Do wyborów prezydenckich na Ukrainie pozostał jeszcze niemal rok, ale nieoficjalna kampania wyborcza już trwa. Do niedawna sytuacja wyglądała prosto – decydujące starcie miało się odbyć między obecnym prezydentem Petrem Poroszenką a byłą premier Julią Tymoszenko. Ostatnie sondaże pokazują jednak znaczące zmiany w wyborczym zestawieniu.
Liderem wyborczego wyścigu pozostaje Julia Tymoszenko. Według kwietniowych badań grupy socjologicznej Rating była premier cieszy się poparciem wynoszącym 8,8% w rankingu najpopularniejszych polityków.
Zmiany dotyczą drugiego miejsca. Do niedawna zajmował je Poroszenko, który czasem tylko zamieniał się na prowadzeniu z Tymoszenko. Tym razem prezydent znalazł się dopiero na miejscu szóstym – z wynikiem 5,5%. Wyprzedzili go były minister obrony Anatolij Hrycenko (6,6%) i lider Bloku Opozycyjnego Jurij Bojko (6%).
Mało tego, prezydenta w tym ogólnym zestawieniu wyprzedzili również lider popularnej rockowej grupy Okean Elzy Swiatosław Wakarczuk (6%) oraz aktor komediowy i kabareciarz Wołodymyr Zełenski (5,8%). Taką samą popularnością jak prezydent cieszy się zaś populistyczny lider Partii Radykalnej Ołeh Laszko.
Trzeba jednak dodać, że chodzi o zestawienie na podstawie odpowiedzi wszystkich badanych (również tych, którzy deklarują, że nie pójdą do urn wyborczych). Z kolei wśród tych, którzy mają zamiar wziąć udział w wyborach, prezydent zajmuje trochę lepszą lokatę (czwartą).
Trudna prezydentura
Petro Poroszenko jest przy tym liderem tzw. antyrankingu: aż 45% osób nie chciałoby na niego głosować niezależnie od okoliczności. W maju 2014 r. Poroszenko wygrał wybory w pierwszej turze, zdobywając ponad 50% głosów. Nie był to łatwy moment, Ukraina przeszła przez protesty na Majdanie, których koniec był krwawy, ale które doprowadziły do zmiany władzy – prezydent Wiktor Janukowycz uciekł do Rosji. W marcu Rosja zaanektowała Krym, a wkrótce rozpoczęła się wojna na Donbasie.
W tym niespokojnym czasie Petro Poroszenko wydawał się gwarantem bezpieczeństwa. Obiecywał m.in. szybkie zakończenie wojny. Nawet jeśli wypominano mu przeszłość i jego biznesowe powiązania, to zaznaczano, że „to najsympatyczniejszy z ukraińskich oligarchów”. I rzeczywiście, na tle innych prezentował się dobrze (znajomość angielskiego, deklarowane prozachodnie poglądy i patriotyzm). Pierwsza krytyka pojawiła się po klęsce militarnej pod Iłowajskiem w sierpniu 2014 r. Mimo podpisanych w roku 2015 tzw. porozumień mińskich wojna trwa.
Nie łatwiej było na froncie wewnętrznym. Majdan w latach 2013–2014 wywołał duże oczekiwania co do reform politycznych i ekonomicznych. Początkowo nie było źle. Podpisano umowę stowarzyszeniową z UE (rezygnacja z jej podpisania była przyczyną pierwszych protestów w Kijowie w listopadzie 2013 r.). Rozpoczęto decentralizację, sformowano nową policję, zaczęto upraszczać procedury biurokratyczne. Unia Europejska zniosła wizy dla Ukraińców. Pojawiły się jednak problemy z dalszym wdrażaniem reform, a zwłaszcza w walce z korupcją. Udało się powołać niezależne Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy, ale odbyło się to z oporami i przy nacisku Zachodu. Podobnie było z elektronicznymi deklaracjami majątkowymi dla polityków i urzędników, ich wprowadzenie było jednym z wymogów Zachodu – i znów nie obeszło się bez nacisku z jego strony.
Korupcja pozostaje jednym z głównych problemów Ukrainy. I jest to w dużej mierze rezultat wciąż niedokończonych reform. Oczywiście prezydent osobiście za wszystko nie odpowiada, ale jego pełnomocnictwa są na Ukrainie duże.
Równolegle z wojną, częściowymi reformami i ich blokowaniem sytuacja ekonomiczna zwykłych Ukraińców od 2014 r. znacząco się pogorszyła. Tym bardziej zaczęły razić skandale w szeregach władzy. W roku 2017 prezydent pozbawił obywatelstwa swojego byłego sojusznika, Micheila Saakaszwilego, który otwarcie wystąpił przeciwko Poroszence. Ostatecznie w lutym 2018 r. były prezydent Gruzji i były szef odeskiej administracji obwodowej został deportowany z Ukrainy.
Upadek
Petro Poroszenko jeszcze podczas kampanii wyborczej w 2014 r. obiecał odejść z biznesu. Swoich aktywów nie sprzedał, co można wytłumaczyć brakiem inwestorów w kraju, w którym toczy się wojna, a jedynie przekazał je pod zewnętrzny nadzór.
