Jak Kambodża handluje ludźmi z Azji i Europy?
Przenosimy się do Kambodży, o której od dłuższego czasu jest głośno za sprawą handlu ludźmi, wabionymi za pomocą oszustw internetowych. Cudzodziemcy wielu narodowości, pochodzący zarówno z Azji, jak i Europy oraz Afryki, są ściągani do Kambodży pod pretekstem bardzo lukratywnych ofert pracy, najczęściej poprzez media społecznościowe. Na miejscu okazuje się, że praca, do której zostali zatrudnieni, jest niewolnicza, a oni nie mogą z niej zrezygnować. Za próbę ucieczki wielu z nich poddawanych jest torturom. Lokalne media donoszą także o samobójstwach osób przetrzymywanych w niewoli.
Wiele syndykatów przestępczych jest zarządzanych przez Chińczyków, którzy dzięki udanej współpracy gospodarczej z Kambodżą mogli rozwinąć też nielegalne źródła zarobku. Tymczasem kambodżański rząd długo zaprzeczał, że dochodziło do przypadków handlu ludźmi z wykorzystaniem oszustw internetowych.
Z ekspertami, którzy są w Kambodży, tj. z dziennikarzami śledczymi oraz pracownikiem organizacji pozarządowej zajmującej się współpracą z ofiarami, porozmawialiśmy o tym, dlaczego scamming rozwinął się akurat tam, i o perspektywie ofiar.
Kambodża. Cudzoziemcy wielu narodowości, zarówno pochodzący z Azji, jak i Europy oraz Afryki, są ściągani do Kambodży pod hasłem bardzo lukratywnych ofert pracy, najczęściej poprzez media społecznościowe. Na miejscu wielu z nich poddawanych jest potem torturom. O tym, kto prowadzi takie przestępcze syndykaty w Kambodży, porozmawialiśmy z ekspertami, którzy są na miejscu. Reporterką dzisiejszego odcinka w Kambodży jest Len Leng, wyprodukowała go Zuzanna Olejniczak, a zmontowała Agnieszka Szwajgier z Sound and Stories.
Niedawno ucieczki obcokrajowców pracujących dla syndykatów przestępczych w Kambodży ujawniły, że problem handlu ludźmi jest w tym kraju ekstremalny. Lokalne media donoszą także o samobójstwach osób przetrzymywanych w niewoli. O tym, dlaczego scamming rozwinął się akurat tam i jak wyglądają takie obozy, zapytaliśmy Matta Bloomberga i Mecha Darę, dziennikarzy śledczych, którzy na miejscu zajmują się tym tematem.
Matt Bloomberg: Zauważyliśmy to zjawisko, gdy rozpoczęła się pandemia COVID-19, a granice zostały zamknięte. Nawet po ponownym otwarciu granic loty stąd do Chin były bardzo drogie. Przestępcy, którzy prowadzą te biznesy, zaczęli poszerzać zakres swoich możliwości i szukali ludzi, którzy mówią innymi językami, aby nadal oszukiwać innych. Zakładam, że zadziałało to naprawdę dobrze, ponieważ teraz znajdujemy coraz więcej lokalizacji, o których wiem, że są pełne Indonezyjczyków, a cała operacja ma na celu ich oszukiwanie.
Donosisz o wielu chińskich obywatelach, którzy przyjeżdżają z Chin i szukają pracy, dobrego wynagrodzenia. W jaki sposób oni wpadają w tarapaty i jakie są twoje doświadczenia ze współpracą z władzami?
Mech Dara: Do ściągania ludzi służą różne platformy. Poprzez wiele mediów społecznościowych można ich szukać i przyciągać. Potencjalny pracodawca płaci za wszystko, żeby pracownik dostał się do Kambodży. Ale to nie są wyłącznie ludzie z innego kraju. Są to też ludzie z samej Kambodży. I oni również nie mogą tak po prostu pójść. Możesz być narażony na to, że po przyjeździe powiedzą, że cię porwą, potem sprzedadzą dalej. Więc wiele osób trafia tu poprzez media społecznościowe, poprzez ogłoszenia o pracę.
Czy możesz opisać, jak wygląda taki obóz?
