Jak media z Mjanmy żyją na uchodźstwie w Tajlandii?
O współczesnej Mjanmie słyszymy w mediach głównie z powodu buntu i konfliktu między wyznawcami wybranych religii i wojskiem. W tym odcinku przybliżymy Wam jej ostatnią historię i przedstawimy jak wygląda teraz rzeczywistość mediów, w kraju, w którym doszło do przewrotu wojskowego niecałe 2 lata temu.
Wewnętrzne, wieloletnie wojny partyzanckie doprowadziły do izolacji państwa od społeczności międzynarodowej. Taka sytuacja trwała aż do początku XXI wieku, kiedy po ponad 50 latach rządów wojska, w 2011 r., zostały przeprowadzone wybory parlamentarne i wdrożone reformy.
O tym, jak zmieniała się Mjanma na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat opowiada nam Patryk Kugiel, ekspert z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, natomiast o trudnej sytuacji mediów w kraju opowiada Sonny Swe, mjanmański dziennikarz, założyciel gazet Frontier Myanmar oraz The Myanmar Times, pracujący w Tajlandii.
Mjanma.
Ludzie muszą uciekać. Z powodu zamachu stanu mamy teraz ok. trzech milionów osób wewnętrznie przesiedlonych.
Konflikty wewnętrzne w tym kraju targają nim od czasu deklaracji niepodległości, która nastąpiła kilka lat po zakończeniu drugiej wojny światowej, kiedy Mjanma odłączyła się od imperium brytyjskiego, a to młode państwo jest kulturowym tyglem zamieszkanym przez ponad 130 różnych narodowości i grup etnicznych. O współczesnej Mjanmie słyszymy w mediach głównie z powodu buntów i konfliktu między wyznawcami wybranych religii oraz wojskiem.
W zasadzie mamy do czynienia z wojną domową, która eskaluje z miesiąca na miesiąc i która powoduje coraz większe cierpienia dla ludności cywilnej oraz większy kryzys humanitarny.
W tym odcinku przybliżymy Wam jej ostatnią historię i porozmawiamy o tym, jak wygląda teraz rzeczywistość mediów w kraju, w którym doszło do przewrotu wojskowego niecałe dwa lata temu. Jeśli ktoś pyta, czemu mediów, o tym dowiecie się w drugiej części odcinka, bo rozmawiamy z nimi na miejscu, co prawda nie w Mjanmie, ale w miejscu, do którego większość z nich uciekła, czyli w Chiang Mai w Tajlandii.
Ja nazywam się Jakub Górnicki, a to jest Outriders Podcast. Odcinek realizowała i montowała Ewa Dunal, a pomagała w przygotowaniu również Zuzanna Olejniczak.
Wewnętrzne, wieloletnie wojny partyzanckie doprowadziły do izolacji państwa od społeczności międzynarodowej. Taka sytuacja trwała aż do początku XXI wieku, kiedy po ponad 50 latach rządów wojskowych w 2011 r. zostały przeprowadzone wybory parlamentarne i wdrożono także reformy. O tym, jak zmieniała się Mjanma na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, opowiedział nam Patryk Kugiel, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, który w swoich badaniach koncentruje się na krajach Azji Południowej.
Patryk Kugiel: Faktycznie w Mjanmie sytuacja jest dzisiaj bardzo poważna, od tego przewrotu z 1 lutego 2020 r. w zasadzie mamy do czynienia z wojną domową, która eskaluje z miesiąca na miesiąc i która powoduje coraz większe cierpienia ludności cywilnej, coraz większy problem – kryzys humanitarny. Co jest przyczyną obecnej sytuacji, dlaczego armia zdecydowała się na zamach stanu 1 lutego 2020 r.? Krótkiej odpowiedzi na pewno nie ma, ale najważniejsze jest to, że armia wystraszyła się popularności Aung San Suu Kyi, czyli liderki Narodowej Ligi na rzecz Demokracji, ikony ochrony praw człowieka, noblistki pokojowej i najpopularniejszej polityczki w samej Mjanmie czy Birmie.
