PL | EN
16 lutego 2023
Sytuacja w Turcji po trzęsieniu ziemi: “Nie mamy już domu”
#56

Sytuacja w Turcji po trzęsieniu ziemi: “Nie mamy już domu”

Turcja walczy ze skutkami największego trzęsienia ziemi od ponad 80 lat. Po 10 dniach od katastrofy szacuje się, że zginęło ponad 41 000 osób, a dziesiątki tysięcy zostało rannych. W odcinku odwiedzamy kilka miejscowości znajdujących się w epicentrum tego wydarzenia, by porozmawiać z ratownikami pracującymi na miejscu i osobami, które odczuwają skutki trzęsienia ziemi, oraz zastanawiamy się, jak to wydarzenie wpłynie na tegoroczne wybory parlamentarne i prezydenckie.

Słuchaj także na

#56
Sytuacja w Turcji po trzęsieniu ziemi: “Nie mamy już domu”

Słuchasz Outriders Podcast, podcastu o świecie, w którym opowiadamy o wydarzeniach międzynarodowych, wpływających na naszą rzeczywistość. Reportaże i audycje nagrywamy na miejscu. Poznajemy, odwiedzamy regiony. Jesteś z nami tam, dokąd podróżujemy. Zapraszam!

Ludzie po prostu wyskoczyli nam przed maski samochodów i powiedzieli, że oni nas proszą, błagają, żebyśmy tu zostali, nie ma nikogo.

Ten odcinek powstał dzięki wsparciu naszych Patronek i Patronów. W ubiegłym tygodniu mieliśmy chyba jakąś rekordową liczbę dołączeń, bo było to blisko 15 czy 16 osób, za co bardzo serdecznie dziękujemy, i oczywiście gorąco zachęcam do dołączenia do tego jakże szlachetnego grona.

W tym tygodniu planowaliśmy inny odcinek – on ukaże się za tydzień w pierwszą rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę – natomiast w tym udajemy się do Turcji, bo tam, jak zapewne wiecie, rozgrywa się wielka tragedia związana z trzęsieniem ziemi, które miało miejsce nie tylko w Turcji, ale też w Syrii. A teraz słyszymy o innych trzęsieniach ziemi w różnych częściach Europy. My zastanawialiśmy się, czy jesteśmy w stanie nawiązać kontakt z ludźmi, którzy są na miejscu, z tymi, którzy przeżyli, z ratownikami czy z dziennikarzami, którzy próbują to relacjonować, a jest to bardzo utrudnione ze względu na skalę katastrofy humanitarnej. Zebraliśmy to wszystko w ten odcinek, tak więc zapraszam.

Jest niedziela, 12 lutego. Minął prawie tydzień od dwóch katastrofalnych trzęsień ziemi o sile 7,8 i 7,5 stopnia w skali Richtera, które wstrząsnęły południową Turcją i północną Syrią w poniedziałek, 6 lutego. W Osmaniye, jednym z tureckich miast najbardziej dotkniętych trzęsieniem ziemi, nadal opłakują zmarłych. Fotoreporter, Konstantinos Zilos, jest na miejscu. Uczestniczy w pogrzebie, który odbywa się dzisiaj na cmentarzu. W czasie gdy nagrywaliśmy ten podcast liczba ofiar śmiertelnych wynosiła już ponad 41 tys. osób. Jest to najbardziej śmiercionośne trzęsienie ziemi w Turcji od 1939 r. W tym mieście dziesiątki budynków pozostały w gruzach. Setki osób, które straciły wszystko, musiały schronić się w tymczasowym schronisku w Osmaniye. Jednym z tysięcy poszkodowanych osób jest 21-letni Yusuf.

