Loading

Katalonia na wokandzie

W grze w szachy wygrywa ten, kto pozbawi ruchu króla przeciwnika. Nie ma znaczenia, ile figur ma wtedy na szachownicy każda ze stron. Jeśli król nie może się ruszyć – przegrywa. Pokonanie króla jest końcem gry, a pozostałe na szachownicy figury nic nie znaczą. Dwóch młodych mężczyzn ubranych w bluzy z kapturami i balaklawy przyszło rozegrać partię szachów na ulicach Barcelony, podczas Pikniku dla Republiki. Początkowo nie chcieli powiedzieć, jak się nazywają ani ile mają lat („dwadzieścia kilka”). Swoje twarze ujawnili dopiero po zakończeniu gry i również wtedy odpowiedzieli na pytania.

Jest noc z niedzieli na poniedziałek, 20 października 2019 r. Sześć dni minęło od wyroku skazującego liderów katalońskiego ruchu niepodległościowego na karę pozbawienia wolności od 9 do 13 lat za udział w organizacji referendum, a następnie – ogłoszeniu niepodległości w październiku 2017 r.

Sześć dni wypełnionych protestami obywateli przeciwko wyrokom, które independentistas (zwolennicy ruchu niepodległościowego) uznali za niesprawiedliwe.

Sześć dni blokad dróg i torów, …

starć z policją, zamieszek, …

ran, aresztowań, …

szabrownictwa, a nawet blokady lotniska w Barcelonie, która trwała kilka godzin.

Obraz dwóch młodych separatystów rozgrywających partię szachów z zakrytymi twarzami, fotografowanych przez media, przypomina o uczestnikach pełnych przemocy wydarzeń całego tygodnia – tak samo młodych ludziach, których twarze także były zakryte. Ci dwaj młodzi mężczyźni brali udział w niemal każdym proteście i twierdzą, że zostali pobici przez policję.

– Tam było mnóstwo przemocy, musieliśmy się bronić, ale przemoc była też reakcją na dysproporcję w środkach stosowanych przez policję i na przekraczanie uprawnień. Część ludzi stawiała barykady, żeby się bronić, a część niszczyła wszystko dookoła – mówi jeden z graczy, odcinając się od szabrowników, których postrzega jako napastników atakujących niewinnych cywilów.

Grabież

Po drugiej w nocy demonstranci zaczęli się rozchodzić do domów.

Grupa młodych ludzi mijała Media Markt, gdy pierwszy kamień trafił w witrynę. Za nim poleciały następne, w chwilowym wydawało się buncie przeciwko korporacjom.

Ale po chwili zaczęło się niszczenie.
Gdy szyba zbrojona puściła, ktoś wskoczył do środka, ku uciesze tych stojących na zewnątrz.

Po nim kolejni,
lecz ci już wyskakiwali ze skradzionym sprzętem.

Na początku były to słuchawki i głośniki bluetooth,
potem – hulajnogi elektryczne.

Nie trwa to długo.
Inni demonstranci zaczynają się sprzeciwiać grabieży.
Kłócą się i próbują zatrzymać sprawców.
Nawet wzywają policję, przed którą
niedawno stali i demonstrowali.

Po chwili podjeżdżają samochody Mossos d’Esquadra i robi się pusto.

– Za każdym razem, kiedy ktoś rzuca kamieniem, policja musi się chronić.

Za każdym razem, kiedy podpalana jest barykada, policja musi się zatrzymać i ją usunąć, nie może przejść po protestujących. Jeśli lecą w ich stronę kamienie, policjanci nie mogą atakować. Istnieje różnica między nieuzasadnioną przemocą a przemocą skierowaną przeciw nieproporcjonalnym atakom ze strony policji – dopowiada drugi młodzieniec.

To właśnie przemoc zdominowała przekazy medialne i przysłoniła olbrzymie demonstracje przeciwko skazaniu przywódców separatystów. Niektórzy niesłusznie twierdzą, że przemoc tamtych dni jest cechą ruchu niepodległościowego. To nieprawda, jednak bez przemocy kwestia niepodległości Katalonii nie zyskałaby zainteresowania międzynarodowej prasy.

Młodzi ludzie nie mają gotowego rozwiązania problemu Katalonii, ale wierzą, że metody stosowane przez rząd – jak tymczasowe zawieszenie autonomii Katalonii w następstwie deklaracji niepodległości w 2017 r., kryminalizacja i wyroki, które wywołały protesty – są niesłuszne.

Ainoa ma 20 lat, studiuje turystykę i pracuje jako hostessa. Wraz z przyjaciółmi przyszła na Piknik dla Republiki, „aby wydostać skazanych z więzienia”, ponieważ wyrok jest „niesprawiedliwy”: skazano wyłącznie polityków, którzy spełnili swoje obietnice, czyli doprowadzili do referendum niepodległościowego. – Tylko dlatego, że ktoś podpalił pojemniki na śmieci, nie można robić z wszystkich młodych ludzi kryminalistów – mówi Ainoa. – Co nam dały ciche protesty?

Jej wizja przyszłości jest pesymistyczna. Młoda kobieta wierzy, że w Katalonii zostanie ogłoszony stan wyjątkowy i że nie uda się uwolnić ludzi, których nazywa więźniami politycznymi. Krytykuje zarówno rząd Katalonii, jak i Hiszpanii.

– Jeśli wspierasz niepodległość, nie możesz kryminalizować ludzi, którzy palą śmietniki – stwierdza Ainoa, dając jasno do zrozumienia, że odnosi się do niepodległościowych polityków krytykujących przemoc uliczną. – Jak mam zostać pobita przez policję za demonstrowanie na ulicy, to wolę zbudować barykadę, bo moje zdrowie jest ważniejsze niż ten śmietnik. Barcelona to nie latarnie i pojemniki na śmieci, Barcelona to ludzie.

Protestanci kontra przemoc

Kamienie lecą w kierunku policji, a w odpowiedzi słychać strzały – gumowe kule funkcjonariuszy trafiają w ściany i znaki drogowe, powodując metaliczny huk.

Nagle kobieta popycha młodego człowieka, rzucającego kamienie, i wdaje się z nim w kłótnię.

Dołączają do niej kolejni protestujący, którzy chcą przerwać zamieszki i żądają pokojowych protestów.

Zaczyna się kłótnia,
która szybko przybiera na sile, jednak nie trwa długo.

