Dlaczego cholera wróciła do Libanu po 30 latach?
Liban przeżywa pierwszą epidemię cholery od 30 lat. Pierwszy przypadek cholery w Libanie od 1993 r. został zarejestrowany 6 października 2022 r. w Akkarze na północy kraju.
Cholera, która jest niezwykle zaraźliwą chorobą spowodowaną spożyciem żywności lub wody zanieczyszczonej bakteriami, jest stosunkowo łatwa do leczenia. Jeżeli nie jest leczona, może jednak powodować niekontrolowaną biegunkę i wymioty, które prowadzą do śmierci w ciągu kilku godzin od odwodnienia.
Wybuch cholery w Libanie nastąpił po serii kryzysów, które spadły na ten kraj w ciągu ostatnich trzech lat. To załamanie gospodarcze i upadek państwa, a następnie pandemia COVID-19 i słynna eksplozja w porcie w Bejrucie, która miała miejsce w sercu stolicy. Spowodowała ona znaczne straty w ludziach i zniszczyła wiele domów. Z czasem pogorszyła się jakość usług sanitarnych i zaopatrzenia w wodę, co wpływa na życie Libańczyków i syryjskich uchodźców w Libanie.
Reporter w Libanie, Ali Shaikh udał się do Doliny Bekaa, 30 km na wschód od Bejrutu, aby odwiedzić obóz dla uchodźców, w którym były przypadki cholery. Spotkał się z lekarzami pracującymi na pierwszej linii kryzysu i niektórymi dotkniętymi chorobą rodzinami.
W tym odcinku podcastu rozmawiamy z:
• Dr Ferasem Alghadbanem z organizacji pozarządowej Endless Medical Advantage (EMA). To lekarz, który pracuje na pierwszej linii kryzysu, próbując świadczyć usługi medyczne zmarginalizowanym społecznościom, które cierpią z powodu braku podstawowych potrzeb i praw.
• Asmą Patel, aktywistką głęboko zaangażowaną w dostarczanie usług medycznych i pomaganie lekarzom w nawiązywaniu kontaktów z innymi podmiotami oraz docieranie do wsparcia i darczyńców
• Sanaą Kleif, matką trojga dzieci, mieszkającą w obozie dla uchodźców w Dolinie Bekaa w bardzo trudnych warunkach. Na cholerę zachorowała dwoje jej dzieci, udało im się przeżyć.
• Dr Marcelem Fernandezem, szefem misji Doctors Without Borders w Libanie
• Dr Anthonym Nasrem, dyrektorem medycznym libańskiego Czerwonego Krzyża
„Liban…” – tak zawsze zaczynamy nasze odcinki: od nazwy kraju. I choć mamy kolejny odcinek, oczywiście poświęcony bardzo trudnemu tematowi, zrobię coś strasznego, bo powiem Wam, że czymś się dzisiaj naprawdę bardzo cieszymy. Cieszymy się tym, że rano dostaliśmy informację, iż dwa odcinki naszego podcastu dostały nominację do nagrody Grand Press w kategorii „reportaż audio”. Te odcinki to Puszcza, przygotowana przez Justynę Godz, Agnieszkę Szwajgier oraz Ewę Dunal, a także Czas okupacji, nad którym miałem przyjemność pracować wspólnie z Ewą Dunal. Powiem szczerze, od rana chodzę bardzo uśmiechnięty, z wielu powodów. Możecie więcej o nich posłuchać w odcinku urodzinowym, w którym mówimy o samym Outriders, o tym, co działo się u nas w ciągu ostatniego roku, półtora. Rzadko były to dobre rzeczy. Mieliśmy trochę różnych problemów. Udało się to wszystko naprostować, i dziś tu jesteśmy. Podcast to nasze najmłodsze dziecko. I naprawdę bardzo się z tego cieszę. Cieszymy się z tego, że to już nie taką pierwszą jaskółkę mieliśmy, kiedy na gali Podcastu Roku dostaliśmy specjalne wyróżnienie za odcinki poświęcone Ukrainie. W każdym razie bardzo dziękuję Wam, wszystkim słuchaczom. Robimy to dla Was. Ale dzisiaj taki fajny, prywatny moment związany z tym, że ta wizja nagrywania tych odcinków też zostaje zauważona.