Yusuf: Ani mnie, ani mojej najbliższej rodzinie nic się nie stało. Moi krewni też czują się dobrze, ale jeśli chodzi o moich bliskich przyjaciół, tutaj niestety mogę powiedzieć już o stratach. Pod gruzami leżą ich bliscy, członkowie ich rodzin. Jeszcze się nie wydostali. Do wielu z nich nie udało się dotrzeć. Czekamy na wieści. Osmaniye jest w dobrym stanie, ale niestety do wielu innych miast jak Maraş, Antep, pomoc nie dotarła. Gdy zaczynało się trzęsienie ziemi, ja spałem. Obudziło mnie kołysanie się domu. Mam siostrzeńców, trojaczki, troje moich krewnych też mieszka w tym samym domu. Zabrałem ich na zewnętrz. Trochę tu nam tłoczno. Wyszliśmy z domu szybko. Tak jak tu stoimy. Wcześniej przeżyłem już trzęsienie ziemi w Stambule, ale po raz pierwszy widziałem i czułem tak silne trzęsienie ziemi. Teraz mieszkamy w naszym dużym ogrodzie, w namiocie. Ponieważ nasz dom jest piętrowy, zostawiliśmy margines bezpieczeństwa i rozbiliśmy namiot w bezpiecznym punkcie. Ale teraz jest bardzo zimno. A ponieważ mieszkamy w namiotach, potrzebne są koce. Są tu małe dzieci. One potrzebują jedzenia, pieluch, ubrań. Miejsca, do których chodzimy z pomocą, są nieogrzane. Staramy się, pomagamy, bo spośród nas nikt nie zginął.

O tym, w jaki sposób kraj przygotowywał się do trzęsienia ziemi oraz o politycznych konsekwencjach tego wydarzenia, w najbliższych miesiącach porozmawialiśmy z Adamem Balcerem, dyrektorem programowym Kolegium Europy Wschodniej i wykładowcą akademickim. Według indeksów demokracji brytyjskiego „Economist” lub organizacji Freedom House Turcja postrzegana jest jako kraj z reżimem hybrydowym.

Adam Balcer: Według „Economist” to jest ustrój, który ma cechy autorytarne, ale z elementami demokratycznymi, bo są wybory. Władza, partia rządząca, prezydent mają przewagę, bo kontrolują media i ważne instytucje. Ale nie mają pełnej kontroli, ponieważ – tak jak w Turcji – opozycja rządzi w wielkich miastach, w których mieszka bardzo dużo ludzi. Przypomnijmy tylko, że Stambuł jest największym miastem w Europie. I jak weźmiemy pod uwagę jego PKB, to jest jak kraj średniej wielkości. Wtedy taki ustrój nazywany jest reżimem hybrydowym.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan doprowadził do spacyfikowania wolnych mediów, telewizji i portali internetowych czy radia. Jednocześnie istnieją jednak ogólnodostępne media społecznościowe, które władza stara się kontrolować.

A.B.: Jest pewien zakres wolności, która znacząco wzrosła ze względu na trzęsienie ziemi, bo władza nawet zamknęła na parę godzin Twittera. Presja była jednak wielka: że nie można tego robić ze względu na skalę tragedii i że ludzie muszą się komunikować. Oczywiście władza tam dała do zrozumienia, że będzie patrzyła cały czas, czy nie jest łamane prawo. Ale nie może tak po prostu odciąć regionu od świata. Ta akcja ratunkowa spowodowała, że mimo niechęci władza musiała pozwolić na większą obecność mediów w regionie.

Tureccy naukowcy od dawna ostrzegali, że trzęsienie ziemi podobne do tego z 1999 r., w wyniku którego zginęło 18 tys. osób, może wystąpić w Turcji. Jednak pogłębiająca się w kraju korupcja wpłynęła na to, w jaki sposób były budowane budynki w tym kraju.

A.B.: Problem z tzw. amnestiami budowlanymi, co można rozumieć tak, że na papierze pozostały przepisy, które były wprowadzane w różnych okresach kilka lat temu, zaostrzające zasady przyznawania zezwoleń na budowy. Były one obchodzone w najróżniejszy sposób. To wszystko, ta tragedia dzieje się przede wszystkim w regionach, które są uznawane za bastiony partii rządzącej prezydenta Erdoğana, więc to jest tym bardziej duże wyzwanie dla niego. A ludzie są wściekli, bo to nie jest jakaś wiedza tajemna, bo można zobaczyć, że służby ratownicze, różne instytucje państwowe, które powinny się zajmować wykrywaniem, przewidywaniem trzęsień ziemi, były niedoinwestowane.

