PL | EN
09 listopada 2022
Łzy w oczach. Rozejm w wojnie domowej w Etiopii.
#45

Łzy w oczach. Rozejm w wojnie domowej w Etiopii.

Etiopia, to drugi najludniejszy kraj w Afryce. Dom dla ponad 113 mln mieszkańców. W listopadzie mijają dwa lata od wybuchu wojny w północnej części kraju między rządem federalnym a siłami Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigraju. W konflikcie, który trwa od nieco ponad dwóch lat, zginęło dotychczas co najmniej 385 tys. osób, a w jego wyniku Etiopia mierzy się z kryzysem humanitarnym.
Głos oddajemy w tym odcinku dziennikarzowi, który jako jeden z nielicznych miał możliwość podróżowania po regionie opanowanym konfliktem, doktorantowi politycznemu tłumaczącemu powody wojny oraz Tigrajce, która obecnie mieszka w stolicy kraju Addis Abebie, ale wolała zachować anonimowość, opowiadając nam o tym, co zobaczyła w swoim rodzinnym regionie po wybuchu wojny.

Moment, w którym nagrywamy ten odcinek, jest historyczny – obie strony konfliktu (etiopski rząd federalny i sąsiadująca z Etiopią Erytrea z jednej strony oraz Ludowy Front Wyzwolenia Tigray z drugiej) zostały zaproszone do RPA przez Unię Afrykańską, żeby 3 listopada 2022 r., równo po dwóch latach od jego rozpoczęcia, porozumiały się w kwestii zawieszenia broni.

Słuchaj także na

Fragmenty
#45
Łzy w oczach. Rozejm w wojnie domowej w Etiopii.

Etiopia to drugi najludniejszy kraj w Afryce. Dom dla ponad 113 mln mieszkańców. W listopadzie mijają dwa lata od wybuchu wojny w północnej części kraju między federalnym rządem a siłami Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigraju. W konflikcie, który trwa od nieco ponad dwóch lat, zginęło dotychczas co najmniej 385 tys. osób. A w jego wyniku Etiopia mierzy się z ogromnym kryzysem humanitarnym.

W tym odcinku Outriders Podcast postanowiliśmy poruszyć temat wojny w regionie Tigraju. W naszych mediach mówi się o niej niewiele, a to dla nas wyznacznik, że warto się takim tematem zająć. Co więcej, jak wiecie ważne jest dla nas to, żeby materiały powstawały na miejscu, czy to wyprodukowane przez nas osobiście, czy we współpracy z lokalnymi dziennikarzami. I tak oto w tym odcinku głos oddajemy dziennikarzowi, który jako jeden z nielicznych miał możliwość podróżowania po regionie opanowanym konfliktem. To tarantowi politycznemu, tłumaczącemu powody wojny, oraz Tigrajce, która obecnie mieszka w stolicy kraju Addis Abebie, ale wolała zachować anonimowość, opowiadając nam o tym, co zobaczyła w swoim rodzinnym regionie po wybuchu wojny. Ze względu na niebezpieczeństwo i delikatność tego tematu w tym odcinku nasza reporterka na miejscu w Etiopii również wolała pozostać anonimowa.

Odcinek wyprodukowała Zuzanna Olejniczak, a zmontowała Ewa Dunal z Sounds and Stories.

Moment, w którym nagrywamy ten odcinek, jest historyczny. Obie strony konfliktu, Etiopski rząd federalny i sąsiadująca z Etiopią Erytrea z jednej strony oraz Ludowy Front Wyzwolenia Tigraju z drugiej, zostały zaproszone do RPA przez Unię Afrykańską, żeby 3 listopada – równo po dwóch latach od rozpoczęcia konfliktu – porozumiały się w kwestii zawieszenia broni.

