Rumunia: Ceaușescu i dzieci dekretu zakazującego aborcji
Zabiegi przerywania ciąży w Rumunii lat 50 i 60 należały do bardzo częstych, co było spowodowane brakiem dostępu do środków antykoncepcyjnych. Gdy w połowie lat 60. Nicolae Ceaușescu przejął rządy w kraju, wraz z ekipą rządząca ograniczył warunki dozwolonej aborcji do okoliczności, które możemy dziś częściowo porównać do kompromisu aborcyjnego w Polsce. Dekret praktycznie uniemożliwił Rumunkom przerywanie ciąż.
W ten sposób rządzący próbowali odpowiedzieć na kryzys demograficzny kraju. Rumunki zachęcano do posiadania większej liczby dzieci, niezależnie od statusu społecznego i możliwości finansowych. W efekcie dzieci niechciane lub takie, którym rodziny nie były w stanie zapewnić utrzymania, oddawano do domów dziecka, szpitali czy instytucji specjalnych.
W dzisiejszym odcinku porozmawiamy o konsekwencjach tej polityki z rumuńskimi ekspertami – historyczką, byłym managerem domu dziecka i jednym z wychowanków takiej instytucji.
Słuchaj Outriders Podcast na YouTube: https://www.youtube.com/@outriderspodcast
Transkrypcja wygenerowana automatycznie przez sztuczna inteligencję
Jakub Górnicki [00:00:00] Słuchasz Outriders Podcast, podcastu o świecie, w którym opowiadamy o międzynarodowych wydarzeniach wpływających na naszą rzeczywistość.
Jakub Górnicki [00:01:00] Zabiegi przerywania ciąży w Rumunii lat 50 tych i 60 tych należały do częstych, co było spowodowane brakiem dostępu do środków antykoncepcyjnych. W połowie lat 60, gdy Nicolae Ceausescu przejął rządy w kraju, wraz z ekipą rządzącą, ograniczył warunki dozwolonej aborcji do okoliczności, które możemy dziś porównać częściowo do kompromisu aborcyjnego w Polsce. W ten sposób próbowali odpowiedzieć na kryzys demograficzny kraju. Rumunki zachęcano do posiadania większej ilości potomstwa, niezależnie od statusu społecznego i możliwości finansowej. W efekcie wiele spośród dzieci, które rodziły się od tego czasu w Rumunii, były oddawane do domów dziecka, szpitali czy instytucji specjalnych. W dzisiejszym odcinku porozmawiamy o konsekwencjach tej polityki z rumuńskim ekspertami: historyczną, byłym menedżerem domu dziecka i jednym z wychowanków takich instytucji. Luciana Jinga to historyczka, która od wielu lat zajmuje się badaniem dekretu w 66 roku w Rumunii. Poprosiliśmy ją, żeby nakreśliła nam więcej kontekstu.
Luciana Jinga [00:02:06] Ten słynny dekret został uchwalony po prawie 10 latach liberalizacji prawa aborcyjnego, począwszy od lat 50 tych, od 1957 roku aborcja była w Rumunii całkowicie legalna i bezpłatna. W krótkim czasie ulubionym rozwiązaniem rumuńskich rodzin stało się kontrolowanie liczby dzieci, liczby urodzeń. Kiedy więc do władzy doszedł Ceausescu w 1965 roku zdał sobie sprawę, że brakuje siły roboczej do jego planów gospodarczych. W tym samym czasie dokonywano miliona aborcji rocznie. Rozwiązanie było więc dla niego oczywiste. Pomyślał: wstrzymam aborcję. Wtedy od razu milion aborcji przekształci się w milion dzieci, które wykorzystam w przyszłości do moich planów, jako siłę roboczą. Taki był jego zamiar. Oczywiście toczy się wiele dyskusji na temat nacjonalistycznych celów tej decyzji, ale głównym powodem jej podjęcia było rozwiązanie kryzysu demograficznego. I nie był to tylko kryzys demograficzny w Rumunii, to był kryzys w Europie, w innych krajach socjalistycznych, w całym bloku komunistycznym. Tak wyglądała ogólna perspektywa i Rumunia przyjęła ten dekret.
