Stara vs. nowa: Jak zmieniała się białoruska opozycja od 2000 do 2020 r.?
Latem 2020 r. o Białorusi rozmawiano wszędzie. Wielotysięczne protesty po wyborach prezydenckich, trwające miesiącami, ostrzały, areszty, a nawet zabójstwa – coś takiego działo się tu po raz pierwszy.
Protestujących często nazywano pacyfistami, ponieważ dążyli oni do unikania przemocy. Ale to nie jest pierwszy protest w Białorusi: akcje uliczne odbywają się bowiem co roku. To nie jest nawet pierwsza próba pokojowej rewolucji.
Jak to wyglądało w ostatnich 20 latach i kim są ludzie, którzy od lat mówią o fałszowaniu wyborów? Kto jako pierwszy nawoływał do pokojowego oporu? I co się z nimi stało?
Zrozumiałem, że Łukaszenka tak po prostu nie odejdzie
Wybory a referendum w latach 2000–2004
Mężczyzna w szarej marynarce siedzi na przystanku autobusowym i czyta gazetę. To wydanie jednego z pierwszych niezależnych dzienników – „Pahonii”.
Tak samo nazywa się herb narodowy Białorusi, który przestał być oficjalnym godłem w 1995 r., podczas pierwszej kadencji Alaksandra Łukaszenki. Krótko po tym gazeta została oskarżona o pomawianie prezydenta i zakazana, podobnie jak herb. Ale w tym momencie siedzący na przystanku mężczyzna, nauczyciel historii, chowa kolejny numer do czarnej aktówki i wsiada do autobusu. Jest wiosna 2000 r.
Obywatele mieli wprawdzie pieniądze, te jednak natychmiast stały się bezwartościowe, ponieważ według danych MFW w 2000 r. inflacja przekroczyła 100%. Sytuacja polityczna z kolei była równie napięta jak ekonomiczna.
„Chciałbym przypomnieć, jakie to były czasy, rok 1999, 2000. Krążyło wówczas dużo plotek, domysłów, dlaczego znikają ludzie… Rozmawiano o «szwadronach śmierci»” – opowiada w wywiadzie dla telewizji Biełsat w sierpniu 2020 r. Uładzimir Hanczaryk, były lider związku zawodowego i kandydat na prezydenta podczas wyborów w 2001 r.
„Zniknięci” ludzie to opozycyjni politycy Jury Zacharanka i Wiktar Hanczar, a także biznesmen Anatol Krasouski, którzy przepadli bez wieści w 1999 r. Z kolei w 2000 r. zaginął dziennikarz Dźmitryj Zawadski. Mimo pogłosek o ich zamordowaniu i potwierdzających to dokumentów, którymi dysponuje Hanczaryk, spraw tych nie rozwiązano do tej pory.
Pod koniec lat 90., gdy w Białorusi ponownie ogłoszono możliwość rejestracji partii politycznych, zgłosiło się ich prawie dwa razy mniej niż poprzednio. Zgodnie z powstałym w 2003 r. raportem Fundacji im. Friedricha Eberta z 18 zarejestrowanych partii, o profilu od narodowego po liberalny, ponad połowa była opozycyjna. Wśród nich znalazły się: Białoruska Partia Kobiet „Nadzieja”, Zjednoczona Partia Obywatelska, Partia „BFL” i wiele innych.
Kandydaci niektórych z tych ugrupowań dostali się do parlamentu w wyborach w 2000 r. To ostatni opozycyjni posłowie na wiele lat. Było ich niewielu, a do parlamentu nie dostała się niemal większość partyjnych liderów, co świadczyło o „politycznych ograniczeniach parlamentu”, jak podaje Instytut Studiów Społecznych i Politycznych „Nasze Mnienije”.
Czym jest opozycja polityczna? W dosłownym znaczeniu tego pojęcia to sprzeciw wobec władzy. Często jednak do opozycji dołączają uczestnicy tzw. kultury oporu, którą na początku 2000 r. opisali białoruscy filozofowie Walancin Akudowicz i Michaś Bajaryn. Jak podkreślił Bajaryn, biorący udział w organizowanych w 2000 r. akcjach doświadczyli wspólnotowego „poczucia solidarności, pragnienia wolności i obecności wroga”.
W tym czasie w skład „ruchu oporu” wchodziły nie tylko partie, lecz także niezależne związki zawodowe, organizacje społeczne i tym podobne.
