Trawa morska a dwutlenek węgla oraz emisje z sal operacyjnych
Po upowszechnieniu się samochodów elektrycznych zagrożenie dla zdrowia człowieka, jakie stanowią cząstki stałe emitowane z hamulców i opon, może nawet wzrosnąć. Cząsteczki te wraz z okruszynami powstałymi w wyniku zużycia asfaltowej nawierzchni tworzą toksyczny „pył drogowy”. Według badania OECD duże pojazdy elektryczne, np. SUV-y, wytwarzają do 8% więcej cząstek PM2,5 niż ich odpowiedniki z silnikami spalinowymi. „Elektryki” są cięższe od pojazdów napędzanych paliwami kopalnymi, dlatego podczas jazdy i hamowania wytwarzają więcej tego typu zanieczyszczeń.
Zdaniem naukowców z Instytutu Mikrobiologii Morskiej im. Maxa Plancka w Bremie wodorosty na całym świecie przechwyciły tyle dwutlenku węgla, ile rocznie emituje ponad 300 tys. samochodów. CO₂ jest magazynowane w sacharozie zawartej w ryzosferze trawy morskiej, a rośliny te przekazały do morskiej gleby nawet 1,3 mln t cukru (tyle znajduje się w 32 mld puszek Coca-Coli). Trawy morskie wydzielają związki fenolowe, które powstrzymują większość mikroorganizmów przed pochłonięciem sacharozy, więc CO₂ nie wraca do atmosfery.
Naukowcy z University of Michigan Medical School twierdzą, że branża opieki zdrowotnej odpowiada za ok. 8,5% całkowitej emisji gazów cieplarnianych w USA. Szpitalne sale operacyjne generują od trzech do sześciu razy więcej dwutlenku węgla niż inne systemy opieki zdrowotnej i są największym źródłem emisji w szpitalach. Np. histerektomia z wykorzystaniem robota wytwarza tyle dwutlenku węgla, ile samochód na odcinku ponad 3450 km.