Słowację pokonuje 717 osób.
Strach ma wielką siłę
W lipcu tego roku rząd węgierski rozpoczął budowę płotu, który ma zatrzymać uchodźców i stawia go wzdłuż całej granicy z Serbią, czyli na długość 175 kilometrów. Koszt tego przedsięwzięcia to 98 milionów euro. Jednak już wcześniej FIDES, czyli partia premiera Viktora Orbana, wykorzystuje migrantów do walki politycznej. Trzeba zaznaczyć, że ich głównym politycznym konkurentem jest JOBBIK – partia o poglądach jeszcze bardziej ultra prawicowych niż sam Orban.
Szykując się do ostrych zmian w prawie, jeszcze przed ogłoszeniem decyzji o budowie płotu, na Węgrzech rząd rozpoczyna kampanię w teorii skierowaną do “migrantów”. Na billboardach pojawiają się trzy plakaty:
Piszę w teorii, gdyż plakaty są w języku węgierskim, a większość osób pojawiających się na granicy nim nie włada. Nakazujący ton, nacjonalistyczny wydźwięk – oddziałują raczej na węgierską opinię publiczną. Całość kosztuje 4,5 miliona euro i przedstawia problem migrantów jako największy obecnie problem polityczny Węgier. Za tym idą też poważne zmiany w prawie, które weszły w życie 1 sierpnia, a kolejne następstwa zobaczymy 15 września i 1 października tego roku. Nowe przepisy znacząco zmieniły sposób, w jaki uchodźcy i imigranci mogą dostawać się na Węgry. Otóż:
- uznano Serbię za kraj bezpieczny, a to oznacza, że “asylum-seekers” mogą zostać odesłani bezdyskusyjnie do każdego kraju na liście “safe-countries”,
- procedura rozpatrywania wniosku została znacząco przyspieszona,
- pojawił się wymóg kontaktu z krajem ojczystym,
- 15 września zostanie ukończony płot na granicy, a ta zostanie de facto zamknięta,
- od 1 października zostaną utworzone specjalne obozy na granicy “transition camps”, co sprawi, że uchodźcy będą przetrzymywani na granicy i tam będą rozpatrywane ich wnioski.
Innymi słowy, uchodźcy nie pojawią się już na Keleti.
Jak do tej pory władze węgierskie nie udzielają pomocy ludziom przekraczającym granicę. W obozie w Röszke pracują wolontariusze z organizacji pozarządowych i aktywiści. To oni wydają wodę, jedzenie oraz ubrania. Pomocy medycznej udziela Caritas. Są Czesi, Słowacy i Austriacy. Jest policja, ale ona czuwa tylko nad autobusami i próbuje nie doprowadzić do chaosu przy wsiadaniu do nich.
Aktywiści i HHC nie mają pojęcia, czy będą mogli pomagać, gdy powstanie nowy obóz. Władze milczą na ten temat. Na Keleti również cała pomoc organizowana jest oddolnie. O tym mówił właśnie Tamas, że wielu Węgrów odciętych od widoku uchodźców nagle się przebudziło, gdy tysiące pojawiły się w samym sercu stolicy. Inny Tamas, koordynuje pomoc na dworcu, tuż obok niego – w podziemiach prowadzących do metra – zorganizowano specjalny punkt, który wygląda i działa następująco: (mapka jest interaktywna, najedź kursorem na czerwone punkty).
Obóz na granicy pomiędzy Serbią a Węgrami za to tak:
Kim oni są?
Mogliśmy zrobić każde zdjęcie pasujące do narracji – “same kobiety”, “mnóstwo dzieci”, “sami młodzi mężczyźni” albo “to głównie rodziny”. Widzieliśmy dziennikarzy, którzy wymuszali różne kadry na uchodźcach. Wszyscy je znamy – zbliżenie na smutną twarz albo grupka przemęczonych osób, albo zrozpaczona twarz ojca z dzieckiem na rękach. Albo matki. Czytam, że uchodźcy są niewdzięczni i chcą tylko do Niemiec. Zestawię zatem te dwa zdjęcia – napisy są od siebie oddalone o jakieś 10 metrów. W tym wpisie poruszam się po danych, a nie po odczuciach, więc nie powiem Wam, przy którym robiono znacznie więcej zdjęć.