Liban – przeżywa pierwszą epidemię cholery od 30 lat. Pierwszy przypadek od 1993 r. został zarejestrowany 6 października bieżącego roku w Akkarze na północy kraju. Choroba szybko rozprzestrzeniła się po całym Libanie. W tym odcinku Outriders Podcast reporter na miejscu w Libanie, Ali Shaikh, udał się do Doliny Bekaa, 30 km na wschód od Bejrutu, aby odwiedzić obóz dla uchodźców, w którym były przypadki cholery. Spotkał się z lekarzami pracującymi na pierwszej linii kryzysu i niektórymi dotkniętymi chorobą rodzinami.
Cholera to niezwykle zaraźliwa choroba spowodowana spożyciem żywności lub wody zanieczyszczonej bakteriami. Jest stosunkowo łatwa do leczenia za pomocą nawodnienia i antybiotyków. U większości zakażonych osób nie rozwijają się żadne objawy. Cholera, jeżeli nie jest leczona, może jednak powodować niekontrolowaną biegunkę i wymioty, które prowadzą do śmierci w ciągu kilku godzin od odwodnienia. Głównym problemem jest brak wody i urządzeń sanitarnych w danym kraju. Blisko 30 państw na świecie dotkniętych epidemią cholery walczy z tym samym problemem. Wszystkim im brak jest odpowiednich struktur wodnych i sanitarnych.
Wybuch cholery w Libanie nastąpił po serii kryzysów, które spadły na ten kraj w ciągu ostatnich lat. Są to załamanie gospodarcze i upadek państwa, a następnie pandemia COVID-19 i słynna eksplozja w porcie w Bejrucie, która miała miejsce w samym sercu stolicy. Spowodowała ona znaczne straty i zniszczyła wiele domów. Z czasem pogorszyła się jakość usług sanitarnych i zaopatrzenia w wodę, co wpłynęło na życie Libańczyków i syryjskich uchodźców w Libanie. Według danych libańskiego Ministerstwa Zdrowia w niedzielę 4 grudnia potwierdzono już oficjalnie 652 przypadki zachorowań oraz 20 zgonów. „Jako organizacja medyczna naszą rolą jest być przygotowanym na najgorsze” – powiedział nam szef misji Lekarzy bez Granic w Libanie Marcelo Fernandez. Zapytaliśmy go o powody obecności cholery w Libanie.
Ludzie pewnie się zastanawiają, dlaczego epidemia wybuchła teraz. Przez ostatnie 30 lat w Libanie nie było cholery.
Marcelo Fernandez: Liban przez wiele lat był uważany za Szwajcarię Bliskiego Wschodu. Jednak w ciągu ostatnich trzech lat kraj stanął w obliczu ekstremalnych kryzysów gospodarczych i politycznych, które wpływają na wszystkie jego struktury i służby. Tak dzieje się również z wodociągami i urządzeniami sanitarnymi. Tu nie ma wyjątków, tak duży jest ten głęboki kryzys gospodarczy, który dotyka kraj od 2019 r.
Jak Lekarze bez Granic pracują z ludźmi najbardziej potrzebującymi pomocy? Na czym polega najpilniejsza praca, jaką wykonujecie?