Niezadowolenie i rozżalenie Turków po trzęsieniu ziemi z 1999 r. pomogło władzom ówczesnej elity w wyborach. W 2002 r. wygrał obecnie rządzący krajem prezydent Erdoğan.

A.B.: To jest okrutny paradoks historii, że główna partia opozycyjna AKP na czele z jej ówczesnym liderem Recepem Tayyipem Erdoğanem, wygrywając wybory w 2002 r., rządzi Turcją, obecnie w koalicji ze skrajną prawicą. Teraz pojawia się wielkie pytanie, jakie będą konsekwencje tej tragedii, ponieważ w maju mają być wybory i parlamentarne, i prezydenckie. I to są bardzo ważne wybory, bo tak jak powiedziałem, AKP osłabło, co wynikało przede wszystkim z problemów ekonomicznych. Znowu, jak mamy autorytarnego prezydenta, który jest nieprzewidywalny, ekstrawagancki – to są eufemizmy – to np. prowadzi szaloną politykę ekonomiczną.

Między 2019 r. a 2021 r. trzykrotnie zmienił się szef Banku Centralnego. Celem prezydenta było jego podporządkowanie. Podobna sytuacja miała miejsce w Urzędzie Statystycznym. Tymczasem w ciągu pięciu lat lira osłabła do dolara pięciokrotnie. A o samej inflacji nagraliśmy również inny odcinek podcastu – odnośnik do niego znajdziesz w opisie.

Adam Balcer zapytany o to, jak mogą wyglądać scenariusze najbliższych wyborów parlamentarnych i prezydenckich w Turcji, które mają odbyć się późną wiosną tego roku, zwraca uwagę, że już pojawiają się głosy o przysunięciu tej daty.

A.B.: Teraz jest pomysł, żeby przesuwać datę wyborów o kilka miesięcy. Można to zrobić zgodnie z konstytucją, kiedy jest stan wojenny. A nie ma takiej sytuacji. Następnie jest coś takiego: opozycja widzi, że partia rządząca jest poważnie ranna, i to jest dla niej wielka szansa. Oczywiście jest też tak, że za kilka miesięcy te problemy ekonomiczne nadal będą bardzo poważne. Najwięcej ludzi zginęło i największe zniszczenia są w tej części Syrii, które należy nazwać tureckim protektoratem. I Turcja też oczywiście będzie traktowała tych ludzi – niestety, tak to jest, porządek dziobania – jako tymi drugiej kategorii, jeśli chodzi o pomoc, ale też musi się nimi jakoś zająć, bo co by było, gdyby zaczęli uciekać do Turcji; obecność licznych uchodźców z Syrii to bardzo kontrowersyjna sprawa w polityce tureckiej. I mamy coś takiego: wybory są w terminie majowym i mamy prezydenta, który ma syndrom, niestety, takiego „Makbeta”, mówiąc kolokwialnie, przyspawał się do stołka, strasznie trudno go usunąć. Tak jak kiedyś był takim zwierzęciem politycznym, takim tureckim Perónem, populistą, czytającym dobrze nastroje społeczne, to właśnie fakt, że on przyjechał po 57 godzinach na miejsce trzęsienia ziemi, to jest katastrofa wizerunkowa.

Im więcej zdobędzie głosów opozycja, tym lepiej. Dlatego żeby w Turcji uratować resztki pluralizmu i rozpocząć proces demokratyzacji – powrotu Turcji do demokracji – takie i kolejne wybory będzie trudniej sfałszować. Będzie to też jasny sygnał dla ludzi obecnej partii u władzy, że rządzący od 20 lat prezydent powoli zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością polityczną, w jakiej się znajduje.

Wokół namiotów kłębi się wiele rodzin z dziećmi. Niektóre dzieci grają w piłkę. Zbliżamy się do rejonu epicentrum trzęsienia ziemi. W Nurdağı, 23 km od epicentrum, w południe spotykamy młodego chłopca z gipsem na nodze i pochodnią zawieszoną na szyi, idącego wśród na wpół zburzonych kamienic. Ma na imię Arkaj i ma 13 lat.