Istnieje jeszcze inna Katalonia, która w tych dniach nie pojawiała się w międzynarodowych mediach. Katalonia, która nie wyległa na ulice w ramach protestu i trwała w swojej normalności. Katalonia, która czuje się częścią Hiszpanii. To mniej więcej połowa populacji – według ankiety z 2018 r. 46,2% Katalończyków chce, aby Katalonia pozostała częścią Hiszpanii, podczas gdy 46,1% chce, aby stała się niepodległym państwem. To oznacza, że 7,7% ludzi nie wie, co myśleć, albo nie ma zdania.

Ankieta ukazuje obraz Katalończyków podzielonych na dwa obozy, jednak przynajmniej od roku 2012 w parlamencie Katalonii istnieje wyraźna przewaga zwolenników prawa do decyzji, a od 2015 rządzi większość opowiadająca się za niepodległością. W 2017 r. owa większość wezwała do organizacji referendum niepodległościowego i w konsekwencji ogłosiła niepodległość Katalonii jako osobnego państwa.

W następstwie poważnych zamieszek podczas strajku generalnego 18 października 2019 r. ciężko ranny został jeden z policjantów. Rankiem 20 października grupa obywateli wybrała się do siedziby hiszpańskiej policji w Barcelonie, aby podziękować i okazać wsparcie.

Policjantów odzianych w hiszpańskie flagi obdarowano kwiatami i pizzą. Kierowcy przejeżdżających obok aut trąbili, wyrażając poparcie. Po drugiej stronie ulicy separatyści wyrażali sprzeciw.

Tak jak w czasie protestów katalońskich, wiele osób wspierających policję nie chce podawać nazwisk ani dać się sfotografować – w obawie przed represjami i krytyką ze strony aktywistów niepodległościowych. Pokazać swoją twarz zgadza się Félix García, mężczyzna w średnim wieku, mieszkaniec Barcelony. Policjantom, „którzy ryzykują życiem”, przyniósł bukiet kwiatów. W jego ocenie Sąd Najwyższy powinien jeszcze surowiej traktować uczestników kolejnych wydarzeń, ponieważ „przyczyną zamieszek są osoby, które znalazły się w więzieniach”. García wzywa hiszpański rząd do działania i chce, żeby prawo było egzekwowane: „Należy zrobić wszystko, by zatrzymać bieg wydarzeń.”

„Musimy powstrzymać rząd Katalonii”. Zdaniem naszego rozmówcy zwolennicy niepodległości „stosują przemoc” i za pomocą „faszystowskich” metod straszą tych mieszkańców Katalonii, którzy czują się Hiszpanami. García twierdzi, że poparcie dla dążeń niepodległościowych przez wiele lat rosło, ale teraz maleje.

Według hiszpańskich nacjonalistów, którzy udzielili wywiadów przed siedzibą policji, hipotetyczne – ich zdaniem w praktyce niemożliwe – uzyskanie niepodległości oznaczałaby ruinę Katalonii i odpływ dużych firm.

Mari Carmen Lorenzo Fernández, kobieta po sześćdziesiątce, mieszkanka Barcelony, razem z mężem prowadzi tu firmę. Ma niebieskie włosy i oczy pomalowane również na niebiesko. Przyszła wyrazić poparcie dla funkcjonariuszy, którzy „mają ręce związane przez hiszpański rząd”.

Jako wyborczyni, członkini i kandydatka z ramienia skrajnie prawicowej partii Vox, czuje frustrację wynikającą z niemożności działania w obliczu przemocy, która przez cały tydzień doprowadzała ją do łez. Zdaniem Lorenzo Fernández, byłej mistrzyni Hiszpanii w taekwondo, rozwiązaniem jest likwidacja autonomii – nie tylko Katalonii, ale w całej Hiszpanii.

Mieszkańcy kontra zamieszki

Nagły hałas po drugiej stronie placu skupia uwagę stojących w pobliżu demonstrantów.

Zamaskowana grupa znosi worki na śmieci, kubły, donice i buduje barykadę, którą za chwilę próbuje podpalić.

Nagle pojawia się kobieta z sąsiedniego budynku, zaczyna się kłócić i protestować przeciwko stawianej barykadzie.

Kłócą się i dyskutują.
Wokół pojawia się coraz więcej demonstrantów.
Po chwili zamaskowana grupa daje się przekonać i usuwa barykadę.

10 minut później i 60 metrów dalej,
za rogiem,
płonie nowa barykada.

Zgodnie z oficjalnymi danymi w tamtym pamiętnym tygodniu października w Katalonii miało miejsce 205 aresztowań, 31 osób otrzymało wyroki więzienia, a 593 (w tym 289 funkcjonariuszy policji) zostały ranne. Cztery osoby straciły oko wskutek użycia gumowych kul przez hiszpańską policję. Pod względem gospodarczym straty wynikające z tygodnia protestów szacowano na 3,1 mln euro. Jak podają służby miejskie, spalono 1044 pojemniki na śmieci.

Ponadto między 14 a 20 października 2019 r. przynajmniej 65 dziennikarzy w Katalonii stało się ofiarami ataków. W 72% przypadków były to ataki policji, w 8% – demonstrujących separatystów, a w 3% – skrajnej prawicy, która również organizowała niewielkie, ale gwałtowne protesty. Z informacji podanych na stronie media.cat, której autorzy określają się jako krytyczni obserwatorzy mediów, w pozostałych 17% przypadków nie udało się zidentyfikować sprawców.

Marius Pallarés doskonale zna skutki policyjnych akcji i zamieszek. Jest założycielem i liderem organizacji Medical Staff for the Republic, grupy ochotników wyposażonych w kaski, gogle ochronne i sprzęt medyczny, którzy zajmowali się rannymi i innymi osobami potrzebującymi pomocy medycznej w trakcie demonstracji niepodległościowych.

Grupę tworzy ok. 400 aktywnych zawodowo medyków z całej Katalonii. Pallarés twierdzi, że odkąd zaczęli wspólnie działać, czyli od września 2018 r., udzielili pomocy ok. 1300 osobom, z czego 720 w tygodniu protestów. Opatrywali głównie lekkie rany, choć w miarę upływu czasu pojawiało się coraz więcej ran od gumowych kul – amunicji zakazanej w katalońskiej policji od 2014 r., której jednak może używać policja hiszpańska.

Sam Pallarés opatrzył jedną z czterech osób, które w wyniku postrzału gumową kulą straciły oko. Miało to miejsce 14 października na lotnisku w Barcelonie, blokowanym przez grupę pod nazwą Demokratyczne Tsunami. Protestującym udało się doprowadzić do odwołania 110 z 1066 lotów. Pep Guardiola, trener angielskiej drużyny piłkarskiej Manchester City, odczytał oświadczenie w języku angielskim, w którym poprosił o wsparcie społeczności międzynarodowej w obliczu „autorytarnych dążeń” w Hiszpanii. Zrobił to w imieniu Demokratycznego Tsunami, a jego przemówienie nadały BBC, Agence France-Presse i katalońska telewizja publiczna.