M.F.: Teraz Lekarze bez Granic są obecni w różnych częściach kraju. Od kilku lat głównym powodem pracy w Libanie był kryzys uchodźczy wywołany wojną w Syrii. Od trzech lat dostosowujemy się do leczenia nie tylko uchodźców, lecz także ludności libańskiej. Widzimy w naszych przychodniach coraz więcej Libańczyków. Zwracamy uwagę na brak dostępu do usług medycznych w systemie ochrony zdrowia. Specjalnie ze względu na cholerę otworzyliśmy dwa ośrodki leczenia dla pacjentów – dwa szpitale. Promujemy również kwestie zdrowotne. Edukujemy w temacie dostępu do wody odpowiedniej jakości, sposobów jej oczyszczania, oraz żywności. To bardzo ważne – to edukacja zdrowotna. Od dwóch tygodni jesteśmy zaangażowani w akcje szczepień. Liban otrzymał 600 tys. dawek szczepionki przeciwko cholerze. Lekarze bez Granic wspierają lokalne władze w szczepieniach na obszarach bardzo wysokiego ryzyka, gdzie cholera jest szczególnie obecna. Zasadniczo wykonujemy te szczepienia jako profilaktykę. Ponadto leczymy pacjentów i zajmujemy się ogromem zadań z zakresu edukacji zdrowotnej społeczności.
Jak działa szczepionka? Czy to jedna dawka? Czy dzięki niej możemy powiedzieć, że ludzie są naprawdę bezpieczni?
M.F.: To bardzo dobre pytanie, ponieważ na całym świecie brakuje szczepionek na cholerę. Zwykle musimy zastosować dwie dawki. Teraz z powodu światowego niedoboru szczepionek zamierzamy podawać tylko jedną dawkę, co zapewni ludziom ochronę przez powiedzmy trzy miesiące. To czas potrzebny, aby uporać się przynajmniej z pierwszą fazą epidemii. W tej chwili Liban, podobnie jak większość innych krajów, stosuje tylko jedną dawkę. W zasadzie potrzebujemy jednak dwóch dawek.
Dlaczego cholera jest tak niebezpieczna?
M.F.: Większość pacjentów ma łagodne objawy: z reguły tylko biegunka, a nie poważne odwodnienie. Głównym problemem jest ten mały odsetek pacjentów, u których występuje ostra, wodnista biegunka z silnym odwodnieniem. Oni wymagają opieki szpitalnej. W szpitalu otrzymują płyny. I to jest główny cel opieki medycznej: zająć się tym niewielkim odsetkiem pacjentów z ciężkim odwodnieniem. Oni mogą umrzeć, jeśli nie otrzymają odpowiedniej pomocy medycznej.
Doktor Marcelo Fernandez opowiedział nam, że są dwa szpitale prowadzone przez lekarzy bez Granic, łącznie dla 40 pacjentów na 40 łóżek. Ale to nie jedyne ośrodki leczenia cholery w kraju. Średnio pojawia się ok. czterech lub pięciu przypadków dziennie. Czy możemy powiedzieć, że najgorsze już za nami czy możliwe, że jednak nie, pomimo szczepień?
M.F.: To podchwytliwe pytanie. Jesteśmy organizacją medyczną. Naszą rolą jest być przygotowanymi na najgorsze. Obecnie wydaje się, że czarnego scenariusza nie będzie. Biorąc pod uwagę szczepienia, usługi medyczne, profilaktykę, wygląda na to, że sytuacja epidemiologiczna jest stabilna. Powiedzmy, że epidemia jest pod kontrolą, tyle że jesteśmy na początku zimy i nadchodzi pora deszczowa, a latem, kiedy znów zabraknie wody – odpowiedniej wody – musimy być przygotowani na najgorszy scenariusz.
W syryjskim obozie dla uchodźców w Dolinie Bekaa, ok. 30 km na wschód od Bejrutu, wśród namiotów i zbiorników na wodę Ali Shaikh spotkał kobietę, której dzieci właśnie zachorowały na cholerę.
Jak masz na imię i jak długo jesteś w Libanie?
