Jak Europa podporządkowała gospodarczo Afrykę?
Głowy państw afrykańskich i międzynarodowych instytucji zebrały się w Rotterdamie podczas Szczytu Adaptacji Afryki (Africa Adaptation Summit), by wezwać uprzemysłowione kraje do spełnienia obietnic o sfinansowaniu adaptacji klimatycznej Afryki.
Przywódcy zaprezentowali istniejące inicjatywy, które wymagają współfinansowania. Najważniejszą jest Program Przyspieszenia Adaptacji Afryki (Africa Adaptation Acceleration Program). Skupia się na czterech obszarach: rolnictwie i bezpieczeństwie żywnościowym, odpornej infastrukturze, wzmocnieniu zdolności młodych ludzi oraz innowacyjnych inicjatywach finansowych.
Czy Afryka wreszcie dostanie to, co jej obiecano, podczas szczytu klimatycznego COP27 w Sharm-El-Sheikh, nazywanego szczytem „afrykańskim” i „wdrożenia”?
Zapytaliśmy o to Fransa Timmermansa, wiceprzewodniczącego Unii Europejskiej, Ade Ayeyemi, dyrektora generalnego regionalnego banku Afryki EcoBank, oraz Aloka Sharmę dyrektora przewodniczącego Konferencji Narodowych Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, tzw COP.
Jeśli cenisz to, co robimy, dołącz do naszych Patronów i Patronek i pomóż nam działać dalej. Sprawdź: https://patronite.pl/outriders
Na początku września tego roku głowy państw afrykańskich i międzynarodowych instytucji zebrały się w Rotterdamie podczas Szczytu Adaptacji Afryki, czyli Africa Adaptation Summit, żeby wezwać kraje uprzemysłowione do realizacji obietnic o sfinansowaniu adaptacji klimatycznej Afryki. Nieobecność większości zachodnich przywódców – pojawił się tylko premier Holandii Mark Rutte – podkreślała niewielką wagę, jaką Zachód przywiązuje do potrzeb klimatycznych Afryki, zwłaszcza gdy sam mierzy się z kryzysem inflacyjnym.
Ja nazywam się Jakub Górnicki, a to jest Outriders Podcast. Reporterką tego odcinka na miejscu w Rotterdamie była Zuza Nazaruk, wyprodukowała go Zuza Olejniczak, a zmontowała Agnieszka Szwajgier.
Prezydent Senegalu Macky Sall: Dwa miesiące do COP27 w Sharm el-Sheikh. Pragnę pozdrowić liderów instytucji wielostronnych, którzy są tutaj obecni, obecne wielostronne banki rozwoju i Europejski Bank Inwestycyjny. Chciałbym również pozdrowić wszystkich przywódców obecnych w tej sali. Nie mogę jednak nie zauważyć z pewnym rozgoryczeniem nieobecności przywódców ze świata przemysłu. Myślę, że gdybyśmy podjęli wysiłek opuszczenia Afryki i przybycia do Rotterdamu, Europejczykom i innym byłoby łatwiej być tutaj, ponieważ to oni są głównymi trucicielami na tej planecie i to oni powinni finansować dostosowanie. Jeśli nie ma ich na tej sali, jak widzimy, nieobecny jest również sektor prywatny, który jest jednym z głównych sprawców zanieczyszczeń, to sprawia, że mamy poczucie niedosytu. Muszę to powiedzieć szczerze.
Prezydentka Etiopii Sahle-Work Zewde: Dołączam do liderów, którzy przemawiali przede mną, ubolewając nad ich nieobecnością i w gruncie rzeczy trochę się nudząc. Czasami nie powinniśmy sprawiać wrażenia, że rozmawiamy ze sobą, podczas gdy ci, którzy powinni być z nami, nie są obecni. Ten program to punkt zwrotny dla Afryki. Potrójne „A” w zakresie dostosowania do klimatu. Wzywam wszystkich partnerów rozwojowych do finansowania tego programu.