Jakub Górnicki [00:03:45] Liczba urodzeń w 66 roku wynosiła blisko 200 tysięcy dzieci, w kolejnym roku było to już pół miliona. Dekret według wyceny był skuteczny, ale tylko przez kilka pierwszych lat. Począwszy od 73 roku wskaźniki zaczęły spadać. W Rumunii pojawiały się alternatywne metody przeprowadzania nielegalnych aborcji, co przełożyło się na śmierć matek. Według danych komunistycznych władz w Rumunii co najmniej 10 tys. kobiet zmarło w wyniku wprowadzenia tego dekretu. Prezydent dyktator Rumunii od 67 go roku Ceausescu czesku zachęcał kobiety, aby miały więcej niż pięcioro dzieci, był wtedy za to nagradzany. Nie zdawał sobie sprawy, że z powodu biedy wiele matek było niedożywionych i niezdolnych do zapewnienia dobrych warunków i wychowania dzieci w domu, dlatego rumuński rząd zaczął zachęcać do umieszczania dzieci w placówkach opiekuńczo wychowawczych. Rodziny wierzyły, że tam dzieci dostaną pożywienie, edukację i domowe środowisko. Według historyjki liczba dzieci, które trafiły pod opiekę systemu, to 125 tys. osób do 89 roku.
Luciana Jinga [00:04:49] Liczba, którą mogę podać to 125 tysięcy dzieci umieszczonych w różnych instytucjach na rok 1989. A kiedy używam słowa instytucje, mam na myśli domy dziecka, jakie znamy dzisiaj, domy dla chorych dzieci i szkoły specjalne to szkoły, które zostały stworzone dla dzieci z trudnościami w nauce i oczywiście szpitale takie jak mamy dzisiaj z oddziałami położniczym.
Jakub Górnicki [00:05:22] Jednak według Luciany Jingi dzięki podaniu dokładnych liczb jest trudne do oszacowania, ponieważ coraz więcej dzieci było porzuconych od końca lat siedemdziesiątych i w latach osiemdziesiątych. Oficjalnie pojemność rumuńskich placówek wynosiło zaledwie 16 tysięcy osób, a w 67 roku urodziło się ich blisko pół miliona. Przeludnienie, brak odpowiedniego pożywienia, odpowiednich leków, dostępu do edukacji był skutkiem wprowadzenia dekretu. Dane wskazują, że około 10 000 dzieci to dzieci z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. Jednak niektóre z nich, które były umieszczone w szpitalach, trafiały tam z powodu braku wystarczającej liczby domów dziecka. Szpitale musiały wykazywać się leczeniem chorób, na które pacjenci nie chorowali.
Luciana Jinga [00:06:02] Myślę, że jest to trudne pytanie, podchwytliwe. Jeżeli spojrzymy na instytucje, które opiekowały się dziećmi niepełnosprawnymi, to będzie to około 10 000 dzieci. Ale trzeba też wziąć pod uwagę, że wiele dzieci umieszczonych w tych placówkach było tak naprawdę zdrowych. Tylko że w normalnych domach dziecka nie było dla nich miejsca. Zostały więc skazane na choroby i kalectwo.
Jakub Górnicki [00:06:37] Andy Guth, jeden z lekarzy i kierowników domu dziecka, który funkcjonował na zasadzie szpitala, potwierdza, że praktyka leczenia zdrowych dzieci była codziennością. Gdy dołączył do zespołu dzieci, dostawał leki na ataki padaczki. Uznawano więc, że prawdopodobnie cierpią na epilepsję.
Andy Guth [00:06:54] Nasza placówka była instytucją medyczną. Opieka medyczna była jej głównym zadaniem, ale większość dzieci właściwie nie potrzebowała tej opieki. Były tam, ponieważ w naszej placówce zostały umieszczone przez rodziców. Zostały przez nich porzucone.
Jakub Górnicki [00:07:17] Jakie były tego konsekwencje?