Sanaa Kleif: Jestem Sanaa Kleif, jestem z syryjskiego Idlibu, ze wschodniej jego części. Do Libanu przyjechałam dziewięć lat temu.
W jakich warunkach żyjesz?
S.K.: Ogólnie nasze warunki życiowe są takie same jak wszystkich tutaj: poniżej średniej, prawie żadne. Najważniejsze, że żyjemy.
A twoja rodzina i dzieci?
S.K.: Mam trzech synów i mieszkam z drugą żoną mojego męża. Ona ma trzy córki i syna. Mieszkamy razem, jesteśmy w dobrych stosunkach.
Czy ktoś z waszej rodziny miał wcześniej cholerę?
S.K.: Dwoje moich dzieci i córka mojego męża miały ostrą biegunkę. Mój syn miał ostrą, krwistą biegunkę. Przez pierwsze dwa dni byłam przestraszona. Zabrałam go do doktora, przepisał leki przeciwzapalne i słoną wodę. Na szczęście mój syn wyzdrowiał, nie odwodnił się i nie wymiotował. To była zwykła biegunka.
Skąd bierzecie teraz wodę pitną?
S.K.: Wodę dostarcza nam katarska organizacja pozarządowa dwa razy w tygodniu.
Czy przez ostatnie trzy lata kryzysu coś się zmieniło?
S.K.: Od wybuchu pandemii koronawirusa przeszliśmy wiele kryzysów. Obawiamy się wielu chorób, bo nasze warunki życia i zakwaterowanie tutaj przy tym rowie to choroba sama w sobie.
O co chodzi z pobliskim obozie rowem?
S.K.: Staraliśmy się uzyskać pomoc od wielu organizacji pozarządowych i od osób prywatnych. Chcieliśmy rozwiązać ten problem, zmienić miejsce pobytu, zmienić obóz albo zasypać pobliski rów. Ale nie można, on biegnie obok rzeźni i krowich farm, dlatego nie można go zlikwidować. Ponadto podniesiono alert bezpieczeństwa, więc nie możemy już przenosić się w inne miejsca. Mieszkania są drogie. Tu jest po prostu fatalnie. Dotyczy to nie tylko nas, lecz także całego obozu.
Czy wodę do picia kupujecie oddzielnie?
S.K.: Jeżeli organizacja pozarządowa jej nie dostarczy, to tak. Kupujemy w takich miejscowościach jak Chtaura albo Anjar. To woda ze studni. Nie jest przetworzona, ponieważ nie stać nas na taką. Potrzebujemy przynajmniej galonu, czyli 20 l wody dziennie. Galon kosztuje 25 tys. funtów libańskich, czyli ponad 70 zł. Musimy wybierać, czy kupimy wodę, czy chleb.
Jakie działania prewencyjne są tu prowadzone od wybuchu epidemii cholery?
S.K.: Dostarczono nam zestawy higieniczne. To ledwie wystarcza, ale cierpimy przede wszystkim z powodu braku wody.
Wiesz może, jak twoje dzieci zaraziły się cholerą?
S.K.: Prawdopodobnie od wody i być może od zmiennej pogody, i z powodu braku higieny. Nie można ciągle chodzić za dziećmi i prosić, żeby cały czas się myły. Chodzą tu i tam, bawią się. Nie da się tego kontrolować.
Byłaś szczepiona?
S.K.: tak, wszyscy się zaszczepiliśmy. Grupa medyczna przyjechała do obozu i wszystkich nas zaszczepiła. To było po wybuchu cholery.
Jakie zalecenia dostałaś od lekarza lub władz?