TSwoje działania podjęte w odpowiedzi na wyrok sądu Demokratyczne Tsunami określiło mianem nowej figury na szachownicy niepodległości. W mediach społecznościowych i aplikacji mobilnej ta anonimowa organizacja nazywa się siecią obywatelską. Proponuje „łańcuch skoordynowanych i zdecydowanych działań” oraz wolnych od przemocy aktów obywatelskiego nieposłuszeństwa, które miałyby doprowadzić do niepodległości Katalonii.

Wiele miesięcy później czarne i białe figury nadal wydają się uwięzione w patowej rozgrywce.

Dwa oblicza protestów

"To właśnie przemoc zdominowała przekazy medialne i przysłoniła olbrzymie demonstracje przeciwko
skazaniu przywódców separatystów."

1975 – umiera dyktator Francisco Franco

Aby zrozumieć powagę obecnej sytuacji, musimy się cofnąć przynajmniej do 1975 r., do śmierci Francisco Franco, który rządził Hiszpanią nieprzerwanie przez niemal 40 lat i którego ciało decyzją socjalistycznego rządu Hiszpanii ekshumowano 24 października 2019 r.

1978 – w życie wchodzi Konstytucja Hiszpanii

Po śmierci Franco przemiany demokratyczne w Hiszpanii nabierają tempa. W 1978 r. wchodzi w życie Konstytucja Hiszpanii, ustanawiająca strukturę państwa oraz 17 autonomicznych regionów (do których należy Katalonia) i 2 autonomicznych miast. Ma to zapewnić autonomię różniącym się historycznie terytoriom w całym kraju. Każda z autonomicznych społeczności ma własny statut autonomii, który określa jej kompetencje.

1979 – ratyfikacja Statutu autonomii Katalonii

Konstytucja z roku 1978 umożliwia ustanowienie Statutu autonomii Katalonii. Statut z 1979 r. daje Katalończykom możliwość zarządzania własnymi sprawami w zakresie niespotykanym od 1932 r. i Drugiej Republiki Hiszpańskiej. Ówczesna autonomia zakończyła się w 1938 r. w następstwie puczu z roku 1936, wraz z okupacją oddziałów Franco.

2003 – koniec rządów Jordiego Pujola

Od 1980 r. przez 23 lata w Katalonii rządzi Konwergencja i Unia (CiU), koalicja dwóch partii ideologicznie centroprawicowych i nacjonalistycznych pod wodzą Jordiego Pujola. W 2003 r. koalicja trzech partii lewicowych – Partii Socjalistów Katalonii (PSC), Republikańskiej Lewicy Katalonii (ERC) i Inicjatywy dla Katalonii – Zieloni (ICV) – pod przewodnictwem Pasquala Maragalla, zwana „trójpartią”, przejmuje władzę z rąk CiU i zapowiada reformę statutu.

2004 – władzę w Hiszpanii przejmuje socjalistyczny rząd

W 2004 r. wybory w Hiszpanii wygrywa socjalistyczna Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) José Luísa Rodrígueza Zapatero, który w swojej kampanii wspierał reformę katalońskiego statutu.

2006 – do statutu dopisane zostaje słowo „naród”

W następstwie referendum przeprowadzonego wśród Katalończyków w sierpniu 2006 r. wchodzi w życie Statut autonomii Katalonii zmieniający zapisy z 1979 r. Jest on podstawą nowego modelu finansów w regionie, ponadto język kataloński staje się językiem „codziennym i preferowanym”, a w preambule dokumentu po raz pierwszy w odniesieniu do Katalonii pojawia się słowo „naród”.

Konserwatywna Partia Ludowa (PP), wchodząca w skład opozycji, sprzeciwia się reformie i w lipcu 2006 r. składa apelację w Trybunale Konstytucyjnym. W międzyczasie przyjęty zostaje Statut autonomii Andaluzji, zawierający zapisy identyczne z tymi, które w przypadku Katalonii uznano za niekonstytucyjne. Statut andaluzyjski, niezakwestionowany przed trybunałem, w całości pozostaje w mocy do dziś.

Czerwiec 2010 – 14 artykułów statutu zostaje uznanych za niezgodne z konstytucją

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Statutu autonomii Katalonii ogłoszono w czerwcu 2010 r., już po pierwszych niezobowiązujących konsultacjach społecznych, które odbyły się w Arenys de Munt, niewielkiej miejscowości w pobliżu Barcelony, we wrześniu 2009 r. W oficjalnym głosowaniu wzięło udział 41% mieszkańców, z których 96% opowiedziało się za niepodległością. W obliczu rosnącego poparcia dla dążeń niepodległościowych trybunał ogłosił wyrok, w którym 14 artykułów statutu uznaje za niekonstytucyjne. Sześciu sędziów opowiedziało się za wyrokiem, czterech – przeciw.

Lipiec 2010 – masowe demonstracje po ogłoszeniu wyroku

10 lipca w Barcelonie dochodzi do masowych demonstracji pod hasłem „Jesteśmy narodem, to my decydujemy”. Według miejskiej policji na ulice wyszło ponad milion osób. Następnego dnia Hiszpania po raz pierwszy wygrywa Puchar Świata w piłce nożnej.

2011 – w Hiszpanię uderza kryzys ekonomiczny

Kryzys ekonomiczny i kryzys polityczny dotykają Hiszpanię jednocześnie. W Katalonii konserwatywny rząd wprowadza oszczędności, na jaw wychodzą skandale korupcyjne. Protesty, rosnące poparcie Katalończyków dla prawa do decydowania o własnych sprawach, odrzucenie przez ludowców w rządzie Hiszpanii umowy gospodarczej (porozumienia podobnego do zawartego w Kraju Basków i Nawarze, które dałoby Katalonii większą niezależność ekonomiczną), zaproponowanej przez kataloński parlament przy wsparciu rządu Katalonii – wszystko to prowadzi do zmiany nastrojów. Dotychczasowi obrońcy autonomii dołączają do ruchu niepodległościowego.

W latach 2006–2010 Republikańska Lewica Katalonii (ERC) łączyła siły z dwiema partiami liberalnymi w celu pokonania CiU, tradycyjnej partii konserwatywnej. Jednak po wyborach w 2012 r. ERC dołączyła do CiU, aby wzmocnić partię gotową przeprowadzić niezobowiązujące konsultacje, w ramach których Katalończycy mieli zostać zapytani o to, czy chcą, aby Katalonia stała się niepodległym państwem.

