PL | EN

Teraz liczy się to, aby sportowcy pozostali z narodem

Trwają igrzyska olimpijskie w Tokio. W tym roku Białoruś reprezentuje 21 zawodników, wśród których są sygnatariusze listu otwartego skierowanego do władzy białoruskiej z apelem o uznanie wyborów prezydenckich z 9 sierpnia 2020 r. za nieważne. Outriders porozmawiał z Alaksandrem Apiejkinem, dyrektorem wykonawczym Białoruskiej Fundacji Solidarności Sportowej, założonej latem zeszłego roku przez znanych sportowców w odpowiedzi na represje wobec atletów, którzy otwarcie wyrazili swoje poglądy polityczne. 

Czy śledzi Pan olimpiadę? 

Staram się śledzić, chociaż, podobnie jak wielu ludziom, ostrość trochę mi się zamazała. Igrzyska olimpijskie w Tokio nie stały się pełnoprawnym widowiskiem, przez co różnią się od poprzednich. Każde zawody bez widzów są postrzegane jako trening. Mimo wszystko to widzowie tworzą sport, a nie sportowcy. Olimpiada to spektakl, w którym ci ostatni są aktorami. Czy wyobrażacie sobie aktorów grających w pustym teatrze?

Czy postrzeganie olimpiady zmieniło się ze względu na białoruski kontekst?

Oczywiście obserwujemy tych sportowców, którzy podpisali list apelujący o uczciwe wybory. Nawiasem mówiąc, wsparcie ze strony ludzi jest ogromne, mimo że zawodnicy nie uzyskali jeszcze żadnych poważnych wyników. Nie mówię tu o Arynie Sabalence [tenisistka, zwyciężczyni dwóch turniejów wielkoszlemowych w deblu, zwyciężczyni 16 turniejów WTA, była pierwsza rakieta świata w deblu – przyp. red.], która już odpadła z rozgrywek, co ucieszyło Białorusinów, ponieważ wspiera ona Łukaszenkę. Natomiast „protestujący” sportowcy są bardzo mocno popierani.

Ilu sportowców reprezentujących Białoruś na igrzyskach olimpijskich podpisało list otwarty?

Siedmioro.

Czy mieli oni problemy z wyjazdem na igrzyska?

Jeszcze jesienią wielu z nich pozbawiono stypendiów, utrudniano im treningi, zwalniano ich. Wolha Mazuronak [lekkoatletka specjalizująca się w biegach długodystansowych i maratonie – przyp. red.] i Elwira Hierman [lekkoatletka specjalizująca się w biegach płotkarskich – przyp. red.] miały kłopoty ze znalezieniem pracy po zwolnieniu z Centrum Rezerwy Olimpijskiej. Za to właśnie Międzynarodowy Komitet Olimpijski nałożył sankcje [na kierownictwo Narodowego Komitetu Olimpijskiego Białorusi – przyp. red]. Bokser Dzmitryj Asanau stracił całe stypendium. Karyna Kazłouskaja [łuczniczka – przyp. red.] również miała problemy, grożono jej zwolnieniem. Oczywiście wszystko to ma bardzo duży wpływ na sportowca i jego trening.

Jak teraz wyglądają relacje władzy białoruskiej ze sportowcami?

Zostały one określone jeszcze w zeszłym roku. Zazwyczaj sportowcy są albo na stanowiskach, albo w rezerwie, albo w Federacji, albo w jakimś resorcie siłowym. Jeśli sportowiec wyraża swoje poglądy, pojawia się nakaz jego zwolnienia lub pozbawienia go stypendium. Takich ludzi wspieraliśmy jako fundacja: opłacaliśmy im stypendia, szkolenia i przygotowania.

Jak zmienił się białoruski sport w ciągu ostatniego roku?

Zmienił się kolosalnie, i to na gorsze. Dziś [27.07.2021 – przyp. red.] jest piąty dzień olimpiady, a my nie mamy żadnego medalu. Zdobyły je nawet Wybrzeże Kości Słoniowej czy Kosowo, ale nie Białoruś, która uważa się za naród sportowy. Po występach naszych zawodników można sądzić, że będą z tym problemy.

