Głos kobiet Iranu. 40 dni protestów
Irańczycy i Iranki masowo wyszli na ulice i nie zamierzają ich opuszczać. Demonstracje wybuchły 16 września, po śmierci 22-letniej Mahsy Amini. Młoda dziewczyna zmarła w areszcie po tym, jak została zatrzymana w Teheranie przez policję moralności za rzekome niewłaściwe zakrycie włosów. Protesty szybko się rozprzestrzeniły na cały kraj i są silnie widoczne w mediach społecznościowych. Dotąd zginęło co najmniej 201 osób, w tym 28 dzieci – informuje Stowarzyszenie Ochrony Dzieci z siedzibą w Teheranie. Najwięcej ludzi zginęło w prowincjach Sistan i Beludżystan. Protesty są prowadzone głównie przez młode kobiety, które mają odwagę i moc oddziaływania, ale czy przejdą do historii?
Przygotowanie tego odcinka i dotarcie do rozmówców i rozmówczyń w Iranie wymagały od nas dużo czasu i zaangażowania. Oddajemy go w Wasze ręce dzisiaj, kiedy ulice wciąż są pełne osób walczących o wolność. Nie przedstawiamy części z nich dla ich bezpieczeństwa, ale przekazujemy Wam ich bezpośrednie relacje. Rozmawialiśmy zarówno z irańskimi uczonymi oraz osobami protestującymi w Iranie, jak i irańskimi aktywistkami. Wśród nich:
- Hamze Ghalebi – irański analityk i były doradca Mir-Hosejna Musawiego; Ghalebi przewodził masowym protestom w 2009 r.,
- Ramyar Hassani, rzecznik Organizacji Praw Człowieka Hengaw,
- Elnaz Sarbar, irańsko-amerykańska działaczka na rzecz praw kobiet, która dorastała w Iranie,
- Negin, 35-letnia Iranka, uczestniczka irańskich protestów w Armenii,
- Maral, 33-letnia Iranka, mieszkająca i protestująca w Armenii,
- 24-letnia studentka mieszkająca w Sziraz w Iranie.
Iran. Od połowy września w mediach społecznościowych pojawiają się zdjęcia uczniów i uczennic protestujących w całym Iranie. Zamieszki rozpoczęły się po śmierci Mahsy Amini, 22-letniej irańskiej Kurdyjki, która zmarła w areszcie 16 września po zatrzymaniu w Teheranie przez policję ds. moralności za rzekome niewłaściwe niezakrycie włosów.
„Od wybuchu ogólnokrajowych protestów zginęło co najmniej 201 osób, w tym 28 dzieci” – jak podaje Stowarzyszenie Ochrony Dzieci z siedzibą w Teheranie. Największa liczba zgonów miała miejsce w Sistanie i Beludżystanie. Protesty prowadzone przez młode kobiety są niezwykłe, ale czy przejdą do historii?
Rozmawiamy z irańskimi naukowcami protestującymi w Iranie oraz irańskimi aktywistkami i aktywistami w diasporze, którzy opowiedzieli nam o swoich spostrzeżeniach i przeżyciach.
Ja nazywam się Jakub Górnicki, a to jest Outriders Podcast. Reporterką tego wydania jest Lola García-Ajofrín, a realizowała i montowała je Justyna Godz z Sounds and Stories. Bardzo dziękuję wszystkim za regularne wspieranie nas finansowe, to dla nas bardzo ważne. Ten odcinek powstawał długo, dlatego że chcieliśmy porozmawiać z ludźmi, którzy są blisko tych wydarzeń i są na miejscu. Udało się.
„Główna różnica w stosunku do innych protestów, a myślę, że jest to ogromna różnica, polega na tym, że to młode kobiety są twarzą tego ruchu” – opowiada nam irański analityk Hamze Ghalebi.
Panie Ghalebi, jest pan obecnie we Francji, ponieważ został pan wygnany z Iranu po zielonej rewolucji. Myślę, że ze szczególną uwagą śledzi pan obecny protest. Międzynarodowa społeczność widzi ten obraz w mediach społecznościowych. Co dzieje się teraz w Iranie?
Hamze Ghalebi: Jest gniew. W całym kraju wrze gniew. Został wywołany po tym, jak Mahsa Amini zginęła w areszcie policyjnym lub – jak to nazywamy – w „areszcie policji ds. moralności”. To policja, która m.in. wymusza obowiązkowe noszenie hidżabu. I rozpoczęły się demonstracje w całym kraju, które trwają już ponad trzy tygodnie. W niektórych przypadkach to właśnie przemoc jest przyczyną konfliktu i ludzkich tragedii. Jest oficjalna narracja o przemocy i to, co się faktycznie wydarzyło lub w co ludzie wierzą, trudno o jednoznaczny osąd, ale mamy wystarczająco dużo dowodów na przynajmniej jedną sprawę sądową, że policja bezprawnie użyła siły przeciwko pokojowej demonstracji.
Widzieliśmy już wcześniej takie protesty, np. zieloną rewolucję. Czy ten moment jest inny niż poprzedni?
H.G.: Kilkustopniowa rewolucja – może to trochę przesada, jest to prawdziwy ruch. Powiedziałbym, że liczba uczestników ruchu i czas jego trwania są duże. Protesty rozlały się po całym kraju, ale nie wiemy, ile dokładnie osób protestuje. To rewolucja polityczna. Nie jestem pewien, czy jest to prawdziwa siła polityczna, która zmieni coś w strukturze władzy w Iranie. Tak więc wg moich obserwacji nie jest to rewolucja, jest prawdziwy ruch, ruch głęboko oddolny, ale niekoniecznie rewolucja.
