Armenia i Azerbejdżan. Nowa runda konfliktu.
W tym odcinku podcastu Outriders zabieramy was do dwóch ormiańskich miast, Sotk i Dżermuk, w które uderzyły azerskie wojska w nocy z 12 na 13 września br., podczas niedawnej eskalacji długotrwałego konfliktu między Armenią a Azerbejdżanem.
Te dwa państwa Kaukazu Południowego od dziesięcioleci są zaangażowane w spór o Górski Karabach. To terytorium etnicznie ormiańskie, ale geograficznie położone w Azerbejdżanie. Od upadku Związku Radzieckiego Armenia i Azerbejdżan kwestionują jego status.
Długoletni konflikt to przede wszystkim dwie wojny. Pierwsza trwała od końca 1991 do 1994 r., a druga miała miejsce jesienią 2020 r., kiedy na świecie panowała jeszcze pandemia COVID-19.
Najnowsza eskalacja przemocy wysiedliła tymczasowo 2500 cywilów, a zginęło w niej 200 żołnierzy.
„Zobacz, jakie życzenia z okazji urodzin wysłał mi Azerbejdżan”, mówi 60-letni Valery Poghosyan, kierowca ciężarówki, wskazując na dużą dziurę w ścianie swojego salonu w Sotk. Jego 60. urodziny miały miejsce zaledwie trzy dni po eskalacji konfliktu.
Podobnie jak wiele innych osób w tym mieście, jego rodzina to etniczni Ormianie, którzy uciekli z Azerbejdżanu na początku lat 90., podczas pierwszej wojny o Górski Karabach. Wielu etnicznych Ormian uciekło z Azerbejdżanu i przybyli tutaj, a mieszkający tu Azerowie uciekli do Azerbejdżanu.
W naszym podcaście znajdziecie analizę geopolityczną i konsekwencje społeczne konfliktu oraz wywiady z Zarą Amatuni, rzeczniczką delegacji Armenii z ramienia Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, z Richardem Giragosianem, założycielem Regional Studies Centre, niezależnego geopolitycznego think tanku z siedzibą w Erewaniu, i z Olesią Vartanyan, starszą analityczką ds. Kaukazu Południowego z Crisis Group.
„To frustrujące, że ludzie nie zwracają uwagi na fakt, że nie są to tylko terytoria”, mówi Olesya Vartanyan. „Na mapach wyglądają na terytoria mające pewne kształty, góry, jeziora, ale to miejsca, w których mieszkają ludzie”.
Idziemy przez gruzy tego, co przed 13 września było domem pewnej rodziny w gminie Sotk w Armenii przy granicy z Azerbejdżanem. W nocy z 12/13 września Azerbejdżan przeprowadził zakrojony na szeroką skalę atak na Armenię, wymierzony w niektóre miasta i ludność cywilną w bezprecedensowej eskalacji długotrwałego konfliktu między tymi dwoma krajami Kaukazu Południowego. Działania zbrojne trwały do wieczora 14 września.
Obie strony, Armenia i Azerbejdżan, obwiniały się wzajemnie o eskalację ataków. W wyniku nocnego ostrzału ten dom w ormiańskim mieście Sotk całkowicie się spalił. Rzeczy osobiste i meble zostały strawione przez pożar. Wśród gruzów i popiołów ostały się tylko nieliczne rzeczy. „Na szczęście nie było ofiar, ponieważ ten atak nastąpił tej drugiej nocy. Ta rodzina ze strachu opuściła dom jakiś czas wcześniej” – wyjaśnia Hakov Avetian stojący na czele tej wspólnoty. To najnowsza fala przemocy w długotrwałym konflikcie, jaki Armenia i Azerbejdżan toczą od dziesięcioleci w sporze o terytorium Górskiego Karabachu. Pod względem etnicznym jest to enklawa ormiańska, ale jej położenie geograficzne w Azerbejdżanie sprawia, że oba kraje spierają się o nią od czasu rozpadu Związku Radzieckiego. W trakcie konfliktu doszło do dwóch dużych wybuchów otwartej wojny. Pierwszy miał miejsce od końca ’91 r. do ’94 r., a drugi wystąpił w ciągu sześciu tygodni jesienią 2020 r. W ubiegłym tygodniu doszło do najgorszych walk od tamtego czasu.