S.K.: Jest grupa medyczna, która odwiedza nas co dwa miesiące. Monitorują choroby i szczepionki. Odwiedza nas również mobilna przychodnia co 15 dni i robi wtedy badania kontrolne. Informują nas o wszelkich ogniskach chorób, takich jak COVID, cholera czy małpia ospa. Podnoszą świadomość i ostrzegają nas, abyśmy byli ostrożni. Mówią, jak chronić nasze rodziny. Gdy cała nasza rodzina miała COVID-19, byliśmy poddani kwarantannie przez 20 dni. Przestrzegaliśmy określonej diety, spożywaliśmy gorące napoje i zupy. Na szczęście wszyscy wyleczyliśmy się w ciągu 20 dni. Teraz mamy cholerę i staramy się zachować higienę.
Jedną z organizacji pozarządowych, która pracuje na pierwszej linii kryzysu i świadczy usługi medyczne zmarginalizowanym społecznościom, które cierpią z powodu braku podstawowych potrzeb, jest Endless Medical Advantage. Doktor Feras Alghadban jest mieszkającym w Libanie syryjskim lekarzem oraz współzałożycielem i dyrektorem medycznym tej organizacji pozarządowej. Początkowo, gdy przyjechał do Libanu dziewięć lat temu z Syrii, sam próbował znaleźć pracę. W okolicy nie było pracy w zawodzie w tamtych czasach. Po początkowej aktywności przy warzywach i owocach trafił do lokalnej organizacji pozarządowej jako ochotnik medyczny. Z czasem zauważył duże potrzeby tutejszych ludzi, ich sytuację i ciężkie warunki życiowe. Finalnie otworzył przychodnię w jednym z namiotów. Przyjmował pacjentów i udzielał porad medycznych.
Jak wygląda twoja codzienna praca w Endless Medical Advantage?
Feras Alghadban: To lokalna organizacja pozarządowa. Zapewniamy podstawowa opiekę zdrowotną osobom w obozach i miejscowej społeczności wokół obozów. Mamy mobilne przychodnie, lekarzy oraz międzynarodowych wolontariuszy, przyjmujemy pacjentów. Dajemy im leki, oferujemy konsultacje – to, czego potrzebują za pośrednictwem naszej sieci. Współpracujemy również z inną organizacją pozarządową. Możemy skierować pacjentów do innej organizacji pozarządowej, do szpitali i specjalistów w zależności od potrzeb. Zapewniamy leczenie stomatologiczne i fizjoterapie, a nawet ulgi czynszowe dla rodzin, które mają duże potrzeby i nie dają sobie rady. Nasz zespół jeździ codziennie do jednego z obozów. Nasza przychodnia się tam zatrzymuje. Wtedy pacjenci do nas przychodzą. Lekarz przyjmuje pacjenta, a my zgłaszamy chorobę zakaźną Wysokiemu Komisarzowi Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców i Ministerstwu Zdrowia. Przyjmujemy wszystkich pacjentów. Zapewniamy im takie leczenie, jakie mamy.
W ostatnim miesiącu zaczęliśmy przyjmować pacjentów z podejrzeniem cholery. Zgłaszaliśmy te przypadki Wysokiemu Komisarzowi Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców i zaczęliśmy leczyć chorych wg dostępnych protokołów. Leczymy ich, zbieramy dane i monitorujemy. Sprawdzamy, jak rozwija się sytuacja. Ponadto od dwóch tygodni mamy spotkania z Wysokim Komisarzem Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. Dzięki temu jesteśmy w zespole szybkiego reagowania, pobieramy próbki kału od podejrzanych pacjentów i wysyłamy je do laboratorium po to, aby skierować chorego do szpitala.
Dlaczego prowadzicie przychodnię mobilną zamiast normalnej?
F.A.: Jest mobilna, bo obozów jest dużo. Są położone bardzo daleko od miast. Chory, jeśli musi się udać do najbliższej przychodni, musi zapłacić za transport, za konsultację, za leki – to duży koszt. Moich pacjentów na to nie stać. Wpadliśmy więc na pomysł z mobilną przychodnią. Pacjentowi jest łatwiej, gdy odwiedzamy obóz po obozie, dom po domu, czasem namiot po namiocie. I możemy mu w ten sposób pomóc. Możemy się z nim spotykać co 10 dni i sprawdzać jego sytuację. Pacjenci mają numery naszych telefonów i w razie nagłego wypadku mogą zadzwonić.