2014 – konsultacje w sprawie przyszłości Katalonii

Konsultacje odbyły się 9 listopada 2014 r. przy 80-procentowym poparciu katalońskiego parlamentu, mimo jego zawieszenia przez Trybunał Konstytucyjny. Głos oddało 37% uprawnionych do głosowania: 81% uczestników zagłosowało za oddzieleniem Katalonii, jako niepodległego państwa, od reszty kraju, 10% – za wydzieleniem Katalonii jako autonomicznego regionu zależnego od Hiszpanii, a 5% opowiedziało się przeciwko autonomii. Artur Mas, ówczesny prezydent Katalonii i zwolennik przeprowadzenia konsultacji, został oskarżony o nieposłuszeństwo wobec Trybunału Konstytucyjnego. Na dwa lata odebrano mu prawo do pełnienia funkcji, nakazano też pokrycie kosztów niekonstytucyjnego głosowania.

2015 – wybory plebiscytowe

We wrześniu 2015 r., w konsekwencji symbolicznego głosowania z roku 2014, doszło do wyborów, które z uwagi na brak możliwości legalnego przeprowadzenia referendum partie niepodległościowe prezentowały jako plebiscyt w kwestii niepodległości Katalonii. Wyniki pokazały 48-procentowe poparcie dla partii niepodległościowych, 39-procentowe – dla unionistów i 9-procentowe – dla partii lewicowej, która jest za prawem do decyzji, ale nie dąży do całkowitej niepodległości.

1 października 2017 – referendum niepodległościowe

Większość nowego parlamentu wyraźnie opowiadała się za niepodległością. Rozpoczął się proces, którego momentem kulminacyjnym było referendum niepodległościowe zorganizowane 1 października 2017 r. Hiszpański rząd z pomocą policji nieskutecznie próbowali uniemożliwić głosowanie. Trybunał Konstytucyjny uznał proces za niezgodny z prawem, a deklaracja niepodległości ogłoszona przez Generalitat Katalonii została zawieszona po niespełna ośmiu sekundach. Rozpoczęły się międzynarodowe negocjacje. 27 października 2017 r. parlament Katalonii jednomyślnie ogłosił niepodległość Katalonii, a równocześnie hiszpański senat zatwierdził odwołanie katalońskiego rządu i rozwiązanie parlamentu. Ogłosił też wybory, które miały się odbyć dwa miesiące później.

Po kilku dniach część katalońskiego rządu została prewencyjnie aresztowana. Reszta członków rządu, włącznie z prezydentem Katalonii Carlesem Puigdemontem, wyjechała do Belgii, gdzie przebywa do chwili obecnej, by uniknąć aresztowania przez hiszpański wymiar sprawiedliwości.

Kolejne wybory znów wygrały partie proniepodległościowe – pod nowym przywództwem, bo poprzedni liderzy zostali aresztowani lub zbiegli za granicę. Wśród partii najwięcej głosów otrzymało jednak zjednoczeniowe ugrupowanie Obywatele (Ciudadanos).

Wyrok: analiza trzech prawników

W październiku 2019 r. Sąd Najwyższy Hiszpanii skazał dziewięciu katalońskich liderów ruchów separatystycznych na kary od 9 do 13 lat pozbawienia wolności za podżeganie do protestów w związku z funkcjami, które pełnili w organizacji referendum z 1 października 2017 r.

Najwyższy wyrok, 13 lat pozbawienia wolności, otrzymał wiceprezydent rządu Katalonii – Oriol Junqueras (ERC) za przestępstwa polegające na podżeganiu do protestów i sprzeniewierzeniu środków publicznych.

Pięciu byłych radnych i były przewodniczący katalońskiego parlamentu zostają skazani na 10,5–12 lat pozbawienia wolności.

Ponadto dwóch liderów ruchów niepodległościowych skazano na 9 lat pozbawienia wolności za podżeganie do protestów. Jordi Sánchez i Jordi Cuixart zostają aresztowani, jeszcze zanim parlament Katalonii ogłosi niepodległość, za przewodzenie protestom kilka dni przed referendum. Jak twierdzą przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, cała grupa dążyła do utrudnienia policji wykonywania obowiązków, w ramach których miała ona nie dopuścić do przeprowadzenia referendum.

César Aguado, profesor prawa konstytucyjnego z Uniwersytetu Autonomicznego w Madrycie, wyjaśnia, że „wyrok jest dobrze sformułowany, najlepiej, jak to możliwe w kontekście międzynarodowym, ponieważ Europejski Trybunał Praw Człowieka mógłby oddalić wyrok skazujący za rebelię, czyli poważniejsze przestępstwo”. Zdaniem Aguado szczególne znaczenie ma fakt, że wyrok został przyjęty jednogłośnie, a siedmiu sędziów zgodziło się ze wszystkimi jego punktami. – Nie byłby to pierwszy przypadek, gdy Europejski Trybunał Praw Człowieka mógłby użyć konkretnych argumentów sędziego, umocowując decyzję przeciwną do decyzji większości sędziów, którzy wyrok dyktowali – dodaje profesor.

W reakcji na jednogłośny wyrok skazujący za podżeganie do protestów Biuro Prokuratora Generalnego oskarża liderów ruchów niepodległościowych o rebelię, a ich obrońcy domagają się uniewinnienia. – Fakt, że wyrok nikomu się nie podoba, to dobry znak, bo to wskazuje, że sędziowie nie ulegli naciskom żadnej ze stron – stwierdza César Aguado.

Zdaniem Álvara Garcíi Ortiza, prokuratora i członka Związku Postępowych Prokuratorów, to normalna sytuacja. – Prokurator wnioskował o przyjęcie tezy związanej z rebelią, sąd zaś przyjął w swoim postępowaniu odmienny kierunek prawny. Pod niektórymi względami odzwierciedla on stanowisko prokuratury, a pod innymi nie. To nie oznacza, że stanowisko prokuratury jest niesłuszne, a jedynie – że sąd się z nim nie zgadza. Tak bywa – twierdzi prokurator.

Według Jacoba Dopico, profesora prawa karnego z Uniwersytetu Carlosa III w Madrycie, „zdecydowana większość hiszpańskich karnistów zaprzecza temu, że doszło do rebelii”, ponieważ to by wymagało pojawienia się przemocy. Wyrok Sądu Najwyższego „jasno stanowi, że przemoc należy odpowiednio określić w czasie. Oskarżenia skupiały się na pytaniu, co działo się na ulicach w dwóch momentach: w czasie rejestracji rady, za co aresztowano Jordich, oraz w czasie referendum 1 października 2017 r.”.