Ja nazywam się Jakub Górnicki, a to jest Outriders Podcast. Reporterką w tym odcinku jest Lola García-Ajofrín, członkini naszego zespołu, która aktualnie mieszka w Armenii, produkowała go Zuzanna Olejniczak, a montował i realizował Marcin Hinz.
Aby lepiej zrozumieć tę sytuację i Wam ją przedstawić, rozmawialiśmy z Richardem Giragosianem, dyrektorem niezależnego think tanku działającego w Armenii na rzecz wsparcia rządu i polityki publicznej, a także młodzieży i edukacji.
Obecnie, zwłaszcza przez ostatnie dwa dni, w mediach europejskich i zagranicą mówi się wyłącznie o Armenii i o zdarzeniach na granicy. Czy mógłby pan to wyjaśnić zagranicznym słuchaczom, którzy być może nie wiedzą, co się tam teraz dzieje i na czym polega konflikt między Azerbejdżanem a Armenią?
Richard Giragosian: Niestety to, co widzieliśmy ostatnio w telewizji, a konkretnie 13 września, to przeprowadzony w środku nocy atak Azerbejdżanu wymierzony w Armenię. Była to poważna eskalacja militarna skutkująca nieakceptowalnymi ofiarami i zniszczeniami. Ale nie ma się co dziwić, bo pierwotną przyczyną tego konkretnego starcia był nierozwiązany charakter konfliktu o Górski Karabach, czyli tak naprawdę zaludnioną przez Ormian enklawę, nad którą Azerbejdżan chce mieć kontrolę i domaga się przywrócenia swojej zwierzchności na tym terenie. Jednak większość ludności ormiańskiej w enklawie głosowała za połączeniem z Armenią lub za niepodległością. Jest to zatem nierozwiązany konflikt, który był też zapalnikiem jeszcze bardziej wyniszczającej wojny w 2020 r. W tym czasie doszło do 45-dniowej wojny przegranej z wojskowego punktu widzenia przez stronę ormiańską i ze znacznym umocnieniem się Azerbejdżanu. Konflikt pozostaje daleki od rozwiązania. Najnowsza eskalacja nastąpiła jednak trzy tygodnie po dyplomatycznym szczycie przywódców Armenii i Azerbejdżanu w Brukseli. I jest to wynik istotnego zaangażowania Unii Europejskiej. Oczywiście teraz parząc wstecz, widać, że nie wystarczyło to, by zapobiec tak niebezpiecznemu wznowieniu działań wojennych.
Dlaczego doszło do tego teraz? To naprawdę ciekawe, że stało się to zaraz po spotkaniu, które pozornie sugerowało dążenie do rozwiązania tego sporu. Dlaczego teraz dochodzi do takiego rodzaju prowokacji?
R.G.: Bardzo dobre pytanie. Powiedziałbym, że istnieją dwa konkretne czynniki lub bodźce decydujące o czasie tej konkretnej eskalacji. Pierwsza to postrzegalna i rzeczywista słabość Rosji, innymi słowy nieudana i głośna inwazja Rosji na Ukrainę obnażyła słabość rosyjskiej potęgi. Dla Azerbejdżanu oznacza to poczucie pewności siebie i możliwość faktycznego wypełnienia próżni po Rosji, rozproszonej i przytłoczonej inwazją na Ukrainę. Azerbejdżan wyczuł okazję do odepchnięcia Armenii i ukarania jej. Drugim powodem lub siłą napędową był wbrew pozorom ostatni szczyt dyplomatyczny. Ta szczególna eskalacja stanowi próbę wzmocnienia przez Azerbejdżan swojej siły przetargowej w negocjacjach, aby powrócić do stołu negocjacyjnego ze znacznie silniejszej pozycji.
Dotychczas spór o Górski Karabach uważano za konflikt terytorialny, ale obecnie widzimy, że w grę wchodzi też wiele innych rzeczy, m.in. korytarz gazowy, transportowy Zangezur. Czy energia odgrywa rolę w tym konflikcie?