A jakie są najpilniejsze potrzeby?
F.A.: Po 2019 r. i kryzysie gospodarczym w Libanie jest wiele potrzeb, dużych potrzeb. Tu potrzebne jest wszystko: edukacja, pożywienie, woda, środki czystości, sektor zdrowotny. Właściwie trudno powiedzieć, ale myślę, że najważniejszym priorytetem jest jedzenie.
Dlaczego cholera rozprzestrzenia się tak szybko?
F.A.: Jak wiadomo, dostarczanie wody do obozów wspierały organizacje pozarządowe, w tym Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. Zajmowały się one wodą pitną i wodą do mycia dla mieszkańców. Zabierały również ścieki z obozów. Jednak w ciągu ostatniego półtora miesiąca zmniejszono ilość wody przeznaczanej dla każdej osoby. Dawniej to było siedem litrów na głowę. Ponadto ścieki z obozów odbierano co dwa dni, teraz robi się to rzadziej – co 15 dni lub dwa razy w miesiącu. Nie było wystarczającej ilości wody do mycia, a ścieki płynęły między namiotami, bo ich nie zbierano. Myślę, że to jeden z głównych powodów, dla których cholera rozprzestrzeniła się bardzo szybko. Ponadto większość obozów leży bardzo blisko rzeki Litani. Wiemy, że jest ona bardzo zanieczyszczona. Większość ścieków z tego obszaru trafia do rzeki, a obóz położony jest wzdłuż jej brzegów. Myślę, że to także jest ważny powód. Kolejna rzecz, wielu rolników czerpie wodę z tej rzeki i podlewa nią swoje rośliny oraz używa jej w gospodarstwach.
Spróbujmy to przybliżyć, mówimy o ścieżkach w obozach. Twierdzisz, że w zasadzie nie ma żadnego systemu kanalizacji, są po prostu dziury, w które spływają ścieki. Je zaś potem zabierają ciężarówki?
F.A.: Sytuacja wygląda następująco. Obok każdego namiotu jest zbiornik lub dziura w ziemi, do których odprowadzane są ścieki. Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców płacił za ciężarówki, które jeździły i odbierały ścieki co dwa dni. Wspierał ten system. Jednak miesiąc przed wybuchem epidemii cholery to wszystko się skończyło. Ścieki zaczęto wywozić tylko dwa razy w miesiącu, to za mało. Zbiorniki zaczęły się przelewać, a ścieki płynąć w kierunku ludzi i namiotów.
Asma Patel, Brytyjka, jest aktywistką humanitarną głęboko zaangażowaną w świadczeniu usług medycznych i pomagania lekarzom. Wyjaśnia nam, że kiedy przyjechała do Libanu w styczniu 2019 r., kraj był stosunkowo stabilny. Seria kryzysów politycznych i gospodarczych oraz pandemia doprowadziły go do sytuacji, w której się obecnie znajduje.
Byłaś już w Libanie, gdy zaczęła się pandemia koronawirusa i epidemia cholery?
Asma Patel: Przyjechałam w styczniu 2019 r. W tym czasie ten kraj był, jak sądzę, stabilny. Owszem, istniały codzienne wyzwania, normalne ludzkie troski, szczególnie wśród społeczności uchodźców. Dobrze było to widać w Endless Medical Advantage, ponieważ pracowaliśmy bezpośrednio w obozach. Przyjechałam akurat w czasie dwóch wielkich burz w styczniu 2019 r. To było dla mnie mocne, wizualne doświadczenie. Zobaczyłam podstawowe wyzwania na miejscu. Za to waluta była wtedy stabilna. Ludzie otrzymywali wsparcie w dolarach od Światowego Programu Żywnościowego i Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych. Byli wspierani przez inne lokalne i międzynarodowe organizacje pozarządowe. Chociaż istniały wyzwania i trudności, ludzie nadal otrzymywali wsparcie w jakimś zakresie lub przynajmniej znajdowali sposoby i środki, aby je uzyskać. Potem, pod koniec 2019 r., rozpoczęły się protesty w Libanie. Można było wtedy dostrzec zmianę sytuacji mieszkańców.
