PL | EN

Płonące kroniki Morii. Kolejny dzień z życia imigrantów w Europie

– Jutro minie dopiero rok – mówi Hamid, zapytany, jak długo nazywa to miejsce domem. 

Ma 14 lat i pochodzi z Afganistanu. Spaceruje po zwęglonych pozostałościach Morii, żelaznych szkieletów namiotów i martwych szczurów, które przypominają, jak wyglądał największy obóz dla uchodźców w Europie.

Około 13 tys. osób znalazło tu schronienie do czasu pożarów, które wybuchły wieczorem we wtorek 8 września br. i trwały do ​​czwartku. Cały obiekt został zniszczony. Trzynaście tysięcy ludzi takich jak Hamid czekało w Morii na dotarcie do kontynentalnej Europy. Niektórzy przebywali w obozie bardzo długo.

Hamid wskazuje na zwęglone owoce wewnątrz tego, co kiedyś było namiotem jego rodziny. Moria, 15 września 2020 r.

Od 2013 r. wioska Moria na Lesbos, greckiej wyspie w północno-wschodniej części Morza Egejskiego, jest ważnym miejscem w życiu tysięcy imigrantów. Uciekając przed warunkami zagrażającymi życiu, przed wojnami i konfliktami, przybywali oni na pontonach do wybrzeży Grecji. W obozie dla uchodźców w Morii, zbudowanym w założeniu dla 3 tys. osób, przebywało niekiedy ponad 20 tys. ludzi.

Wokół głównej, ogrodzonej części obozu dla uchodźców pojawiały się, szczególnie po 2015 r., tysiące namiotów. Tak powstały slumsy, które zwróciły uwagę międzynarodowych mediów – z powodu nędznych warunków życia i niebezpieczeństw, jakich musiały doświadczyć osoby ubiegające się o azyl.

Wiele narodzin i niejeden zgon miały miejsce w samym obozie i w „dżungli”, czyli gaju oliwnym otaczającym obóz. W pierwszych dniach po pożarze nadal obozowały tam setki ludzi. Nie chcieli się przenieść do nowego obozu, który zaczęto już budować. Obawiali się, że zostaną zamknięci i nie będą mogli stamtąd wyjść.

Jednak większość mieszkańców spalonego obozu przetransportowała swój dobytek na wszelkie możliwe sposoby, używając koszy na śmieci i skrzynek – czegokolwiek, co było pod ręką. Zmęczeni, pokonywali na piechotę drogi na Lesbos. Niektórzy znów czuli się jak wysiedleńcy. Później rozmieszczono ich wzdłuż ulicy, niedaleko nowego obozu, w prowizorycznych budach z trzciny i kawałków kartonu.

Policja, ale również oddziały prewencji, które przybyły na Lesbos z Aten, zablokowała ulice i utworzyła punkty kontrolne, aby powstrzymać zdezorientowanych ludzi. Niektórzy, próbując uciec, wpadali prosto do „dżungli”. Kilka osób zaginęło.

Tuż po pożarze na uchodźców spadły kolejne klęski: nędza, brak wody pitnej i żywności. Służby porządkowe potraktowały ich gazem łzawiącym podczas, zdawałoby się, pokojowych demonstracji. Większość mieszkańców Morii przebywa obecnie w nowym obozie – mówi się, że jest on tymczasowy – ale tysiące ludzi wciąż nie mają gdzie się podziać.

„Moria upadła”

Tydzień po wybuchu pożaru grecki minister ochrony obywateli Michalis Chrisochoidis, odpowiedzialny za służby bezpieczeństwa publicznego, ogłosił, że policja aresztowała sześć osób ubiegających się o azyl. Są one podejrzane o podpalenie obozu w Morii. Wszyscy to obywatele Afganistanu. Dwóch nie ukończyło jeszcze 18 lat, więc – wraz z innymi nieletnimi pozbawionymi opieki dorosłych – zostało już przeniesionych do obozów na kontynencie.

Przyczyny powstania pożaru pozostają nieznane, chociaż pojawiło się wiele doniesień medialnych, które wskazują na związek między nim a ograniczeniami nałożonymi na imigrantów z powodu pandemii COVID-19. Przed pożarem stwierdzono w obozie 35 przypadków zakażenia koronawirusem.