Reporter: Tak się złożyło, że tego dnia byłem na innym kontynencie, bo w Azji, konkretnie: w Chiang Mai w Tajlandii, na spotkaniu dziennikarzy, z którymi pracujemy. Jeden z nich gościł zresztą u nas w Warszawie w czerwcu tego roku i pomógł nam również w powstawaniu tego odcinka, nim jeszcze nastał 3 listopada, a tego dnia siedzieliśmy wspólnie w sali warsztatowej, kiedy zaczęły do nas dochodzić informacje o tym, co może zostać ogłoszone, a po tym już konkretnie, co będzie ogłaszane. Tesfalem wybiegł, ja podążyłem za nim, żeby towarzyszyć mu w tych pierwszych minutach, kiedy i on o tym osobiście się dowiadywał, a on również od jakiegoś czasu mieszka na uchodźctwie. A Tesfalem to Tesfalem Waldyes, założyciel „Ethiopia Insider”. Siedzimy gdzieś na tarasie. Na termometrze 34°C, nad nami nie ma żadnego parasola. Tesfalem rozmawia z kimś przez telefon i jednocześnie słucha przemówienia etiopskiego premiera Abiya Ahmeda. W tym nagraniu oklaskują ministra sił zbrojnych.

Co powiedział teraz w przemówieniu?

Reporter: Mówi o tak wielu rzeczach. Sednem sprawy jest fakt, że propozycje etiopskiego rządu przedstawione przy stole negocjacyjnym zostały zaakceptowane w stu procentach. Te porozumienia niosą dużą ulgę dla wielu Etiopczyków i mam nadzieję, że da to Etiopii trochę spokoju. Kiedy nowy premier objął stanowisko, pojawiły się rozległe plany, wielkie oczekiwania i bardzo dużo nadziei. Także wtedy, gdy otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla ze względu na złagodzenie utrzymujących się bardzo długo napięć między Etiopią a Erytreą. Między tymi krajami nie panuje ani wojna, ani pokój, a w środku tego wszystkiego znajdują się rebelianci. Tak więc w dłuższej perspektywie czasowej udało się doprowadzić do złagodzenia napięć z Erytreą, ale po dwóch latach przechodzimy po prostu do wojny domowej. Etiopia jest bardzo dużym krajem. Jesteśmy drugą co do wielkości populacją w Afryce, ale jesteśmy też bardzo biedni, nie stać nas więc na żadną wojnę. Większość naszej historii wypełniają wojna i konflikty. A ta wojna naprawdę sporo nas kosztowała i nie wiemy, czy stan kraju nie pogorszy się z jej powodu. Dlatego to ulga dla Etiopczyków, zarówno tych, którzy przez wojnę ucierpieli, jak i tych, którzy chcą widzieć Etiopię jako jeden wspólny kraj.

Zanim zaczniemy krążyć po upalnej stolicy Addis Abebie, w której pracowała nasza reporterka, cofnijmy się do przyczyn konfliktu, który wywołał tak poważny kryzys w drugim najludniejszym kraju Afryki. Od zakończenia wojny domowej w Etiopii w 1991 r. krajem rządziła koalicja kilku partii, spośród których dominował Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia. Tak było aż do 2018 r., kiedy na czele rządu stanął premier Abiy Ahmed, wywodzący się z ludu Oromo z południowej Etiopii. Tigrajski front zaczął tracić na znaczeniu, a tigrajscy politycy zaczęli być przesuwani na margines. Dwadzieścia siedem lat rządów TLFW zostało nazwanych „latami ciemności” przez samego premiera. Abiy Ahmed utworzył nowy rząd, do którego nie dołączył Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia, a jego polityków usunął ze stanowisk służb bezpieczeństwa państwa. Jednocześnie zaczął zacieśniać więzi z prezydentem sąsiadującej Erytrei Isajasem Afewerkim, autorytarnym przywódcą, który żywił gorzką, wieloletnią urazę do Tigrajczyków. Atak ze strony Erytrei został w Tigraju odczytany jako dowód na to, że stolica zdradziła region i chce wspólnie z sąsiednim krajem doprowadzić do zniszczenia niezależnej prowincji. O podłożu tego konfliktu opowiedział nam Marishet Mohammed Hamza, doktorant w Graduate Institute of International and Development Studies w Genewie w Szwajcarii. Marishet wykłada prawo i federalizm na Uniwersytecie w Wolaita Sodo i uważnie śledzi temat etiopskiej polityki oraz federalizmu.