– Pojęcie podżegania jest przestarzałe i przeszło w ramach systemu prawnego swoistą przemianę. Otwiera ono drogę do różnych interpretacji. Wyrok stanowi, że burzliwe poruszenie społeczne było wynikiem nawoływania do głosowania w referendum mimo pewności, że dojdzie do zamieszek. Wyrok nawiązuje do hipotezy związanej z podżeganiem jedynie na 10 z 493 stron dokumentu – dodaje karnista.

Wszyscy trzej eksperci zgadzają się, że kasacja wyroku w Trybunale Konstytucyjnym, czyli kolejnej instancji, należy do rzadkości. Ponadto trybunał nie będzie weryfikował faktów, na których podstawie dokonano osądu, a jedynie to, czy prawa skazanych nie zostały naruszone przez nieprawidłowości w ramach działań procesowych. Z kolei Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu zdecyduje, czy naruszone zostały prawa zapisane w Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Jeśli uzna to za zasadne, anuluje wyrok, a skazani otrzymają odszkodowania.

Najbardziej podważalnym elementem wyroku Sądu Najwyższego jest według trzech cytowanych ekspertów możliwe naruszenie fundamentalnych praw do odwołania się zarówno do Trybunału Konstytucyjnego, jak i do Trybunału w Strasburgu. – Sąd ma pewnego rodzaju gwarancję – twierdzi García Ortiz. – Intuicja mi podpowiada, że wyrok nie zostanie skasowany, i nie wynika to z przyczyn czysto prawnych, ale z kontekstu samej decyzji, podjętej w czasach rosnącego poparcia dla dążeń nacjonalistycznych w różnych państwach Europy. W pewnych sferach im wyższa instancja podejmuje decyzje, tym bardziej są one upolitycznione, a niewiele jest kwestii, które można by uznać za bardziej polityczne niż separatystyczne dążenia regionu Europy w XXI w. – komentuje Aguado, ekspert w dziedzinie prawa konstytucyjnego.

Z kolei najbardziej kontrowersyjną częścią wyroku jest ta skazująca Jordich, dwóch przywódców społecznych niezaangażowanych politycznie, za podżeganie do protestów. „Wyrok wyjaśnia, że nie zostają oni skazani za konkretne czyny, ale są liderami dwóch ruchów społecznych, których cele są wspólne z celami rządu niepodległościowego. Samo dążenie do uzyskania niepodległości przez Katalonię nie jest zabronione, ale promowanie takiego dążenia z wykorzystaniem nielegalnych środków już tak” – twierdzi prokurator García Ortiz.

Wobec skazania aresztowanych wcześniej liderów ruchów niepodległościowych przyszłość polityków, którzy uniknęli aresztowania (nazywanych przez zwolenników „wygnanymi”), pozostaje niejasna. W Belgii musi zapaść decyzja odnośnie europejskiego nakazu aresztowania (wniosku o ekstradycję w ramach UE) za przestępstwa, o które oskarżono kolegów z rządu Carlesa Puigdemonta. Jeśli władze Belgii odeślą „wygnanych” do Hiszpanii, zostaną oni osądzeni, a Sąd Najwyższy zdecyduje, czy będą skazani, czy uniewinnieni.

Dla Garcíi Ortiza różnica między surowym wyrokiem za podżeganie do referendum w 2017 r. a łagodną karą za konsultacje z 2014 r. polega na „absolutnej różnicy faktów”. Proces nie dotyczy wyłącznie referendum z 1 października. Warunki konsultacji z roku 2014 i referendum z 2017 znacząco się różnią.

W odróżnieniu od swoich kolegów konstytucjonalistów Aguado wierzy, że istnieją możliwości prawne pozwalające parlamentowi Hiszpanii zorganizować niezobowiązujące konsultacje na temat niepodległości Katalonii, jednak hiszpańska konstytucja nie daje możliwości, aby to działanie przyjęło formę wiążącego referendum.
– Moim zdaniem Hiszpania nie jest niereformowalna, jak twierdzą zwolennicy dążeń niepodległościowych – stwierdza César Aguado. I zauważa, że konstytucja Hiszpanii umożliwia społecznościom autonomicznym, takim jak Katalonia, proponowanie reform konstytucyjnych. – Obecnie istnieje taka możliwość, ale parlament Katalonii musi zaproponować zmianę. Istnieje więcej możliwości, niż się powszechnie uważa” – podsumowuje Aguado.

Kataloński impas w odcieniach szarości

Javier Roma

W odległości kilku przecznic od jednej z proniepodległościowych katalońskich demonstracji zespół Outriders spotyka się w październiku 2019 r. z Marią Ibáñez i Pablo Knobelem. Poglądy rozmówców na temat niepodległości Katalonii znacząco się różnią. Maria, której obydwoje rodzice są Katalończykami i która całe życie mieszka w Barcelonie, ma 24 lata i pracuje jako nauczycielka w szkole średniej. Pablo ma 28 lat, jest doktorantem, studiuje nauki o środowisku i również mieszka całe życie w Barcelonie, ale jego rodzice są uchodźcami z Argentyny.

Ci młodzi ludzie łączą dwa krańce szerokiej skali odcieni szarości, która cechuje katalońskie społeczeństwo. Z jednej strony Pablo broni niepodległościowych dążeń Katalonii jako narzędzia zmian społecznych, ale twierdzi, że nie jest tu potrzebna secesja. Z drugiej strony Maria postrzega niepodległość jako absolutną konieczność, ale za najważniejsze uważa odcięcie się od konserwatywnej Hiszpanii, by ochronić ojczyznę – Katalonię. Inne osoby, z którymi rozmawiamy, są jeszcze mocniej spolaryzowane ideologicznie. Wszyscy pozostali, których poprosiliśmy o udzielenie wywiadu w parach łączących znajomych lub członków rodziny o przeciwnych poglądach, niezależnie od własnej opinii o sprawie, odmówili nam spotkania, twierdząc, że „to jest teraz zbyt trudny temat”.

Maria i Pablo zgodzili się usiąść i porozmawiać, czyli zrobić to, czego tysiące protestujących domagało się od swoich liderów politycznych, żeby rozwiązać trudną sytuację. Hasztag #SpainSitAndTal przez klika godzin był najpopularniejszy na całym świecie.

[Rozmowa przebiega w uprzejmej atmosferze, choć niektóre tematy wywołują u naszych rozmówców poruszenie. Ponad nami policyjny helikopter monitoruje sytuację i kilkukrotnie nam przerywa].