Pamiętajmy, że Birma przechodziła przez ostatnie 10 lat przez kontrolowaną transformację polityczną w kierunku częściowej demokracji. Od uzyskania niepodległości po drugiej wojnie światowej była rządzona przez generałów, przez różne kolejne junty wojskowe. I w 2011 r. armia birmańska zaczęła proces kontrolowanego przejścia do demokracji w oparciu o konstytucję, którą zaproponowała sama armia i którą przyjęto w referendum w 2008 r. Ten okres przejściowy w 2015 r. doprowadził do wyborów, w zasadzie wolnych i demokratycznych, które zdecydowanie wygrała Aung San Suu Kyi. Od 2015 r. czy początków 2016 r. Aung San Suu Kyi i jej partia NLD rządziła Birmą. Ale nie w pełni samodzielnie. Armia zachowała sobie przemożny wpływ na ważne dziedziny życia politycznego, m.in. na sprawy bezpieczeństwa, sytuację wewnętrzną, relacje z mniejszościami i politykę zagraniczną. Zablokowano też Aung San Suu Kyi możliwość zostania prezydentem w tym kraju, przez co musiała nieco rządzić z tylnego siedzenia przez prezydenta, którego sama wyznaczyła do tej funkcji. I przez te pięć lat – między 2015 r. a 2020 r. Aung San Suu Kyi starała się jakoś balansować między tymi demokratycznymi aspiracjami a trudną relacją z armią.
Ósmego listopada 2020 r., czyli dwa lata temu, doszło do drugich wyborów powszechnych w Birmie, które były w większości wolne i uczciwe, i ku zaskoczeniu generałów Aung San Suu Kyi wygrała jeszcze bardziej zdecydowanie, niż to było pięć lat wcześniej. Więc prawdopodobnie, bo może nigdy nie dowiemy się, co dokładnie było przyczyną, ale generałowie wystraszyli się, że tak silny mandat społeczny spowoduje, że Aung San Suu Kyi w swojej drugiej kadencji mogłaby chcieć zmienić tę konstytucję i odebrać przywileje i władzę armii. Więc zdecydowali się działać, zanim będzie za późno.
Pierwszego lutego 2021 r. w dniu, w którym zbierał się nowy parlament i miał dokonać wyboru władz cywilnych, armia Mjanmy dokonała zamachu stanu. Aresztowała wysokich rangą urzędników, obrońców praw człowieka, przedstawicieli partii politycznych i mniejszości etnicznych, prezydenta i wcześniej wspomnianą Aung San Suu Kyi. Aresztowania miały miejsce w całym kraju. Zamach stanu dokonany przez wojsko w Mjanmie odbył się pod pretekstem punktu 417 tamtejszej konstytucji, który umożliwia przekazanie władzy armii w razie zagrożenia suwerenności kraju i zagrożeniu jedności narodowej. Mówi się jednak o tym, że realną przyczyną była przegrana wojskowych, którzy otrzymali niewiele ponad 6% głosów. Po wojskowym przewrocie ludzie zaczęli masowo wychodzić na ulice i protestować pokojowo. Patryk Kugiel opowiada, jak wygląda życie dzisiejszych Mjanmańczyków.
P.K.: Życie normalnego człowieka stało się dużo trudniejsze, zwłaszcza tych ludzi, którzy aktywnie występowali przeciwko władzy wojskowej, a pamiętajmy, że te protesty prodemokratyczne, antywojskowe przybrały całkiem masowy wymiar. To były dziesiątki tysięcy ludzi, którzy demonstrowali w pokojowy sposób na ulicach największych miast, którzy przyłączali się do takiego ruchu nieposłuszeństwa obywatelskiego. Strajkowali – nie przychodzili do pracy, do szkół, do szpitali, do przedsiębiorstw państwowych. I wychodzili na ulice, w różny sposób pokazując swoje niezadowolenie z tego, co się wydarzyło, gdyż dla tych ludzi Aung San Suu Kyi była jedną z niewielu nadziei na poprawę ich losu gospodarczego, ekonomicznego i politycznego, zwiększenia ich poczucia bezpieczeństwa i sprawczości w systemie politycznym Birmy. Więc od tamtego momentu w zasadzie życie w kraju zostało niejako wywrócone do góry nogami, bo Birma wcześniej uchodziła za jedno z bezpieczniejszych państw pewnie w tej części świata, jeżeli nie na całym świecie.
Birma, która zaczęła otwierać się na świat w ostatniej dekadzie z powodu kolejnych reform, nie zachowała długo statusu kraju, który jest bezpieczny.