Marishet Hamza: Jeśli chodzi o pierwszą kwestię i jej wpływ na obecną wojnę domową, to bardzo obszerne zagadnienie. Najpierw kilka ważnych faktów dotyczących przeszłości. Zanim Etiopski Ludowo-Rewolucyjny Front Demokratyczny przejął kontrolę nad rządem, trzy dekady temu system władzy w Etiopii był unitarny. Zdaniem grup internacjonalistycznych był on sprzeczny z prawami i interesami narodu, obywateli oraz mieszkańców kraju, ponieważ promował interesy określonej grupy etnicznej. Mam tu na myśli różne grupy zbrojne o podłożu etnicznym, które jak się sądzi, wprowadzają teraz obecny federalny system rządów. A ten system przynajmniej wg konstytucji zapewnia równą ochronę, łącznie z uznaniem i ochroną prawa do samostanowienia wszystkim narodom, obywatelom i mieszkańcom kraju.

Przejdźmy teraz do premiera – do rządów Abiya Ahmeda Aliego, który przejął władzę w 2018 r. Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia twierdzi, że rząd Aliego próbuje przywrócić system unitarny, jaki panował w Etiopii w przeszłości. A gdyby mu się udało, byłoby to sprzeczne z prawem ludzi, np. Tigrajczyków, do samostanowienia. Przed wojną front wyzwolenia prosił nawet publicznie niektórych swoich przedstawicieli w federalnej Radzie Legislacyjnej o zakwestionowanie i ogłoszenie niepodległości regionu. Po wojnie i w jej trakcie również widzieliśmy, jak front wyzwolenia promuje samostanowienie, a nawet secesję. To wszystko jest związane z kwestią samostanowienia, którą front wyzwolenia podkreśla. Według niego obecny rząd ma zagrażać jakości życia mieszkańców Tigraju jako mniejszości kraju. Moim zdaniem obecna wojna domowa w dużej mierze wiąże się z przeszłością. W tym z czasami, kiedy front wyzwolenia sprawował władzę, a także ze sprzeczną narracją na temat rodzaju systemu rządzenia, jaki premier Ali próbował wprowadzić. Doszło do sporu między rządem w Tigraju a rządem federalnym, a w konsekwencji do wybuchu konfliktu.

Finalnie Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia, który znalazł się poza rządem, został uznany przez rząd Etiopii za organizację terrorystyczną w listopadzie 2020 r., gdy podczas pandemii koronawirusa zorganizował samodzielne regionalne referendum. Po latach narastających napięć i działań wojennych między TLFW a rządami Etiopii i Erytrei walki rozpoczęły się, kiedy siły bezpieczeństwa Tigraju zaatakowały bazy i kwaterę główną północnego dowództwa Etiopskich Narodowych Sił Obronnych w regionie Tigraj. Zdaniem Marisheta Hamzy problemem, z jakim mierzy się Etiopia, jest centralne podejmowanie decyzji przez rząd federalny, który narzuca swoje wybory regionalnym samorządom. Autonomiczne samorządy regionalne z własnymi prawami i obowiązkami istnieją teoretycznie, praktycznie funkcjonuje jednak scentralizowany system rządów, w którym decyzje są podejmowane odgórnie.

Marishet Hamza: Odnośnie drugiej kwestii, czyli relacji międzyrządowych i tego, w jaki sposób mogły się one przyczynić do obecnego sporu, konfliktu między dwoma federalnie zintegrowanymi rządami, moim zdaniem na papierze mamy co najmniej wyraźne rozgraniczenie między władzą rządu federalnego a władzą rządów regionalnych. Chociaż nie opracowano silnych ram stosunków międzyrządowych w kraju, zinstytucjonalizowanych przynajmniej na poziomie normatywnym, a takowe powinny istnieć na poziomie uprawnień i obowiązków obu szczebli władzy. Wszystko było jednak ustalane centralnie, w regionach po prostu wdrażane. Regiony nie mogły wykonywać swoich konstytucyjnych praw i obowiązków i nie otrzymały autonomii w sprawowaniu władzy. Tak więc konstytucyjnie na papierze mamy autonomiczne samorządy regionalne, które mają własne prawa i obowiązki, ale praktycznie ćwiczyliśmy jakiś scentralizowany system rządu, w którym wszystkie decyzje zapadały odgórnie, a regiony miały wykonywać decyzje podjęte na szczeblu centralnym. Nie mieliśmy wystraczająco silnych ram stosunków międzyrządowych. Jeśli chodzi o relacje między rządem w Tigraju a rządem federalnym, to tak się właśnie stało. Kiedy tigrajski rząd sprzeciwił się decyzji rządu federalnego odnośnie tego, aby wymusić wybory w 2020 r., doprowadziło to ostatecznie, jak widzieliśmy, do sporu o wynik wyborów i do konfliktu. Tak więc fakt, że nie mamy silnego zinstytucjonalizowanego przywództwa międzyrządowego na poziomie krajowym, przyczynił się do sporu między rządem federalnym a regionalnym, który ostatecznie doprowadził do konfliktu.