Arkaj: Nie mamy już domu, nie mamy schronienia, więc bardzo źle to na nas wpłynęło. Nurdağı było kiedyś rozległym miejscem, ale teraz nie nadaje się do zamieszkania. Spójrz, wszystkie domy są zniszczone. Więc to nie jest dawne Nurdağı, to, w którym żyliśmy. My też mocno odczuliśmy skutki. Jest nam bardzo smutno. Nasze domy zniknęły. Nic nie można zrobić. Mieszkaliśmy w tym domu od co najmniej 20–30 lat, miałem 2,5 roku, kiedy się tu wprowadziliśmy. Od tamtej pory mieszkamy w Nurdağı. Potrzebujemy najbardziej podstawowych rzeczy, np. nie ma umywalki, bo mieszkamy w namiocie. Niech Bóg błogosławi ciebie i wszystkich. Przywożona jest nam woda, przywożą jedzenie. Nie potrzebujemy niczego z podstawowych rzeczy, poza umywalką. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mieli również ciepły dom. Moja stopa – skoczyłem z balkonu. Nasze schody się zawaliły. Jest tutaj UMKE – Państwowa Organizacja Pogotowia Ratunkowego. Udziela pomocy podczas klęsk żywiołowych i wypadków. Nie ma tutaj tak wielu strat, z wyjątkiem naszych domów. Wszyscy na nas patrzą. Zniknęły tylko nasze ciepłe domy. Nie ma miasta, w którym żyjemy. Odeszli nasi bliscy. Po prostu bardzo nam żal. Ale w tym momencie nie jesteśmy w takiej złej sytuacji. Wielu Turków umarło w mgnieniu oka.

To buldożery zbierające gruz i kawałki tego, co dla wielu ludzi było całym życiem. Rahan był pełen kurzu, kiedy podszedł do nas i zapytał, czy czegoś nie potrzebujemy. Jest ratownikiemochotnikiem, który przejechał całą drogę z Ankary ze swoim kuzynem i przyjacielem, aby pomóc ofiarom trzęsienia ziemi w mieście Nurdağı.

Jak wyglądała sytuacja po trzęsieniu ziemi?

Rahan: Sytuacja jest okropna, jak widać, bo jest dużo gruzów. Są lokalne ekipy ratownicze, są zagraniczne ekipy, ale nieprzygotowani na tak duże trzęsienie ziemi, bo trzęsienie jest w Turcji i Syrii. Jest więc dużo gruzu i zawalonych budynków, a my nie mamy do tego wystarczającego sprzętu. Ja jestem wolontariuszem i pochodzę ze stolicy. Wziąłem to, co miałem. Mam trochę wierteł, nożyc do cięcia metalu – wszystko przywiozłem tutaj. Słyszeliśmy, że jest tu kilku górników, ale oni nie są gotowi na wejście w teren i nie mają żadnego sprzętu. Sytuacja jest więc na pewno okropna. Panuje tu chaos. Jeszcze nic nie jest pod kontrolą. Pod gruzami wciąż jest sporo ludzi. I wszyscy pracują, jak widać. Ale to nie wystarczy.

Czy można znaleźć ludzi, którzy nadal się tu znajdują żywi?

Rahan: Tak, można. Wczoraj w południe znaleźliśmy tu kogoś. To było dziewięcioletnie dziecko. Wierzymy, że pod gruzami budynków wciąż są ludzie, ponieważ można przeżyć w tym trójkącie życia w odpowiednich miejscach w budynkach. To bardzo ważne. A jeśli ludzie mieli szczęście się tak schować, to nadal mogą żyć. Może byli akurat w swojej kuchni i mogą tam znaleźć trochę wody. Wierzymy, że przez pierwsze 15 dni jest to nadal możliwe.

Ilu ludzi do tej pory znalazłeś?

Rahan: Znaleźliśmy tutaj ok. 20 osób, ale tylko jedna przeżyła.

Jak wygląda sytuacja w zakresie bezpieczeństwa?