Kolejna różnica polega na tym, że tym razem nie mamy organizacji przywódczej ani osoby publicznej, która jest liderem. Jest to całkowicie zdecentralizowany ruch w cały kraju, który ma zróżnicowane tło. Najwyraźniej bierze w nim udział dużo młodych ludzi, nawet w oficjalnych statystykach, które podaje policja. Jest też coś nowego. Zaangażowanie studentów jest takie jak zawsze, ale tym razem profesorowie i wykładowcy również dołączyli do ruchu studenckiego – to jest nowość. Największą różnicą jednak – moim zdaniem ogromną – jest to, że młode kobiety są twarzą tego ruchu, a prawa kobiet są na jego sztandarze. To jest tak naprawdę inne i nowe.
Jakie są możliwe scenariusze, które możemy zobaczyć w najbliższych dniach?
H.G.: Czy są twierdzenia, że to początek rewolucji? Nie widzę na to wystarczających dowodów. Nie można zaprzeczyć, że to ogromny ruch i trzy tygodnie jego trwania to znaczący okres. Innym scenariuszem może być bardziej agresywne tłumienie przemocy, a potem po prostu powstrzymanie ruchu. Myślę realistycznie. Myślę, że mamy więcej dowodów na to, że taka sytuacja może się utrzymać, co oznacza, że ruchy te nie spowodują ogromnych zmian politycznych. Jednocześnie trudno je stłumić, bo nie jest zorganizowana w klasyczny sposób. Uda się więc dokonać głębokiej zmiany społecznej w Iranie, ale niekoniecznie politycznej.
W 2009 r. pracowałeś jako doradca kandydata na prezydenta Mir-Hosejna Musawiego, który w rzeczywistości przewodził masowym protestom w Iranie. Czy byłoby możliwe, aby obecny rząd dał więcej wolności i wszyscy dokonaliby pewnych zmian w polityce, aby sprostać żądaniom tych protestujących?
H.G.: Myślę, że władza już doszła do wniosku, że policja ds. moralności nie ma społecznego poparcia. Nie ma poparcia nawet w ich bazie społecznej. Nie są za kontynuacją. Nie mogą się jednak zdecydować. Nie mogą podjąć decyzji, ponieważ część twardogłowych wierzy, że jeśli tylko zaakceptują żądania ludzi, ci pójdą naprzód. Muszą więc to zatrzymać albo bardzo się zastanawiają. Trudno powiedzieć. Myślę, że nie mają zdolności do podejmowania decyzji. Wniosek jest taki, że policja ds. moralności nie działa. I to jest polityczna porażka. Myślę, że to wspólny wniosek. Jest raport, który został oficjalnie opublikowany przez irański parlament trzy lata temu. Według badań w raporcie większość Irańczyków nie popiera żadnych zobowiązań związanych z hidżabem, nawet ci, którzy popierają hidżab jako możliwość wyboru – nawet oni nie popierają przymusu. Myślę więc, co może się stać. Trudno sobie wyobrazić, że oficjalnie podejmiemy decyzję o zmianie, ale jestem optymistą, że władza będzie bardziej tolerancyjna i nieoficjalnie złagodziliśmy ten obowiązek hidżabu.
Czy to możliwe, że niektórzy chcą przywłaszczyć sobie ten ruch dla własnej korzyści?
H.G.: Mogą tak twierdzić, ale w rzeczywistości robią to niejako naokoło całego ruchu politycznego. Próbują. Mówią, że to my – opozycja, nawet jeżeli są skrajną prawicą. Istnieją irańskie grupy opozycyjne, każda grupa może tak powiedzieć. Myślę jednak, że charakter tego ruchu, który dzięki młodym jest zdecentralizowany, jest trudny dla każdego do zawłaszczenia.
Jaką rolę odgrywa internet? Być może jest inny od poprzednich protestów i w przypadku mediów społecznościowych, i internetu.
H.G.: Internet w Iranie jest ważnym medium dla właściwie każdej publicznej dyskusji. Niestety, z powodu braku wolnych mediów oraz przestrzeni publicznej większość debaty na temat jakiejkolwiek polityki, jakichkolwiek kwestii politycznych, czegokolwiek dotyczącego polityki, życia publicznego dzieje się w sieciach społecznościowych, a ludzie nauczyli się w ciągu ostatnich dwóch dekad, jak korzystać z internetu, nawet jeśli dostęp jest ograniczony. Tak naprawdę zmieniło to sposób, w jaki społeczeństwo się mobilizuje i organizuje. A jednym z powodów, dla których ten niespokojny, zdecentralizowany ruch może mieć miejsce, a który angażuje każdą małą część, każdą część tego kraju, jest właśnie internet. Jednocześnie zwiększyła się zdolność rządu do kontrolowania internetu. Władza może po prostu go wyłączyć w dowolnym miejscu, mieście, części miasta. Trudno jest więc się komunikować, aby ludzie mogli się organizować, prowadzić dyskusje. W tym samym czasie po prostu odcinają część internetu, zamykają sieć, a to nie jest takie proste. Jako zmienna długoterminowa, powiedziałbym, że internet ma ogromny, pozytywny wpływ na ruch społeczny w Iranie, ale w tym konkretnym przypadku, ponieważ wielkość ruchu teraz jest nowa, a oni mogą wyłączać internet w dowolnym momencie i miejscu. Jest to więc również czynnik ograniczający.