Andy Guth [00:07:22] Konsekwencjami działania tego całego systemu było to, że u dzieci rozwijały się opóźnienia w rozwoju, występowały opóźnienia w rozwoju fizycznym, opóźnienia w rozwoju emocjonalnym i poznawczym. Działo się tak, ponieważ większość dzieci była tam umieszczana w bardzo młodym wieku. Miały kilka dni, kilka tygodni lub kilka miesięcy życia. Te dzieci nie otrzymywały odpowiednich stymulacji oraz interakcji z dorosłymi oraz z innymi dziećmi, których potrzebowały. Były leczone, karmione i tyle. Pozostawione w izolacji, bez pobudzania, bez interakcji. A najważniejsze jest pierwsze 6 miesięcy rozwoju dziecka. Bez stymulacji. W tym okresie rozwijają się opóźnienia. I potem to dzieci były uważane za niepełnosprawne. tylko że one były niepełnosprawne, ponieważ zostały umieszczone w tych instytucjach, dlatego nie otrzymywały stymulacji, której potrzebowały.
Jakub Górnicki [00:08:26] Ośrodek, w którym pracował endeków, przyjmował dzieci do trzeciego roku życia. Starszy był przenoszone do kolejnych instytucji. Dzieci mogły dostać się do domu dziecka, który podlegał Ministerstwu Edukacji. Były także tak zwane przeszkolenia specjalne, przeznaczone dla dzieci z lekkim niedorozwojem lub lekką niepełnosprawnością. Te dzieci traktowano jako mające szanse na wyleczenie, na wyzdrowienie. W najgorszej sytuacji znajdowały się szpitale, gdzie wysyłano dzieci bez szans na wyleczenie. Do jednego z nich trafiło dwóch podopiecznych Gutha, kiedy okazało się, że dzieci, zmarły wybrał się do ośrodka oraz przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia. .
Andy Guth [00:09:08] To co zobaczyłem mogę porównać tylko do obrazów przedstawiających obozy koncentracyjne. To było straszne. Nic dziwnego, że jedno z tych dzieci zmarło. To miejsce było jak dżungla, gdzie przeżywały tylko te najsilniejsze dzieci. Wielu podopiecznych nic na sobie nie miało żadnego ubrania. To miejsce było w opłakanym stanie, straszliwie tam śmierdziało. Ten ośrodek miał nawet własny cmentarz. Tak źle tam było. Myślę, że codziennie albo co drugi dzień umierało tam jakieś dziecko. Zwróciliśmy się do Ministerstwa Zdrowia, zgłaszając naruszenie przepisów. W placówce, w której pracowałem, była grupa 19, chyba 19 o ile pamiętam, dzieci, których akta były już przygotowane, miały być przeniesione do takiej placówki, ponieważ uznano je za pacjentów ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Poprosiliśmy wtedy o możliwość dłuższego pobytu tych dzieci w instytucji, w której byłem zatrudniony, po to, aby pracować z nimi, prowadzić dla nich specjalny program rekonwalescencji i zobaczyć, jak będą się rozwijać.
Luciana Jinga [00:10:29] Zwykle śmiertelność liczy się na 1000 osób, a nie biorąc pod uwagę procenty, ale w tym przypadku bierzemy pod uwagę procenty i śmiertelność wynosiła 50% więcej aż do 100%. Jest taki słynny przypadek jednego z ośrodków, w którym w ciągu zaledwie półtora roku zmarły setki dzieci. Praktycznie nikt nie przeżył.
Andy Guth [00:10:53] Historyczka Luciana Jinga wskazuje, że sytuacja różniła się w zależności od placówki. Opierając się na naszych badaniach trzeba zaznaczyć, że sytuacja bardzo różniła się w zależności od instytucji. Tak jak powiedziałam, wspomniany szpital był zdecydowanie najgorszym miejscem. Myślę, że ofiar było razem około 40 tysięcy. W jednej z placówek znalazł się Izidor Ruckel w 83 roku. Miał wtedy 6 miesięcy.