Przez ostanie 24 miesiące dostęp do terenów północnej Etiopii był mocno ograniczony, dlatego relacje dotyczące wojny nie były wystarczająco dobrze opisywane w lokalnych, a także światowych mediach. Duże regiony sąsiadujące z Tigrajem, Amhara i Afar, były również zaangażowane w wojnę obejmującą blisko jedną trzecią kraju. Jeden z racji historycznego konfliktu z regionem Tigraj, a drugi ze względu na bliskość frontu. Z Samuelem Getachewem, znanym etiopskim dziennikarzem współpracującym z międzynarodowymi mediami, jednym z nielicznych, którzy mieli okazję podróżować po północnej Etiopii po wybuchu wojny w 2020 r., rozmawialiśmy nieopodal międzynarodowego portu lotniczego przy Ring Road. Opowiedział nam o swoich doświadczeniach z tych podróży.

Samuel Getachew: Pojechaliśmy do Tigraju, aby przygotować materiał. Spotkaliśmy tam wiele młodych kobiet, które zostały zgwałcone, wykorzystane. Spotkaliśmy rodziców, których dzieci zaginęły w tym niekończącym się konflikcie. Dotarliśmy do kolejnego regionu Etiopii – do Amhary, i zobaczyliśmy to samo: kobiety oskarżające drugą stronę konfliktu o gwałty i inne straszne zbrodnie. W Afarze spotkaliśmy ogrom młodych ludzi ze wszystkich regionów, którzy mówili, że od kilku lat nie mogą chodzić do szkoły, również z powodu tego niekończącego się konfliktu. Pytali o przyszłość Etiopii, jak niepewna będzie, jeżeli najmłodsza populacja nie może chodzić do szkoły. Oni byli zupełnie pozbawieni zajęcia. A liczba ludzi, którzy zginęli? Eksperci twierdzą, że wynosi ponad 500 tys. i to jest naprawdę przytłaczające.

Przez większość czasu od początku konfliktu mogliśmy się udać do Tigraju, Afaru czy Amhary, ale przez ostatni rok Tigraj nie był już dla nas dostępny, nie mogliśmy tam pracować. Wiemy to, co słyszymy i widzimy z daleka. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować niektórych oskarżeń i kontroskarżeń, które pojawiają się ze wszystkich stron. Dla pracownika mediów to naprawdę niefortunne. Uważam, że każdy ma prawo wiedzieć, co naprawdę dzieje się na miejscu i to jest stracona szansa dla wszystkich mediów, lokalnych i międzynarodowych, które nie mogą podróżować i relacjonować tego, co się dzieje.

W ciągu ostatnich dwóch lat miałem okazję udać się do wielu regionów Etiopii. To, co widzimy teraz, to rezultat tego konfliktu. Wiesz, w opowieściach o konflikcie w Afryce często nie znajdziesz imion, twarzy ani wartości. A my staraliśmy się dać głos, imię, twarz każdej ofierze. Tak naprawdę to niemożliwe, ponieważ w każdym regionie jest tak wiele ofiar. Spotykamy ludzi, którzy wyglądają jak żywi, ale wewnątrz są martwi, ponieważ stracili środki do życia, członków rodziny i nadal wszystko tracą. Szokujące jest to, że nie dało się tego powstrzymać, że dramat wciąż trwa i wszędzie panuje strach. Zwłaszcza mniejszości są wykorzystywane, zabijane, poniżane i odczłowieczane. To, co widzieliśmy, jest bardzo, bardzo smutne. Kiedy patrzymy np. na Ukrainę, widzimy, jak media udają się do konkretnych miejsc, rozmawiają z ofiarami i zbierają informacje. Dzięki temu mogą opowiedzieć swoim odbiorcom, czytelnikom, co dokładnie dzieje się w terenie. A w Etiopii to trudne. Wzajemne oskarżenia mieszkańców trwają cały czas. Wiemy, że nie potrafimy uzyskać dostępu do niektórych regionów, aby móc opowiedzieć i zweryfikować to, co dzieje się w terenie. I myślę, że to stracona szansa dla afrykańskich mediów i ogólnie dla dziennikarstwa.