Rahan: Cóż, teraz jesteśmy obok Gaziantep w Nurdağı. Nie ma tu problemów z bezpieczeństwem, ponieważ jest to małe miasteczko. Ale w wielkich miastach słyszeliśmy, że ktoś zgwałcił kobietę. Słyszymy, że ludzie kradną dużo rzeczy, i to jest okropne. Więc ogólnie jest problem z bezpieczeństwem. Nie tutaj, ale w Hatay, zwłaszcza tam.

Ile dni planujesz kontynuować pracę w okolicy?

Rahan: Cóż, jestem wyspecjalizowany, szczególnie w takich pracach. I odejdę, gdy to się skończy. Ale wierzę, że zespoły będą działać, dopóki wszystko nie zostanie w pełni zakończone. Ludzie nadal wierzą, że ich rodziny są pod wrakiem. A nawet jeśli nie żyją, chcieliby zabrać ich ciała.

Co jest najtrudniejsze w sytuacji, w której się znalazłeś?

Rahan: Pierwszym z nich jest, jak powiedziałem, sprzęt. Drugi to zimna pogoda, a trzeci to operatorzy maszyn. Dwadzieścia lat temu mieliśmy ogromne trzęsienie ziemi, prawie takie samo co teraz. Tak więc przez te 20 lat nic nie poprawiliśmy. Same ekipy ratownicze do tego nie wystarczą. Ludzie powinni się przyłączać jako wolontariusze, powinni się bardziej przejmować tymi trzęsieniami ziemi. I zdecydowanie powinni przygotować w swoich domach torby na wypadek trzęsienia ziemi. Tak więc zarówno rząd, jak i opinia publiczna powinni być na to bardziej przygotowani.

Uderzające jest to, że podczas gdy niektóre stare budynki stawiały opór, nowsze się zwaliły. Ludzie obwiniają za to jakość konstrukcji i zastanawiają się, czy części tych zgonów można było uniknąć. W weekend zidentyfikowano co najmniej 131 podejrzanych odpowiedzialnych za zawalenie się tysięcy budynków w dziesięciu dotkniętych prowincjach Turcji – poinformowała agencja Reutera.
Brygadier Grzegorz Borowiec, dowódca grupy USAR Poland. Jestem w tym momencie w Turcji w miejscowości Besni.

Do Turcji przyleciała specjalna grupa ratownicza USAR, która od ponad 20 lat jest wysyłana na miejsca, w których wydarzają się katastrofy. W tym momencie są w miejscowości Besni na południu kraju, do której dotarli jeszcze w poniedziałek o północy w dniu trzęsienia ziemi.

Grzegorz Borowiec: Ogólnie żeby wysłać taką grupę, jakąkolwiek grupę ratowniczą, czy to do pożaru, czy to do trzęsienia ziemi, czy to do powodzi, jakakolwiek katastrofa się wydarzy na świecie, niezbędnym warunkiem do uruchomienia pomocy ratowniczej jest tzw. request for assistance. To taka prośba o pomoc wystosowana przez państwo, które zostało dotknięte katastrofą. Może ono być przysyłane na kilka różnych sposobów. A jak się potem to konfiguruje? Mamy cały harmonogram do tego, w jaki sposób, kto, kiedy dyżuruje, kto, kiedy ma być w dyżurze, kto, kiedy ma być dostępny. Mamy to zaplanowane zwykle na jakieś dwa lata do przodu.

Byli pierwszą grupą, która pojawiła się w tej miejscowości. I mimo że planowali jechać dalej, wybiegający na ulicę ludzie w potrzebie zatrzymali ich właśnie w Besni.

G.B.: Byliśmy tu, w Besni, jako pierwsza grupa międzynarodowa i krajowa, więc nie było nikogo, byliśmy tyko my. Początkowo mieliśmy jechać do zupełnie innego miasta, oddalonego jeszcze o 50 km. Natomiast ludzie wyskoczyli nam przed maski samochodów i powiedzieli, że oni nas proszą, błagają, żebyśmy zostali, bo tu nie ma nikogo. Zobaczyliśmy, że budynki rzeczywiście były zawalone – kilkanaście przy samej głównej alei miasta – więc stwierdziliśmy, że dogadamy się z gubernatorem prowincji Adıyaman. W chwili rozbijania obozowiska wysłaliśmy już grupę do rozpoznania, tzw. rekonesansu. Czyli jedzie kilka wyspecjalizowanych osób do takiej pracy w szybkim triażu, tj. takiej ocenie budynków pod kątem tego, czy mogą przebywać tam żywi ludzie.