P.K.: Birmańczycy zasmakowali chyba w wolności i po tym 10-letnim okresie takiego flirtowania z demokracją, niepełną jeszcze, ale jednak, uważają, że zabrano im coś ważnego i się na to nie godzą. Przez te 10 lat izolacja międzynarodowa Birmy się skończyła. Ta sytuacja wewnętrzna jest niezwykle dramatyczna. Przypomnijmy, że według szacunków organizacji praw człowieka, które są na miejscu, do tej pory od lutego 2020 r. armia zabiła w Birmie ponad 2400 osób, 16 tys. aktywistów jest uwięzionych za swoje poglądy i sprzeciw wobec armii. Ponad milion ludzi musiało uciekać ze swoich miejsc i stanowi dzisiaj taką grupę osób wewnętrznie przesiedlonych. Do aktów przemocy dochodzi coraz częściej, bo ta opresja ze strony armii wywołała też reakcję tych sił prodemokratycznych, które zaraz po przewrocie jeszcze w 2020 r. powołały rząd jedności narodowej. Później powołały ludowe siły obrony w różnych miejscach kraju, chwytając za broń. A we wrześniu 2020 r. te siły obrony wypowiedziały wojnę armii, w związku z tym dochodzi dzisiaj do przemocy z obu stron. I wedle różnych szacunków te grupy partyzanckie, prodemokratyczne zabiły od 12 tys. do 15 tys. członków sił zbrojnych Mjanmy w różnych atakach – jednostkowych, na konwoje wojskowe, na centra logistyczne – na ludzi współpracujących z armią.
Jesteśmy w Tajlandii, o czym wspominałem na początku. Spotkaliśmy się tutaj z jednym z mjanmańskich dziennikarzy, który wraz z całą swoją redakcją wyemigrował do sąsiedniego kraju z powodu represji stosowanych tam względem dziennikarzy. To Sonny Swe, założyciel „Frontier Myanmar” oraz „The Myanmar Times”.
W Chiang Mai odbywa się spotkanie wielu azjatyckich dziennikarzy, również tych, którzy są zainteresowani tym rejonem. To sprawiło, że i my się tam znaleźliśmy. Sonny’ego znamy już jakiś czas. Raz występował też na konferencji Outriders w Warszawie w 2019 r. Potem oczywiście była pandemia i nie widzieliśmy się przez bardzo długi czas. Ale w tym czasie oczywiście bardzo wiele się zmieniło dla niego, dla jego dziennikarzy oraz dla jego kolegów z innych redakcji. Zatem już po samym evencie w Chiang Mai umówiłem się z nim, żeby oprowadził nas po swoim nowym projekcie i opowiedział o tym, jak układają sobie tutaj życie na północy Tajlandii. Sony zaczął od oprowadzenia nas po placu budowy. Ze współpracownikami budują przestrzeń, która nazywa się green house.
Reporter: Jesteśmy w green house, ale opowiedz mi o tym, skąd się wziął pomysł i co więcej chcesz tą inicjatywą osiągnąć?
Sonny Swe: No cóż, pomysł jest prosty. Green house wygląda jak przestrzeń coworkingowa. W rzeczywistości będzie to dom dla tych, którzy uciekli z Mjanmy przed toczącą się tam koszmarną wojną domową i z powodu wojskowego zamachu stanu. Miał on miejsce 18 miesięcy temu. Wielu ludzi trafiło do aresztów, wielu zginęło, a całe to młode pokolenie – pokolenie Z – walczy z wojskową dyktaturą za pomocą kijów i kamieni. Armia odpowiada z nieproporcjonalną siłą, zwłaszcza teraz podczas nalotów. I jak widzisz, ludzie muszą uciekać. Z powodu zamachu stanu mamy teraz ok. trzech milionów osób wewnętrznie przesiedlonych.
Dom to w zasadzie takie miejsce, w którym cieszysz się dobrym jedzeniem, spokojnym snem i w którym są z tobą wszyscy twoi bliscy. Do domu wracasz z pracy. Tam odpoczywasz, tam ładujesz baterie. Ale wielu mieszkańców Mjanmy nie ma już domu. Dlatego staramy się zapewnić trochę przestrzeni, która będzie służyć jako dom z dala od prawdziwego domu. A my będziemy pomagać, będziemy mówić tym samym językiem. Będziemy serwować mjanmańską herbatę i mjanmańskie śniadanie.
W Tajlandii dokądkolwiek się udasz jest internet, jest elektryczność, wszędzie jest mnóstwo przestrzeni coworkingowych. Różnica polega na tym, że my chcemy zapewnić przybyszom dom, a przynajmniej coś, co będzie bardzo bliskie jego definicji. Taki mamy pomysł.