Na szczęście w Rotterdamie zostały zaprezentowane istniejące już inicjatywy, które wymagają współfinansowania. Najważniejszą z nich jest Program Przyspieszenia Adaptacji Afryki (AAAP – triple AP – Africa Adaptation Acceleration Program). Skupia się on na czterech obszarach. Po pierwsze – rolnictwie i bezpieczeństwie żywnościowym. Po drugie – odpornej infrastrukturze. Po trzecie – wzmocnieniu zdolności młodych ludzi. Oraz po czwarte – innowacyjnych inicjatyw finansowych. Program wymaga 25 mld USD do 2025 r. Bank Rozwoju Afryki (African Development Bank) dostarczy połowę tej kwoty, a afrykańscy przywódcy wzywają uprzemysłowione kraje do zapłacenia reszty. Obietnica finansów na adaptację klimatyczną Afryki pojawiła się już w 2009 r. w trakcie COP15, kiedy to uprzemysłowione kraje zobowiązały się wspólnie zmobilizować 100 mld dol. do 2020 r. Ta suma jednak nie została jeszcze zrealizowana. O to, jakie są szanse na zabezpieczenie finansowe dla krajów afrykańskich, zapytaliśmy Ade Ayeyemi, dyrektora generalnego regionalnego banku Afryki – Ecobanku. To panafrykański konglomerat bankowy, który prowadzi działalność w 36 krajach afrykańskich.
A jak widzi pan szanse na faktyczne zabezpieczenie zobowiązania netto do właściwego przepływu pieniędzy na poziomie 27. Jak sądzi pan, że ten szczyt się do tego przyczyni?
Ade Ayeyemi: Myślę, że ten szczyt ponownie rozszerza nasze zrozumienie problemu i zmusza do zaangażowania. To zrozumienie procesu jest ważniejsze dla naszej wspólnej przyszłości niż to, że te zobowiązania będą się zdarzać. I to jest to, co z tego wynika. A Afryka, jak już powiedziałem, musi być w centrum tego procesu. Nie możemy być w Afryce tylko beneficjentami. Musimy również wnieść swój wkład.
A kiedy Europa zmaga się z własnym kryzysem kosztów życia, jak pan sądzi, jak to może wpłynąć na pieniądze, które zaoferują Afryce?
A.A.: Myślę, że podstawą, którą musimy wszyscy zrozumieć na koniec dnia, jest to, że kryzys będzie trwał wszędzie, jest obecny we wszystkich częściach świata.
Premierka Danii Mette Frederiksen, która wysłała swoją wcześniej nagraną wypowiedź na szczyt, zadeklarowała:
Mette Frederiksen: Zmiany klimatyczne to już nie kryzys – to katastrofa, a Afryka jest na pierwszej linii frontu. Wiele krajów odczuwa skutki zmian klimatycznych, ale żadne miejsce nie odczuwa ich bardziej niż właśnie Afryka. Ci z najmniejszymi zasobami do adaptacji są najbardziej dotknięci. Drodzy koledzy z Afryki, wiem, że chcecie, aby Europa bardziej zaangażowała się w wasze zmagania, i powinniśmy to zrobić. Wasze oczekiwania nie zawsze były spełniane. To musi się zmienić. Mogę państwa zapewnić, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby zapobiec zniszczeniu kolejnych istnień ludzkich i środków do życia przez zmiany klimatu. Musimy utrzymać presję na leszy dostęp do środków finansowych na rzecz klimatu i szybsze wdrażanie ambicji klimatycznych. Dania ustaliła, że 60% naszej pomocy klimatycznej będzie przeznaczone na pomoc krajom rozwijającym się w dostosowaniu do zmian klimatu. Będziemy również nadal silnie wspierać walkę ze stratami i szkodami związanymi z klimatem, a także nadal mobilizować finansowanie na rzecz klimatu, w tym inwestycje prywatne. W sumie Dania spodziewa się przekazać co najmniej 1% ze zbiorowego celu 100 mld dol.
Reprezentanci krajów Europy, m.in. Dania i Norwegia, zadeklarowały swoje dalsze wsparcie dla krajów Afryki. Anne Beathe Tvinnereim, norweska minister rozwoju międzynarodowego, zadeklarowała, że kraj podwoi swoje finansowe zaangażowanie. Łącznie kraje, które stale przekazują finansowe wsparcie, ogłosiły je w wysokości 55 mln euro: 23 mln z Wielkiej Brytanii, 15 mln z Norwegii, 10 mln z Francji i 7 mln z Danii. Ale pomimo dumy ze swojej zjednoczonej pozycji i przyjazdu wielu afrykańskich przywódców byli oni boleśnie świadomi, że fiskalna rzeczywistość może różnić się od obietnic, które składają ich europejscy koledzy. Na szczycie obecny był również Frans Timmermans, wiceprzewodniczący wykonawczy Komisji Europejskiej, z którym rozmawialiśmy na temat realności europejskich obietnic w obliczu kryzysu finansowego na starym kontynencie.
