Kalinówka
Była noc, kiedy samolot SU pełnił swoją misję. Nagle pojawiły się ukraińskie myśliwce. Rosyjski pilot postanowił uniknąć walki i uciec na lotnisko w Białorusi, skąd zresztą wyruszył. Aby jednak zwiększyć swoje szanse, nacisnął guzik i zrzucił bomby.
Dla niego była to prosta i naturalna czynność, która pomogła mu uratować życie. Może nie wiedział? A może wiedział i po prostu go to nie obchodziło. Pod nim jednak leżała wieś Kalinówka pod Kijowem.
Raptem ciszę nocy przerwał przerażający huk serii eksplozji. Bomby, które uratowały życie pilotowi, odebrały je komuś innemu. Zginęło młode małżeństwo z Kalinówki. Na szczęście nikt więcej.
Pierwsza 500-kilogramowa bomba spadła na dom jednorodzinny i zamieniła go w stertę gruzu. Całe szczęście ten dom był wtedy pusty. Druga spadła na inny dom, w którym mieszkała młoda para, sąsiedzi Swietłany. Budynek w ułamku sekundy przestał istnieć, podobnie jak oni. W pobliżu domu Swietłany ratownicy znaleźli tylko część ciała kobiety – zwłok mężczyzny w ogóle nie odnaleziono.
Fala uderzeniowa była tak silna, że zdmuchnęła budynek gospodarczy w obejściu Swietłany i dach domu, w którym mieszkała ona i jej rodzina.
Swietłana i jej mąż są rodziną zastępczą. Mają czworo dzieci. Kiedy kobieta usłyszała pierwszy wybuch, stała tuż obok nich, rzuciła je więc na ziemię i osłoniła własnym ciałem. Prawdopodobnie uratował ich budynek gospodarczy stojący między domem młodej pary a ich własnym, który ograniczył siłę fali wybuchu. Trudno powiedzieć. Z pochodzenia Swietłana jest w połowie Rosjanką. Mówi, że po tym, co się wydarzyło tamtej tragicznej nocy, postanowiła już nigdy nie używać języka rosyjskiego.
Trzecia 500-kilogramowa bomba spadła na ogród sąsiedniego domu i utworzyła tam ogromny lej. Ale to nie był koniec – zrzucono też dwie mniejsze bomby. Jedna z nich uderzyła w dom. Mieszkająca tam rodzina spała w piwnicy, i to ich uratowało. To też nie była 500-kilogramowa bomba, inaczej z budynku nic by nie zostało.
odyseja