Mech Dara: Jak wyglądał ten kompleks? Wyglądał naprawdę strasznie. Zamontowane są stalowe kraty, metalowe pręty, jest drut kolczasty, więc budynek jest naprawdę jak więzienie. Czuć, że za bramami dzieje się coś złego.
Czy zauważyłeś, że takie miejsce jest mocno chronione?
Mech Dara: Tak, zdecydowanie. Przy bramie wejściowej stoją dwaj strażnicy. W większości przypadków drzwi są całkowicie zamknięte. Do niektórych budynków można było wejść tylko z odpowiednim dokumentem, aby uzyskać dostęp do takiego obozu.
Wiele spośród obozów i syndykatów przestępczych jest powiązanych z południowym miastem portowym Sihanoukville, które stało się specjalną strefą ekonomiczną w ramach współpracy pomiędzy Chinami a Kambodżą, w ramach inicjatywy „Jeden pas, jedna droga”. Polega ona na rozbudowywaniu sieci infrastruktury łączącej Chiny z krajami Azji Środkowej i Bliskiego Wschodu. Współpraca ma nie tylko odbudować dawną drogę handlową, czyli Jedwabny Szlak, ale również finansowo wzbogacić kraje Azji. Miasto Sihanoukville, które zostało już wzmocnione ogromnymi chińskimi inwestycjami w latach 2014–2019, zamieniły się obecnie w metropolię pełną kasyn. To jednak niejedyne, w którym odbywa się ten proceder.
Przez kogo zarządzany jest ten proceder handlu ludźmi?
Matt Bloomberg: Zarządzany jest przez Chińczyków. Są też osoby pochodzenia chińsko-indonezyjskiego. Jest również jeden obóz na granicy Kambodży i Wietnamu zarządzany przez chińskich Singapurczyków. I celem – ofiarami – są Indonezyjczycy oraz mieszkańcy Singapuru. Mamy więc do czynienia z ciekawym rozbiciem tej całości, tej międzynarodowej mieszanki na różne małe elementy, które skupiają się na celowaniu w różne narodowości. I oczywiście potrzebują ludzi, którzy mówią różnymi językami. Język angielski jest bardzo cenny. Każdy, kto potrafi mówić po angielsku, jest dla nich wartościowy, ponieważ angielski otwiera możliwość oszukiwania sporego procentu światowej populacji bez konieczności korzystania z tłumacza Google’a lub innych udogodnień, które sprawiają, że masz wrażenie rozmowy z robotem czy oszustem, a nie z prawdziwą osobą.
Ludzie, których poznali dziennikarze, pochodzili m.in. z Chin, Wietnamu, Tajwanu, Indonezji czy Malezji. Pośród osób spoza Azji, które były zachęcone lukratywną ofertą, znaleźli się również Rosjanin, mieszkaniec RPA, Ugandyjczyk, Tanzańczyk, Brytyjczyk i Kolumbijka. Grupy przestępcze obecnie wykorzystują przede wszystkim młodych ludzi ze znajomością różnych języków, którzy najczęściej pracują w branży IT. Takie osoby zajmują się oszustwami miłosnymi czy kryptograficznymi, a także nielegalnym hazardem. Działania syndykatów przestępczych przypominają dobrze zorganizowane korporacje z oddzielnymi działami finansowymi czy IT. Spośród wymienionych zdarzają się jednak pojedyncze przypadki osób, jak Brytyjczyk, który przyjechał do Kambodży dobrowolnie, żeby pracować w kasynie – jak wspomina Matt Bloomberg.
Matt Bloomberg: Powiedział mi, że pracuje i zarabia niezłe pieniądze. Był naprawdę dobry w scammingu. A potem, po sześciu miesiącach, kiedy chciał odejść, pozwolono mu na to. Ale wszyscy inni, jak Rosjanin czy Kolumbijka, byli tam pod przymusem. Myśleli, że idą do pracy w call center czy gdzie indziej, a potem szybko zorientowali się, że padli ofiarą oszustwa.
Osoba, o której wspominasz, mogła odejść dobrowolnie. Ale co z resztą? Jakie są sposoby na wydostanie się?