Jaka jest pana prognoza po dzisiejszym dniu? Jak pan myśli, jakie zobowiązania zostaną złożone? Ale przede wszystkim jakie przepływy finansowe faktycznie będą miały miejsce?
Frans Timmermans: Dzisiaj jest całkiem jasne, że w krajach afrykańskich jest wiele oczekiwań, że kraje rozwinięte i najwięksi emitenci wezmą na siebie odpowiedzialność, będą trzymać się tego, co zostało uzgodnione w Glasgow, a także podniosą poprzeczkę w zakresie finansowania klimatu, zwłaszcza adaptacji. Było to więc wyraźne przesłanie wszystkich afrykańskich przywódców w dniu dzisiejszym.
Czy łatwo jest gromadzić pieniądze w ramach adaptacji, nawet gdy nie ma kryzysu kosztów utrzymania w Europie? Jak to wpłynie na to, co zostało dzisiaj powiedziane?
F.T.: Tragedia polega na tym, że wszyscy wiemy, że kryzys klimatyczny jest spowodowany przez człowieka. I wszyscy rozumiemy też, jak perfidne jest to, że ci ludzie, którzy nie mieli udziału w jego tworzeniu, ponoszą jego najgorsze konsekwencje, i to zwłaszcza w Afryce. Więc choćby z tego powodu jako świat rozwinięty mamy ogromną odpowiedzialność, aby być częścią pomocy Afryce w dostosowaniu się do sytuacji, która już zaistniała. Jeśli nie chcecie tego zrobić z powodów moralnych, to zróbcie to z powodów egoistycznych. Bo jeśli Afryka nie będzie się rozwijać, to Europa nie będzie się rozwijać. Jeśli Afryka będzie miała kłopoty, to Europa będzie miała kłopoty. Jedyną drogą naprzód dla Europy i Afryki jest zrozumienie, że potrzebujemy siebie nawzajem i że potrzebujemy siebie nawzajem tak samo w obliczu kryzysu klimatycznego.
Jeśli ma się rząd taki jak Polska, który nie tylko nie przyczynia się do adaptacji, ale właściwie jest bardzo zadowolony ze spalania energii węglowej, to czy sprawicie, że Polska przyczyni się do adaptacji klimatycznej Afryki?
F.T.: Mówi pani o rządzie w Polsce. Widzę też ludzi w Polsce, którzy spieszą się bardziej niż inni Europejczycy, by spróbować założyć panele słoneczne na swoich dachach, by spróbować zmienić wasz miks energetyczny. Polska jest teraz największym producentem autobusów elektrycznych w Europie. Widzę więc, co się dzieje w prywatnym biznesie w Polsce. Widzę, co dzieje się w ramach populacji Polski i to również napawa mnie optymizmem.
Europejscy politycy zdają się nie podzielać rozczarowania i żalu afrykańskich przywódców. Obecny na miejscu był również Alok Sharma, brytyjski polityk i przewodniczący Konferencji Narodów Zjednoczonych w Sprawie Zmian Klimatu, tzw. COP, które odbywały się również w Polsce; najbliższy – 27. – szczyt, ma odbyć się w Afryce, w egipskim Sharm-El-Sheikh. W trakcie szczytu podkreślał, że w nadchodzących dniach, tygodniach i dwóch miesiącach przed szczytem najważniejsze jest realne realizowanie planu adaptacji. Porozmawialiśmy z nim na temat oczekiwań różnych stron, które spotkały się w trakcie tego szczytu.
Jakie są pana oczekiwania przed dzisiejszym wydarzeniem, jeśli chodzi o pieniądze? Czy ma pan nadzieję, że wielcy gracze – Zachód – rzeczywiście zamienioną swoje słowa w czyny?