Sport na Białorusi upadł. Piłka nożna jest na poziomie amatorskim. Do tej pory w sporcie pozostało wielu lojalnych, ale niekompetentnych zawodowców. Nie ma napływu nowej kadry. W ostatnim wywiadzie były trener klubu Szachcior z Salihorska powiedział wprost, że dobrzy piłkarze nie chcą przyjeżdżać do Białorusi właśnie z powodu sytuacji politycznej. Istotne są także czynniki ekonomiczne, mające wpływ na finansowanie sportu. Wszystko stacza się po równi pochyłej. A będzie jeszcze gorzej.

Czyli miłość, jaką wcześniej Łukaszenka okazywał sportowcom, zanikła?

Sportowcy już w niczym mu nie pomogą. W innych dziedzinach dzieje się źle, toteż na sporcie już mu nie zależy.

Ilu sportowców jest teraz za kratami?

Zawodnik klubu futbolu amerykańskiego Minskije Zubry Rascisłau Stefanowicz, trener judo Witalij Szauluk, były piłkarz Haradziei Rascisłau Szawiel, Alaksiej Kudzin, białoruski sportowiec występujący w tajskim boksie, kickboxingu i mieszanych sztukach walki, niedawno ekstradowany z Rosji, oraz dziennikarz i piłkarz klubu Krumkaczy Alaksandr Iwulin.

A jakie widzi Pan sposoby na ich uwolnienie?

Zmiana reżimu. Obawiam się, że nie ma innego wyjścia.

A sankcje?

Sankcje nie są drogą do uwolnienia sportowców. Jest to raczej mechanizm hamujący dalsze represje. Dzięki sankcjom ktoś może nie zostanie uwięziony, ale istnieje niewielka szansa, by ktokolwiek inny wyszedł z więzienia.

Dzięki pracy fundacji na Białorusi odwołano tak duże zawody, jak mistrzostwa świata w hokeju. Jak zareagował na to reżim?

W tamtym momencie, jesienią i zimą, było to dla władzy bardzo bolesne. Sankcje sportowe były pierwszymi sankcjami międzynarodowymi nałożonymi na reżim białoruski. Uderzyły dość mocno, ale potem w Białorusi pojawiły się nowe problemy i odwoływanie turniejów przestało być bolesne w porównaniu z sankcjami gospodarczymi UE i USA oraz odwołaniem lotów do kraju. Sport był jednak narzędziem legitymizacji reżimu. Fundacji udało się zrobić coś przeciwnego, czyli usunąć sport wykorzystywany jako narzędzie propagandy Łukaszenki z areny międzynarodowej.

W latach 2020–2021 odnotowano ok. 120 przypadków naruszenia praw sportowców. Wszystko to wpłynęło na decyzje międzynarodowych federacji sportowych o odwołaniu turniejów, nałożeniu sankcji itp. Pod tym względem jest to ogromny sukces. Jednak sankcje mają duży wpływ na białoruski sport, ponieważ każdy turniej to okazja do rozwoju. Teraz, gdy Łukaszenka jest u władzy, raczej nie odbędą się żadne zawody, może lokalne.

Jakie będą dalsze działania Białoruskiej Fundacji Solidarności Sportowej?

Obecnie pracujemy nad sankcjami w dwóch głównych obszarach. Rozpoczynamy z UEFA wielki proces, współdziałamy w obszarze prawnym, zostaną przygotowane mocne oświadczenia. Uważamy, że UEFA powinna wprowadzić sankcje wobec Białoruskiej Federacji Piłki Nożnej w związku z rażącymi naruszeniami statutu organizacji.

Druga kwestia to dalsza współpraca z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim w sprawie ochrony praw białoruskich sportowców i reakcje sankcyjne.

Inne działania pozostają takie same: wsparcie dla sportowców, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, oraz ich edukowanie.