W Addis Abebie porozmawialiśmy z młodą dziewczyną, która poprosiła o zachowanie anonimowości. Jest etniczną Tigrajką mieszkającą w stolicy, ale pochodzącą z Szyrie w środkowym Tigraju, które w wyniku wojny zostało dotkliwie dotknięte klęską głodu. Dotychczas pracowała w lokalnym biurze rządowym w Addis Abebie, ale niedługo po wybuchu wojny znalazła się wśród tysięcy licznych Tigrajczyków, którzy byli aresztowani, nękani, zwalniani lub zawieszani w pracy. Ona sama była wielokrotnie aresztowana w Addis Abebie i ostatecznie straciła pracę. Wybuch wojny zmienił także jej rodzinne miasto Szyrie, które odważyła się odwiedzić. Zobaczyła, co się dzieje, i była świadkinią agonii etnicznych Tigrajczyków, którzy stanowią mniejszość pośród różnych grup etnicznych i narodowości Etiopii.

Tigrajka: Później wybuchał wojna. Szybko zaczęła odciskać swoje piętno przede wszystkim na ludziach. To kobiety były gwałcone, to dzieci były zabijane, zarzynane. To wszystko było straszne. Nawet nie mogę nazwać tego wojną. To było ludobójstwo – to, co się wydarzyło w Tigraju między Etiopią a Tigrajem zaczęło z czasem spełniać warunki ludobójstwa. Trudno to sobie nawet wyobrazić. Ale ja niestety byłam świadkinią wszystkiego. Widziałam wszystko na własne oczy.

Reporterka: Jak wyglądała twoja podróż do Tigraju?

Tigrajka: Po rozpoczęciu wojny, czyli 3 listopada 2020 r., nie można było dotrzeć do Tigraju. Droga została zamknięta, dopóki nie otworzono jej w styczniu 2021 r. Zdecydowałam się pojechać do Tigraju. Historia etnicznej Tigrajki, dziewczyny o imieniu Lemlem, sprawiła, że wybrałam się w tę podróż. Lemlem wracała do Adua z Mekelie. Pojechała tam zrobić zakupy na targu spożywczym. Pojechała, ponieważ wszystko łącznie z bankami i innymi usługami było w całym Tigraju niedostępne. Banki i markety działały tylko w Mekelie. Jak powiedziała mi później Lemlem, w drodze powrotnej wiozła produkty spożywcze i 15 tys. birrów etiopskich, czyli równowartość 1337 zł, ale kiedy dotarła do miasteczka Idaga Hamus, które znajduje się tuż przed Adigratem, została zatrzymana przez erytrejskich żołnierzy. Co się jej stało? Zdałam sobie z tego sprawę po obejrzeniu filmu. Film pokazuje dziwne przedmioty, w tym kamień, plastikową torbę, piaskowiec i gwóźdź usuwany z jej macicy. Gdy to zobaczyłam, poczułam się bardzo źle. Rozbiło mnie to psychicznie i nie mogłam tego dłużej oglądać. Przez trzy dni nie wstawałam z łóżka. Nie mogłam uwierzyć, że człowiek naprawdę może zrobić coś takiego bliźniemu.

Reporterka: Ze szczątkowych informacji z mediów wynika, że brutalność wobec kobiet w tamtym regionie jest bardzo częsta. Czy tak było w trakcie twojej wizyty?