Półtoraroczna Samiullah Mohammadi siedzi w namiocie z rodzeństwem. W pożarze w Morii w kwietniu 2020 roku doznała poparzeń lewej ręki.

Jednak pożar we wrześniu 2020 r. nie był pierwszym, do którego doszło w Morii. Kilka innych miało miejsce w marcu i kwietniu 2020 r., a wcześniej – we wrześniu i grudniu 2019 r., gdy zginęły dwie młode Afganki i dziecko.

Pożary, które – jak opisywali to azylanci – „wykończyły Morię”, podzieliły społeczność obozową. Część ludzi uznała to za okazję do ucieczki z wyspy, byle dalej, i kontynuowania podróży w kierunku Europy Środkowej, gdzie od początku chcieli się znaleźć.

I rzeczywiście: wielu mieszkańców starego obozu w Morii nadal brakuje. Według danych Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) 9,4 tys. uchodźców przeniesiono do nowego obozu na Lesbos, ale populacja Morii przed pożarem liczyła 13 tys. osób. Po pożarach Niemcy, Francja i kilka innych europejskich państw zgodziło się przyjąć nieletnich z Morii. Dlatego około 400 młodych ludzi pozbawionych opieki dorosłych przeniesiono po pożarach do Grecji, na stały ląd. Ponadto agencja UNHCR przesiedliła około 400 osób uznanych za „szczególnie podatne na zagrożenia” w inne miejsca na Lesbos przeznaczone dla uchodźców. Patrole policyjne mają szukać pozostałych za pomocą kamer termowizyjnych.

Na banerze wiszącym na ulicy wioski Moria na Lesbos widnieje napis „Moria upadła”, a na końcu znajduje się znak zapytania w alfabecie greckim. Wrzesień 2020 r.

Przytłaczająca większość populacji obozu w Morii wyglądała po katastrofalnym pożarze na załamaną. Jak Hamid, który pełen smutku błąkał się po swojej starej kryjówce. Pokazał nam pozostałości szkoły – spaloną ziemię, która w niczym nie przypominała miejsca, gdzie młodzi imigranci znajdowali kiedyś chwilę wytchnienia.

Linda Shirzad z Afganistanu uczyła w tej szkole plastyki. Łzy napływają jej do oczu, gdy mówi o obozie i o życiu, do którego była przyzwyczajona, a z którym teraz musi się pożegnać. Po pożarze znalazła tymczasowe schronienie w pobliżu starego obozu, gdzie miała dostęp do żywności i opieki zapewnionej przez organizację pozarządową Team Humanity. Linda większość dni spędzała na ulicy w Morii, rysując i malując ze swoim mężem Shukranem. On również potrafi malować. Ich prace plastyczne pokazują moment, który po raz kolejny zmienił życie tysięcy ludzi. A zarazem wywołał, być może znów tymczasową, niechęć Europejczyków do wszystkich osób ubiegających się o azyl, które w poszukiwaniu nowego życia muszą przemierzać terytorium Europy.

Tymczasowe schronienie i nowy (tymczasowy?) obóz

Tysiące ludzi, którzy utknęli kiedyś w Morii, musiało teraz przenieść swój dobytek w kierunku położonego na Lesbos komunalnego obozu Kara Tepe. W przeciwieństwie do Morii jest on uważany przez organizacje pozarządowe za „pięciogwiazdkowy”. Przyjmuje się tam wyłącznie rodziny i grupy ludzi szczególnie podatne na zagrożenia.

Kara Tepe nie może pomieścić żadnego z wysiedleńców z Morii. Uchodźcy nie mają więc wyjścia – obozują na dziko wzdłuż głównej ulicy Kara Tepe. W międzyczasie pobliska strzelnica wojskowa stała się siedzibą nowego obozu, którego budowę rozpoczęto kilka dni po zniszczeniu Morii.