Izidor Ruckel [00:11:22] Urodziłem się w Tășnad w hrabstwie Satu Mare, od szóstego miesiąca życia dorastałem w placówce.
Jakub Górnicki [00:11:28] Który to był rok?
Izidor Ruckel [00:11:34] 1983, wedy zostałem umieszczony w zakładzie dla nieuleczalnie chorych dzieci. Przez pierwsze osiem lat komunizm nadal istniał, a w tym czasie życie w tych zinstytucjonalizowany placówkach było zupełnie inne niż po komunizmie. To prawda, nie było zabawek. Wiele razy nawet w zimie nie działało ogrzewanie. Jedzenie było ciągle takie samo chleb z mlekiem. Każdego ranka lunch i obiad czasem były inne, ale w ciągu tygodnia prawie zawsze było to samo. Nie było nauki, ponieważ ta placówka była odcięta od miasta.
Jakub Górnicki [00:12:15] Czy kiedykolwiek poznałeś swoich rodziców?
Izidor Ruckel [00:12:21] Tak, Poznałem moich rodziców w 2001 roku, ale poznałem ich również wcześniej. To było przed moim przyjazdem do Ameryki w 1991 roku, podczas procesu adopcji, gdy moi rodzice z USA mnie adoptowali. Próbowali znaleźć moich biologicznych rodziców, aby móc uzyskać zgodę na adopcję. Proces sądowy trwał 16 dni. Był transmitowany w telewizji i radiu, aby moi biologiczni rodzice mogli stawić się w sądzie i mieć możliwość wyrażenia zgody na moją adopcję. Ostatecznie przyszli do sądu, przyszli za to do sierocińca i próbowali zabrać mnie do domu. Zgodnie z prawem mieli na to szansę, ale dyrektor sierocińca zaprotestował. Uważał, że jeżeli trafię z nimi do domu rodzinnego, zostanę wyrzucony na ulicę po to, żeby żebrać i Bóg jeden wie, jak Moje życie by się skończyło, gdybym wrócił do domu.
Jakub Górnicki [00:13:29] W 2001 roku miała miejsce jego pierwsza podróż do Rumunii odkąd został adoptowany. ABC News znalazło wówczas jego biologicznych rodziców i zrobiło o nich reportaż. Postanowiliśmy zapytać go o jego przeszłość w domu dziecka.
Izidor Ruckel [00:13:45] Sierociniec został otwarty w 1973 roku i miał być miejscem dla dzieci specjalnej troski. Budynek miał cztery piętra. Był ogromne dzięki śledztwu, które przeprowadziłem w tej instytucji. Po tym, jak ją opuściłem, wiem jedno życie, które mi tam dano, było zupełnie inne niż to, które normalne dziecko miałoby, dorastając w domu w środowisku rodzinnym. Pamiętam, że byłem bardzo bity za najprostsze rzeczy. Byli jednak pracownicy, którzy mnie chronili. Oni byli jak anioły, ale te anioły nigdy nie zostawały z nami wystarczająco długo. Albo były tam przez krótki czas, albo nie mogły znieść sposobu, w jaki traktowano dzieci i ostatecznie zrezygnowały z pracy.
Jakub Górnicki [00:14:32] Izidor odczuł zmianę po kilku latach spędzonych w domu dziecka, wraz ze zmianą nowego dyrektora jej rodziny.