„Boję się, ponieważ oni zachowują się bardzo źle. Jeśli kogoś aresztują, zabierają go w nieznane miejsce i nie wiadomo, co się dalej dzieje. Mamy niezwykle zły, brutalny rząd, a nasi ludzie są bardzo w porządku. Będziemy kontynuować protesty, dopóki nie osiągniemy tego, czego chcemy. Chcemy zmienić ten rząd” – to słowa 24-latki, studentki prawa międzynarodowego z Szirazu, irańskiego miasta znanego z literatury i pięknych ogrodów. Skontaktowaliśmy się z nią po tym, jak zobaczyliśmy, że – podobnie jak wiele innych Iranek – w ostatnich dniach opublikowała zdjęcie, jak stoi z długimi włosami, bez chusty w centrum swojego miasta.
Rozmawialiśmy za pośrednictwem wiadomości na Twitterze kilka dni po rozpoczęciu protestów w Iranie. Prosiła nas, abyśmy nie ujawniali jej imienia ani głosu, ale przekazali światu jej przesłanie. Nasza rozmówczyni twierdzi, że w Iranie zamężne kobiety potrzebują zgody męża na posiadanie paszportu, a po rozwodzie opieką nad dzieckiem, które ukończyło siedem lat, zawsze otrzymuje ojciec. Dzieci do siódmego roku życia pozostają z matką. Nawet w tym przypadku ojciec lub dziadek ze strony ojca zachowuje opiekę. Dzieciom urodzonym przez irańskie kobiety i nieirańskich mężczyzn można odmówić obywatelstwa. W ten sposób tysiące małoletnich, którzy urodzili się w małżeństwach irańskich kobiet z afgańskimi lub irackimi uchodźcami, znajduje się w stanie prawnego niebytu.
Kobieta z Sziraz: Kolejny problem w naszym państwie to ekonomia. Jesteśmy bardzo bogatym krajem, jeśli chodzi o ropę, gaz, wydobycie itd., ale nasz obecny rząd nie zapewnia pieniędzy z tego naszym ludziom. Moja rodzina i ja mamy podobne przemyślenia na temat ostatnich wydarzeń. Moi rodzice wspierają mnie i nie ograniczają zbytnio, może z wyjątkiem pewnych kwestii.
Ochrona ogranicza dostęp do informacji. Czasami nie ma kontaktu, a innym razem wszystkie wiadomości docierają jednocześnie. Dziewczyna z Shiraz wyjaśnia nam, że przed protestami niektóre media społecznościowe w Iranie, takie jak Twitter czy WhatsApp, były filtrowane. Na Instagramie i WhatsAppie nie ograniczano jednak treści.
Kobieta z Shiraz: Teraz przez cały dzień internet jest filtrowany przez specjalną aplikację, a od wieczora do rana proces się nasila i prędkość internetu słabnie.
„Internet odgrywał ogromną rolę w protestach” – mówi Elnaz Sarbar, irańsko-amerykańska działaczka na rzecz praw kobiet, która dorastała w Iranie i wyjechała do USA w wieku 28 lat.
Bardzo dziękuję za to, że jesteś z nami, szczególnie w tej chwili. Powiedziałaś, że zaczynałaś jako aktywistka w 2017–2018 r. Jaka była tego przyczyna? Dlaczego zdecydowałaś, że powinnaś robić więcej, nawet jeśli byłaś daleko od swojego kraju?
Elnaz Sarbar: To bardzo dobre pytanie. Powiem wam, dlaczego tak się stało. W 2018 r. rząd aresztował Maedeh Hojabri. Była tancerką na Instagramie. Po prostu tańczyła. Tańczyła pięknie. A jej filmy miały wielu widzów, ale rząd ją aresztował. Kiedyś uwielbiałam tańczyć. Jako siedmiolatka, sześciolatka umieszczałam filmy z azerskimi tancerzami i po prostu naśladowałam te tańce, np. te z Bollywood. Miałam je nagrane na wideo, zabierałam na imprezy i bawiłam się przy nich. Po prostu kochałam tańczyć i pomyślałam, że muszę nagrać filmik, w którym tańczę, i umieścić go na Instagramie, ponieważ miałam tam konto i wspierałam tę kobietę. A potem pomyślałam, że jeśli to zrobię i wrócę do Iranu, mogę zostać aresztowana, mogę mieć kłopoty. I wtedy zdałam sobie z tego sprawę, chociaż mieszkałam w tym czasie w USA. Mieszkałam tam już prawie 10 lat i nadal bałam się Republiki Islamskiej. Strach, który we mnie wzniecili, wciąż był we mnie. Zdecydowałam, że wystarczy tego lęku. Muszę mieć swobodę. Muszę ujawnić, co dzieje się w Iranie.
Zaczęłam więc pracować z Masih Alineżad, irańską dziennikarką i aktywistką, która w 2014 r., a więc od dawna, walczy z przymusowym noszeniem hidżabu. Robiła niesamowite kampanie. Generalnie powiedziałabym, że uczyła irańskie kobiety, jak stosować społeczne nieposłuszeństwo. Opublikowała swoje zdjęcie z rozpuszczonymi włosami na ulicy. Mówiła, że kobiety powinny lubić swoje włosy. Pytała, jak się z tym czują, czy czują to samo. Irańskie kobiety wysyłały jej swoje zdjęcie i odpowiadały, że tak, czują to samo. Robiły sobie zdjęcia i nagrywały się publicznie bez hidżabu. Mówiły, że naprawdę nie chcą go nosić. I od tamtej pory pracuję dla niej jako tłumacz. Ona dostaje wiele filmów z Iranu, a ja robię do nich napisy. Niektóre z nich umieszczam jako posty w mediach społecznościowych i pracuję nad ich ekspozycją, przedstawiając głos irańskich kobiet światu, ponieważ jak dotychczas nie został on usłyszany. Kontynuuję to w ramach protestu, który jest coraz bardziej potrzebny, ponieważ dzieje się aż za dużo.