R.G.: Bardzo istotną, i to na dwa sposoby. Po pierwsze w sensie ogólnym Azerbejdżan posiada znaczne zasoby ropy naftowej i gazu ziemnego. Zasoby ropy są przekleństwem. Innymi słowy to właśnie bogactwo naftowe i energetyczne Azerbejdżanu podsyciło korupcję i znacznie pogorszyło rozwój kraju. A jeśli spojrzymy na sytuację międzynarodową, w historii tylko jeden posiadający ropę kraj na świecie stał się demokracją – to Norwegia, i tylko dlatego, że była demokracją jeszcze przed odkryciem ropy. Każdy inny kraj, od Arabii Saudyjskiej po Wenezuelę, walczy o równowagę między energią a korupcją. Drugim czynnikiem sprawiającym, że energia jest elementem tego konfliktu, jest niedawno zawarte porozumienie podpisane z Unią Europejską – protokół ustaleń w sprawie dostaw gazu ziemnego jako alternatywy dla gazu rosyjskiego. Bardzo mądre i rozważne posunięcie, jednak Azerbejdżan ma teraz przewagę nad Unią Europejską, co również zwiększyło jego już nadmierną pewność siebie w kwestii ataku na Armenię.
Premier Armenii przemówił w parlamencie 13 września wczesnym rankiem po ataku, który miał miejsce po północy.
„Sotk, społeczność licząca ok. tysiąc osób, jest jednym z ormiańskich miasteczek, które podobnie jak Goris i Dżermuk był celem ostrzału artyleryjskiego i ostrzału z broni wielkokalibrowej” – wyjaśnił rzecznik ormiańskiego ministerstwa obrony Aram Torosyan.
„Patrzcie, jaki prezent na urodziny zrobił mi Azerbejdżan” – mówi Valery Poghosyan, 60-latek, wskazując na wielką dziurę w ścianie. W domu tego człowieka – który jak sam o sobie mówi, „jedyne, co robi w życiu, to jeżdżenie ciężarówką i czasem praca w polu” – kanapy i podłogi pokrywa teraz szkło, talerze, kawałki ramek na zdjęciach i pył z części dachu, który się zapadł. Dziś przypadają jego 60 urodziny. Tłumaczy, że jego dom został zbombardowany zaledwie trzy dni wcześniej. Rodzina twierdzi, że pod tym dachem było już wystarczająco dużo bólu. Opuszczenie domu, utrata syna, który zginął podczas wojny w 2020 r., a teraz to.
Ta rodzina, podobnie jak wiele innych w tym mieście, to etniczni Ormianie, którzy uciekli z Azerbejdżanu na początku lat 90. XX w. podczas pierwszej wojny między Armenią a Azerbejdżanem o Górski Karabach. Wielu etnicznych Ormian uciekło z Azerbejdżanu i przyjechało tutaj, a mieszkający tu Azerowie uciekli do Azerbejdżanu. „Trudniej jest widzieć, jak ludzie uciekają ze swoich domów” – mówi Sevak Khachatryan, administracyjny przywódca społeczności Sotk, który dodaje: „Cokolwiek się stanie, ja zostanę”.
Z przywódcą władz w Sotku idziemy przez miasto wraz z grupą dziennikarzy. Do jednego z domów po swoje rzeczy wróciła kobieta. I obecnie wkłada materace do czekającej na nią taksówki. W domu, który wyraźnie ucierpiał w wyniku ostrzałów, obok gruzów i szkła z rozbitego okna czeka pies. Budynek ratusza w Sotku również doznał kilku uszkodzeń. Geranium z czerwonymi kwiatami stoi w rozbitym oknie biura obok biurka pełnego papierów, które ktoś wypełniał przed atakiem. Na sole stoi popielniczka z dwoma niedopałkami. Fasada ratusza jest pełna dziur po pociskach. Ze względu na to, że konflikt trwa od dawna, o perspektywę przyszłości zapytaliśmy również Olesyę Vartanyan. Jest starszą analityczką w Crisis Group na Kaukazie Południowym, odpowiedzialną za relacje dotyczące organizacji strefy wolnej od konfliktu na terenie Górskiego Karabachu.
Po 2020 r. były już jakieś inne agresje na granicy. Czy można powiedzieć, że ta różni się jakoś od poprzednich?