Izidor Ruckel [00:14:40] Gdy komunizm upadł w 1989 roku, sytuacja poprawiła się. W naszym sierocińcu pojawił się nowy dyrektor. Nazywał się Fiorele Ordian. To jego wysiłek, jego praca humanitarna przyczyniła się do zmiany jakości życia wszystkich dzieci. Między innymi odnowił dwa oddziały, które z nieznanych przyczyn były zamknięte od ośmiu lat, a on je odnowił i dzieci mogły się tam przeprowadzić. Zatrudnił mnóstwo personelu do celów edukacyjnych, aby poświęcać więcej uwagi dzieciom. Dzieci mogły bawić się na zewnątrz, na podwórku, bawić się w ogrodzie. Wszystko poprawiło się po upadku komunizmu. Przyszli niesamowici pracownicy, którzy naprawdę troszczyli się o dzieci. Ci pracownicy byli prosto po szkole średniej, bez żadnego wykształcenia ani przeszkolenia, jak pracować z dziećmi ze specjalnymi potrzebami. W moim życiu, a dorastałem w chrześcijańskim domu, przyszedł taki czas, gdy nauczyłem się wybaczać. Nie żałuję niczego, co się wydarzyło. Dzięki temu mogłem wyleczyć się z blizn zadanych mi w tej sytuacji i byłem w stanie wybaczyć i jestem w stanie zobaczyć się z tymi ludźmi za każdym razem, gdy wracam.
Jakub Górnicki [00:16:01] Izidor na własnej skórze odczuł realne zmiany zaraz po upadku komunizmu. Jednak w całym kraju sytuacja nie zmieniła się przez kilka kolejnych lat. Ruszyła się około 97 roku, gdy zmieniło się prawo. Co stało się z tymi dziećmi po 1990 roku?
Luciana Jinga [00:16:19] Istota zmiany polegała na tym, że mieliśmy pozbyć się tych ogromnych instytucji i umieścić dzieci w rodzinach zastępczych, w domach z rodzinami dla dzieci. Wszystko zaczęło się trochę zmieniać, ale nie z taką szybkością, jakiej byśmy oczekiwali. Nawet dzisiaj niektóre okręgi nadal posiadają te komunistyczne instytucje, te stare sierocińce. Ale rumuńska misja przy Unii Europejskiej przyspiesza sprawę. I rzeczywiście dokonał się tu pewien postęp. Rumunia bardzo skorzystała z ogromnej pomocy humanitarnej dla dzieci po 1999 roku s
Jakub Górnicki [00:17:10] Andy Guth postanowił pracować w programie opieki zastępczej jako kierownik jednej z instytucji. Program Pro Familia, którego był współtwórcą, początkowo działał pilotażowo w jednym regionie, ale szybko kolejne zauważyły jego pozytywne efekty. Jak mówi Guth, dzieci zostały przeniesione z klasycznej placówki, rozkwitały. W ciągu kilku tygodni można było zobaczyć faktyczne zmiany, zobaczyć ich powrót do zdrowia, a także powrót do ich rodzin biologicznych, które wcześniej uznawały dzieci za mocno upośledzone i wymagające dużej opieki.
Andy Guth [00:17:42] Nic nie zastąpi prawdziwej rodziny i dlatego zdecydowałem się zająć czymś innym, czyli programem opieki zastępczej. Najpierw przeniosłem się z placówki do grupowych domów rodzinnych, a potem do opieki zastępczej. W międzyczasie byłem również zaangażowany rozwijaniem tego, co nazwaliśmy podstawowymi usługami społecznymi na rzecz ochrony dzieci. Na ich podstawie powstała później instytucja znana jako Departament Ochrony Dziecka. Teraz nazywa się to Generalny Dyrektoriat ds.Ochrony Dziecka i Opieki Społecznej. Pracowaliśmy z pracownikami socjalnymi, żeby ułatwić powrót dzieci do rodzin. To było, jak sądzę, kluczem do sukcesu tego programu. Później ten projekt został przejęty przez władze.
Jakub Górnicki [00:18:34] Jak myślisz, co stało się z dziećmi, które przeżyły i wydoroślały? Czy uważasz, że przynajmniej część z nich była w stanie prowadzić względnie normalne życie na własną rękę?
Andy Guth [00:18:44] Tak, wiem to tylko ze słyszenia. Wiem np., że jedno z dzieci adoptowanych z pro familii jest teraz księdzem, więc nie ma rodziny. Myślę, że jeśli poszukamy głębiej, to znajdziemy sukcesy, a większość dzieci, które wyjechały bardzo dobrze zintegrować się ze swoimi społecznościami. Przynajmniej przez pewien czas, kiedy jeszcze pracowaliśmy, było tak, że gdy dziecko opuszczało projekt, to chcieliśmy wiedzieć, co się z nim dzieje. Rodziny były monitorowane i obserwowaliśmy, jak się sprawy mają.