Po protestach zaczął się COVID. I to naprawdę spowodowało, że kraj popadł w kryzys. Byłam tu podczas protestów. Gdy zaczęła się pandemia COVID byłam w jednym z ostatnich lotów z Libanu do Wielkiej Brytanii. Bardzo szybko zamknęli granice. Później doszło do eksplozji w porcie w Bejrucie. Przyjechałam do Libanu dzień przed tym wybuchem. Obserwowałam zmiany w Libanie, które zachodziły między moimi pobytami. Widziałam, jak kraj upada, jak pojawiały się wyzwania społeczne, ekonomiczne, dotyczące zdrowia, dostępności leków, paliwa, wody. Obserwowanie zarówno tego, jak i sposobu, w jaki to wszystko stopniowo wpływało na życie ludzi było mocno niepokojące. Jako organizacja staraliśmy się znaleźć sposoby i narzędzia do pracy tak kreatywnej, jak to tylko było możliwe. Chcieliśmy wesprzeć jak największa liczbę osób. Jednak w ciągu ostatniego roku finansowanie sektora humanitarnego zostało obcięte. A w 2023 r. środków będzie jeszcze mniej. Nie ułatwia to naszej sytuacji.
Teraz macie dodatkowe obciążenia w postaci cholery. Jak sobie z tym wszystkim poradziliście jako organizacja pozarządowa – z cięciami budżetowymi, z tymi wszystkimi katastrofami?
A.P.: Zdecydowaliśmy się na dwie mobilne jednostki: jedną małą i jedną dużą. Postanowiliśmy, że jeśli epidemia cholery rozwinie się dość szybko, tak jak w przypadku COVID-u, to podzielimy nasz zespół na dwie części. Pierwsza zarządzałaby naszymi zwyczajnymi mobilnymi działaniami w ramach przychodni, a druga zajmowałaby się walką z cholerą. Jesteśmy mobilni i pracujemy w dość elastyczny sposób, możemy więc być elastyczni w naszym podejściu. Robiliśmy tak wiele razy w Libanie w sytuacjach kryzysowych: podczas wichur, pandemii COVID, po eksplozji w Bejrucie – zespół wspierał poszkodowanych mobilną przychodnią. Myślę, że elastyczność jest tym, co w sposobie pracy czyni nas wyjątkowymi.
Zauważyliśmy, że cholera nie jest tak dotkliwa, nie widzimy wielu przypadków, tylko małe skupiska. Są one do opanowania i wyleczenia przez naszych lekarzy. Mamy własny plan reagowania, jeśli zajdzie taka potrzeba, na razie nie musimy z niego korzystać. Jak już wspomniałam współpracujemy również z Wysokim Komisarzem Narodów Zjednoczonych i będziemy jednym z jego zespołów szybkiego reagowania. Ta współpraca nie została jeszcze uruchomiona, próbujemy więc się dowiedzieć, jak to będzie wyglądało, jeżeli cholera zacznie się rozprzestrzeniać dużo szybciej, tak jak to obserwowaliśmy w Syrii. To może się wydarzyć i tutaj, i spodziewamy się tego. Myślę, że zareagujemy tak jak zawsze, kiedy zachodzi taka potrzeba, i dodamy trochę kreatywności w naszej pracy. Niestety zasoby są ograniczone.
