PL | EN

Bachmut

Życie

Na początku lutego sytuacja w Bachmucie staje się krytyczna. Rosjanie w końcu suną do przodu, dzień i noc zasypując miasto pociskami artyleryjskimi. Trudno to zrozumieć, ale nadal pozostaje tu ok. 6 tys. osób.

Mimo ostrzału policja cały czas próbuje ewakuować mieszkańców, jednak wielu z nich nie chce opuszczać swoich domów. Boją się nadejścia Rosjan, ale też uchodźstwa.

 

Na sugestię, że w głębi kraju zajmą się nimi przedstawiciele pomocy humanitarnej, odpowiadają: przez kilka dni czy miesiąc, ale co będzie później? Dochodzi do absurdów: policjanci pokazują im na telefonach zdjęcia miejsc, do których zostaną ewakuowani, by ich do tego przekonać.

Życie ogranicza się do podstawowych potrzeb, tak u ludzi, jak i u zwierząt. Gdy ostrzał jest słabszy, ludzie wychodzą po wodę lub do centrów humanitarnych. W Bachmucie funkcjonują takie trzy. Można tam dostać leki, jedzenie, nawet ciepłe wkładki do butów.

Tłok w tych pomieszczeniach jest tak zaskakujący, jak widok całych szyb w oknach niektórych budynków. Można się ogrzać, naładować telefon, zjeść ciepły posiłek, wypić herbatę albo kawę.

Z rzutnika nadawany jest program telewizyjny. To przedziwne uczucie: można odnieść wrażenie, że to raczej ci ludzie na ekranie oglądają biednych mieszkańców Bachmutu.

Chęć przeżycia łączy, nawet gołębie chowają się w stadach na dachach i wprawdzie co jakiś czas huk pobliskiej eksplozji podrywa je w powietrze, ale już po chwili znikają gdzieś na dachu, szukając schronienia.

Co jakiś czas mija się wózek, po którym widać, że przewożono nim do medyków rannego, lub kogoś, kto ma dosyć tej strasznej rutyny i postanawia pozamiatać usłaną śmieciami i gruzami ulicę. Trudno w takiej rzeczywistość odnaleźć sens i logikę.

Ukraińska
odyseja