Co wyrok Sądu Najwyższego z października 2019 r. oznacza dla Katalończyków? 

Maria: Myślę, że to jest odpowiedź od Hiszpanii, która ma nam pokazać, jak jesteśmy postrzegani przez resztę kraju. Ten wyrok to groźba – albo przynajmniej ostrzeżenie.

Pablo: Musimy pamiętać, że wyrok nie wywiera wpływu wyłącznie na Katalończyków, ale również na Hiszpanów i mieszkańców Europy.

 

Jaki ma wpływ na wasze codzienne życie? 

M: Od poniedziałku (14 października 2019 r.), kiedy ogłoszono wyrok, byłam zmotywowana do działania. Tego samego dnia poszłam na lotnisko. W kolejne dni próbowałam się dostać na wszystkie demonstracje, na które mogłam. Głównie dlatego, że całe moje otoczenie, zarówno rodzina, jak i przyjaciele, też tam chodziło. W ostatnich dniach o niczym innym nie rozmawialiśmy.

P: Wszyscy o tym mówią, niezależnie od własnego stanowiska. Zaczynamy obserwować liczne rozbieżności w poglądach ruchu niepodległościowego. Powoli staje się jasne, że nie według wszystkich możliwe są wyłącznie dwie opcje: albo całkowita niepodległość, albo nierozłączna unia.

 

Czy ta decyzja dodatkowo komplikuje i tak napięte stosunki między Hiszpanią a Katalonią? 

M: Z jednej strony komplikuje tę relację, ponieważ Hiszpania jest wobec Katalończyków bardzo surowa i ta surowość nas dystansuje. Ale z drugiej strony widzimy, że niektórzy Hiszpanie spoza Katalonii to widzą i wyrażają swoją solidarność w naszej sprawie.

P: Uważam, że to nie sam wyrok komplikuje sprawę.

Być może jest sprawiedliwy z punktu widzenia obowiązującego prawa i powinniśmy zadać sobie pytanie, czy system prawny, w ramach którego funkcjonujemy, jest sprawiedliwy.

 

W kontekście konfliktu katalońskiego dużo się mówi o kwestii legalności i nielegalności, ponieważ nie udało się rozwiązać sporu na poziomie politycznym, a teraz zajmują się tym sądy. W rzeczywistości wyrok jedynie odnowił konflikt, który w Katalonii ciągnie się przez ostatnią dekadę, jeśli nie dłużej.

Czy Katalonia powinna się dostosować do obowiązującego prawa, czy przeciwnie – to prawo powinno zostać dostosowane do oczekiwań Katalończyków?

M: Istnieje głębszy problem: chciałabym wiedzieć, ile osób spośród tych dziś uprawnionych do głosowania głosowało za obecną konstytucją, ustanowioną w 1978 r. Powinniśmy przemyśleć wszystkie prawa, które obowiązują w kraju.

P: Być może w przypadku, gdy konflikt dotyczy dwóch krajów, decyzji nie należy podejmować na podstawie prawa katalońskiego czy hiszpańskiego, ale na podstawie prawa europejskiego.

M: To ciekawe, że o tym wspomniałeś, bo Pedro Sánchez [obecny prezydent – przyp. red.] stosuje taką narrację. Mówimy o Europie jako o wybawcy, podczas gdy Unia Europejska łamie prawa człowieka, pozwalając ludziom tonąć w Morzu Śródziemnym.

P: To znacznie bardziej skomplikowany problem. Moim zdaniem Hiszpania wiele zawdzięcza Europie na poziomie ekonomicznym. Jednak w kwestiach prawnych Europa niewiele robi, bo nie ma takiej mocy. W rzeczywistości UE się nie wychyla, bo moglibyśmy wymienić przynajmniej kilka krajów europejskich, których część terytoriów dąży do niepodległości.

 

Porozmawiajmy trochę o możliwych scenariuszach: jak myślicie, co musiałoby się wydarzyć, żeby kryzys został zażegnany?

M: Musimy doprowadzić do sytuacji, w której Katalończycy są słuchani, a nie osądzani. No i oczywiście musi dojść do dialogu między politykami.

P: Przede wszystkim istotne jest przeprowadzenie wyborów powszechnych, ponieważ każda wypowiedź polityka dodaje mu głosów lub je odbiera. Politycy muszą sobie zdać sprawę, że mieszkańcy Katalonii nie są podzieleni wyłącznie między dwie większościowe opcje, popierające bezwzględną niepodległość lub bezwarunkową unię z Hiszpanią. Muszą wznieść się ponad to i zaproponować rozwiązania, które uwzględnią wszystkie pośrednie poglądy.

 

Pablo, a jak oceniasz stosowanie przemocy – w szerokim znaczeniu tego słowa?

P: Martwi mnie sytuacja, w której się znaleźliśmy. Nie chodzi wyłącznie o przemoc na ulicach, która jest moim zdaniem chwilowa, ale również ogólnie o sytuację polityczną. Liderzy społeczni nie potrafią ze sobą rozmawiać, nie widać niczego, co by zapowiadało zmiany w hiszpańskim prawie… Niepokój sprawia, że zaczynam się zastanawiać, dokąd zmierzamy.

 

Mario, zdaje się, że z was dwojga to ty aktywniej śledziłaś protesty. Jak ty i twoje środowisko postrzegacie obecne akty przemocy? 

M: Wiele osób zbiera się w jednym miejscu z tak wysokim poziomem nagromadzonych emocji i stresu, że wystarczy drobna iskra, żeby zaczęły się zamieszki. Tak się wydarzyło w poniedziałek, pierwszego dnia protestów na lotnisku. Myślę też, że wyłącznie dzięki temu, że doszło do aktów przemocy, odbywa się ten wywiad. Że dzięki temu protesty zdobyły uwagę mediów poza Katalonią i poza Hiszpanią.

P: Ja się z tym kompletnie nie zgadzam. W mediach wygląda to tak, jakby zamieszki przyćmiewały pozostałe działania całego ruchu społecznego. W materiałach wykorzystywane są nagrania z innych miejsc na świecie, np. z Chile. Tutaj to się dzieje mniej, jednak informacje na temat protestów z czasu referendum z 1 października 2017 r. – włączając obrazy, na których ludzie są bici przez policję w komisjach wyborczych – wywołują silne emocje.