Tigrajka: W Mekelie, stolicy Tigraju, byłam świadkinią kolejnej trudnej sceny. Miała ona miejsce w szpitalu Aider. Przyjęto tam 35 kobiet. Wszystkie były ofiarami gwałtu i zgłosiły się na zabieg aborcji. Wszystkie były bardzo młode. Jedna z nich zapytała mnie, co to jest seks. Miała zaledwie 14 lat. Została zgwałcona przez czterech etiopskich żołnierzy. Powiedziała, że mówili po amharsku – to jeden z głównych oficjalnych języków w Etiopii. Była dziewicą, nie miała pojęcia, co się jej przydarzy. Przypomniała sobie, że przerażające było dla niej patrzenie, jak przychodzili zakrwawieni, żeby ją gwałcić, na zmianę, jeden po drugim. Zaszła w ciążę. Potem, jak została zgwałcona, musiała się pieszo dostać z Didbo (swojej wioski) do Tembien. Później pomogli jej ludzie i samochód zabrał ją do Mekelie. Nie miała pieniędzy. Dotarła do szpitala, aby przerwać ciążę. Ostrzegano ją, że jest zbyt młoda, ale ona wolała umrzeć niż urodzić. To była głęboko psychicznie zraniona dziewczyna. Pytała mnie, co to seks. Byłam bardzo poruszona. Powiedziałam jej, że to, co się z nią stało, wcale nie było seksem. Ona miała na imię Arsema. Była jedną z ponad 30 dziewcząt czekających w szpitalu, takich jak ona. One wszystkie były pełne gniewu na to, co je spotkało. Dziewczęta ze szpitala Aider były wściekłe po tym, co się z nimi stało. Wszystkie chciały przerwać ciążę i wyjść z placówki. Pytane, dokąd się udadzą, odpowiadały, że prosto na front. Bo jeśli nie są bezpieczne w domu, nie mają innego wyjścia, muszą walczyć. Wszystkie były zdecydowane walczyć i ratować inne kobiety. Byłam świadkinią tych historii, a następnie kontynuowałam rozmowę z etnicznymi Tigrajczykami w Addis Abebie oraz innymi życzliwymi Etiopczykami. Zebrałam datki na podpaski i ubrania. Wróciłam z tymi darowiznami również dla przesiedleńców do miasta Szyrie w Etiopii.

Doświadczenia gwałtów i nadużyć seksualnych stały się codziennością dziewczynek i dojrzałych kobiet na północy kraju. Po powrocie z Tigraju do stolicy nasza bohaterka została aresztowana.

Reporterka: Jak wyglądała twoja codzienność po powrocie do Addis Abeba?

Tigrajka: Wróciłam z Tigraju do Addis Abeba, ale niedługo po powrocie 16 lipca ubiegłego roku pracownicy służby bezpieczeństwa przyszli do mojego miejsca pracy i trafiłam do aresztu. Później pracowałam jako ekspertka ds. komunikacji w podmiejskim biurze lokalnego samorządu w Addis Abebie. I znów mnie tam aresztowali. Zostałam zwolniona po dwóch tygodniach. Ale nawet gdy wychodziłam na wolność, ciągle mnie zastraszali i śledzili. Policja nachodziła mnie w domu, a czasem policja udawała służby cywilne. Bałam się i nie wiedziałam, co się ze mną stanie. Czułam, że wywiozą mnie gdzieś poza miasto. Musiałam zmienić miejsce pobytu. Ukrywałam się do 28 września ubiegłego roku, potem wróciłam do domu. Myślałam, że przestaną nas nękać i polować na nas, na Tigrajczyków z pochodzenia, i aresztowali mnie ponad miesiąc później. Zabrali na noc, z domu. Wolność odzyskałam po ok. trzech miesiącach 15 stycznia. Ten czas spędzony w areszcie był bardzo trudny, naprawdę trudny.

Reporterka: Czy możesz opowiedzieć o tym, gdzie byliście przetrzymywani?

Tigrajka: Trzymali nas, większość etnicznych Tigrajczyków, w okolicach Kality’e, dzielnicy w Addis Abebie, w magazynie należącym do firmy transportowej i logistycznej. Było nas tam ok. 300 kobiet, w tym 11 w ciąży. Jedna z ciężarnych poroniła podczas pobytu w areszcie. Inna była w dziewiątym miesiącu ciąży. Co dziwne, została aresztowana mimo mieszanego pochodzenia. Jej ojciec był z pochodzenia Oromo, jej matka – Tigrajką, a jej mąż należy do Amharczyków. Została aresztowana tylko z powodu pochodzenia swej matki. Jeszcze smutniejsze było to, że jej matka, 66-letnia kobieta, również została z nią aresztowana i przebywała w tym samym magazynie. Dziewczynie odeszły wody i zaczęła rodzić. Bardzo źle się czuła. Wszyscy ze łzami w oczach błagaliśmy policjantów, aby zabrano ją do szpitala. A oni pomogli nam kupić brzytwę i sznurek, aby łatwiej jej było urodzić w magazynie. Potem przyszedł główny inspektor policji i poprosiliśmy go o pomoc. Pozwolono jej wyjść i urodzić w szpitalu.