Minęły już cztery tygodnie od rozpoczęcia protestów, które zaczęły się inaczej niż te wcześniejsze. Co dzieje się teraz?
E.S.: Tak. Gdy rozmawiamy jest 34. dzień. Cóż, teraz jesteś w Armenii, więc w Iranie też jest dzień 34. To wszystko jest bardzo interesujące. Kiedy się zaczęło, spojrzałam na siebie i pomyślałam: No cóż, zobaczymy, jak daleko to wszystko zajdzie. A zajdzie bardzo daleko. Różnice polegają przede wszystkim na tym, że kobiety znajdują się na pierwszej linii tych protestów. I powiedziałabym, że to pierwszy raz, z wyjątkiem kilku lat tuż po rewolucji islamskiej w 1979 r., kiedy kobiety na ulicach protestowały przeciwko noszeniu hidżabu. I od tego czasu nie mieliśmy kobiet, które chodziły w grupach po ulicach, opowiadając się przeciwko noszeniu hidżabu. A teraz mówią jeszcze więcej.
Bardzo aktywni są uczniowie. Widzieliśmy na ulicach gimnazjalistów i licealistów, co jest niesamowite. Nie sądzę, abyśmy gdzieś na świecie w jakiejkolwiek rewolucji widzieli ludzi tak młodych jak ot tak oni na ulicy. A to oni pierwsi skandowali pierwsze hasło, które pojawiło się na ulicy, zan, zendegi, azadi, co oznacza „kobiety, życie, wolność”. Skandują także hasło „śmierć dyktatorowi” i dzień w dzień są na ulicach.
Wiele osób słusznie zadaje to pytanie: „Jaka jest różnica między np. tym rokiem a 2019 r.?”, ponieważ w 2019 r. na ulicę wyszło wiele osób, a reakcja rządu była prawie taka sama jak w 2018 r., zamknęli internet, zaczęli gnębić protestujących, używając broni śrutowej, gazu łzawiącego, a w niektórych przepadkach nawet ostrej amunicji, np. w Beludżystanie i Kurdystanie. Spodziewają się, że ludzie się z czasem zniechęcą, tak jak w 2000 r., gdy zginęło ok. 1500 osób i ludzie wracali do domu po dwóch tygodniach. A teraz mamy dzień 33. i 34. i wciąż widzimy ludzi wracających dzień po dniu na ulicę, mówiących: „Mamy dość tego rządu”, „Śmierć dla dyktatora, dla dyktatury”. I to jest o samym Chamenei – o samym najwyższym przywódcy, którego nazwisko jest skandowane we wszystkich miastach, w ponad 100 miastach Iranu. Protestujący nie wracają do domu, dopóki to się nie stanie. Jest więc determinacja. Moje przyjaciółki w Iranie są w tym samym wieku co ja i mówią, że wśród irańskich kobiet jest pewność siebie, której nigdy wcześniej nie widziały. I myślę, że to właśnie sprawia, że obecne wydarzenia są szczególnie wyjątkowe.
Widziałaś zdjęcia w mediach społecznościowych pokazujące stosowane przez policję represje. Powiedziałaś, że masz kontakt z przyjaciółmi i ludźmi w Iranie. Czy oni się boją?
E.S.: I tak, i nie. Boją się, że mogą zostać pobici i mogą zostać zabici. Te obrazy, które widzimy, są bardzo brutalne. Widziałam siły bezpieczeństwa uderzające kobietą o chodnik i bijące ją pałkami po głowie. Zginęły 16-latki. Jest taka dziewczyna, której imię usłyszał cały świat, Nika Shakarami. Wracała z pracy do domu. W drodze powrotnej dzwoniła do koleżanki i mówiła, że przyłączyła się do protestu. Spaliła hidżab, a potem znika, ginie. Jej telefon jest wyłączony. Jej konta w mediach społecznościowych – nieaktywne. Jej rodzice jej szukają. I ostatecznie trafiają do więzienia, w którym ona była wcześniej przetrzymywana. Trzy razy jeżdżą do więzienia i nie mogą jej znaleźć. W końcu uzyskują dla niej status osoby zaginionej, ale jej nie znajdują. Dziesięć dni później odbierają telefon i odbierają jej ciało. Jej nos jest zmiażdżony, jej kości są połamane, a jej twarzy nie można rozpoznać, jest nie do zidentyfikowania. Jakoś ją poznają. Identyfikują ją po znamieniu i udają, wolą nic nie mówić. A więc tak, boją się, tak też się dzieje.
Jaką rolę odgrywa internet?