Alok Sharma: Myślę, że to jest niezwykle ważne wydarzenie, organizowane wspólnie z Unią Afrykańską. Chodzi w końcu o adaptację. Następny COP odbędzie się w Afryce. Afryka jest odpowiedzialna za mniej niż 3% globalnych emisji, ale wyraźnie znajduje się na pierwszej linii zmian klimatycznych. Dlatego tak ważne jest, abyśmy zrobili o wiele więcej, jeśli chodzi o adaptację. Czekam więc na dyskusję i na to, co wszyscy powiedzą. A następnie na upewnienie się, że w ciągu następnych kilku miesięcy będziemy dążyć do Sharm-El-Sheikh i oczekiwać na realizację dalszych zobowiązań.
To ciekawe, że wspomina pan o Sharm-El-Sheikh. Czy był pan rozczarowany, gdyby dzisiaj kraje zachodnie nie zajęły stanowczej pozycji? Wiemy, że John Kerry ze Stanów Zjednoczonych miał przyjechać, ale nie udało się.
A.S.: Jeśli spojrzeć na Glasgow i poprzedni COP, mieliśmy zobowiązanie krajów rozwiniętych do podwojenia zbiorowej kwoty finansowania adaptacji do 2025 r. Musimy zobaczyć postęp w tym zakresie na drodze do kolejnego COP27. Zobaczymy więc, co z tego wyniknie. Jestem jednak bardzo podekscytowany dzisiejszym wydarzeniem. Uważam, że jest to wspaniała inicjatywa i z niecierpliwością czekamy na dalsze działania, aby mieć pewność, że przyniesie ona efekty dla mieszkańców Afryki.
Jedną kwestią jest widzieć, jak składane są obietnice, ale inną – kiedy przechodzi do realizacji.
A.S.: Wdrożenie jest rzeczywiście kluczowe. Jedną z rzeczy, które powiedziałem w Glasgow jest to, że ze względu na zobowiązania, które wspólnie podjęliśmy, uchwyciliśmy perspektywę ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia. Ale impuls był słaby. A jedynym sposobem na jego wzmocnienie jest zapewnienie, że będziemy go realizować. Mamy sprawozdanie dotyczące planu realizacji 100 mld dol., które ukaże się przed COP27 i które, mam nadzieję, pokaże pewien postęp, jaki czynimy w dziedzinie finansów.
O tym, czy Afryka wreszcie dostanie to, co jej obiecano, i czy podczas szczytu klimatycznego w Sharm-El-Sheikh, który odbędzie się w listopadzie, a nazwano go „szczytem afrykańskim”, zostaną wprowadzone większe zmiany, rozmawiamy z prof. Andrzejem Polusem z Uniwersytetu Wrocławskiego, który zajmuje się tematem stosunków międzynarodowych, szczególnie jeśli chodzi o Afrykę Subsaharyjską.
Jak wyglądają relacje pomiędzy Europą a Afryką Subsaharyjską?
Andrzej Polus: Od 20 lat jeżdżę do Afryki Subsaharyjskiej. Gdyby znaleźć taki najniższy wspólny mianownik, który łączy Afrykę Zachodnią, Afrykę Wschodnią, Afrykę Południową w relacji z taką szeroko rozumianą globalną Północą, to to by była strukturalna niemożliwość zakumulowania kapitału w tym regionie świata i sprawienia, aby on pracował, działał dla polepszenia sytuacji w państwach Afryki Subsaharyjskiej. To jest chyba najważniejsze z dzisiejszego punktu widzenia. Thomas Piketty w Kapitale w XXI wieku wyjaśnił ponad wszelką wątpliwość, że zysk, który można osiągnąć z obrotu kapitałem, przewyższa inne formy zarobkowania, np. z pracy, tym samym, nawet jeżeli kapitał powstaje w Afryce Subsaharyjskiej, to on jest drenowany, utrzymywany np. na obcych rachunkach, wyprowadzany wszelkimi możliwymi sposobami, nie jest reinwestowany w tym regionie świata. Jedynym politykiem, który chciał to zmienić, był zmarły prezydent Tanzanii John Magufuli, po jego śmierci ta polityka ulega zmianie. Ale filarem jego polityki wewnętrznej było wypowiadanie umów korporacjom wydobywczym, pozywanie ich do sądu i zrobienie wszystkiego, żeby państwo tanzańskie zakumulowało kapitał, a następnie reinwestowało go wewnątrz Tanzanii. Thomas Sankara z Burkina Faso ma taką samą wizję.