Uznaje się, że wszystkie strony konfliktu popełniły w jego trakcie zbrodnie wojenne. Dotychczas dochodziło do masowych pozasądowych zabójstw ludności cywilnej, które miały miejsce w wielu regionach Tigraju, w tym: w Adigrat, Hagere Selam, obozie uchodźców czy klasztorze Debre Abba. Zabitych zostało co najmniej 385 tys. do 600 tys. ludzi, a duże różnice we wskazaniu ofiar wynikają z braku dostępu niezależnych obserwatorów.

Gwałty wojenne stały się codziennością dziewczynek i dojrzałych kobiet. W wyniku wojny rozwinął się poważny kryzys humanitarny z powszechnym w Etiopii głodem. W marcu tego roku ONZ powołała zespół śledczy kierowany przez Fatou Bensoudę, byłego prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego. Celem ma być zebranie dowodów nadużyć do potencjalnego wykorzystania w przyszłych postępowaniach karnych. W związku z niestabilną sytuacją polityczną w sąsiednich państwach, m.in. Sudanie oraz Sudanie Południowym, i trwającymi tam od lat konfliktami, Etiopia była jednym z największych ośrodków azylowych dla uchodźców na świecie. Na początku 2020 r. w kraju przebywało 735 204 uchodźców, głównie z Sudanu Południowego. A Tigraj z racji geograficznej bliskości był jednym z regionów, który gościł większą liczbę uchodźców. Wybuch konfliktu diametralnie odwrócił role – to obywatele Etiopii stali się uchodźcami. Według ONZ co najmniej 9,4 mln ludzi w północnej Etiopii potrzebuje pilnej pomocy. Nałożona przez rząd blokada na region Tigraju oznacza jednak, że do regionu dotarło mniej niż 10% wymaganej pomocy. Cierpienie w północnej Etiopii jest częścią większej ilości konfliktów, zmian klimatycznych i gwałtownie rosnących cen żywności, zaostrzonych też przez wojnę w Ukrainie, która podsyciła kryzys dotykający 20 mln ludzi w szerszym regionie Rogu Afryki.

Tigrajka: Większość Etiopczyków, zwłaszcza młodzież, nie próbuje zrozumieć tej bolesnej rzeczywistości. Nie próbuje zakończyć tego koszmaru, nie chce wiedzieć, kto tak naprawdę walczy w tej wojnie. Księża i osoby duchowne błogosławią rządowe wojska udające się do boju. Wojna toczy się w Tigraju i tam jadą etiopscy żołnierze. Każdy, kto idzie na wojnę, zdecydował, że może oddać życie, poświęcić się i zabijać wroga. Jednak w tej wojnie to dzieci giną. To dzieci i matki są gwałcone. W Tigraju gwałcono nawet zakonnice.

Marishet Hamza nie jest przekonany co do tego, czy rozmowy pokojowe i zawieszenie broni przyniosą w pełni pozytywne rezultaty. Spodziewa się, że to raczej wynik międzynarodowych nacisków.

Marishet Hamza: Istnieje rosnąca międzynarodowa presja na rząd, która obejmuje ograniczenia finansowe. Z powodu konfliktu rząd nie otrzymuje pomocy, przez co trudniej jest mu rządzić krajem. Rząd federalny zdecydował się na kontynuowanie negocjacji, oczywiście z powodów dyplomatycznych, aby złagodzić presję społeczności międzynarodowej. Może też potrzebować negocjacji pokojowych, by mieć czas na przegrupowanie lub restrukturyzację sił zbrojnych, aby móc walczyć z siłami federalnymi i sojuszniczymi. Nie sądzę, żeby te negocjacje zakończyły konflikt w sposób pokojowy czy rozwiązujący sedno problemu.

Samuel Getachew i Tesfalem Waldyes mimo pewności co do wyniku rozmów pokojowych zastanawiają się, czy pokój między zwaśnionymi grupami jest możliwy.