E.S.: Ogromną. Władza w Iranie nie założyła filtrów na Instagram aż do trzech tygodni po rozpoczęciu protestów. A Instagram miał moc. Kilka przykładów. Masih Alineżad, aktywistka, o której wspomniałam wcześniej. Ma ok. ośmiu milionów obserwujących na Instagramie. Wiele irańskich kobiet i wiele innych osób, mężczyzn również, używa Instagrama w taki sposób jak platformy Etsy, dla pokazywania ręcznie robionych rzeczy, ceramiki lub rękodzieła. Jeśli chce się kupić, po prostu wysyłasz prywatną wiadomość. Potem płacisz przez bankowość elektroniczną i otrzymujesz wysyłkę. WhatsApp też jest bardzo popularny. Chcę też dodać, że Irańczycy wiedzą, jak obejść filtrowanie. Nawet taksówkarze mają VPN, ponieważ aplikacja nawigacyjna musi z tego korzystać, aby omijać filtry i pokazywać trasę. Media społecznościowe naprawdę połączyły ludzi i dały im dwie rzeczy: pozwalają im zobaczyć świat zewnętrzny, poznać, jaki on jest, a następnie pozwalają im wyrazić swoje prawdziwe uczucia. Nagle zdajesz sobie sprawę: Och, nie tylko ja mam dość tego rządu. Nie tylko ja nie chcę hidżabu.
Powiedziałaś, że masz bardzo małe dziecko, które ma zaledwie trzy tygodnie. Jakiego Iranu chciałabyś dla niego?
E.S.: To dziwne, że dzieje się to w tym czasie, ponieważ zdecydowałam się wyjechać z kraju, gdy byłam nastolatką i myślałam sobie, że nigdy nie będę chciała mieć dziecka, a zwłaszcza dziewczynki urodzonej w tym kraju. Bo to było takie trudne. Tak właśnie było [płacz]. Okrutne jest dawanie takiego świata drugiemu człowiekowi. Postanowiłam więc wyjechać. Zajęło mi trochę czasu, zanim mogłam to zrobić. Udało się to dopiero w wieku 28 lat. Miałam więc większą szansę zobaczyć, co się tak naprawdę dzieje. Ja naprawdę myślę, że ona – moja córka – byłaby bardzo dumna. To jest dla nas bardzo ważne. To, co dzieje się w Iranie, jest czymś, co chcieliśmy zobaczyć od lat. Jak chciałabym zakończyć? Martin Luther King mówił, że „niesprawiedliwość gdziekolwiek jest zagrożeniem dla sprawiedliwości wszędzie”. I mam nadzieję, że ludzie to zrozumieją i będą nas wspierać. I dziękuję, że mogłam z tobą porozmawiać.
Wiemy, że tylko w kurdyjskich miastach potwierdzona liczba zabitych to 38 osób, a rannych jest ponad 1500, do tego tysiące aresztowanych – mówi Ramyar Hassani, rzecznik Hengaw Organization for Human Rights, niezależnej organizacji praw człowieka z siedzibą w Oslo, która informuje o naruszeniach praw człowieka w irańskim Kurdystanie.
Jesteś w jednej z 42 organizacji, które wezwały do pilnego spotkania z Radą Praw Człowieka ONZ, aby wyrazić swoje zaniepokojenie tym, co dzieje się teraz w Iranie. Czy otrzymałeś do tej pory jakąś odpowiedź?
Ramyar Hassani: Cóż, napisaliśmy ten list kilka dni temu. Jak dotąd nie było odzewu, ale zobaczymy. Mam nadzieję.
Jak powstał pomysł, idea tego spotkania w ONZ?
R.H.: Jak wspomnieliśmy w liście, chcieliśmy ustanowić mechanizm dochodzenia, prowadzenia śledztwa w sprawie rażących naruszeń praw człowieka w Iranie, szczególnie w związku z protestami, które mają miejsce od ponad miesiąca.
Jak powiedziałeś, już cztery tygodnie minęły od ich rozpoczęcia. Widzieliśmy w mediach społecznościowych wiele materiałów przedstawiających brutalne represje ze strony policji.
R.H.: Tak, tak jest w kurdyjskich miastach. Wiemy, że potwierdzona liczba to ok. 38 zabitych i 1500 rannych. I mamy tysiące aresztowań. W ubiegłym tygodniu w Sanie siły bezpieczeństwa zaczęły używać magazynów, aby zamknąć tam zatrzymanych i aresztowanych ludzi, czy to aktywistów, czy protestujących. Bo więzienia były już pełne.
Kim są ci, którzy zostali zabici? Czy są pomiędzy nimi twoi uczniowie?
R.H.: To mieszanka ludzi, głównie protestujących i zastrzelonych bezpośrednio przez siłę bezpieczeństwa z karabinów bojowych, takich jak Kałasznikow AK47. Niektórzy zostali najpierw aresztowani, a następnie torturowani aż do śmierci.
Jaką rolę odgrywa internet?
R.H.: Internet odgrywa wielką rolę. Podzielmy to na dwie części. Jedną z nich jest ujawnienie informacji. Ludzie na całym świecie widzą ohydne zbrodnie przeciwko ludzkości, które miały miejsce. To, co dzieje się w Iranie, to jest coś, dzięki czemu te historie nie znikną. Nie zostaną przemilczane. Druga rzecz to kwestia działania irańskiego lobby poza Iranem, które stara się zminimalizować, sprowadzić protest tylko do kwestii hidżabu. To bardzo ważne, aby pokazać światu, że nie chodzi tylko o hidżab, ponieważ ludzie zmieniają reżim, a irańskie lobby za granicami kraju stara się zminimalizować cały protest – tę prawdziwą rewolucję – tylko do kwestii hidżabu. A to jest nieprawda. Irański reżim chce, aby świat w to uwierzył, ponieważ żądania Irańczyków to zmiana tego reżimu. Gdyby władza była pewna, gdyby wiedziała, że chodzi tylko o hidżab, to można być spokojnym bez cienia wątpliwości, że wprowadziłaby poprawki, jakiekolwiek zmiany w polityce w kwestii hidżabu, aby tylko utrzymać się u władzy. Ta fala protestów to nie tylko hidżab. Hidżab jest jednym z wielu żądań Irańczyków, którzy są teraz zjednoczeni w jednym głównym żądaniu, jakim jest zmiana reżimu.