Reporter: Kiedy zatem otwieracie swoje centrum?
S.S.: Zamierzamy wystartować ok. 3 stycznia, tuż po Nowym Roku.
Reporter: To bardzo szybko.
S.S.: Tak, bardzo szybko. I jestem cały podekscytowany.
Reporter: Ile osób ucieka z Mjanmy? Są jakieś dane?
S.S.: Trudno powiedzieć. Tysiące ludzi to na pewno. Fala za falą. Mjanme opuszczają zwłaszcza młodzi ludzie, 20–30-latkowie, oni nie mają w Mjanmie żadnych szans. Wielu ludzi zostaje zwolnionych z pracy i ucieka, gdzie się da, a Tajlandia jest tuż obok. Co najmniej 3 tys. osób miesięcznie opuszcza kraj. To bardzo smutne.
Reporter: A kiedy ty tutaj przyjechałeś?
S.S.: 29 października 2020 r. Zaledwie rok temu.
Reporter: A jaka była bezpośrednia przyczyna wyjazdu z kraju?
S.S.: Sytuacja w Mjanmie się pogarszała, zwłaszcza po zamachu stanu. Hunta wojskowa nałożyła represje na wolną prasę. Rozpoczęła aresztowania dziennikarzy. Od razu zmieniła przepisy wydawnicze i internetowe. Zrobisz cokolwiek, a natychmiast jesteś winny. W Mjanmie nie ma już wolnych mediów. W moim przypadku przesłanki były dość jasne. Mój redaktor naczelny Danny Fenster został aresztowany, gdy wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych po szczepionkę przeciwko COVID-19. To było już 24 maja 2021 r. Situ, nasz stały felietonista, również został aresztowany, nadal przebywa za kratkami. Danny został zwolniony po sześciu miesiącach. Służba bezpieczeństwa zaczęła robić naloty na redakcję naszej gazety „Frontier”. Moje nazwisko trafiło na listę, dlatego postanowiliśmy wyjechać. Nie chciałem powtarzać scenariusza z 2004 r. Zostałem wtedy aresztowany i skazany na 14 lat więzienia za publikowanie w „The Mjanma Times”. Media głównego nurtu były poddawane systematycznym nalotom, cofnięto im licencję lub zawieszono właścicieli. Było potężne zamieszanie i wszyscy uciekali. Ja spóźniłem się ze wszystkim osiem miesięcy, ponieważ paskudnie przeszedłem COVID-19.
Reporter: A ile osób wyjechało razem z tobą?
S.S.: Mam teraz ze sobą 24 osoby. Otrzymałem tu z powrotem licencję wydawniczą. Rozwiązałem kontrakty ze wszystkimi i zakończyłem działalność w Mjanmie. Płacę tu podatki i rachunki za prąd. Nie robię niczego przeciwko rządowi, co zapewnia duże bezpieczeństwo mojemu zespołowi. Mówię wszystkim, którzy chcą dołączyć do mnie w Chiang Mai, żeby po prostu dołączali. Na początku miało być tylko sześć osób, a potem pozostali zmienili zdanie i jesteśmy teraz tu, w siedzibie głównej. Nie mamy żadnego biura w Rangunie.
Reporter: Jak wy teraz w ogóle działacie? Jak publikujesz?
S.S.: Zrezygnowałem z wersji drukowanej gazety. Na szczęście tuż po procesie budowania społeczności rozpoczęliśmy program członkowski. Pierwsza fala pandemii pomogła w tworzeniu społeczności, a zamach stanu powiększył naszą społeczność trzykrotnie. Wszyscy zaczęli ją wspierać. Miałem szczęście, że udało nam się wyprzedzić konkurencję i budowanie społeczności jest już za nami. Zlikwidowałem mjanmańską wersję drukowaną i trzymamy się tylko wersji on-line. W końcu udało nam się przegrupować i zacząłem budować swój zespół. W każdą niedzielę przyjeżdżały dwie osoby. W grudniu u matki jednego z reporterów wykryto raka w trzecim stadium, a on zostawił wcześniej w kraju żonę i 9-miesięcznego synka i wyjechał. A teraz matka ma raka. Nie mógł się zdecydować, co zrobić. Postanowił wrócić do domu, mimo że wszyscy się temu sprzeciwialiśmy. Stwierdził, że naprawdę musi wracać. Pojechał na lotnisko. Został aresztowany. Był torturowany. Mówię o molestowaniu seksualnym i o torturach. To było złe doświadczenie, ale trwało tylko 12 dni i na szczęście został zwolniony. Wiesz, od tego czasu powtarzam wszystkim, że nie wrócą do domu. Nieważne, co się stanie. Nie ma szans na powrót do domu. Jeśli ktoś tego chce, musi odejść z firmy. Dlaczego? Za każdym razem, gdy ktoś zostaje aresztowany, to dla nas ogromny problem, bo muszę przekazać zespołowi, żeby uciekali, pozbywać się wszystkich dowodów itd. Podsumowując, to była dobra, interesująca podróż, podróż pełna wrażeń. To było naprawdę wartościowe.