Wśród organizacji młodzieżowych wyróżniały się: Zjednoczenie Białoruskich Studentów (działające od 1992 r.), Młody Front (założony w 1997 r.), znany ze swoich głośnych akcji, oraz Zubr (istniejący od 2001 r.), który gromadził wokół siebie wielu zwolenników pokojowego oporu.
„Zubr był pierwszą próbą stworzenia ruchu nowej generacji. Powstała ogromna sieć działająca w prawie wszystkich regionach kraju. Bycie «żubrem» stało się modne” – mówi w wywiadzie dla gazety „Nasza Niwa” w 2019 r. jeden z koordynatorów organizacji Uładzimir Kobiec.
Czy można powiedzieć, że organizacje te zastąpiły partie? „Nie” – uważa Pawieł Batujeu, mieszkaniec Soligorska i aktywista od 2000 r. „My to nie oni [zwolennicy partii – przyp. red.], byliśmy młodzi, sami rządziliśmy” – wyjaśnia.
Z jakich powodów do organizacji dołączała młodzież? Niektórzy byli romantyczni, inni chcieli bronić narodowych wartości, jeszcze inni dlatego, że pragnęli sprawiedliwego państwa.
„Sąsiad był chuliganem, a następnie poszedł do akademii milicyjnej, co nie powstrzymało go przed piciem na klatce schodowej; posterunkowy kradł pieniądze pijakom. Widziałem to jako całość: Łukaszenka siedzi na górze, a wielu małych łukaszenków biega po podwórkach” – mówi Illa Chorus, aktywistka i mieszkanka Mińska.
W wyborach prezydenckich, które odbyły się 9 września 2001 r., oficjalnie Łukaszenka zdobył ok. 75% głosów. Niezgadzający się z tym wynikiem obywatele wyszli na ulice protestować przeciwko sfałszowaniu wyborów.
„Ranek. Nas, kilkuset ludzi, odcięto i zepchnięto do Pałacu [Republiki – przyp. red.]. Ulice przygotowują dla reporterów i obcokrajowców. Siedzimy. Nudy! Wychodzę, podchodzę do stojącego przy barierce OMON-owca i proszę: «Przepuść, nie mam żadnych symboli. Skoczę tylko po piwo i jedzenie. Bądź człowiekiem». Przepuścił. Tam i z powrotem” – opowiada mężczyzna o ksywce Laks z miasteczka na północnym wschodzie Białorusi. Miał wtedy ok. 20 lat.
Demonstracja z 2001 r. była najmniej liczna w porównaniu z dwiema kolejnymi, ocenia publicysta polityczny Radia Wolność Jury Drakachrust. Ale nie wszyscy niezadowoleni szli na plac.
„Jeździłem autostopem i kiedyś zabrał mnie były zastępca dyrektora huty w Żłobinie” – opowiada Alaksiej Kuźmiczou, perkusista pochodzący z Homla, wówczas student. „W jego przedsiębiorstwie nie oddano odpowiednio wysokiej liczby głosów na Łukaszenkę, dlatego dyrektora zwolniono i zastąpiono innym, przez którego huta zbankrutował. Niedługo potem pensje obniżono półtora raza”.
Polityka dotknęła również niektórych organizacji społecznych, np. Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” zostało pozbawione akredytacji umożliwiającej obserwację wyborów prezydenckich w 2001 r.
Prześladowaniom politycznym w tym czasie i później podlegały też projekty związane z ideą narodową, flagą, herbem lub językiem białoruskim. Na przykład w 2003 r. Białoruskie Liceum Humanistyczne im. Jakuba Kolasa zostało pozbawione praw do legalnej działalności i siedziby (obecnie działa w podziemiu).
Zgodnie z konstytucją trwała druga i ostatnia kadencja Łukaszenki na stanowisku prezydenta. Po wyborach w 2006 r. życie opozycji mogło się bardzo zmienić, ale tak się nie stało. W referendum w 2004 r. konstytucję zmieniono, a Łukaszenka uzyskał możliwość kandydowania nieograniczoną liczbę razy.
„Wtedy zdałem sobie sprawę, że ten *** *** [zły człowiek z łysą głową – przyp. red.] po prostu nie ustąpi ze stanowiska” – mówi aktywista Pawieł Batujeu. W tym samym roku rozpoczęły się aresztowania uczestników Młodego Frontu, więc na złość władzy Pawieł wstąpił do prześladowanej organizacji.