M: Skoro prasa postanawia nas nie słuchać, bo gdzieś indziej dzieją się okrutniejsze rzeczy, a Europa na poziomie polityczno-prawnym również nie jest zainteresowana, to jakie znaczenie mają te obrazy? Torra i Sánchez powinni ze sobą rozmawiać. Możemy wyjść na ulice i protestować, ale politycy muszą usiąść do stołu, prowadzić rozmowy i jeśli ten wyrok nie jest sprawiedliwy – zrobić coś, żeby go zmienić. Póki to się nie wydarzy, myślę, że nie mamy co liczyć na niepodległość ani na to, że doczekamy się Hiszpanii, w której będziemy chcieli żyć.

Minął rok – Katalonia

Od czasu wyroku ogłoszonego 14 października 2019 r. w Katalonii wydarzyło się wiele.

Hiszpański Sąd Najwyższy usunął z urzędu na 18 miesięcy przewodniczącego Generalitat de Catalunya (prezydenta Katalonii) Quima Torrę. 28 września br. sędziowie podtrzymali ubiegłoroczną decyzję sądu niższej instancji, który stwierdził, że Quim Torra odmówił usunięcia separatystycznych symboli z siedziby autonomicznego rządu – żółtych wstążek powieszonych w solidarności ze skazanymi w procesie politykami katalońskimi. Torra został przewodniczącym Generalitat de Catalunya w maju 2018 r. po odejściu Carlesa Puigdemonta

Lewicowa partia Podemos dołączyła do rządzącej w kraju Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, tworząc rząd koalicyjny.

Były przewodniczący Generalitat de Catalunya Carles Puigdemont jest teraz oficjalnie posłem Parlamentu Europejskiego. W ten sposób chroni się przed działaniami hiszpańskiego sądu, który chce go osądzić za czyny z 2017 r.
Niedawno wyszły na jaw informacje o domniemanej korupcji emerytowanego króla Hiszpanii.

Według oficjalnych danych pandemia COVID-19 spowodowała ponad 5750 zgonów w Katalonii i ponad 30 000 hospitalizacji.Po gorącej jesieni i oczekiwaniu na wyrok sądu przyszła wiosna ze wszystkimi obostrzeniami i alarmujący dekret hiszpańskiego rządu mający na celu powstrzymanie transmisji koronawirusa. Nawet hiszpańska armia została rozmieszczona w Katalonii.

Kryzys zdrowotny odsunął na boczny tor kwestie terytorialne i narodowe. Chociaż spory polityczne również się pojawiły. Tym razem o to, która administracja była odpowiedzialna za załamanie się systemu opieki zdrowotnej.

Wróćmy jednak do minionej normalności. Do świata bez wirusa SARS-CoV-2.

 

28 kwietnia 2019 r., pięć i pół miesiąca przed ogłoszeniem wyroku w sprawie katalońskich polityków, w Hiszpanii odbyły się wybory parlamentarne. Zwycięskiej Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) nie udało się jednak zdobyć większości parlamentarnej, a miesiące negocjacji międzypartyjnych nie przyniosły porozumienia umożliwiającego utworzenie nowego rządu. Wybory parlamentarne zostały więc powtórzone.10 listopada 2019 r. odbyły się czwarte wybory w ciągu ostatnich czterech lat i drugie w 2019 r. Niemal miesiąc po wyroku sądowym dotyczącym katalońskich separatystów socjaliści uzyskali 28,7% poparcia i 123 mandaty, tym razem łącząc siły z lewicową partią Unidas Podemos. Powtórzone wybory niewiele zmieniły w przypadku partii niepodległościowych. Tymczasem skrajnie prawicowa partia Vox, która podczas procesu sądowego zażądała nawet 74 lat więzienia dla niepodległościowych przywódców, stała się trzecią siłą polityczną w parlamencie.

Mireia Vehí, członkini Kongresu Deputowanych w Madrycie z ramienia antykapitalistycznej partii niepodległościowej CUP, mówi, że październikowe protesty, „pomimo braku wysunięcia konkretnego żądania”, zaowocowały negocjacjami między rządami katalońskim i hiszpańskim, „co było wydarzeniem bez precedensu od początku procesu niepodległościowego”. Spotkanie to odbyło się tylko raz, pod koniec lutego br., i uczestniczyli w nim premier Hiszpanii Pedro Sánchez i prezydent Katalonii Quim Torra, a także kilkoro reprezentantów obu rządów. Trzy tygodnie później rozpoczął się w Hiszpanii kryzys związany z koronawirusem. Pandemia pokrzyżowała plany ponownych spotkań – miały odbywać się raz w miesiącu. Obie administracje nie spotkały się ani osobiście, ani wirtualnie.

– Z perspektywy represyjnej to jest całkowita stagnacja. Nadal mamy więźniów i zesłańców. Nie było referendum i nie ma perspektyw, aby ten dialog przyniósł konkretne owoce – wyraża niezadowolenie Vehí. Jej partia zdecydowała się po raz pierwszy wystartować w hiszpańskich wyborach w listopadzie 2019 r. ze względu na „blokadę polityczną i nasilenie represji”. – Uznaliśmy, że głos w sprawie niepodległości w ramach dyskursu i akcji protestacyjnych jest konieczny – dodaje Vehí. Według niej dwie partie niepodległościowe w rządzie katalońskim nie chcą oderwania Katalonii od Hiszpanii.

Isabel Elbal Sánchez, prawniczka byłego przewodniczącego Generalitat de Catalunya Carlesa Puigdemonta,, uważa, że ​​„niepodległość nie jest zakazana nigdzie na świecie poza Hiszpanią”.

Według adwokatki Puigdemonta ​​specjalna grupa robocza ds. arbitralnych zatrzymań Organizacji Narodów Zjednoczonych doszła do wniosku, że pozbawienie wolności katalońskich polityków i działaczy niepodległościowych przed ich skazaniem przez sąd było samowolne, a Sąd Najwyższy, który ich ostatecznie skazał, nie był „właściwym sądem”. Ponadto zdaniem specjalnej grupy roboczej ds. arbitralnych czyny, za które sądzono katalońskich polityków, „dokonywane były w ramach korzystania z wolności opinii, wypowiedzi, zgromadzeń, zrzeszania się i udziału w życiu politycznym przez kilka lat”.