Bezdomni pochodzą z różnych miejsc świata: od Afryki Subsaharyjskiej po Afganistan i Syrię. Uciekając z Morii, zabrali ze sobą wszystko, co udało się uratować przed ogniem. Wzięli trzcinę znalezioną na pustych polach wyspy i rozłożyli koce na chodniku, aby móc przespać się w nocy. Ci, którzy mieli najwięcej szczęścia, zarezerwowali sobie zacienione hangary na parkingach Lidla oraz innych firm, które – ku niezadowoleniu mieszkańców Lesbos – zostały zamknięte.

Mimo braku wody i pożywienia, mimo wyczerpania fizycznego i psychicznego uchodźcy i ludzie ubiegający się o azyl organizowali wspólne pokojowe demonstracje na ograniczonym i strzeżonym przez policję obszarze. W sobotę 12 września grupa demonstrantów, w tym dzieci, maszerowała ulicami Kara Tepe, prosząc Europę o pomoc. Krzyczeli: „Niemcy, pomóżcie nam!” i „Azadi!”. To ostatnie słowo oznacza w językach irańskich „wolność”.

Nieoczekiwanie marsz imigrantów spotkał się z gwałtowną reakcją policji. Zgromadzony tłum ogarnęła panika. Granat błyskowy trafił jedną z kobiet w głowę, gaz łzawiący dusił dzieci. Tłum szybko się rozpierzchł, chociaż tak naprawdę protestujący nie mieli dokąd się udać. Kiedy sytuacja się uspokoiła, wściekły afgański ojciec stanął przed policją. „Czy poznajecie to dziecko?” – krzyczał, wskazując na swojego potomka schowanego w ramionach matki i płaczącego od gazu łzawiącego. Wyczerpany tłum imigrantów, pozbawiony innych możliwości okazania oburzenia, zaczął głośno klaskać.

Amena z Afganistanu ze swoją 4-letnią córką: „Zostajemy w dżungli, ja, moja siostra, mój mąż i moje dzieci. Poszliśmy do Lidla przy Kara Tepe, ale policja użyła gazu łzawiącego i wróciliśmy tutaj”.

Demonstracje odbywały się na ulicy prowizorycznego obozu, zaledwie kilka metrów od miejsca budowy nowego ośrodka dla imigrantów. Prace kontynuowano nieprzerwanie pod nadzorem agencji UNHCR, która wraz z Międzynarodową Organizacją ds. Migracji (IOM) oraz Międzynarodowym Ruchem Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca przekazała na potrzeby nowego obozu tysiące namiotów.

Podobno warunki życia mają tam być lepsze niż w Morii. Jednak niektórzy imigranci już teraz mówią, że jest jeszcze gorzej. Narzekają na niedobór żywności i wody oraz fatalne warunki sanitarne. Ponadto nowy obóz w Lesbos jest budowany bezpośrednio nad morzem, na błotnistym gruncie, co rodzi obawy co do jego przydatności, zwłaszcza zimą.

Kilka toalet chemicznych dla tysięcy ludzi. Zdjęcia przesłane przez uchodźcę przebywającego w nowym ośrodku rejestracji i identyfikacji uchodźców na Lesbos.

Według greckiego Ministerstwa Migracji i Azylu wszyscy mieszkańcy nowego obozu w wieku powyżej 10 lat przeszli szybki test na COVID-19 po przyjeździe i rejestracji w nowym miejscu pobytu – 214 osób miało wynik pozytywny. Przebywają one w wyznaczonym obszarze kwarantanny na terenie obozu. Z powodu pandemii kilka obozów w Grecji poddano kwarantannie medycznej, a mieszkańcy nowego obozu na Lesbos są tam zamknięci od ósmej wieczorem do ósmej rano.

Dzieci bawią się w morzu w pobliżu nowego ośrodka rejestracji i identyfikacji uchodźców na Lesbos.

Grecki minister Notis Mitarachi zapowiedział, że nowy obóz będzie obiektem tymczasowym, a inne, mniejsze ośrodki dla uchodźców na Lesbos, w których panowały całkiem przyzwoite warunki, zostaną zamknięte przed końcem 2020 r. Można odnieść wrażenie, że obecnie toczą się rozmowy między przedstawicielami państwa greckiego a władzami lokalnymi na temat lokalizacji nowego, stałego ośrodka dla imigrantów na Lesbos. Równocześnie planuje się budowę nowych obozów na innych greckich wyspach.