Jaka jest różnica między tym protestem a poprzednim, jak ten z 2009 r., lub innymi protestami, które już miały miejsce w Iranie?
R.H.: Widzimy całkiem sporo młodych kobiet, nawet z liceów, protestujących, obcinających włosy, niszczących zdjęcia Ajatollaha Chomeiniego. I to jest jedna z różnic: że to są prawdziwi liderzy tego protestu, to są jego organizatorzy. Nie potrzebowali żadnej partii politycznej ani postaci politycznej, aby się zorganizować. Oni sami się organizują – ci młodzi ludzie. Inne różnice mogą polegać na tym, że są zjednoczeni w całym kraju: od Kurdystanu po Zahedan, od Chorasanu po Ahwaz czy Teheran.
Czy możemy powiedzieć, że to jest masowy ruch, czy są też ludzie, którzy nie popierają protestów?
R.H.: Myślę, że jedynymi ludźmi, którzy nie popierają tego ruchu, są ci, którzy wiedzą, że w wolnym Iranie nie będzie dla nich miejsca i będą prześladowani za zbrodnie, które popełniają przeciwko Irańczykom, tacy jak dowódcy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej lub ludzie u władzy bliscy Chameneiemu – tego rodzaju ludzie.
Masz kontakt z wieloma osobami w Iranie. Wielokrotnie zgłaszali przypadki tortur, znęcania się. Czy oni się boją?
R.H.: Myślę, że jednocześnie boją się, ale i mają nadzieję. Bo oczywiście, boisz się przestępców i bandytów, którzy zostali wysłani przez reżim na ulice do twojego domu, aby cię zabić. Reżim, który wysłał zbirów, aby z pełnym immunitetem strzelać do ludzi. Ale jednocześnie nie boisz się władzy. Oczywiście jako istota ludzka boisz się, że kula nadleci w twoim kierunku, ale w swoich przekonaniach nie boisz się już. Takie jest odczucie Irańczyków: nie boją się już reżimu.
Tak jest też w przypadku Armenii, która graniczy z Iranem. Tutaj codziennie o 19 grupa Irańczyków zbiera się przed ambasadą, gdzie skanduje hasła przeciwko irańskiemu reżimowi, dzieli się gorącą kawą i domowymi słodyczami. Wśród nich są członkowie społeczności, LGBTQ plus, uchodźcy, kurdyjskie rodziny i młodzi Irańczycy, tacy jak Maral, której siostra obecnie protestuje w Teheranie. Maral boi się o nią, ale nigdy by jej nie poprosiła, żeby została w domu.
Czy masz rodzinę w Iranie?
Maral: Tak, całą moją rodzinę, moich wujków, moją mamę i siostrę – jedyni ludzie, którzy są moją rodziną. Są tam, właśnie teraz.
Czy się o nich boisz?
Maral: Oczywiście, że tak, bo za każdym razem, tak jak teraz, kiedy internet jest odcinany, nie można mieć od nich wiadomości co chwilę, każdego dnia. Od wielu dni nie rozmawiałam z mamą, z siostrą. Dostałam tylko wiadomość w stylu: w porządku, będzie dobrze. I powinnam poczekać na następny raz, kiedy będą mogły połączyć się z internetem i wysłać do nas wiadomość, że wszystko jest w porządku. Nie wiem w tej chwili, czy są na ulicy, czy w domu, i co się dzieje. Więc tak, boję się.
To znaczy, że nie mówisz swojej siostrze, żeby została w domu.
Maral: Nie. Rozmawiamy o tym. To trudne. Jestem zmartwiona. Wszyscy mamy tam rodziny i przyjaciół. Boimy się o nich. Ale nie, to jej życie. Jeśli nie wyjdą, nigdy nie będą żyć wolni. Jeśli nie pójdzie, nie wiem, czy następnym razem następną Mahsa Amini nie będzie ona. Jeżeli tym razem nastąpi jakakolwiek zmiana w Iranie, to będzie ona kierowana przez matki. Będzie to rewolucja matek. Bo to się właśnie dzieje. My ludzie mamy taki mechanizm, że jest OK, w porządku, to jest to, żyjemy życiem. Ale dla matki, jeśli zabijesz jej dzieci, to one nie mają nic więcej. Nie dbają o nic innego. Więc jeśli zabijesz dziecko matki, jej nie da się powstrzymać. Nie dba o swoje życie, nie przejmuje się niczym, dopóki cię nie pokona. Tak właśnie się dzieje. Zabijając dzieci, nieustannie zmuszali matki do żałoby po swoich dzieciach. A teraz te kobiety tam są, te matki i dziewczęta.
Negin, 35-letnia Iranka, również prawie co noc dołącza do demonstracji przed irańską Ambasadą Islamskiej Republiki Iranu w Erywaniu.
Negin: Mam na imię Negin. Pochodzę z Iranu, a teraz jestem w Erywaniu.
Możesz powiedzieć, kiedy opuściłaś Iran i dlaczego?