„Byliśmy dumni z naszej pokojowej rewolucji”
Jedyny kandydat opozycji i „dżinsowa rewolucja” w latach 2005–2009
W następnych latach w społeczeństwie zawrzało. Działała propaganda, w telewizji straszono zamachami terrorystycznymi i wyemitowano film „Droga donikąd”, w którym porównano opozycję do faszystów.
Odbywały się wiece, podczas których zdarzały się aresztowania; demonstranci byli bici lub karani. Tradycyjnych akcji było kilka. Pierwsza – jesienią na uroczysku w Kuropatach; druga – alternatywne do oficjalnych obchody Święta Niepodległości, tzw. Dzień Woli 25 marca. I trzecia, 26 kwietnia – „czarnobylska droga”, marsz w rocznicę wybuchu w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Nawet podczas tych demonstracji pojawiały się hasła polityczne, np. propozycja „dokończenia politycznego Czarnobyla”.
Protesty te miały również swoje sławy. Jedną z nich jest Nina Bahinskaja, emerytka. Protestuje od 1988 r. i jest winna państwu tyle grzywien, że „musiałaby żyć 120 lat, aby je oddać” – mówi w wywiadzie dla gazety „Komsomolskaja Prawda na Białorusi”. Ale popiera „nieposłuszeństwo obywatelskie jako sposób walki: nie płać, nie pracuj, nie bądź posłuszny”.
Oficjalnie 2005 r. był ostatnim dla legendy ruchu oporu, organizacji byłych wojskowych Bieły Legijon, utworzonej w połowie lat 90. w celu ochrony niepodległości od Rosji. Ale i później jej członkowie działali „z inicjatywy prywatnej”, np. chroniąc jednego z kandydatów na prezydenta w 2006 r.
Młodzież prowadziła akcje przeciwko Łukaszence, za zmianami i w solidarności z zaginionymi politykami. Zubr twierdzi, że działał wówczas w 152 miejscowościach.
„Oczywiście wszystko działo się nie tylko w stolicy, często w regionach organizowano więcej wydarzeń: Mołodeczno, Brześć, Homel, Grodno…” – mówi Dźmitry Barodka z Borisowa, obecnie koordynator regionalny Białoruskiego Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Radioelektronicznego.
Wybory parlamentarne i lokalne prawie przestały być areną rywalizacji o władzę. „Kandydowałem do parlamentu, ale było jasne, że raczej nie zostanę do niego dopuszczony. Celem było pokazanie naruszeń na moim przykładzie. Ostatecznie zostałem zwolniony z pracy” – wspomina Dźmitry Barodka.
A już w listopadzie Dźmitry – i nie tylko on – wyjechał na Ukrainę, gdzie rozpoczęła się pomarańczowa rewolucja. Wielu Białorusinów śledziło ją, planując podobne działania u siebie. Zamiast koloru pomarańczowego Białorusini mieli własny symbol – ciężki dżins, który stał się kultowy po tym, jak 16 września 2005 r. podczas demonstracji milicjanci zabrali flagę narodową aktywiście Mikicie Sasimowi. Ten zamiast niej podniósł dżinsową kurtkę.
Wybory prezydenckie zostały zaplanowane na 19 marca 2006 r., było czterech kandydatów. Z ugrupowań opozycyjnych kandydowali Alaksandr Kazulin z Białoruskiej Partii Socjaldemokratycznej Hramada, a także Alaksandr Milinkiewicz – jedyny kandydat koalicji partii demokratycznych Zjednoczone Demokratyczne Siły Białorusi (koalicja istniała w latach 2005–2009).
„W 2006 r. gospodarka Łukaszenki osiągnęła szczyt. Opozycja była dobrze zorganizowana nie tylko w dużych miastach, lecz także w regionach” – mówi Milinkiewicz. „Podczas tegorocznej kampanii występowaliśmy pod hasłami: «Wolność, Prawda, Sprawiedliwość»”.
Przed wyborami działacze byli pod presją: milicja ich zatrzymywała, groziła im, uniemożliwiała przyjazd do stolicy. Łukaszenka oficjalnie zdobył 82,6% głosów, a na głównym placu Mińska ponownie zebrali się ludzie.
„Trudno oszacować liczbę uczestników protestu, ponadto w 2006 r. aparat represyjny działał intensywnie, ok. 1500 osób zostało zatrzymanych prewencyjnie” – mówi Dźmitry Barodka.
Protest trwał tydzień, postawiono miasteczko namiotowe.