Na początku października bieżącego roku potwierdzono 500 przypadków cholery i 20 zgonów od zarejestrowania pierwszego przypadku zachorowania w Libanie. „Rzeczywiste liczby mogą być znacznie wyższe” – jak wyjaśnia nam dr Anthony Nasr, dyrektor medyczny libańskiego Czerwonego Krzyża.
Czy znana jest liczba ludzi dotkniętych chorobą lub liczba osób, które straciły życie z powodu cholery?
Anthony Nasr: Oficjalna, potwierdzona liczba to ok. 650 chorych, trochę ponad, ale to nie są prawdziwe liczby. Wyjaśnię dlaczego. Cholera różni się od innych chorób. Z naukowego punktu widzenia wszędzie tam, gdzie występuje wysoka liczba przypadków w regionie, nie trzeba jechać i przeprowadzać testów u każdej osoby, która ma objawy, takie jak ostra biegunka. Powiedziałbym więc, że mamy ponad 500 pozytywnych wyników testów, ale mamy też bardzo dużą liczbę chorych, którzy nie zostali przetestowani, dlatego że nie powinni. Mamy więc do czynienia z setkami, a może tysiącami przypadków. Jeśli chodzi o śmiertelność i zgony, to na początku współczynnik śmiertelności, czyli liczba zgonów w stosunku do liczby chorych, był dość wysoki. Ale później odkryliśmy z powodów związanych z testami, że łączna liczba zgonów na cholerę wśród dorosłych jak dotąd wynosi ok. 20.
Czerwony Krzyż odpowiada na wyzwania związane z cholerą w kilku miejscach i na różne sposoby. Wspierają Ministerstwo Zdrowia oraz są częścią krajowej grupy zadaniowej przeciwko cholerze. Pomagają w prowadzeniu badań przesiewowych w całym Libanie i uświadamianiu ludzi na granice. W kraju działają już także programy, które polegają na rutynowym szczepieniu osób wjeżdżających do Libanu. W Libanie działa także centrum telefoniczne dla przypadków innych niż nagłe. Teraz każdy w tym kraju może zadzwonić pod specjalny numer: 1760 i całodobowo dodzwoni się do lekarza specjalizującego się w chorobach zakaźnych. Oceni on sytuację, zwłaszcza jeśli pacjent ma biegunkę lub inne objawy związane z cholerą. Otrzyma wskazówki, aby jak najprędzej rozpoczął leczenie. Jak mówi dr Nasr z Czerwonego Krzyża, w przypadku cholery ważne jest jak najszybsze rozpoczęcie leczenia, a jest nim nawadnianie.
Doktor Marcelo Fernandez z Lekarzy bez Granic zapytany o to, czy w Europie może wystąpić cholera, zawsze powtarza: „Pojedyncze przypadki mogą się pojawić. Ale cholera to nie tylko choroba, to także woda i warunki sanitarne. Jeśli wasz system wodociągów i oczyszczania w Polsce jest bardzo dobry, to możecie mieć jeden lub dwa przypadki zachorowań. Dla mnie ważne jest, aby unikać związku między uchodźcami a epidemiami. A w Polsce macie doskonały system wodociągów i oczyszczania. Prawdopodobnie możecie mieć jeden lub dwa przypadki cholery w związku z przybyciem uchodźców, ale nigdy nie dojdzie do wybuchu epidemii, jeżeli woda i warunki sanitarne są dobre”.
To był 48. odcinek Outriders Podcast. Ja nazywam się Jakub Górnicki. Odcinek przygotowały Lola García-Ajofrín i Zuzanna Olejniczak, a zmontowała i zrealizowała Justyna Godz z Sounds and Stories. Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim, którzy nas wspierają. Zapraszam Was do dołączenia do naszego Patronite’a. Jak widzicie, nasza praca jest zauważana i doceniana. Pracujemy i działamy inaczej niż inni i jesteśmy z tego bardzo dumni. Na dziś to tyle, słyszymy się już niebawem. Do usłyszenia.