Negin: Dorastałam w Iranie do 23. roku życia. Mieszkałam tam, ukończyłam studia licencjackie, szkołę i wyjechałam w 2009 r., kiedy trwała zielona rewolucja – ruch reformatorski z 2009 r. I to był rok, w którym złożyłam podanie na kilka uniwersytetów w Kanadzie. Dostałam się i wyjechałam z Iranu w wieku 23 lat. Od tego czasu mieszkałam w kilku krajach, ale wylądowałam w Erywaniu, bo leży blisko mojego domu. I czuję się tu trochę jak w domu. A muszę odwiedzać moją rodzinę i rozmawiać z nią. Było o to o wiele łatwiej, aż do ostatnich wydarzeń, kiedy kontakty trochę się urwały. Więc tak, dlatego tu jestem. Takie jest moje pochodzenie.
Czy masz jeszcze jakieś relacje lub krewnych w Iranie?
Negin: W Iranie mam wszystkich, oprócz mojego brata i siostry, którzy również niedawno przeprowadzili się do Erywania. Ale moja matka wciąż tam jest. I wszyscy moi przyjaciele są w Iranie. Mam wielu przyjaciół w innych miejscach, którzy mogą być zazdrośni, mam więc przyjaciół wszędzie, ale moi przyjaciele z dzieciństwa są w Iranie. Rozmawiam z nimi regularnie. Często rozmawiam z mamą przez Skype’a lub wszystkie te kanały, na których nadal możemy się połączyć. Ale internet jest słaby i robi się coraz trudniej. To jest jeden z powodów, dla których ludzie codziennie zbierają się przed irańską ambasadą, aby pytać, dlaczego nie mogą skontaktować się ze swoją rodziną, dlaczego nie ma internetu. To jeden z powodów, dla którego się pojawiamy.
W ostatnich dniach widzieliśmy trochę osób gromadzących się przed ambasadą, tak jak w innych państwach. W jakich protestach uczestniczyłaś? Dlaczego do nich dołączyłaś?
Negin: To jest spontaniczne i było bardzo interesujące. Znam ludzi, którzy pierwszego dnia poszli pod ambasadę i zrobili to dla siebie, ponieważ wszyscy czuliśmy się bardzo bezradni, ale także pełni nadziei po raz pierwszy od bardzo dawna. A ja pierwszy raz w moim życiu. Oczywiście ludzie zaczęli się pojawiać z własnych, osobistych powodów, a dla wielu z nas to wszystko było po to, aby podnieść sobie nawzajem morale, ponieważ wiadomości napływające z Iranu są tak mroczne i tak smutne, a zarazem tak bardzo jasne i tak bardzo obiecujące. Gdy więc przyszliśmy, chcieliśmy dodać sobie więcej energii. Wszyscy czuliśmy się odizolowani, a jednocześnie potrzebowaliśmy wsparcia, aby wysłać wiadomość do domu i powiedzieć: „Nie ma mnie tam z wami, ale poniosę wasz głos tam, gdzie jestem”.
Erywań to trochę bardziej skomplikowane miejsce niż powiedzmy Berlin czy Los Angeles, ponieważ wielu ludzi mieszkających tutaj to nie tacy sami emigranci jak ty czy ja. Ja przeniosłam się na uniwersytet w Kanadzie. Wiele osób emigruje do pracy lub z innych powodów. W Erywaniu wiele osób to albo uchodźcy, albo należący do społeczności LGBTQ, albo są tu z powodów, które niekoniecznie były dla nich łatwym wyborem. Nie chcę generalizować. Oczywiście zawsze są ludzie, którzy z różnych powodów decydują się na przemieszczenie i takie właśnie życie. Ale wielu ludzi tutaj nie ma takiej samej sytuacji jak Irańczycy w Europie lub Irańczycy w Ameryce Północnej. To są inni ludzie. To mniejsza społeczność. Byliśmy więc bardzo widoczni, łatwo rozdzielani, łatwo dostrzegani.
A więc fakt, że ci ludzie pojawiają się codziennie, codziennie od godziny siódmej do dziewiątej, to znak, że będziemy tam. I zawsze jest tłum. Są ludzie, którzy stale przychodzą. Sama próbowałam to robić, ale czasami nie wiem ani mentalnie, ani duchowo, czy tego chcę. Nie szło mi tak dobrze, więc zdecydowałam się zostać i przegrupować siły. Ludzie pojawiają się jednak każdego dnia i jest to pokaz solidarności i wzajemnego wsparcia, które jest bezcenne. Czuję, że tego potrzebowałam. Cieszę się, że wciąż to się dzieje, każdego dnia.
Powiedziałaś, że wyjechałaś po zielonej rewolucji. Jakie są podobieństwa lub różnice między tamtym a obecnym protestem?
Negin: Mogę mówić z perspektywy osoby, która nie jest na bieżąco z irańską polityką. To tylko moja wersja historii, która wydarzyła się, gdy byłam w Iranie w 2009 r. Pamiętam, jak wychodziłam na ulice, pytając, gdzie jest mój głos. Nie uważałam się za reformatorkę Republiki Islamskiej, ale była nadzieja na zmianę w ramach reżimu. Nie wiem, czy w moim przypadku tak było. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek osobiście wierzyła, że tak się stanie. Myślę, że wielu ludzi też tak się czuło. Chcieliśmy powiedzieć, że jesteśmy niezadowoleni z tego, jak się sprawy mają. Wyszliśmy na ulicę i pojawiła się szansa zapytać, gdzie jest mój głos, a przywódca opozycji był nadal częścią reżimu, sam miał historię popełniania w nim zbrodni. To niekoniecznie było to, co w jakiejkolwiek formie lub kształcie dzieje się teraz. Wtedy baliśmy się nawet skandować takie hasła jak „śmierć dyktatorowi” czy nazwać Chomeiniego „zbrodniarzem” tak konkretnie, ale robiliśmy to. Niektórzy robili to o wiele dłużej niż ja.