 

Dopiero weryfikacja budynków na miejscu pozwalała zobaczyć, w których są największe szanse na przeżycie ludzi.
USAR przypisuje kategorie pod dany budynek, od A do D, gdzie: A to miejsce, w którym jest kontakt bezpośredni z osobą pod gruzami; D – praktycznie nie ma szans, żeby kogokolwiek tam znaleźć.

G.B.: My mamy też cztery zespoły ratownicze, więc stwierdziliśmy, że „nie ma spania, chłopaki, jesteśmy zmęczeni, ale zasuwamy”. Podzieliliśmy wszystkie budynki na cztery grupy. Każda z nich dostała przydział do pracy w poszczególnym sektorze. Chłopaki do rana byli w stanie wyciągnąć dziewięć osób, więc to była moim zdaniem bardzo słuszna decyzja, że zrobiliśmy tak, jak zrobiliśmy.

Normalnie USAR pracuje w rytmie, na dwie grupy po 15 osób. Oni pracują tam ok. ośmiu godzin i potem przyjeżdża grupa, która ich zmienia. W międzyczasie cały zespół rekonesansu objeżdża kolejne budynki, poszukuje ludzi czy chociażby oznak życia, że ktoś tam jeszcze może być do odszukania w takich obiektach. Tak mniej więcej wyglądało to wszystko do wczoraj. Od poniedziałku zaczęli powoli wycofywać się z działań ratowniczych. Zaczął wjeżdżać ciężki sprzęt. Jednak przy takich wydarzeniach to logistyka i koordynacja z władzami lokalnymi są kluczowe.

G.B.: My mieliśmy tutaj o tyle dobrą sytuację, że praktycznie całe miasteczko pokrywaliśmy my. My byliśmy tu jedną grupą, która zajmowała się pomaganiem. Wiedzieliśmy, że ok. 30 budynków było doszczętnie zawalonych. Pracowaliśmy spokojnie, zgodnie z naszym tempem. Więc cała ta pomoc bazowała na naszych relacjach z władzami lokalnymi. Więc nie trzeba było nie wiadomo jak dużej koordynacji wprowadzać. Wszyscy wiedzieli dokładnie, co mają robić. Każdy od samego początku miał przypisany swój mandat i miał czym się zajmować. Bo na razie z tego, co się dowiedziałem też od władz lokalnych, to tak naprawdę zniszczona powierzchnia zajmuje mniej więcej 1/3 powierzchni Polski. Czyli jak byśmy sobie wyobrazili, że trzęsienie ziemi dotknęło wszystkie miejscowości od Zakopanego po Kielce – to jest niewyobrażalne. Naprawdę jest tak, że całe rodziny zostały pogrzebane pod gruzami. Widzimy, jak ludzie reagują. To jest ludzka tragedia, ludzie są zrozpaczeni tym, co się stało. Natomiast są też bardzo wdzięczni za całą pomoc, która przybyła. Mieliśmy okazję doświadczyć na własnej skórze, jak ludzie przychodzą do nas, ściskają nas, dziękują nam za to, że jesteśmy. W strefy robocze przywozili jedzenie, picie, żeby ratownicy pracowali jak najdłużej w pełni sił. Więc dla nich to ważne, że jesteśmy. Z tego, co wiem od naszych tureckich kolegów, nasza grupa mocno wpłynęła na morale tych ludzi.