Matt Bloomberg: Większość z nich zapłaciła okup, aby się wydostać. Pierwsza początkowa cena wynosi zwykle ok. 2,5 tys. dol. Obowiązuje wtedy, jeżeli nie zostałeś sprzedany już wcześniej z innego miejsca do drugiego lub nie spowodowałeś jakichś strat, które sprawiają, że twoi porywacze nakładają za twoją głowę dodatkowe koszty. Na przykład mężczyzna z RPA próbował zaaranżować spacer i wyjść ze swojego obozu. Ale kiedy próbował to zrobić, ochroniarze wzięli go na tyły zabudowań obozu, został tam mocno pobity. Właściwie to skontaktował się ze mną ze swojego szpitalnego łóżka, a potem on i kilku jego przyjaciół w Kambodży wspólnie pracowali nad jego uwolnieniem. Przekazali jego matce do Kambodży ok. 3 tys. dol., które miały być zapłacone w obozie, aby on mógł odzyskać wolność.
Czy taka umowa jest przestrzegana? Jeśli druga strona ją akceptuje, to znaczy, że jeżeli zapłacisz im pieniądze, to wypuszczą cię?
Matt Bloomberg: Każdego da się wykupić. Na tym polega cały mechanizm. Wspominałem o Brytyjczyku, który był tam z własnej woli. On nie miał agenta ani pośrednika, który sprzedałby go do obozu.
Nie musiał spłacać długu.
Matt Bloomberg: Nie musiał spłacać długu, żeby odejść. Za każdym razem, gdy ktoś jest w obozie i chce odejść, oni z pewnością obliczą, jakie jest ryzyko i korzyści wynikające z dalszego trzymania danej osoby wbrew jej woli. To śmieszne, ale obywatele Zachodu są w stanie uniknąć tego problemu dzięki pewnej odpowiedzialności. Myślę, że tak najlepiej to ująć, zachowując polityczną poprawność. Jeżeli przybyszowi z Zachodu uda się skontaktować z rodziną lub ambasadą i wywołać poruszenie np. w Australii, ma to znacznie większy rezonans.
Widzieliśmy tu mnóstwo przypadków, w których Wietnamczycy, Tajowie i Indonezyjczycy zostali uwolnieni podczas nalotów. Ale wiemy też, że rząd Kambodży, i nie tylko rząd, ale też elita, która rządzi niejako równolegle do rządu, cały czas działa, ma powiązania z władzami i ludźmi biznesu w Tajlandii i Wietnamie. Między krajami, takimi jak Kambodża i Tajlandia, mają miejsce wszelkiego rodzaju podejrzane transakcje. Rok czy dwa temu widzieliśmy tajlandzkiego aktywistę, który zaginął na ulicy w biały dzień. Nagrały go kamery CCTV, a policja kambodżańska najwyraźniej nadal bada, co się z nim stało. Było dość oczywiste, że został schwytany przez Tajów działających w Kambodży lub mieszkańców Kambodży opłacanych przez Tajów. Państwa, które są poza strefą wpływów władz Kambodży i ludzi, którzy dużo mogą, o wiele bardziej igrają z ogniem.
Inna bardzo interesująca sprawa, my nie słyszymy wielu historii o mieszkańcach Kambodży uciekających z obozów lub w nich wykorzystywanych. Gdyby Kambodżanie zostali wykorzystywani, gdybyśmy ciągle dostawali historie o mieszkańcach Kambodży wykorzystywanych w tych obozach, to zmusiłoby to rząd Kambodży do szybszego zrobienia czegoś z tym całym procederem. Gdyby to przydarzyło się Kambodżanom, to sami mieszkańcy Kambodży ruszyliby do walki, szukając odpowiedzi, rozwiązań oraz zakończenia tego, co się dzieje.
O to, w jaki sposób wygląda współpraca z ofiarami handlu ludźmi, zapytaliśmy Patricka Lee, prawnika i obrońcę praw człowieka.
Czy możesz wyjaśnić, w jaki sposób angażujesz się w sprawy ofiar handlu ludźmi?
Patrick Lee: Pracujemy z ofiarami oszustw takich jak scamming, gdy kontaktują się one z nami bezpośrednio. Kontaktują się za pośrednictwem naszej strony w mediach społecznościowych i naszego kanału na Telegramie. Czasami informacje o nas przekazują sobie same ofiary między sobą. Jeśli wcześniej uratowaliśmy ludzi z jednego miejsca, to kiedy się wydostaną i nadal mają kontakt z tymi, którzy zostali, pośredniczą w kontakcie z nami. Możemy również współpracować z ambasadami tych państw, w których obywatele zostali dotknięci procederem przemytu, zwłaszcza z ambasadą Indonezji. Ambasada Malezji także zdecydowanie reagowała na przypadki swoich obywateli, którzy utknęli w tej trudnej sytuacji.