Pamiętam dzień, w którym otworzyli ogień do tłumu, a ja stałam obok tej dziewczyny, mojej przyjaciółki, spojrzałyśmy na siebie i pomyślałyśmy, że to gumowe kule, prawda? Jakby nie było mowy, że po prostu otworzyli ogień. Dzień później poszłam na nasz uniwersytet i pamiętam, jak chodziłam po kampusie i wszyscy mówili mi, że zabili Nedę. Zastanawiałam się: Kim w ogóle jest Neda, o czym wy mówicie? I poszliśmy na nasze kampusy do naszego laboratorium komputerowego. Nigdy nie zapomnę, że wszyscy patrzyliśmy na życie oczami tej pięknej dziewczyny leżącej na ziemi, wykrwawiającej się. I od tamtej chwili nigdy nie byliśmy już tacy sami. Pamiętam, jak wszyscy trzęśliśmy się z tak wielkiej wściekłości i złości, ale także ze strachu.
Wszyscy baliśmy się, że będziemy następną Nedą, wiedząc, że wcześniej po prostu mieliśmy szczęście. I teraz widzę, że otwierają ogień. Ludzie padają, nikt nie ucieka. I widzę odwagę. Sposób, w jaki funkcjonuje to młodsze pokolenie, wykracza poza moją wyobraźnię. Czytałam o tym dawno temu w Ameryce Północnej o rdzennych kobietach. Coś w stylu, zacytuję: „To właśnie wy jesteście najpełniejszym wyrażeniem pokoleń kobiet marzących o kimś takim jak wy”. I tak, to one są najpełniejszym wyrażeniem dziesiątek pokoleń kobiet walczących o coś ważnego. Te młode dziewczyny nie przyjmują odpowiedzi „nie” i nie przestają walczyć. Różnica polega na tym, że giną i kontynuują walkę. Inne podnoszą flagę i idą dalej. I to nie jest nawet porównywalne. To niesamowite. Jakbym nie mogła oglądać tego z daleka. Wcześniej żartowałam na ten temat, ale to mogłyby być moje dzieci. Mogłyby to być moje młodsze siostry, które odmawiają powrotu do domu. Jestem przepełniona dumą. I tak bardzo jestem pod wrażeniem ich zdolności do domagania się tego, czego potrzebują, tego, czego chcą bez ustępowania.
Jak myślisz, co będzie dalej?
Negin: To pytanie za milion dolarów. Chciałabym mieć kryształową kulę. Chcę powiedzieć, że dorastałam w otoczeniu wiary. Nie jestem osobą religijną, ale moja matka wierzy na sposoby, których nie do końca rozumiem. I jej wiara to wiara w sprawiedliwość, która zwycięży. Zawsze była obecna. I wpojono to we mnie, i również w to wierzę. Co będzie dalej? Ktoś to już napisał na Twitterze, szkoda, że nie pamiętam kto. Ktoś napisał, że to może nie być finał sezonu, ale ostatni sezon tego reżimu. A więc dżin wyszedł z tej cholernej butelki. Nie ma mowy, żeby go zatrzymać. Nie ma mowy, aby te młode dziewczyny założyły chusty na głowy i wróciły do swojego małego, skromnego życia, w którym jesteś obywatelką drugiej kategorii i nie masz żadnych praw. Nie, to koniec. Już nigdy nie będzie tak samo. To może się nie zdarzy jutro. Albo może się zdarzyć jutro. Znam rewolucje, podczas których na 20 min przed końcem wszystko wyglądało zupełnie normalnie. Tak więc to może nie nastąpić zbyt szybko, ale wiem, że nadchodzi. Na pewno nadchodzi. A zmiana, która nadejdzie… to pokolenie jest zbyt mądre, by dało się oszukać.
Jest wielu ludzi, którzy martwią się wpływami zewnętrznymi, kto tworzy opozycję, dlaczego nie ma konkretnego przywództwa. Dla mnie to tylko pytania, których nie trzeba zadawać teraz. Są celebryci, którzy próbują uczestniczyć w tych protestach. A ludzie są tak świadomi, że szybko wyłapują ich głosy, ich interwencje. Nawet jeśli spojrzysz na to teraz, nikt nie prosi o interwencje z zewnątrz. Ludzie proszą, aby ich głos został wysłuchany i wzmocniony, a wsparcie było solidne, stałe. Nikt nikogo nie prosi o ratunek. I myślę, że to jest piękne. Że te dzieci są tam dla siebie, dla swojej przyszłości i zbudują przyszłość, w której wszyscy będziemy.
To był kolejny odcinek Outriders Podcast. Bardzo dziękuję wszystkim za słuchanie. Jeszcze raz podkreślam to, że jesteśmy dumni, że udało się ten odcinek stworzyć, zachowując to wszystko, co dla nas jest ważne, czyli to niebycie w studiu i nagrywanie możliwie blisko miejsca wydarzeń.
Kolejne wydanie magazynu Outriders już w najbliższy piątek o godzinie dziewiątej rano. Pracują nad nim jak zawsze Anna Górnicka i Grzegorz Kurek. A już w najbliższy weekend premiera bardzo ważnego materiału z Ukrainy. Myślę, że jeszcze niczego takiego nie słyszeliście od początku tej wojny.
Za dziś dziękuję. Do usłyszenia niebawem.