Andy Guth [00:19:25] Izidor dzisiaj realizuje krótkometrażowy film zatytułowany Izidor poświęcony życiu młodego człowieka, który dzieciństwo spędził w placówkach całkiem jak on sam. W tym celu wraz z ekipą produkcyjną wybrał się kilkukrotnie do Rumunii i spotkał ze swoimi kolegami, których poznał jeszcze w instytucjach, a przyjaźnił się z nimi do dzisiaj. Jak twierdzi, pomimo że nie był w żadnej z placówek kilkanaście lat, wspomnienia są w nich żywe i nienaruszone.
Izidor Ruckel [00:19:50] To miejsce było dla nas domem, dla nas wszystkich. Dorastałem tam do 11, czy 12. roku życia. Miałem idealną pamięć. Nie byłem upośledzony umysłowo. Byłem osobą z niepełnosprawnością fizyczną. Zapytałem ich, czy tęsknią za tym miejscem. Odpowiedzieli Tak, to nasz dom. Tutaj dorastaliśmy. To wszystko, co znamy i nie mogłem się z nimi nie zgodzić. Celem produkcji naszego filmu jest pokazanie, że dzieci mogą rosnąć i rozwijać się, jeśli tylko damy im taką możliwość. Tego właśnie doświadcza Izidor. Doświadcza środowiska rodzinnego domu rodzinnego. I to jednorazowe doświadczenie zmienia jego życie i zdaje sobie sprawę, że świat jest o wiele większe. Jeśli możesz zapewnić opiekę i miłość dziecku, niezależnie od tego, czy jest ono zdrowe, czy ma kłopoty zdrowotne. To dziecko będzie się rozwijać i osiągnie coś w życiu. Myślę, że głównym celem naszej produkcji jest pokazanie innym państwom, które wciąż przechodzą przez to, przez co przeszła Rumunia, że instytucje potrafią zmieniać życie.
Jakub Górnicki [00:21:02] Luciana Jinga zapytano o to, czy kiedyś zostanie wymierzona jakaś forma sprawiedliwości wychowawcą w domach dziecka, względem których nadużycia zostały udokumentowane, wskazuje, że do tej pory nie zapadły żadne wyroki.
Jakub Górnicki [00:21:15] W tej chwili instytucja publiczna do ścigania zbrodni komunistycznych ewidentnie działa w ten sposób. Chcemy postawić sprawców przed wymiarem sprawiedliwości. Jest to proces, który rozpoczął się w 2017 roku. Kontynuujemy pracę nad różnymi przypadkami. Mamy sprawy, nad którymi pracujemy już z Rumuńskim Wydziałem Sprawiedliwości.
Jakub Górnicki [00:21:53] To był 60 odcinek Outriders Podcast. Na kolejny zapraszam Was już za dwa tygodnie 12 kwietnia. Oj tak, przerwa trochę się u nas zmienia. O tych powodach będziemy sukcesywnie Was informować. Rozpoczynamy poszukiwania nowego formatu. Takiego, który jeszcze lepiej pozwoli na tak storytellingowo opowiadać różne historie ze świata. Ale żeby to zrobić potrzebujemy trochę więcej czasu i oddechu między odcinkami. Jeśli interesuje Was jednak, co jeszcze wydarzyło się w świecie, zapraszam do naszego magazynu, który wchodzi w każdy piątek o ósmej rano, jak również do nowo prowadzonych rozmów, które nagrywamy i na naszym starym kanale na YouTube jak i na nowym kanale już podkast stricte także również do niego zapraszam. Ja nazywam się Kuba Górnicki. To było to, co podcast odcinek produkował Zuzanna Olejniczak. Tłumaczenia robił Grzegorz Kurek, a montowała Ewa Dunal z Sounds and Stories. Do usłyszenia.