3 sierpnia br. Komisja Europejska zatwierdziła wypłatę 130 mln euro na budowę trzech zamkniętych ośrodków recepcyjnych dla uchodźców na greckich wyspach Samos, Leros i Kos, przy wsparciu Funduszu Azylu, Migracji i Integracji (AMIF). Rząd grecki od początku deklarował zamiar uruchomienia zamkniętych lub kontrolowanych ośrodków dla uchodźców. Mimo to europejscy urzędnicy, m.in. komisarz UE do spraw wewnętrznych Ylva Johansson, ogłosili w kwietniu 2019 r. „budowę pięciu wielofunkcyjnych ośrodków recepcyjnych i ośrodków identyfikacji na greckich wyspach (…), aby zapewnić znacznie bardziej adekwatne, zgodne ze standardami zakwaterowanie” – które to ośrodki nie będą przypominać dotychczasowych. Zasadniczo zatrzymanie osób ubiegających się o ochronę międzynarodową jest zabronione przez prawo, niezależnie od wystąpienia jakichkolwiek nieprawidłowości podczas docierania na terytorium Europy.

Jednak na mocy nowego unijnego paktu migracyjno-azylowego, przedstawionego we wrześniu 2020 r., państwa członkowskie „mogą zastosować zatrzymanie” na granicy i skutecznie odmówić wjazdu na swoje terytorium w trakcie rozpatrywania wniosków o azyl. Jeśli UE wdroży swoją nową politykę, może się pojawić dużo więcej obozów takich jak Moria.

Nowe podejście Europy do kwestii imigracji i azylu

Nowy pakt imigracyjno-azylowy nie wszedł jeszcze w życie i wydaje się mało prawdopodobne, że zostanie wdrożony w obecnym kształcie, jeżeli państwa Grupy Wyszehradzkiej nadal będą go odrzucać.

Plan przedstawiono jako próbę kompromisu między przeciwległymi biegunami bloku europejskiego: południem Europy, zwłaszcza Grecją i Włochami, na które spada odpowiedzialność za radzenie sobie z przybyszami do Unii Europejskiej, oraz Austrią, Węgrami, Polską i Słowacją, które najchętniej nie przyjęłyby ani jednego uchodźcy.

Pakt sugeruje obowiązkowy, lecz elastyczny mechanizm solidarności. Gdy dane państwo odmawia przyjęcia osób ubiegających się o azyl lub mających status uchodźcy, w zamian może zapewnić wsparcie operacyjne państwom, które rozpatrują wnioski o azyl. Może też opłacić powrót imigrantów do krajów pochodzenia, jeśli wnioski zostały odrzucone. „To tak, jakby prosić szkolnego łobuza, aby odprowadził dziecko do domu” – napisała na Twitterze Judith Sunderland, zastępczyni dyrektora Human Right Watch na Europę i Azję Środkową, komentując szczegółowe postanowienia paktu.

Mimo opinii, że rozporządzenie Dublin III jest przestarzałe i musi zostać zastąpione strategią, która uwzględnia specyficzne cechy obecnego napływu imigrantów, nadal to przede wszystkim państwa graniczne są odpowiedzialne za rozpatrywanie wniosków nowo przybyłych imigrantów.

Organizacje praw człowieka ostro skrytykowały cały pakt, który nie jest zdecydowanym krokiem w kierunku bardziej humanitarnego podejścia do kwestii imigracji. Z krytyką spotkało się również utrzymanie europejskiej polityki polegającej na odstraszaniu potencjalnych imigrantów.

Tymczasem 14-letni Hamid z Afganistanu – który ostatni rok spędził w Morii, a teraz mieszka w nowym obozie na Lesbos – w lutym 2021 r. będzie miał pierwszą rozmowę kwalifikacyjną dotyczącą wniosku o azyl dla niego i jego rodziny. Wciąż chce zostać inżynierem budownictwa, ale zbyt długo nie chodził do żadnej szkoły. Na obrzeżach Europy w nieludzkich warunkach rośnie pokolenie ludzi uczących się, jak przetrwać. Nikt nie uczy ich, jak uleczyć traumę.

Więcej informacji: GrecjaMigracjeEuropa