Do tego są też kampanie społeczne skierowane do Białorusinów…

Tak, to maraton wolności i biegi. Pozwalają one zwrócić uwagę na problem Białorusi, mobilizują publiczność, umożliwiają ludziom wyrażanie swoich poglądów przez aktywność.

Przygotowaliśmy też projekt, który nazywał się „Reprezentacja ZOŻ” (Zdorowyj Obraz Żyzni, czyli zdrowy tryb życia) i apelował o rezygnację ze spożywania alkoholu i wyrobów tytoniowych, bo duża część pieniędzy wydawanych na te produkty trafia do budżetu państwa. Kampania zakończyła się sukcesem. Przygotowujemy już kolejny projekt, w sierpniu będziemy organizować bieg online z okazji rocznicy naszej Solidarności.

Ostatnio piłkarze BATE po strzeleniu gola pobiegli pod trybunę kibiców z biało-czerwono-białą flagą. Czy za taki gest mogą grozić sankcje ze strony władz?

Tak, oczywiście. Szef klubu może zostać wezwany i aresztowany, a sam klub zamknięty. W Białorusi prawo nie istnieje. I nie ma znaczenia, jak sławna i lojalna wobec władzy jest dana osoba.

W kwietniu wszczęto przeciwko Panu sprawę karną. Czy to było szokujące?

Można było to przewidzieć. Ci ludzie od dawna nie znają granic. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zostanie wszczętych 10 spraw karnych. To już nie ma znaczenia.

Należy zrozumieć, że za tym wszystkim stoi grupa przestępcza, która przejęła władzę w Białorusi. Wszystkie komisje śledcze i prokuratury generalne są strukturami, które same siebie powołały. Ja też mogę założyć własną Prokuraturę Generalną i wszcząć tę samą sprawę karną przeciwko Andrejowi Szwiedowi [prokuratorowi generalnemu Białorusi – przyp. red.] i Łukaszence. Legitymacja byłaby taka sama. Dlatego się nie martwię, sprawa nie świadczy o tym, że zarzuty wobec mnie są prawdziwe.

Minął rok protestów. Czy spodziewał się Pan, że tak to się potoczy?

Początkowo zdawałem sobie sprawę, że to nie będzie szybkie. Z wykształcenia jestem specjalistą od stosunków międzynarodowych i znam historię m.in. reżimów dyktatorskich. Zmieniają się długo. Chcieliśmy zmiany w ciągu dwóch miesięcy, chociaż było jasne, że tak się nie stanie, ale te wydarzenia były początkiem transformacji.

Proces się rozpoczął. Pytanie tylko, ile to potrwa i czy będzie to zgodnie z naszymi zawyżonymi oczekiwaniami. Ludzie chcieli przebiec trzy kilometry, a tu trzeba pokonać maraton. Ktoś się dostosował, a ktoś nie i zrezygnował. To normalne. Jednak transformacja się rozpoczęła i stosunek ludzi do Łukaszenki już się nie zmieni. Gospodarka nie odżyje przy tej władzy.

Ludzie muszą się moralnie nastawić na długoterminowe działania i rozłożyć siły. Aby przebiec maraton, musisz przede wszystkim przygotować się psychicznie, a dopiero potem fizycznie.

Większość społeczeństwa nie była w stu procentach gotowa na zmiany. Widzimy, jak wiele osób trzyma się reżimu. Ci ludzie nie zniknęli, ale rozpoczęte latem ubiegłego roku procesy są już nieodwracalne.

Teraz możliwe są dwa scenariusze: albo dojdzie do transformacji i normalnej zmiany władzy, albo Białoruś zniknie jako państwo. To są rzeczy nieprzewidywalne, wszystko może się zdarzyć. Jednak powrót do stanu sprzed roku jest już niemożliwy. Społeczeństwo tam nie wróci, a nowe, zrównoważone warunki jeszcze się nie ukształtowały. Wydaje mi się, że w skali historycznej rok to bardzo krótki okres, ale w kontekście ludzkiego życia już długi.