IOM na pytanie, czy posiada dane z uwzględnieniem płci i wieku azylantów, póki co, milczy. Wcześniej odpowiadał z szybkością błyskawicy. Ufam, że takie dane dostanę, na razie posiłkuję się danymi UNHCRu dotyczącymi wszystkich uchodźców przybyłych wpierw do Grecji (z których większość trafia potem na Węgry) – 21% to dzieci, 13% kobiety, a 66% mężczyźni. 70% z 250 tysięcy (ogólnie) to obywatele Syrii, 19% – Afganistanu. Schodząc na dane z Węgier, widzimy, że:
- w 2013 i 2014 roku dominującą nacją byli mieszkańcy Kosowa – odpowiednio 32% w 2013 i 50% w 2014 – mowa o aplikacji złożonych, czyli 6212 i 21453,
- potem Afgańczycy – 2013 – 2 328 // 12,32% i 2014 – 8 796 // 20,56%,
- a na trzecim miejscy Syryjczycy – 2013 – 977// 5,17% i 2014 – 6 857 // 16,03%
2015 roku (pierwszy kwartał):
- Afgańczycy – 17 906// 26,81%,
- Syryjczycy – 10 975// 16,43%,
- mieszkańcy Kosowa – 23 920// 35,81%,
- potem Pakistańczycy i Irakijczycy (4,9% i 4,85%).
Tutaj zaznaczyć trzeba, że w przeciwieństwie do Syrii na terenie Kosowa nie ma obecnie wojny ani kryzysu humanitarnego. Zatem najtrafniejszym określeniem wydaje się “asylum-seeker”, a nie uchodźcy.
Niewidzialni
Największy problem węgierskiego rządu, który wynika z tak dużej liczby osób przekraczających granicę, to ich nagła “zauważalność”. Bo wszystko się zmienia, kiedy stajemy twarzą w twarz z ludźmi, a nie – ze statystykami. Łatwo straszyć cyframi i tym, kogo nie znamy. Niewidzialni są też Węgrzy, którzy pomagają uchodźcom. Tworzą schroniska, do których ściągają ludzi z ulicy. W drodze do pracy idą z wielkimi reklamówkami niepotrzebnych ubrań i zostawiają je pod dworcem Keleti. Od 15 września Węgrzy będą dalej mogli udzielać schronienia, ale już przebywający tam uchodźca będzie to robił nielegalnie. Stąd lokalizacje tych miejsc są utrzymywane w tajemnicy.
To, że problem zostanie usunięty i zamknięty z dala od wzroku zwyczajnych ludzi a pewnie też mediów, wcale nie znaczy, że zniknie. Jeszcze trudniej będzie udzielać pomocy. Patrząc na inne dane, idzie jesień, potem zima, temperatura spada, nocą już dziś jest poniżej 10 stopni – sytuacja może być tylko bardziej dramatyczna.
Z danymi na papierze dyskutować trudno – można na ich podstawie wyciągać różne wnioski, ważne, żebyśmy mieli komplet informacji. Warto też do nich dodać jeden czynnik – ten ludzki. I zamienić niewidzialnych w widzialnych:
Źródła danych:
- Strona urzędu “Office of Immigration and Nationality”
- statystyki za lata 2013 i 2014
- pełne statystyki za okres do 30 czerwca 2015
- Asylum applications registered by OIN until 3rd of September: 150.611 (oficjalna korespondencja z urzędem)
- Strona Hungarian Helsinki Committee
- Strona na Facebooku węgierskiego Caritasu
- badanie opinii publicznej przez TARKI
- Dane UNHCR (Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców)
- Dane FRONTEX – European Agency for the Management of Operational Cooperation at the External Borders of the Member States of the European Union
—
*Tamas – imię zmienione