Reporter: A tak po ludzku, jak sobie z tym wszystkim radzisz?
S.S.: To już mój piąty raz, kiedy zaczynam życie od nowa. Mam 53 lata i to mój piąty raz. Co dziesięć lat muszę zaczynać życie od nowa. Myślę więc, że jestem w tym całkiem niezły. Tak jest, gdy mieszkasz w kraju takim jak Mjanma. Każdy zyskuje odporność, automatycznie, ponieważ po prostu musisz sobie radzić. Spójrz na Ukrainę. Ludzie w Ukrainie nie chcą obecnej sytuacji, ale muszą sobie z nią radzić. Tak samo jest w Mjanmie.
Reporter: Czy inne media działają podobnie do twoich, czy zaprzestały działania?
S.S.: W Mjanmie są teraz trzy rodzaje mediów. Są te, które nazywamy wojowniczymi, powojskowymi. One zasadniczo robią to, co każe im wojsko. Drugi typ to media funkcjonujące w podziemiu, ale nadal działają w kraju. Trzecie to media na uchodźctwie, czyli ludzie, którzy wyjechali. Oni działają z obszaru przygranicznego lub z krajów sąsiednich. To są trzy różne typy działalności. Okazuje się, że z Tajlandii łatwiej nam docierać do Mjanmy i przekazywać wiadomości. Znaleźliśmy odpowiednik: działający w obie strony kanał przepływu wiadomości. Tak właśnie teraz funkcjonujemy. Zakradamy się, umykamy wrogowi.
Reporter: Czy w Chiang Mai są inne redakcje, inni dziennikarze?
S.S.: Tak, ogrom. Cała masa. Mają mnóstwo doświadczenia. Wiedzą, czego się spodziewać. Ja nie mam takiego doświadczenia. Kiedy wszyscy zaczęli mówić o wojskowym zamachu stanu, pomyślałem, że to niemożliwe, to się nie wydarzy. Przecież byliśmy w środku pandemii. Kto jest na tyle głupi, żeby robić przewrót, kiedy umierają ludzie? A może oni pomyśleli, że to jest właśnie czas na zamach stanu, skoro i tak wszyscy cierpią. Wojsko z pewnością nie doceniło potęgi mediów społecznościowych, wciąż nie może przejąć nad nami wystarczającej kontroli. Teraz jest jeszcze gorzej. Wszędzie trwa wojna domowa. Mówię o codziennych bombardowaniach, nalotach w miastach. Ludzie strzelają do siebie na głównych ulicach miast. Teraz jest naprawdę źle.
Reporter: A czy czytanie teraz twojego medium „Frontier Myanmar” jest legalne?
S.S.: Nie, nie jest. Częścią wojskowego planu jest umieszczenie na czarnej liście wszystkich stron internetowych, wszystkich platform mediów społecznościowych, Facebooka, Twittera i Instagrama także. Chińczycy i Rosjanie pomagają w tym technologicznie, stawiają firewalle itd. Rząd – mam na myśli wojsko – ma na białej liście ok. tysiąca witryn. Reszta jest na czarnej liście. Mieszkańcy Mjanmy muszą korzystać z VPN-u, aby dotrzeć do innych treści.
Reporter: Jak twoja społeczność na to zareagowała? Ludzie, którzy cię wspierają, zostali z wami?
S.S.: To wspaniała sprawa. Mamy tę piękną społeczność, która wciąż nas wspiera. Po przybyciu tutaj, po przegrupowaniu się wznowiliśmy działalność w styczniu. Często z przerwami. Trudno było motywować ludzi. Każdy musiał poradzić sobie z traumą. Wielu straciło członka rodziny z powodu pandemii lub zamachu stanu. Ja na szczęście nie straciłem żadnego z pracowników, ale straciliśmy wielu krewnych. Po przegrupowaniu zorganizowaliśmy w Bangkoku siódmą rocznicę powstania „Frontier”, co było testem na to, ile wsparcia nadal mamy. Frekwencja była niesamowita, naprawdę niesamowita.