Możemy próbować współpracować z policją, ale oczywiście Kambodża to Kambodża. Współpraca z lokalną policją jest tutaj bardzo trudna. Wiemy już, że w tej sprawie problem zaostrzył się z powodu bezczynności kambodżańskiej policji i władz, ciągłego zaprzeczania, że w ogóle istnieje jakiś problem z handlem ludźmi. Był taki zdumiewający komentarz, który usłyszałem, nagrany przez jednego z kolumbijskich funkcjonariuszy policji. Mówił on, że ludzie nie byli przetrzymywani w niewoli na terenie danego kompleksu. Po prostu nie byli tam przetrzymywani, tylko ich pracodawca nie pozwalał im odejść.
Innym problemem związanym z ofiarami jest to, że kiedy policja już je ratowała w ostatnich tygodniach i miesiącach, szczególnie w ostatnich tygodniach, funkcjonariusze faktycznie wkraczali i aresztowali sprawców, ratowali ofiary, to ofiary nie były szybko wysyłane do swoich ojczyzn. Widzimy, jak często spędzają czas w ośrodkach dla imigrantów przez trzy do sześciu miesięcy. I są jeszcze oskarżane o przestępstwa imigracyjne. Ludzie są formalnie deportowani z Kambodży, zamiast być szybko repatriowani z powrotem do swoich krajów. Ma to dla nich oczywiście konsekwencje. Nie mogą wrócić do Kambodży i mogą mieć problem, gdy będą ubiegać się o wizy do innych krajów. A ważne jest to, że w tym całym scenariuszu to właśnie ci ludzie są ofiarami.
Mech Dara również zwraca na uwagę na podwójny problem ofiar, które za bunt w pracy są rażone prądem, bite i torturowane.
Mech Dara: Był jeden nastolatek, któremu próbowaliśmy pomóc uciec z jednego obozu. Niestety, ale został później zatrzymany przez urząd imigracyjny na kilka miesięcy za post na Facebooku, w którym prosił o pomoc. Powiedziano mu, że publikował fałszywe wiadomości. To było naprawdę straszne, co mu się przytrafiło, bo jest ofiarą, a potem poprosił o pomoc, ale został zatrzymany w ośrodku urzędu imigracyjnego.
Organizacje praw człowieka zajmujące się pomocą ofiarom wg Patricka Lee nie potrzebują specjalnych promocji swoich działań ze względu na informacje, które przekazują sobie ofiary. W ostatnim czasie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Kambodży otworzyło też gorącą linię dla osób poszkodowanych, dzięki czemu do NGO-sów docierają kolejne sygnały o koniecznych interwencjach i potrzebnej pomocy. Podejmują działania szczególnie w przypadkach, w których ambasada nie jest jeszcze zaangażowana. Według Matta Bloomberga scamming jest jednak zbyt nowym przestępstwem, do którego organizacje rządowe nie są jeszcze przygotowane.
Jakie widzisz szanse na udane interwencje organizacji pozarządowych przeciwko procederowi handlu ludźmi?
Matt Bloomberg: Sposób, w jaki działają organizacje pozarządowe, jest następujący. Każdego roku zdobywają fundusze, aby skoncentrować się na konkretnych rzeczach i nagle gdzieś w połowie roku zacząć ogarniać, o co w ogóle chodzi, poznawać tę zupełnie nową formę przemytu, tego scammingu, tych obozów. Organizacje pozarządowe po prostu nie są w stanie sobie z tym poradzić. A ponadto ze względu na istniejące tu powiązania, ze względu na zaangażowanie lub czerpiące z tego zyski osoby o dużej władzy organizacje pozarządowe w Kambodży są od sześciu lat zwalczane przez rząd. Widzieliśmy, jak wielu pracowników zlikwidowanych NGO-sów trafia do więzień, jak są tutaj nękani. Nie było tu organizacji pozarządowych, które mogłyby wiele w tej sprawie zrobić. Spotykam się z NGO-sami i powiem ci szczerze, co myślę. Organizacje pozarządowe podają mój numer telefonu osobom, które utknęły w tych obozach w związku z tym całym handlem ludźmi. A potem oni piszą do mnie z tych obozów w ten sposób: „Hej, mam ten numer z centrali. Powiedzieli, że możesz mi pomóc się wydostać”.