Mimo wszystko Poroszenko, choć sporo stracił na popularności, pozostawał obok Tymoszenko głównym kandydatem w kolejnych wyborach prezydenckich. Sytuacja zmieniła się na początku roku. Być może wpływ na to miał skandal związany z odpoczynkiem prezydenta na Malediwach. Początkowo jego administracja próbowała ukryć ten ekskluzywny wyjazd, później nieporadnie tłumaczyła się przed dziennikarzami, a w końcu sam Poroszenko został zmuszony do odpowiedzi.
Należy zaznaczyć, że w odpoczynku prezydenta na Malediwach nie znaleziono żadnych oznak korupcji. Podróż i tygodniowy pobyt na jednej z wysepek, które kosztowały niemal pół miliona dolarów, Poroszenko opłacił z własnych środków. Urlop pozostawił jednak głęboki niesmak – czy to moralne, aby prezydent biednego kraju, na dodatek w stanie wojny, pozwalał sobie na taką rozkosz?
W poszukiwaniu nowego lidera
Ostatnie sondaże pokazują nie tylko wzrost popularności Tymoszenko i spadek poparcia dla prezydenta. Pojawienie się w nich takich postaci jak piosenkarz rockowy i komik odzwierciedlają zapotrzebowanie w społeczeństwie na nowe twarze – nowych liderów.
W dodatku ponad 10% obywateli zagłosowałoby na innego kandydata, spoza listy zaproponowanej przez socjologów, a niemal 20% nie potrafiło się określić. Do tego 46% osób w przypadku wyborów parlamentarnych jest gotowych oddać głos na nowe, alternatywne partie.
– Popyt jest, ale propozycji nie ma. Kiedy prosi się ludzi o nazwanie nowych liderów, to mniej niż 20% może kogoś wymienić. Przy tym wskazują na bardzo niejednoznaczne figury, np. Nadiję Sawczenko. Niekiedy za nowych uważają polityków, którzy nie byli przy władzy, ale to nie są nowe oblicza, nie są alternatywą. Oni zasadniczo nie proponują nic nowego – komentuje kijowski politolog Wołodymyr Fesenko.
Niszę próbuje się zapełnić w różny sposób. W marcu wystartował program Nowi liderzy. Można było się w nim zarejestrować jako kandydat lub wyborca. Poszukiwanie nowego lidera ma się odbywać w formacie telewizyjnego show, a cały proces jest kontrolowany przez specjalną radę nadzorczą, do której weszło wiele poważnych i cieszących się prestiżem organizacji, jak monitorujące wybory Opora i Komitet Wyborców Ukrainy, a także np. Amnesty International Ukraine. Szybko jednak okazało się, że wśród tych zasłużonych organizacji znalazła się też Nowa Ukraina, założona przez byłego szefa administracji prezydenta Janukowycza Serhija Liowoczkina i Darię Czepak, byłą rzecznik prasową Janukowycza. To wywołało krytykę całego projektu, tym bardziej że będzie on pokazywany na kanale należącym do oligarchy Wiktora Pinczuka.
Wybory pod znakiem zapytania
Nie wiadomo, jaki będzie rezultat telewizyjnego programu Nowi liderzy. Na razie efektem jest dyskusja, czy telewizja przy poparciu oligarchów i skompromitowanych polityków to dobre miejsce do wyłaniania nowych liderów. Podobna debata dotyczy wspomnianych Wakarczuka i Zełenskiego. Czy osoby ze świata show-biznesu mogą być skutecznymi politykami, działaczami państwowymi?
Dotyczy to zwłaszcza Wakarczuka, który dla wielu jest autorytetem, i to nie tylko muzycznym. Inteligentny, wykształcony, niedawno wrócił z półrocznego stypendium w Stanfordzie. Przez pewien czas był nawet parlamentarzystą, ale sam zrezygnował. W kwietniu tłumy przyszły posłuchać nie jego repertuaru, ale tego, co ma do powiedzenia na temat władzy i państwa. Z drugiej strony krytycy pytają, czy prezydentem może zostać człowiek bez zaplecza politycznego i finansowego. To na razie pytania teoretyczne, bo ani Wakarczuk, ani Zełenski nie potwierdzili zamiaru udziału w jakichkolwiek wyborach.
Politolodzy, jak wspomniany Fesenko, wskazują, że nie należy przekreślać szans obecnego prezydenta. W odróżnieniu od innych dysponuje on silnymi strukturami partyjnymi, dlatego wciąż jest prawdopodobne, że do ostatecznego starcia dojdzie między weteranami ukraińskiej polityki: Poroszenką i Tymoszenko.
To, że w politycznej walce można wykorzystywać każdą okazję, pokazała niedawno Tymoszenko. 3 maja z okazji Dnia Cukiernika opublikowała wideo, w którym dzieli się rodzinnymi sekretami przygotowania popularnych na Ukrainie smażonych placków – syrników. Tyle że samo wideo okazało się politycznym trollingiem.
– Chcę pozdrowić jednego bardzo znanego polityka, który obchodzi dzisiaj swoje święto, i przypomnieć mu, że już czas powrócić do zawodu – mówi pod koniec filmu Tymoszenko.
Nie pada nazwisko polityka, ale to prezydent Petro Poroszenko jest właścicielem koncernu cukierniczego Roshen.
Zdjęcie pochodzi z wyborów parlamentarnych w 2014 r.