Znamy historię upadku muru berlińskiego. Może ktoś się spodziewał, że tak się stanie, ale wystarczyła jedna noc.

Czy utrzymujecie kontakt ze sportowcami, którzy zdecydowali się nie podpisywać listu otwartego i pozostają po stronie reżimu?

Nie, to ludzie, którzy nie rozumieją sytuacji i nie mają empatii. Aryna Sabalenka jest tego doskonałym przykładem. Nie wybieramy między socjaldemokratami a liberałami, wybieramy między dobrem a złem. A kiedy ktoś wybiera zło, sytuacja jest jasna.

Ale gdyby wtedy Bohater Białorusi Darja Domraczewa [biathlonistka, czterokrotna mistrzyni olimpijska, dwukrotna mistrzyni świata, zdobywczyni Pucharu Świata. W 2014 r. otrzymała tytuł Bohatera Białorusi – przyp. red.] wyraziła swoje poglądy, wielu by za nią poszło.

Wtedy było to ważne, teraz nie odgrywa już żadnej roli. Bezczynność określiła ją na całe życie i sportsmenka przestała być w oczach Białorusinów Bohaterem Białorusi. Już nie odzyska tego statusu.

W sierpniu i we wrześniu ludzie, którzy coś znaczą dla kraju, mogli to podkreślić i potwierdzić swój status, tak jak zrobili to najlepsi sportowcy, tacy jak Alaksandra Hierasimienia [pływaczka, dwukrotna wicemistrzyni olimpijska i brązowa medalistka olimpijska – przyp. red.], Alena Leuczanka [koszykarka, najlepsza zawodniczka na pozycji środkowej świata w 2010 r., dwukrotna mistrzyni Rosji, Litwy, Polski, finalistka WNBA, brązowa medalistka mistrzostw Europy w reprezentacji Białorusi – przyp. red.], Andrej Krauczanka [lekkoatleta, srebrny medalista olimpijski, mistrz Europy – przyp. red.] i inni.

Są też jednak tacy jak Alaksandr Hleb [piłkarz, grał w BATE, Stuttgarcie, Barcelonie, Birmingham City, Arsenalu i innych klubach – przyp. red.] czy Darja Domraczewa. To określa ich jako osoby. Wszystkie złote medale i piłki nie są już nic warte. Kiedy ludzie chcieli się oprzeć na ich opiniach i poglądach, ci sportowcy schowali głowy w piasek.

Aryna Sabalenka odpadła w 1/16 finału igrzysk olimpijskich, a ludzie się cieszą. Jednocześnie kibicują Karynie Kazłouskiej lub Dzmitryjowi Asanauowi. To jest prawdziwe stanowisko naszych kibiców.

Jeśli wtedy istotne było usłyszenie opinii sportowców, co jest ważne teraz?

Teraz liczy się to, aby sportowcy, którzy byli z narodem, pozostali z nim. I tak właśnie jest. Wielu zawodników znalazło pracę w innych krajach i dalej otwarcie mówią o tym, co się dzieje w Białorusi. Nikt się nie poddał. Ludzie również nadal wspierają społeczność sportową.

Jeżeli ktoś nagle, jak to się u nas mówi, zmieni obuwie, czyli zacznie wyrażać opinię inną niż wcześniej, nikogo tym już nie zaskoczy. Tylko spadnie na niego hate, bo gdzie był wcześniej? Teraz część ludzi już wyjechała z kraju, a część siedzi w więzieniach.

Więcej informacji: Białoruś

W Arizonie, między Nogales a Sasabe, migranci mogą znaleźć schronienia po przekroczeniu granicy do Stanów Zjednoczonych. Schroniska te są prowadzone przez różne grupy i organizacje non-profit, które wspierają migrantów w stanie. Jeden z tych obozów, znany jako „Stary Obóz”, jest jednym z pierwszych utworzonych w tym rejonie.