„W pewnym momencie pojawiła się plotka, że nadchodzą wojska. Pomyślałam: «Będą bić. Nieprzyjemnie». I poszłam roznosić herbatę” – wspomina uczestniczka protestu Daria Katkouskaja w filmie „Płoszcza” reżysera Juryja Chaszczawackiego.
Film o Płoszczy, 2006 r.:
Alternatywne spojrzenie – telewizja państwowa o tym, że protestujący przygotowywali zamach:
25 marca, w Dzień Woli, opozycyjne święto, służby siłą stłumiły protesty. Ich uczestników bito i aresztowano.
„Reżim niezwykle utrudniał kampanię prezydencką w 2006 r. Ale na plac wyszło ponad 30 tys. Białorusinów. Dla nas najważniejsze było to, aby protest [z naszej strony – przyp. red.] był wyjątkowo pokojowy” – mówi Aleksander Milinkiewicz. „Protest miał charakter geopolityczny, opowiadaliśmy się za integracją z Europą. Na demokratów zagłosowało ok. 30% wyborców. Nie wygraliśmy, ale byliśmy dumni z naszej pokojowej «rewolucji godności»”.
Rewolucja się nie powiodła, protesty stopniowo ustawały. Wspomina Alona, która obecnie mieszka w Norwegii [imię i kraj zmieniono na prośbę bohaterki – przyp. red.]:
„Mam flashbacki jak z Wietnamu. Wczoraj jechał za mną powoli radiowóz i prawie pobiegłam. (…) 25 marca 2007 r. Jesteśmy na proteście, stoimy z przyjaciółką i innymi ludźmi w pierwszym rzędzie, bardzo ciasno, a naprzeciwko – OMON. Nie bałam się. Potem zaczęło się tłumienie. W nocy zobaczyłam, że całe moje plecy są w paski po pałce. Wszystko działo się rano i do wieczora nie odczuwałam bólu”.
O kolejnych latach opowiada Pawieł Winahradau – do 2020 r. był rekordzistą pod względem liczby zatrzymań. Łącznie przez ponad 10 lat spędził w aresztach administracyjnych ok. 210 dni, ma za sobą również dwa wyroki karne i strajk głodowy.
„W grudniu 2007 r. odbył się pierwszy protest przedsiębiorców i za to najpierw dostałem 15 dni, a potem, w 2008 r., wytoczono mi moją pierwszą sprawę karną” – wspomina.
Jak Łukaszenka osadził dziewięciu kandydatów i co z tego wynikło
Stopniowy spadek aktywności opozycji i „liberalizacja” w latach 2010–2016
Wyrok Pawła zakończył się przed kolejnymi wyborami prezydenckimi. Chłopak stał się aktywnym pracownikiem sztabu jednego z kandydatów – pisarza Uładzimira Niaklajeu z ruchu obywatelskiego Mów Prawdę.
Zdaniem Pawła opozycja przed wyborami składała się z kilku odmiennych ugrupowań, z których najsilniejsze były: ruch obywatelski Mów Prawdę! z Pawłem Niaklajeu, ruch obywatelski Europejska Białoruś z kandydatem Andrejem Sannikau i Zjednoczona Partia Obywatelska, z której kandydował Jarasłau Ramańczuk.
Wybory zaplanowano na 19 grudnia 2010 r. Kandydowało dziewięć osób, społeczeństwo się ożywiło.
„Ludzie, którzy sądzili, że nic się nie wydarzy, w 2010 r. wychodzili ze swojej skorupy i włączali się w działania” – mówi kandydat Andrej Sannikau w wywiadzie dla Radia Wolność w czerwcu 2020 r.
Ale wybory, jak zawsze, wygrał Łukaszenka, który zdobył 79,65% głosów. Na główny plac stolicy wyszło, według różnych szacunków, od 30 do 60 tys. osób i był to największy protest od 10 lat. Tego samego wieczoru wszystko zakończyło się stłumieniem demonstracji przy Domu Rządowym (siedzibie parlamentu Białorusi).
„Gdyby nie Płoszcza w 2010 r., zajmowałbym się teraz zupełnie innymi rzeczami” – pisze w swoich mediach społecznościowych obrońca praw człowieka z organizacji pozarządowej Human Constanta Alaksiej Kazluk. „Rano zatrzymano ponad 700 ludzi i po raz pierwszy obserwowałem tzw. taśmociąg sądowy, po trzy minuty na osobę”.
Swoistym zwieńczeniem tej kampanii było osadzenie w więzieniach wszystkich kontrkandydatów Łukaszenki, a także niektórych członków ich sztabów. Jedni spędzili tam kilka dni, inni – kilka lat.
