W nocy z 28 na 29 marca nieznani sprawcy ostrzelali z granatnika budynek konsulatu generalnego RP w Łucku. Nikt nie ucierpiał. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy uznała to za akt terrorystyczny.
Polski konsulat ostrzelano z granatnika z pobliskiej drogi. Pocisk przebił dach, zniszczone zostało również znajdujące się poniżej okno. Sprawców i nieodnaleziono . Według przedstawicieli policji i SBU w Łucku teren wokół konsulatu patrolowany był jedynie w dzień. Z nocnej ochrony ukraińskiej policji podobno zrezygnowała polska strona, twierdząc, że jest w stanie zabezpieczyć konsulat własnymi siłami.
Wszystko trwało zapewne bardzo krótko. Wykorzystano jednorazowy granatnik, którego użycie jest proste i nie wymaga długiego przygotowania do oddania strzału. Można powiedzieć, że jest to broń natychmiastowego użytku. – Należy zdjąć zaślepki, rozsunąć konstrukcję, ustawić proste przyrządy celownicze i broń jest gotowa do użycia.
Sądząc po pozostałościach pocisku, był to prawdopodobnie granatnik typu RPG-22 albo jego następca – RPG-26. Oba modele znajdują się w wyposażeniu armii rosyjskiej i ukraińskiej. Granatniki tego typu są u dużej ilości wykorzystywane w wojnie na wschodzie Ukrainy.
Krzysztof Sawicki, Konsul Generalny w Łucku, nazwał zdarzenie aktem terroru. Tak samo czyn ten zakwalifikowało SBU.
Oburzenie z powodu ostrzału konsulatu wyraził w środę rano minister spraw zagranicznych Ukrainy Pawło Klimkin. Jego zdaniem to prowokacja wymierzona w przyjaźń z Polską. Minister obiecał ukaranie winnych.
Również prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, wyraził swoje oburzenie i nakazał organom ochrony porządku natychmiastowe użycie wszystkich dostępnych środków, które pomogą w wyjaśnieniu tego incydentu i ustaleniu tożsamości winnych.
Prezydent Andrzej Duda podkreślił z kolei, że atak na polską placówkę dyplomatyczną wymaga zdecydowanej reakcji. W rozmowie telefonicznej Petro Poroszenko zapewnił prezydenta Polski, że „ukraińska władza będzie działała zdecydowanie, aby w przyszłości nie dochodziło do podobnych prowokacji”. Jednocześnie ukraiński prezydent zaproponował włączenie polskich ekspertów do składu grupy operacyjno–śledczej, która zajmuje się tym incydentem.
Obaj prezydenci zgodzili się, że prowokacja w Łucku nie powinna wpłynąć na przyjazne relacje między Polską i Ukrainą.
Wielu komentatorów od razu wskazało na Rosję, jako na potencjalnego zleceniodawcę ataku. Andrij Deszczyca, ambasador Ukrainy w Polsce, stwierdził, że nie ma wątpliwości, że za ostrzałem polskiej placówki stoi Rosja.
– Za napaścią stoją strony, którym nie podobają się dobre relacje między Polską a Ukrainą. Bez wątpienia to Rosja – powiedział ambasador Deszczyca polskim dziennikarzom w środę w budynku MSZ w Warszawie.
Pojawiają się również inne wersje. Jeden ze znanych ukraińskich dziennikarzy, Ołeksandr Myhelson, zwrócił uwagę, że ukraińskie media, nie czekając na wyniki śledztwa, powszechnie mówią o rosyjskiej prowokacji. Jednak jego zdaniem możliwe jest również, że atak był wynikiem polonofobii. W związku z pogarszającymi się polsko-ukraińskimi relacjami całkiem prawdopodobna jest również wersja, że strzelać mógł ktoś, kto uważa siebie za patriotę i jednocześnie jest nastawiony antypolsko. Tym bardziej, że jak wskazuje autor: „na skutek wojny w kraju jest pełno granatników i niezrównoważonych ludzi”.
W związku z wieloma sprzecznymi podejrzeniami i opiniami warto się powstrzymać od oskarżenia do czasu pierwszych rezultatów śledztwa.
Tymczasem wszystkie polskie konsulaty na terenie Ukrainy zostały zamknięte na czas nieokreślony. Oznacza to problemy dla wielu Ukraińców, starających się o wizy. W ubiegłym roku polskie konsulaty wydały obywatelom Ukrainy 560 tys. wiz.
Od początku 2017 r. miało miejsce już kilka incydentów wymierzonych w polsko-ukraińskie relacje. Najpierw nieznani sprawcy zniszczyli pomnik polskich ofiar ukraińskich nacjonalistów w Hucie Pieniackiej. Następnie zdewastowano polski i ukraiński cmentarz w Bykowni. A w nocy z 7 na 8 lutego obrzucono farbą polski konsulat we Lwowie. Do tej pory nie udało się znaleźć sprawców tych zdarzeń.