Olesya Vartanyan: Zdecydowanie, bo jest to atak na dużą skalę, nie odbywa się tylko w jednym miejscu. Możemy zobaczyć tu różne rodzaje broni, a także wykorzystywana jest piechota. A dodatkowo, jak może już słyszałaś, strona armeńska informuje o pewnych terytoriach, które dostają się pod okupację tych, którzy dołączają do wojsk.
Zapewne są ludzie, którzy tak myślą. Dlaczego teraz? Po spotkaniu w Brukseli trzy tygodnie temu ludzie mówili, że być może istnieje droga do negocjacji. Skąd ta agresja?
O.V.: Po stronie azerskiej było poczucie, że jest bardzo blisko tego, aby Armenia zgodziła się na układ pokojowy, który zamknąłby spór wokół terytorium Górskiego Karabachu, który, jak pewnie wiesz, jest regionem separatystycznym. Miejscowa ludność ogłosiła jego niepodległość na początku lat 90. Wybuchła wojna, którą Ormianie wtedy wygrali. Ale w 2020 r. utracili większość terytoriów, które wróciły do Azerbejdżanu dążącego do przejęcia nad nimi kontroli. Teraz rosyjskie siły pokojowe są obecne na pozostałych niewielkich obszarach zamieszkałych jeszcze przez etnicznych Ormian. Pomimo zawieszenia broni, które zostało osiągnięte, w 2020 r. wybuchła nowa wojna. Pozostawała jeszcze kwestia przyszłości Górskiego Karabachu. Nie było więc jasności, jak będzie wyglądał Górski Karabach, jak będzie rządzony, jakie będą przepisy bezpieczeństwa dla miejscowej ludności. Azerbejdżan czuje, że może przeforsować część wizji, która obecnie dominuje wśród azerskich przywódców. Nikt nie ukrywa tej wizji. Baku jest dość konsekwentne w swoich żądaniach, twierdząc, że konflikt został zakończony. Górski Karabach jest po prostu częścią Azerbejdżanu. Mówią, że to kolejna strefa ekonomiczna, a miejscowi Ormianie powinni po prostu przyjąć azerskie paszporty i stać się zwykłymi obywatelami Azerbejdżanu, bez żadnego specjalnego rodzaju przywilejów w zakresie zarządzania bezpieczeństwem. Przywódcy ormiańscy również się na to zgodzili, ale z żądaniami, aby w pewnym sensie jeszcze znaleźć sposób, żeby omówić te sprawy i zobaczyć, czy są jeszcze jakieś specjalne postanowienia przepisów prawa, które byłyby potrzebne mieszkającym tam etnicznym Ormianom.
Rosja jest głównym regionalnym sojusznikiem Armenii. Jaki wpływ ma ta wojna w Ukrainie?
O.V.: Rosja robi intensywne inwestycje militarne i dyplomatyczne, aby osiągać swoje cele. I jej inwazja na Ukrainę trwa już ponad pół roku. Zatem dla Rosji na pewno nie jest to dobry czas na kolejne miejsce konfliktu, które rozpraszałoby rosyjskich urzędników, którzy nadal nie mogą poświęcić na to za dużo czasu. Mają pewne priorytety wraz z innymi regionalnymi potęgami, takimi jak Turcja, która odgrywa teraz bardzo ważną rolę w ukraińskiej historii. A z drugiej strony Rosja na pewno chciałaby uniknąć sytuacji, w której na pewne wydarzenia będzie musiała odpowiedzieć militarnie. Bo np. w 2020 r. to Rosja zaproponowała wysłanie swoich sił pokojowych. Nie jestem pewna, czy Rosja jest teraz w ogóle w stanie rozważyć podzielenie się swoją potęgą militarną z kimkolwiek w tym regionie na Południowym Kaukazie. Więc jest to zdecydowanie sytuacja, w której Rosja wolałaby uniknąć bezpośredniego wejścia w jakiekolwiek nowe historie, które mogłyby ją odciągać od realizacji celów postawionych w związku z inwazją na Ukrainę. Istnieją tylko wstępne wskazówki, jak to się dalej rozwinie. Obawiam się jednak, że to wszystko zdecydowanie nie układa się za dobrze, a stabilizacja na Kaukazie Południowym jest ułudą.
