To jest nasza powódź, to są nasze zmiany klimatu
Od 12 września śledzimy to, co dzieje się na południu Polski. W ciągu czterech wrześniowych dni spadło tyle deszczu, ile w Warszawie przez pół roku. Czy mogliśmy uniknąć tej powodzi, jakie straty wygenerowała, jakie były jej przyczyny, czy warto szukać winnych, czy lepiej skupić się na rozwiązaniach? Tym bardziej, że powinniśmy spodziewać się częstszych powodzi w Europie. I jak ma się do tego wszystkiego planowanie przestrzenne?
Na te i inne pytania odpowiadamy w rozmowie z naszym gościem profesorem Mateuszem Grygorukiem z Katedry Hydrologii, Meteorologii i Gospodarki Wodnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, należącym do Państwowej Rady Gospodarki Wodnej.
To nie pierwsza powódź, która nawiedziła Polskę i Europę. Wielu z nas ma w pamięci 1997 r. czy 2010 r. Wszystkie wygenerowały kolosalne straty. Aktualna, wrześniowa, fala wezbraniowa była ogromna i w bardzo krótkim czasie mieliśmy bardzo wysokie opady. Jest to zjawisko, którym bardzo trudno zarządzać. Zdaniem naszego gościa nie ma szans, aby wygrać z żywiołem, a jedyne, co możemy zrobić, to działać, aby konsekwencje były jak najmniej dotkliwe. W takich sytuacjach naturalne staje się szukanie winnego i pociągnięcie kogoś do odpowiedzialności. Ale kto jest temu winien? Kto jest winien, że klimat się zmienia, ale ludzie wciąż chcą mieszkać jak najbliżej rzeki?