Puigdemont uciekł do Belgii, aby uniknąć aresztowania, i od wyborów europejskich w 2019 r. jest posłem do Parlamentu Europejskiego. On i jego czterej byli doradcy rządowi mieszkają w różnych państwach Unii Europejskiej. Zadeklarowali, że nie będą stosować się do postanowień hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości. Zostaną aresztowani, jeśli wrócą do Hiszpanii. W sierpniu 2020 r. belgijski sąd wydał nieprawomocny wyrok odmawiający zastosowania europejskiego nakazu aresztowania wystawionego przez Hiszpanię wobec byłego ministra katalońskiego rządu Lluisa Puiga. Według belgijskiego sędziego hiszpański Sąd Najwyższy nie jest właściwym organem, aby żądać wydania i aresztowania katalońskiego polityka. To pierwszy przypadek, gdy sędzia wziął pod uwagę linię obrony prawników reprezentujących polityków walczących o niepodległość Katalonii.

Zdaniem Isabel Elbal Sánchez to przełomowy wyrok, który zmienia wszystko. Dowodzi on, że ​​hiszpański Sąd Najwyższy nie powinien sądzić walczących o wolność, którzy zostali już skazani i przebywali w więzieniu. – Zostały ujawnione wszystkie naruszenia prawa popełnione przez Sąd Najwyższy – dodaje Elbal Sánchez.

Hiszpański Sąd Najwyższy nie odpowiedział na pytania Outriders dotyczące tego wyroku, ale jeden z prokuratorów, który brał udział w procesie, publicznie zabrał głos.

Według hiszpańskiego prokuratora Javiera Zaragozy , wyrok ten jest „nonsensem belgijskiego wymiaru sprawiedliwości”, który oparto na „niewiarygodnym i niedopuszczalnym uzasadnieniu”. Prokurator twierdzi, że ​​belgijski wymiar sprawiedliwości nie zastosował się do przepisów prawa europejskiego i prawdopodobnie ponownie przegra sprawę przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka (ETPC). W 2019 r. Belgia przegrała przed ETPC po odmowie wydania Hiszpanii członka ETA, separatystycznej organizacji terrorystycznej hiszpańskich Basków.

Oskarżony, którego broni Isabel Elbal Sánchez, posiada obecnie immunitet, będąc posłem do Parlamentu Europejskiego. Jednak ta ochrona prawna może zostać zniesiona do końca roku, jeśli PE tak postanowi. – Jeśli tak się stanie, hiszpański Sąd Najwyższy musiałby wydać kolejny europejski nakaz aresztowania, a my wracamy do punktu wyjścia. Belgijski sędzia musiałby zdecydować, czy przekazać Puigdemonta sądom hiszpańskim, aby tam odbyła się rozprawa. Gdyby hiszpański Sąd Najwyższy zdecydował się na wydanie europejskiego nakazu aresztowania, ten sam belgijski sędzia musiałby stwierdzić, że Sąd Najwyższy nie jest właściwy organem do podjęcia takiej decyzji. To Dzień Świstaka – tłumaczy Elbal Sánchez.

Prawniczka Puigdemonta sugeruje odstąpienie od rozwiązania sporu drogą sądową. – Prawo karne nie ma już znaczenia. Służyło jedynie podkreśleniu wszystkich naruszeń popełnionych przez Sąd Najwyższy – tłumaczy Elbal Sánchez i prosi, aby politycy podjęli dialog. – Podczas rozmów w lutym br. nie było żadnego przedstawiciela Puigdemonta – oburza się adwokatka.

Ángel Gómez jest pracownikiem Mossos d’Esquadra, katalońskiej autonomicznej policji,, i przewodniczącym stowarzyszenia Związek Mossos na rzecz Konstytucji Hiszpanii (Unió de Mossos per la Constitució). Gómez uważa, że ​​Katalonia znajduje się obecnie na „krawędzi konfliktu cywilnego o potencjalnych katastrofalnych i dramatycznych skutkach”, który zagroziłby „wszystkim regionom Hiszpanii”. Według Ángela „niepodległość Katalonii jest częścią programu destabilizacji prowadzonego przez lewicową nostalgię, zwolenników przestarzałych ideologii zakamuflowanych pod flagami feministek, kolektywów homoseksualnych, wegańskich, prozwierzęcych i antynuklearnych”.

Tę wizję konfliktu odrzuca antykapitalistyczna polityczka Mireia Vehí: – Ci, którzy są najbardziej zainteresowani promowaniem wizji dwóch bloków w Katalonii, systematycznie blokują demokratyczne rozwiązanie problemu. Referendum to sposób na uniknięcie podziału społeczeństwa na dwie części i możliwość oddania głosu, gdy potrzebne jest inne spojrzenie na kwestie narodowe.

Kataloński policjant również zaprzecza istnieniu konfliktu w Katalonii. – Istnieje jednak ogólna działalność wywrotowa prowadzona przez nielegalne instytucje autonomiczne, ale za zgodą rządu centralnego. Naród hiszpański został porwany przez skorumpowaną klasę polityczną o zabarwieniu zbuntowanym i bolszewickim – uważa Ángel Gómez. Według niego nie istnieje rozdarcie społeczeństwa na pół – za i przeciw niepodległości Katalonii – ale „społeczny aktywizm oparty na fikcji politycznej zainicjowanej przez reżim i dotowane przez niego media, a także przez pełną indoktrynacji szkołę, której cele i środki pozostają nielegalne”.

Zdaniem Gómeza do ulicznych działań podżegają „polityczni kryptokomisarze, przebrani za nauczycieli licealnych i uniwersyteckich, oraz media. W tej masie znaleźli się również aktywiści o anarcho-faszystowskiej symbolice i postawach, którzy inicjują eskalację przemocy, aby powstrzymać działania mające na celu przywrócenie praworządności”. W ten sposób, jak mówi policjant, udaje się im „udawać ofiary i otrzymywać międzynarodowe wsparcie ze strony państw, które niezbyt znają się na sytuacji politycznej i społecznej w Hiszpanii i których postrzeganie Hiszpanii opiera się na stereotypach sprzed 60 lat”.

14 października 2019 r. ogłoszono wyrok w sprawie katalońskich polityków i protesty uliczne przybrały na sile. Ponad rok później pochodzący z Chin wirus układu oddechowego zamknął na miesiące katalońskie ulice i przerwał próbę zbliżenia stanowisk między władzą centralną a autonomiczną. W międzyczasie na murawie meczu rewanżowego na stadionie Europa obie drużyny prawników rozpoczynają intensywną rozgrzewkę. El Clásico Madryt kontra Barcelona poprowadzi sędzia ze Strasburga, reprezentant Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Tekst: Fermín Grodira i Javier Roma
Zdjęcia: Marcin Suder i Pau Barrena
Produkcja: Lola García-Ajofrín, Marcin Suder, Piotr Kliks
Web development: Piotr Kliks
Tłumaczenie: Tomasz Jurek i Grzegorz Kurek
Korekta: Anna Górnicka
© 2020 Outriders