Tak pokazano te protesty w telewizji państwowej. Film „Żelazem po szkle”:
Wiosną 2011 r. wszystko się zawaliło. Rubel stracił na wartości, a ludzie godzinami stali w kolejce do kantorów, próbując wymienić ruble na dolary, euro lub cokolwiek innego. Inflacja po raz pierwszy od 2000 r. wyniosła ponad 100%.
W środku tych wydarzeń w mińskim metrze doszło do eksplozji, w której zginęło 15 osób, a ponad 400 zostało rannych. Władze sugerowały, że winna jest opozycja, opozycja – że władze, ale na karę śmierci skazano ostatecznie dwóch robotników.
Latem niezadowoleni studenci wyszli na ulice i do połowy jesieni prowadzili milczące protesty w różnych miastach. Akcje nazywano również „ewolucją mediów społecznościowych”.
„To było po stłumieniu Płoszczy 2010 r., równolegle odbywała się arabska wiosna, w której korzystano z mediów społecznościowych” – mówi Maksim Czarniauski, jeden z organizatorów demonstracji. „Przed wyborami władza dodrukowywała pieniądze, aby podnieść pensje, a po wyborach rubel zaczął tracić na wartości. Niezadowoleni byli przede wszystkim młodzi ludzie, którzy dorastali z internetem. Internet służył jako najprostsza technologia do łączenia ludzi, chcących zademonstrować swoje niezadowolenie z tego, jak rządzono krajem”.
Protesty zakończyły się jesienią. W 2014 r. rubel znów zaczął spadać, ale nikt już nie wyszedł na ulice – wszyscy dyskutowali o nowej rewolucji w Ukrainie i konfrontacji z Rosją, która nastąpiła po niej. Jak zawsze, porównywali to do sytuacji w Białorusi.
Trwało to ponad rok, w wyniku czego w Białorusi coraz częściej zwracali się ku tożsamości narodowej. Na przykład Łukaszenka publicznie wyznawał miłość pisarzowi ludowemu Wasylowi Bykowi, a telewizja państwowa obiecała zwiększyć udział transmisji w języku białoruskim. W społeczeństwie do dobrego tonu należało podkreślanie, że Białoruś nie jest Rosją. Pisały o tym media, takie jak gazeta „Nasza Niwa” czy największy portal Tut.by.
Łukaszenka flirtował jednocześnie z Rosją i z Unią Europejską. Przed wyborami w 2015 r. uwolnił nawet więźniów politycznych, w tym kandydata z 2010 r. Mikałaja Statkiewicza.
W tym czasie pojawił się i szybko stał się popularny bloger Eduard Palczys i jego strona 1863x.com. Palczys pisał o historii i różnych ideologiach, wyjaśniając, kto jest kim na współczesnej białoruskiej scenie politycznej.
„Chciałem osadzić w szerszym kontekście tych rosyjskich propagandystów, którzy w 2014 r. zaczęli atakować Białoruś. Stracili kontakt z rzeczywistością” – wyjaśnia w wywiadzie na stronie Palitviazni.info.
W tym czasie doszło do wielu znaczących wydarzeń, np. Swiatłana Aleksiejewicz, która później stała się istotną postacią białoruskiej polityki, otrzymała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Władze podjęły również decyzję o budowie pierwszej w kraju elektrowni jądrowej, co na długo wpłynęło na retorykę Białoruskiej Partii Zielonych.
Zwolennicy partii opozycyjnych tymczasem mówili o podziale, dawni przywódcy stopniowo odchodzili, a nowych brakowało. Politycy już od 2012 r. dyskutowali o bojkocie wyborów, a w 2015 r. analityk Jury Drakachrust twierdził, że jest mało prawdopodobne, aby doprowadziło to do znaczących zmian.
„W 2015 r. wybory w ogóle się nie odbyły, opozycja świadomie zdecydowała się nie brać w nich udziału” – mówi w wywiadzie dla Radia Wolność kandydat z 2010 r. Andrej Sannikau.
Bojkot wsparło wielu, ale nie wszyscy. Z koalicji Referendum Ludowe została zarejestrowana Tacciana Karatkiewicz, której oficjalna opozycja nie uznała za swoją, jak pisze historyk Anton Lawickij. Jego zdaniem to wskaźnik zmian w samej opozycji.
