Rozmowy pokojowe w Soczi miały pokazać, że dialog jest możliwy. Jak podkreślał rosyjski prezydent Władimir Putin, kongres miał doprowadzić do przełomu i pokazać, że można skłonić wszystkie strony do dyskusji. Miał też okazać się skuteczny – w przeciwieństwie do trwających od 2012 r. rozmów w Genewie. W podobnym tonie o Kongresie Syryjskiego Dialogu Narodowego pisały rosyjskie media. Rzeczywistość okazała się jednak inna.
Kongres odbył się 30 stycznia w leżącym nad Morzem Czarnym kurorcie Soczi. 1500 delegatów dyskutowało o tym, jak wspólnymi siłami odbudować swój kraj. W rezultacie trwającej od siedmiu lat wojny w Syrii zginęło przynajmniej 400 tysięcy osób, a 11 milionów musiało opuścić swoje domy.
Bojkoty i protesty
Ostatecznie wszystko poszło nie tak. Konferencja, która miała trwać dwa dni, została w ostatnim momencie skrócona do jednego. Do tego rozpoczęła się z dwugodzinnym opóźnieniem. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow odczytał list od prezydenta Putina, w którym wzywa on do „przewrócenia tragicznej karty w historii Syrii”. W tym samym czasie część delegatów krzyczała, że Rosja odpowiada za śmierć cywilów. Inni odkrzykiwali w odpowiedzi prorosyjskie hasła. Wreszcie Ławrow poprosił o to, by pozwolono mu skończyć.
Ogromna część delegatów, obecnych podczas kongresu, reprezentowała reżim prezydenta Baszara al-Asada. Reprezentanci opozycji, którzy wzięli udział w konferencji, nie walczą z bronią w ręku i są blisko związani z władzą. Pozostali w większości zbojkotowali konferencję w Soczi. Byli też i tacy, którzy przyjechali, ale niespecjalnie interesowali się obradami. 83 delegatów w ostatnim momencie odmówiło udziału, gdy zobaczyło porozwieszane wszędzie oficjalne flagi Syrii. Uznają oni bowiem wyłącznie flagę, wprowadzoną na początku rewolucji w 2011 r. Delegaci przeczekali całą konferencję na lotnisku i dzień później wylecieli do Turcji. Twierdzili, że na konferencji miała być obecna wyłącznie neutralna symbolika, która nie będzie drażnić nikogo.
Żadna ze stron syryjskiego konfliktu nie spodziewała się, że kongres rzeczywiście doprowadzi do przełomu. Ich przedstawiciele mieli tylko nadzieję, że w końcu uda się wysłuchać reprezentantów kluczowych stron konfliktu. Ławrow powiedział, żeby „nie robić tragedii” z powodu tego, że „dwie czy trzy grupy” nie wzięły udziału w konferencji.
Do Soczi nie przyjechali też przedstawiciele Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Francji, czyli państw zaangażowanych w wojnę w Syrii. 30 stycznia francuski minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian powiedział, że rozwiązanie tego konfliktu może zostać osiągnięte tylko w trakcie rozmów pod auspicjami ONZ, “a to musi wydarzyć się w Genewie, nie w Soczi”.
47 ofiar jednego dnia
Przedstawiciele północnej Syrii, zamieszkałej głównie przez Kurdów, odmówili przyjazdu na kongres. Postanowili go zbojkotować po tym, jak 20 stycznia Turcja zaatakowała kontrolowany przez nich region Afrin. Operacja zaczęła się od ataków z powietrza. Tureckie samoloty mogły wlecieć w strefę nad regionem dlatego, że zezwoliła na to Rosja, która go kontroluje. Kurdowie poczuli się oszukani przez Rosjan, z którymi ostatnio zacieśniali współpracę. Oskarżyli Moskwę o to, że, podobnie jak władze w Ankarze, ma krew na rękach. Tereny kontrolowane przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) to ponad jedna piąta obszaru Syrii.
Walki o Afrin to niejedyny przykład działań zbrojnych w tym kraju. W prowincji Idlib reżim prowadzi ofensywę przeciwko koalicji Hajat Tahrir asz-Szam. 3 lutego bojownicy tego ugrupowania zestrzelili rosyjski samolot szturmowy Su-25. Pilot się katapultował, ale został zabity. Prawdopodobnie po wymianie ognia wysadził się w powietrze z użyciem granatu, bo nie chciał zostać wzięty do niewoli. Bomby zrzucane z rosyjskich samolotów spadają z kolei na ludność cywilną.
Od kwietnia 2013 r. trwa oblężenie przez siły reżimu wschodniej Ghouty. Miasto znajduje się nieopodal stołecznego Damaszku i zamieszkuje je niemal 400 tysięcy osób. Sytuacja panująca w Ghoucie uważana jest za jeden z najgorszych kryzysów humanitarnych od momentu rozpoczęcia wojny domowej w Syrii. Staffan de Mistura, specjalny wysłannik ONZ do Syrii, określił tamtejsze warunki mianem „epicentrum cierpienia”.
Tylko 3 lutego w różnych częściach Syrii – według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka – zginęło przynajmniej 47 osób.
Przez Soczi znowu do Genewy
Ostatecznie jednak kongres w Soczi, zamiast zastąpić proces pokojowy w Genewie, tylko podkreślił jego rolę. Delegaci wybrali komitet składający się ze 150 osób, które powinny przygotować projekt konstytucji. Mają to zrobić właśnie w Genewie. Siergiej Ławrow zapowiedział, że grupy, które były nieobecne w Soczi, też będą mogły wybrać swoich reprezentantów. Tym samym rozmowy w Genewie, choć wciąż nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, pozostają najbardziej obiecującym procesem pokojowym.