Ozge to 29-letnia Turczynka, która pochodzi z regionu dotkniętego trzęsieniem Hatay. Pracuje jako social media manager i zaraz po trzęsieniu ziemi została poproszona o szybkie przybycie do pracy. W tym samym czasie nie mogła dodzwonić się do swoich bliskich.
Ozge: Tego ranka, kiedy wydarzyła się katastrofa, niestety mój telefon był wyciszony, bo jak mogłam przewidzieć, że będzie wielka katastrofa i uderzy w 10 miast, w tym moje rodzinne? Więc kiedy ubrudziłam się rano, zobaczyłam wiele powiadomień, wiadomości i połączeń, a większość z nich pochodziła z pracy. Powiedzieli mi: „Pospiesz się, to taka katastrofa. Powinniśmy być gotowi na ogłoszenie światowego trzęsienia ziemi”. Nie rozumiałam więc, o co tak naprawdę chodzi. Wzięłam laptopa, weszłam do internetu i próbowałam sprawdzić wiadomości. I zrozumiałam, że było ogromne trzęsienie ziemi, a najbardziej dotkniętym miastem było moje rodzinne. Zaczęłam płakać i próbowałam skontaktować się z bliskimi, ale nie było sygnału, nie było prądu. Nie było żadnego obrazu z Hatay w wiadomościach. Trzęsienie ziemi zniszczyło drogi, lotnisko zostało zniszczone, dlatego przez jakiś czas nie mogliśmy skontaktować się z krewnymi.
Gdy tak płakałam, moja firma chciała, żebym napisała wiadomości o trzęsieniu ziemi, a nawet nie zapytali, czy wszystko u mnie w porządku. Chcieli, żebym zadzwoniła do klienta zapytać, czy u nich wszystko w porządku. Płacząc, dzwoniłam do klientów, a oni byli przerażeni. Ale ja płakałam, bo to ja nie mogłam dodzwonić się do naszych bliskich. Więc moi biscy, kiedy tylko mieli okazję, wysłali nam krótką wiadomość, w której powiedzieli, że wszystko w porządku. Dom mojej ciotki został zniszczony przez trzęsienie ziemi, ale nic im się nie stało, ponieważ byli w szpitalu w innym mieście, również dotkniętym trzęsieniem ziemi. Niektóre szpitale zostały zniszczone, ale moi bliscy mieli szczęście. Poza tym dom mojej babci jest bardzo zniszczony, ale ona wyszła z domu na czas. Inni moi krewni byli w zniszczonych budynkach, ale wyszli żywi po 36 godzinach. Cała rodzina wyszła żywa. Mieszkali w ostatnim mieszkaniu.

Krewni Ozge są bezpieczni, ale niektórzy z nich nadal mieszkają w Hatay w namiotach przy swoich samochodach albo przed swoimi zniszczonymi domami. Na pytanie, dlaczego tam tkwią, odpowiadają, że nie mogą pozostawić swoich domów, bo ludzie wchodzą do nich i kradną. Będą nawet okradać trupy, bo nie ma wystarczającej liczby żołnierzy ani policji w okolicy.
Ozge: Nie wiem, jak przetrwamy tę katastrofę jako kraj. Nie wiem, jak mogę zapomnieć wrzeszczące matki, wrzeszczących ojców, płaczące dzieci w wiadomościach, zdjęcia dzieci z wraków, ranne zwierzęta, firmy, które zmuszały nas do pracy, kiedy to wszystko się działo. I łzy moich bliskich. Nie wiem, jak to przeżyję.

Światowa Organizacja Zdrowia określiła to trzęsienie ziemi na pograniczu Turcji i Syrii jako najgorszą klęskę żywiołową od stu lat. Pomimo przekroczenia złotego okna wynoszącego 72 godziny, czyli okresu, w którym ratownicy mają największe szanse na znalezienie ocalałych, spod gruzów wciąż wyciągani są żywi ludzie.

To był 56. odcinek Outriders Podcast. Na kolejny zapraszamy już wkrótce. Jeśli interesuje Was, co jeszcze wydarzyło się na świecie, sprawdźcie, proszę, nasz cotygodniowy Magazyn Outriders, który wychodzi w każdy piątek o ósmej rano. Przygotowuje go Anna Górnicka wspólnie z Grzegorzem Kurkiem. To tyle od nas na dzisiaj. Ja bardzo serdecznie dziękuję i do usłyszenia.

Transkrypcja