Reporter: Jaka jest reakcja Tajów i tutejszego rządu na osoby pochodzące z Mjanmy? Nie macie żadnych problemów?
S.S.: Cóż, każdy rząd ma problem. Spójrz na Rohingjów. Bangladesz ma problem i jestem pewien, że rząd Tajlandii też ma problem. Z drugiej strony, jestem bardzo wdzięczny, że udało nam się przyjechać mimo braku odpowiednich dokumentów. Tak długo, jak się nie wychylamy, jest bezpiecznie. To znacznie bezpieczniejsze miejsce do życia, ponieważ w Mjanmie każdej nocy są naloty na domy. Ktoś włamuje się do twojego domu, wyciąga z niego twoją matkę, ojca, siostrę, brata, a potem odbierasz ciało tej osoby. Cały czas jest tak źle. Tutaj mamy prąd 24 godziny na dobę. Internet jest szybki. I bardzo łatwo jest się poruszać. W nocy śpimy spokojnie. Bogaci ludzie mogą udać się do Europy, a zwykli ludzie prawdopodobnie przekroczą granicę drogą lądową. Później po prostu przyjadą do Tajlandii.
Konflikt rozpoczął się w lutym 2021 r. Obecnie nie zmierza ku końcowi. Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska nałożyły sankcje na członków armii, które celowane są na interesy wojskowych, firmy prowadzone przez generałów, i embargo na sprzedaż broni. ASEAN, czyli Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej, której członkiem jest Mjanma, mogłoby odegrać największą rolę w celu zakończenia tego kryzysu. Pięciopunktowy plan pokojowy, przyjęty przez Mjanmę niedługo po rozpoczęciu przewrotu, był wstępnie zaakceptowany przez szefa junty birmańskiej. Jednak jego egzekwowanie nie doszło do skutku.
Patryk Kugiel z Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych zwraca uwagę, że są dwa kraje, w których interesie jest złagodzenie tego konfliktu.
Patryk Kugiel: Jedyne państwa, które mogłyby mieć wpływ na to, co się dzieje w Birmie, ale też w ograniczony sposób, to Chiny i Rosja. Chiny są największym sojusznikiem politycznym obecnej władzy, który gwarantuje im bezkarność na arenie międzynarodowej w postaci jakichś rezolucji Rady Bezpieczeństwa, bo Chińczycy mogliby wszelkie takie rezolucje zablokować, i są największym partnerem gospodarczym, który inwestuje na potęgę w Mjanmie. A druga sprawa to jest Rosja, która od przewrotu w 2020 r. zwiększyła swoją współpracę z Mjanmą. Ostatnie ataki na cywilów, na miasta, na szkołę, na koncert w północnej Birmie były organizowane z powietrza, z samolotów czy helikopterów, które dzisiaj w dużej mierze dostarcza Rosja, łamiąc wezwania do nałożenia embarga na dostawy zbrojeń dla Birmy. Więc jeżeli Rosja chciałaby współpracować ze społecznością międzynarodową i wstrzymałaby swoje dostawy uzbrojenia dla birmańskiej junty, to w długim okresie mogłoby ją osłabić i może skłonić do jakichś ustępstw.
Obecnie apele organizacji humanitarnych w ramach ONZ w sprawie pomocy w Mjanmie są realizowane w ok. 25%. Brakuje środków na dostarczenie pomocy humanitarnej dla tej rosnącej grupy osób wewnętrznie przesiedlonych. Piętnaście milionów ludzi zaczyna odczuwać głód i niebawem będą mieli problemy z wyżywieniem.
To był 46. odcinek Outriders Podcast. Nim się rozstaniemy, bardzo chciałbym podziękować Mirosławowi Gałczyńskiemu, Przemkowi Szłajowi, Adriannie Pierścionek-Podogrodzkiej, czyli osobom, które wspierają nas bardzo hojnie i są naszymi Patronkami i Patronami. Ale i ty możesz dołączyć do tego cudownego, szanownego, wspaniałego grona. Wystarczy, że skorzystasz z linku w opisie i podążysz na odpowiednią stronę, żeby dołączyć do grona naszych Patronów. Będzie mi i będzie nam bardzo, bardzo miło.
Za dziś serdecznie dziękuję i do usłyszenia już niebawem.