Samuel Getachew: Pokój, wiesz, można zawierać porozumienia. Może nawet dojść do kompromisu. Zastanawiam się tylko, czy ludzie zdołają wybaczyć sobie nawzajem i żyć jak sąsiedzi, tak jak wcześniej. To jest główny problem. Tak czy inaczej, przytłaczające było patrzeć, jak dochodzi do tego wszystkiego w Etiopii.

Tesfalem Waldyes: To porozumienie próbuje dać nam nadzieję, że Etiopia będzie trwała jako jedno państwo. W Etiopii nie ma bałkanizacji. Osobiście się nie spodziewałem, że rebelianci zaakceptują niektóre z warunków, o których mówią obecnie w RPA, gdzie odbywają się rozmowy. Niektóre dotyczyły np. rozbrojenia, demobilizacji i reintegracji grup rebelianckich z armią etiopską. To niespodziewane. Postulat dotyczący rozbrojenia grupy rebeliantów jest naprawdę trudny do utrzymania. Dotyczy to także respektowania konstytucji kraju i akceptacji tego, że Tigraj jest częścią Etiopii. Wszyscy się spodziewają, że Tigraj będzie następną Erytreą. Erytrea oddzieliła się od Etiopii po 30-letniej wojnie. To samo grozi Tigrajowi, jeśli sytuacja nadal będzie tak wyglądać, ponieważ Róg Afryki zawsze był niestabilnym regionem. Podobnie miało to miejsce w Sudanie Południowym, który oddzielił się od Sudanu. Jeśli Etiopia zacznie się rozdrabniać, to będzie to nie do zatrzymania. Bo każdy ma swoje problemy, żale. Etiopia to bardzo skomplikowany i trudny historycznie kraj.

Z dużym strachem o ewentualnych kolejnych walkach myśli też nasza anonimowo wypowiadająca się bohaterka.

Tigrajka: To bardzo ważne. Jeśli ta wojna będzie trwać, dotknie nie tylko jednej strony. Wojna wszędzie zbiera żniwo. To wojna domowa, w której walczymy ze sobą wyłącznie po to, aby się nawzajem wykończyć. Jesteśmy złączeni więzami krwi, małżeństwami, rodzinami, a walczymy ze sobą. Żyliśmy ze sobą przez wieki, a teraz? Obróciliśmy się przeciwko sobie. To wszystko zmieni się w koszmar, chyba że świat będzie naciskał na walczące strony, aby rozwiązały różnice na drodze politycznej i zachęci je do rozmowy. Obawiam się, że znikniemy jako jeden naród i zostawimy następnym pokoleniom mroczną historię. Jeżeli nic się nie zmieni, ta historia zawsze będzie nastawiać ludzi przeciwko sobie.

Rządzący obecnie Etiopią, 46-letni Abiy Ahmed Ali jest jednym z najmłodszych przywódców w Afryce. Budził wielkie nadzieje na transformacyjne zmiany w kraju. Zniósł kontrolę nad mediami informacyjnymi, zainicjował szeroko zakrojone forum gospodarcze i zawarł układ pokojowy z Erytreą, dzięki czemu w 2019 r. otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Kolejne lata konfliktu zmieniły jednak jego wizerunek rozjemcy. Po tym, jak ograniczył dostęp do internetu, aresztował dziennikarzy i zatrzymywał protestujących oraz jego krytyków. W styczniu Norweski Komitet Nobla, który przyznaje Pokojową Nagrodę Nobla, wydał rzadkie upomnienie dla uhonorowanego, w którym stwierdził, że Ali ponosi szczególną odpowiedzialność za zakończenie konfliktu i przyczynienia się do pokoju. Czy tak faktycznie będzie, pokażą nadchodzące miesiące.

To był 45 odcinek Outriders Podcast. Bardzo wszystkim dziękuję za słuchanie i też regularne wspieranie nas finansowo. Dzisiaj chciałbym szczególnie podziękować Mirosławowi Gałczyńskiemu, Przemkowi Szałajowi oraz Adriannie Pierścionek-Podogrodzkiej. Dzięki Wam nasza praca jest dalej możliwa. Za dziś bardzo wszystkim dziękuję i do usłyszenia już niebawem!

Transkrypcja