Czy w ciągu 20 lat pracy i badań zaobserwował pan jakieś przesunięcia, jeżeli chodzi o gromadzenie kapitału na korzyść krajów w Afryce Subsaharyjskiej?
A.P: Nie, nie zaobserwowałem, żeby kapitał, który generowany jest w Afryce Subsaharyjskiej, był reinwestowany w Afryce Subsaharyjskiej. Zaobserwowałem wręcz – i to jest chyba mój główny wkład we współczesny dyskurs afrykanistyczny – że w teorii dependencji, która zakładała najpierw to podporządkowanie siłowe państw globalnego Południa, następnie narzucanie określonych kryteriów gospodarczych, które łączone były z kryteriami politycznymi… W ogóle idea państwowości jako takiej została w Afryce Subsaharyjskiej w jakiejś mierze narzucona. Mój doktorat był o commonwealthie, dekolonizacji, dekonstrukcji imperium brytyjskiego. Nie wspieram tej tezy, że Brytyjczycy mieli jakiś makiawelistyczny plan narzucenia niestabilnych reżimów politycznych w państwach Afryki Subsaharyjskiej. Wydaje mi się, że jak się bada tę korespondencję wewnątrz Whitehallu, oni wierzyli, że reżim westminsterski jest najlepszym, co ludzkość wytworzyła, i teraz go dadzą z dobrodziejstwem inwentarza państwom afrykańskim, które wyłaniały się z imperium brytyjskiego. Dzisiaj jesteśmy tacy mądrzy, mówiąc: nie sprawdziło się to w tamtych uwarunkowaniach. Ale wydaje mi się, że powinniśmy wyciągnąć lekcje z lat 50. i 60., że jeżeli nie sprawdziły się te rozwiązania instytucjonalne, to może narzucanie innych form też nie jest najlepszym pomysłem.
Co się kryje za tą Europą? Czy to są jakieś konkretne kraje, a może instytucje, np. Unia Europejska?
A.P: Podczas tego African Adaptation Summit w Rotterdamie, które odbyło się na początku września, kiedy wszedł COP27, który ma się odbyć w Sharm el-Sheikh w listopadzie, państwa afrykańskie przyjechały prosić o 250 mln euro na wdrożenie polityk adaptacji klimatycznej. Idea jest taka, że pieniądze będą inwestowane w nowe technologie, w zieloną rewolucję, w transformację energetyczną, i Afryka niejako przeskoczy w stadium industrializacji. Wydaje mi się, że ta droga, którą proponuje Unia Europejska w Afryce Subsaharyjskiej, nie jest najlepsza. Ale odpowiadając na pytanie, to jest właśnie taki konglomerat polityczny korporacji międzynarodowych, rządów państw europejskich i Unii Europejskiej, które działają, i pod płaszczykiem właściwych rozwiązań, które powinny być wdrażane, proponują Afryce określone rozwiązania gospodarczo-polityczne.
Ze strony europejskiej, jak pan powiedział, niewielu przywódców pojawiło się na szczycie, natomiast przywódców z krajów afrykańskich było wielu. Z jakimi wyzwaniami mierzą się takie kraje, jak Senegal, Etiopia, Demokratyczna Republika Konga czy Ghana?
A.P: Te wyzwania są rzeczywiście różne. Kiedy robiłem projekt na temat reformy rolnej w Republice Południowej Afryki o tym, czy biali farmerzy boją się tego, że rząd będzie im odbierał ziemię, tak jak to zrobił w Zimbabwe, to ich to raczej nie aferowało. Ale to, że Kapsztad był pierwszym megamiastem światowym, w którym zabrakło wody, już tak. To, że w winnicach – jest to produkcja wina południowoafrykańskiego, najdłuższy pas winny na świecie – nie ma tej wody fizycznie i produkcja rolna jest zagrożona, to jest coś, co spędzało im sen z powiek. Anomalia klimatyczna, którą kiedyś nazywano ją El Niño, która nawiedzała ten region świata, kiedyś przychodziła jak w zegarku. Teraz nie wiadomo, kiedy El Niño uderzy w Afrykę Subsaharyjską. Jeśli chodzi o region Sahelu, to tam głównym problemem jest pustynnienie, to, że Sahara idzie na południe. Wielkie jeziora afrykańskie zwiększają swoją objętość, co sprawia, że ludzie, którzy są uzależnieni od rybołówstwa, muszą szukać innych form zarobkowania, a to niekoniecznie jest możliwe.