Wróćmy do Erywania, stolicy Armenii. Spotkaliśmy kilku młodych ludzi protestujących w obronie swoich żołnierzy. Stali tuż obok pianisty, malarza, który robi karykatury, i grupy turystów robiących ostatnie zakupy, a także grupy młodych ludzi zbierających żywność dla żołnierzy.
Erywań odwiedziła niedawno spiker Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi, która potępiła nielegalne jej zdaniem ataki graniczne Azerbejdżanu na Armenię. Od dłuższego czasu w terenie działa również Czerwony Krzyż. Spotkaliśmy się w Erywaniu z jednym z emisariuszy tej organizacji, aby zapytać o aktualną sytuację na granicy i sytuację ludności cywilnej.
Zara Amatuni: Nazywam się Zara Amatuni. Jestem rzeczniczką delegacji Armenii Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża.
Na wstępie chciałabym zapytać, czy wasza delegacja zwróciła się z prośbą o uszanowanie ludności cywilnej i mieszkającej w strefie przygranicznej Armenii. Jak wygląda sytuacja tej populacji? Dowiedzieliśmy się, że ewakuowano już dwa tysiące osób.
Z.A.: W centrum uwagi zdecydowanie znajdują się skutki humanitarne tej sytuacji. Jednak my poprzez nasze poddelegacje na północy i południu, czyli w Erywaniu i Gorisie, mamy tam pracowników, którzy przyglądają się sytuacji z godziny na godzinę. Są w bliskim kontakcie z lokalnymi władzami, ale także oferują nasze usługi w zakresie różnych potrzeb, które pojawiają się w trakcie rozmów z ludnością. I dotyczą one różnych aspektów, np. tych związanych z ochroną zdrowia, usługami kryminalistycznymi z jednej strony, z drugiej jesteśmy tam, aby zaoferować nasze humanitarne ułatwienia w różnych procesach i ruchach, jak np. wsparcie w ewakuacji ludzi, jeśli władze o to poproszą. Tak więc tego typu działania są wciąż w planach. Tak naprawdę analizujemy wszystkie możliwe działania, które możemy podjąć, aby wesprzeć ludność cywilną w tym trudnym czasie.
Międzynarodowy Czerwony Krzyż ma siedzibę w Armenii od 1992 r. Czy doświadczyłaś już takich momentów, gdy ludzie nie wiedzieli, co będzie dalej? Czy był już podobny moment do 2020 r. lub wcześniej? A może obecna sytuacja jest wyjątkowa.
Z.A.: Niestety na bazie naszych doświadczeń na całym świecie z różnego rodzaju sytuacjami, z konfliktami zbrojnymi, zarówno międzynarodowymi, jak i lokalnymi, wiemy, że są to sytuacje o różnym natężeniu, ale cierpienie ludzi widać w wielu miejscach. I są pewne wzorce, które można zauważyć, jeśli chodzi o to, jak ludzie cierpią, co muszą znosić. To różne kwestie. Są ludzie zmuszeni do opuszczenia swoich domostw, miejsca zamieszkania. Są też ludzie, którzy przez wiele lat muszą radzić sobie z zaginionymi krewnymi i nie wiedzą, gdzie ta osoba jest. Jest też wiele innych kwestii związanych z wysiedleniem, migracją oraz wszystkie te cierpienia wynikające z konfliktów i ich eskalacji. Tutaj ten konflikt jest obecny od ponad trzech dekad. I przeszedł już różne etapy: od fazy bardzo aktywnego konfliktu na początku lat 90., a następnie do jego eskalacji w roku 2016 i 2020 r. W zależności od skali działań wojennych, od sytuacji wzdłuż granic, widzieliśmy różne rodzaje rozwoju sytuacji i niestety – skutki humanitarne. Mówię teraz na przykład o kwestii zaginionych, która była bardzo bolesna w latach 90. w tym regionie. A poprzez nasze delegacje w Erywaniu, Baku i misje w Górskim Karabachu zarejestrowaliśmy dotychczas ponad 4,5 tys. osób, które zostały uznane za zaginione. Liczba ta została rozszerzona o kolejne ponad 300 osób, których nie udało się odnaleźć od czasów eskalacji w 2020 r. Te kwestie naprawdę odbijają się na psychice wielu osób lub rodzin, które cierpią przez te wszystkie dekady. Ma to wpływ na wiele kwestii społecznych, na wiele prawnych aspektów ich życia, nie wspominając już o kwestiach związanych ze zdrowiem psychicznym tych, którzy zostali przesiedleni, którzy faktycznie żyli wzdłuż granic, z poczuciem braku bezpieczeństwa. I znowu, mówiąc o obecnej sytuacji, mamy wielką nadzieję, że liczba zaginionych nie będzie się powiększać.