Mark Bloomberg zaznacza, że należy publikować historie o ofiarach handlu ludźmi, które dotychczas nie były zaangażowane w cały ten proces. Dzięki temu uda się wywrzeć wpływ na ambasadorów placówek zagranicznych w Kambodży. Ze strony władz brak jest w dalszym ciągu politycznej woli – jak twierdzą Bloomberg i Lee.
Czy istnieje jakieś prawo międzynarodowe lub naciski społeczności międzynarodowej na Kambodżę?
Matt Bloomberg: Wiemy, że chiński rząd sprawia wrażenie, jakby nie przejmował się tym całym scammingiem i przestępstwami. Dlaczego? Pieniądze cały czas z wielu powodów płyną z Chin. Cała sytuacja przysparza Chinom naprawdę złej sławy, szczególnie z regionem związanym z chińską inicjatywą jednego pasa i jednej drogi. Dzieje się tak wszędzie tam, gdzie jest coś, co wiąże się z przestępczością. Tak więc chiński rząd nie zajmuje się tymi oszustwami, ale jednocześnie Chińczycy i rząd Kambodży są przyjaciółmi ze stali. W pewnym momencie trzeba będzie coś poświęcić, ponieważ niektórzy mieszkańcy Kambodży czerpią zyski ze współpracy z chińskimi przestępcami, których chiński rząd chce zamknąć w więzieniach. Tak więc prędzej czy później musi dojść do starcia między Kambodżą, która chroni tych chińskich mafiosów, a chińskim rządem – tak właśnie uważam.
Patrick Lee: Mam bardzo ograniczone zaufanie do władz Kambodży w kwestii tego, czy faktycznie będą ścigać tych ludzi. Jak powiedziałem, powtarzano nam przez długie miesiące, że to wszystko nie jest nielegalne, że nie ma żadnych oszustw, nic w tym rodzaju, że to wszystko kłamstwa, że chodzi tylko o nieporozumienia dotyczące warunków pracy. Widzieliśmy, jak władze Kambodży w filmie dokumentalnym stacji Al Jazeera twierdziły dokładnie to samo.
Władze Kambodży długo zaprzeczały, że dochodziło do przypadków handlu ludźmi, do którego wykorzystywano oszustwa internetowe. Teraz organy ścigania powoli nadrabiają zaległości. Kambodżańska policja w ostatnich miesiącach współpracowała z władzami Indonezji, Tajlandii, Malezji i Wietnamu w celu przeprowadzenia akcji ratunkowej ofiar. Minister spraw wewnętrznych Kambodży przyznał, że jest to powszechny problem, nazywając to „nową zbrodnią”, która pojawiła się brutalnie. Z tym nie zgadzają się ofiary i organizacje pozarządowe, które twierdzą, że policja i sędziowie wspierają działania handlarzy, przyjmując łapówki w zamiar za wycofanie zarzutów – jak donosi raport departamentu stanu USA na temat handlu ludźmi.
To był 42 odcinek Outriders Podcast i choć dotyczył Kambodży, nagrywam go w samochodzie w Krzywym Rogu, a właściwie nie ja go nagrywam, bo nagrywa go Ewa Dunal z Sounds and Stories, która towarzyszy nam tutaj w tym naszym specjalnym wyjeździe w Ukrainie, w ramach którego nagrywamy wiele odcinków.
Czy, Ewo, myślisz, że w sobotę ukaże się specjalny odcinek o kulturze podczas wojny?
Ewa: Tak, ukaże się i jest na co czekać.
Jest na co czekać, tak więc zachęcamy do tego. A jeżeli jeszcze tego nie robisz, to będzie nam bardzo miło, jeśli wesprzesz naszą pracę i dołączysz do grona Patronek i Patronów na zrzutka.pl/outriders. I tym razem na pewno dodam już ten link do opisu.
Za dziś bardzo dziękujemy i do usłyszenia.