Konflikt pomiędzy Czadem a Kamerunem jest prezentowany w środkach masowego przekazu jako pierwszy konflikt klimatyczny. A właśnie ludność trudniąca się rybołówstwem wokół jeziora Czad i z drugiej strony ludność trudniąca się pasterstwem walczą o zasoby wodne i to się wiąże ze śmiertelnymi ofiarami. I świat prezentuje to tak, że jezioro się zmniejsza, jest mniejszy zasób i ludzie biorą się wtedy za łby. Proszę przewrócić tę narrację: temperatura wzrosła o pół stopnia np. w stosunku do regionu pogranicza duńsko-niemieckiego – Szlezwiku. Doszło do wyjałowienia pola i Duńczycy zaczęli strzelać do Niemców, żeby ten zasób przejąć. Problemem pogranicza Czadu i Kamerunu jest to, że nie ma innych form zarobkowania. Że ci ludzie po prostu nie mogą znaleźć pracy. Temperatura naprawdę wzrosła o pół stopnia, ale to nie jest główna przyczyna. I mamy tendencję, którą ja nazywam „zielonym kolonializmem”, do zwalania przyczyny niedorozwoju Afryki Subsaharyjskiej na zmiany klimatyczne.
Rzeczywiście państwa afrykańskie od początku swojego istnienia wyemitowały 3–4% światowej globalnej produkcji gazów cieplarnianych, 97% wyemitowała reszta świata. Natomiast zmiany klimatyczne dotykają tego regionu w sposób największy ze wszystkich innych regionów świata. W kwietniu największa w historii powódź nawiedziła KwaZulu-Natal. To są powodzie, z którymi my nie mamy do czynienia w Europie. Tam jest problem z tym, jak zbudowane są domy, które są zmiatane z powierzchni ziemi. Ale tak ekstremalne zjawiska pogodowe jak cyklony, które uderzają w Madagaskar, to, co się działo w Zimbabwe ze względu na ogromne huragany, powodzie – powodują katastrofy humanitarne. Mo Ibrahim szacuje, że gdyby nie skutki zmian klimatycznych, PKB Afryki byłby wyższy o ok. 14 %. Niszczone są zasoby, miejsca zamieszkania, co powoduje ogromną migrację.
Sami w Polsce zaczynamy coraz częściej obserwować gwałtowne zjawiska pogodowe. Widzimy, jak one się przekładają na życie ludzkie, na taki prozaiczny komfort życia, a także na biznes. Czy te zmiany klimatyczne mogą sprawić, że wola polityczna, aktualnie znikoma, może się nagle pojawić, jeśli wydarzy się coś bardzo nagłego i pewnie złego?
A.P.: Macky Sall podczas spotkania w Rotterdamie powiedział, że kraje europejskie otaczają się pustosłowiem; później wsparł go także prezydent Demokratycznej Republiki Konga. Tylu liderów państw afrykańskich przyjeżdża po 250 mln euro, tak chyba nie powinno być. Chciałbym bardzo, żeby podmiotowość afrykańska po prostu wzrosła oraz świadomość tego, że mają coś do zaoferowania światu. Nie chodzi tutaj o pusty szantaż, że odetniemy was od węglowodorów, od kopalin, które mamy, ale że da się budować to partnerstwo na współpracy długookresowej. I żeby też Europa zauważyła, że zaangażowanie długookresowe i rozwój tego regionu świata leży w jej interesie. To jest chyba główna rzecz. I tak jak pan powiedział, potrzeba podmiotowości afrykańskiej i tego, żeby te 54 państwa starały się mówić jednym głosem.
Prezydent Ghany Akufo-Addo, również obecny na szczycie adaptacji Afryki, ostrzegał, że działania na rzecz klimatu nie mogą stać się kolejną ofiarą złożonej epoki geopolitycznej, której doświadczamy obecnie: „Teraz nadeszła chwila prawdy i czas, aby zmienić słowa w czyny, a ambicje w działania”.