Jak wygląda praca z rodzinami osób zaginionych?
Z.A.: Przez tyle lat pracowaliśmy nad tym, w jaki sposób stworzyć pewne możliwości rodzinom zaginionych. Przede wszystkim, żeby je zebrać razem. Z drugiej strony pomagamy im zrozumieć ich prawa w tym zakresie. Zasadniczo nad tym pracują nasze zespoły. Mamy naprawdę bardzo dobry i silny zespół, który zajmuje się różnymi aspektami kwestii zaginięć. Od zdrowia psychicznego i perspektywy psychospołecznej do niektórych kwestii społecznych i kierowania tych ludzi do prawników lub służby zdrowia i tym podobnych instytucji, a w wielu przypadkach nawet pomagania im w powrocie na miejsce, aby mieli jak największe poczucie normalności, jeśli chodzi o jakieś problemy społeczne spowodowane np. utratą żywiciela rodziny w wyniku konfliktu. Mówię o projektach, które przez lata oferowaliśmy im w formie małych grantów czy inicjatyw mikroekonomicznych.
Ponad 2,5 tys. cywilów zostało wysiedlonych z domów w graniczących z Armenią miastach, a ponad 200 żołnierzy zginęło w najgorszych walkach od czasu wojny w 2020 r. Ministrowie spraw zagranicznych Azerbejdżanu i Armenii spotkali się w poniedziałek w Nowym Jorku za pośrednictwem sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena. Poprosiliśmy Richarda Giragosiana o jego opinię na temat tego, co może wydarzyć się dalej.
Trudno jest przewidzieć przyszłość, ale jakie są możliwe scenariusze rozwoju tej sytuacji?
Richard Giragosian: Jestem optymistą, a powód jest taki, że powojenna rzeczywistość była dla Armenii bardzo trudna do zaakceptowania. Pod wieloma względami wojna 2020 r. i ostatnia eskalacja sprawiły, że w Ormianach umarł mit o niezwyciężoności. Zniknęły też arogancja i samozadowolenie Armenii. Mimo to jestem optymistą, ponieważ Armenia w dłuższej perspektywie ma przewagę stabilności, której nie ma cały nasz region. W rzeczywistości twierdziłbym, że Armenia jest znacznie bardziej stabilna i bezpieczna niż wszyscy jej sąsiedzi, w tym Turcja, Iran, Azerbejdżan, a nawet Gruzja. I ten element legitymizacji władzy, demokracji w naszym życiorysie daje nam pewną odporność. I właśnie dlatego Armenia jest narodem, który przetrwa wszystko.
To był kolejny sobotni odcinek Outriders Podcast. Chciałem tu tylko przypomnieć, że od ubiegłego tygodnia wprowadziliśmy ten dodatkowy epizod pojawiający się teraz w weekendy. Dzisiaj dotyczył spraw związanych ze Wschodem. Zobaczymy, jak będzie za tydzień. I chcemy te soboty, jak już mówiłem tydzień temu, poświęcić albo na Ukrainę, albo na tematy związane ze Wschodem.
Bardzo Wam wszystkim dziękuję za słuchanie. Bardzo dziękuję też za wspieranie nas finansowo i dołączanie do grona naszych Patronów i Patronek. Możecie to zrobić na stronie zrzutka.pl/outriders. I przypominam oczywiście, że przez cały czas, przez cały wrzesień celebrujemy nasze piąte urodziny. Zapraszam serdecznie 29 września do Bar Studio w Warszawie. Tam spotkamy się, żeby pocelebrować te pięć lat, a my też opowiemy o tym, co będzie się działo może nie przez kolejne pięć lat, ale na pewno przez co najmniej najbliższe kolejne pięć miesięcy, a może i rok. Za dziś dziękuję i do usłyszenia. Kuba Górnicki, Outriders.