„Białoruska opozycja przechodzi ważną transformację (…). Pojawienie się Karatkiewicz i jej publiczny wizerunek demokratycznej alternatywy w pewnym stopniu zakopały «kulturę oporu» [wobec agresji obecnej władzy – przyp. red.]”.
Co sama Tacciana mówi o opozycji?
„Kryteria decydujące o tym, czy należysz do opozycji, były dwa: kogo krytykujesz i jak siebie określasz. Jeśli mówisz po białorusku – do 2015 r. dla obywateli oznaczało to, że jesteś w opozycji. Chciałam to zmienić, ciągle używałam symboli narodowych (…). Ale poza tym dużo mówiłam o tym, jakich zmian chcę dla Białorusinów, aby poszerzyć zrozumienie postulatów opozycji: liberalnych reform w gospodarce, uczciwych wyborów i skutecznej administracji publicznej”.
Wybory odbyły się 11 października 2015 r. Oficjalnie Łukaszenka zdobył 83% głosów, a demonstracje po wyborach na mińskim placu stłumiono.
W następnych kilku latach Zieloni często powtarzali, że w Białorusi nie ma ruchów politycznych. Politycy stopniowo włączali się w „oddolną” pracę z ludźmi, np. zajmowali się problemem jakości wody.
Wydawało się, że nadeszła liberalizacja. Częściowo „przywrócono” kulturę narodową. Koszulki z motywami ludowymi i inne towary z symbolami narodowymi stały się bardzo popularne. W 2016 r., po raz pierwszy od 10 lat, do parlamentu weszło dwóch przedstawicieli opozycji.
Ale liberalizacja jest u Łukaszenki zjawiskiem iluzorycznym: bloger Eduard Palczys został oskarżony o ekstremizm, a rok 2016 spędził w więzieniu. W tym samym roku Ministerstwo Sprawiedliwości po raz szósty odmówiło rejestracji partii Białoruska Chrześcijańska Demokracja.
Jak doszło do największych protestów w historii niepodległej Białorusi
Od wspomnień o represjach stalinowskich do kanałów w Telegramie w latach 2017–2020
W następnych latach stało się jasne, że czasy się zmieniły i opozycja nie może pozostać w tyle. Nadeszła pora na technologię, jak podkreśla kandydat z 2006 r. Alaksandr Milinkiewicz:
„Świat wkroczył w erę cyfrową, a Łukaszenka coraz gorzej rozumie współczesnych wykształconych ludzi, z których ok. 90% czerpie informacje z internetu. W końcu został prezydentem przeszłości”.
Burzliwe wydarzenia rozpoczęły się zimą 2017 r. Późnym wieczorem zakończył się w Mińsku podziemny koncert muzyka Alaksandra Pamidorawa. Kilka osób siedzi przy stole, a jedna z nich próbuje przekonać swoich rozmówców: „Wkrótce wyprowadzimy ludzi na ulice” – powtarza.
Trudno jej wierzyć: od dawna nikt nie wychodzi na ulice, wielu stało się sceptykami. Ale mężczyzna miał rację: nadszedł luty, a ludzie wychodzili na ulice nie tylko stolicy, lecz także dużych i małych miast. Protestowali przeciwko dekretowi prezydenta, który chciał nałożyć podatek na wszystkich bezrobotnych. Demonstracje trwały kilka miesięcy.
Równolegle 20 lutego 2017 r. lider organizacji Młody Front Źmicier Daszkiewicz ogłosił rozpoczęcie bezterminowego protestu w uroczysku Kuropaty, gdzie w latach 30. na rozkaz Stalina dokonywano masowych rozstrzeliwań.
Daszkiewicz sprzeciwiał się budowie w tym miejscu centrum biznesowego, ale plac pod inwestycję był już przygotowany. Demonstracja trwała wiele dni i zgromadziła setki osób. Jej apogeum stał się moment, kiedy Źmicer wspiął się na traktor z narodową biało-czerwono-białą flagą. W rezultacie budowa została wstrzymana na początku marca, ale niewielka wachta nadal stoi w uroczysku.
W marcu rozpoczął się proces karny przeciwko kilkudziesięciu członkom organizacji Bieły Legijon, których oskarżano o organizację masowych zamieszek. Nie udowodniono im winy i zwolniono ich kilka miesięcy później.
Zbliżała się ważna dla opozycji i inteligencji data – 100 lat od pierwszego ogłoszenia niepodległości Białorusi 25 marca 1918 r. Partie nie mogły dojść do porozumienia, czy zorganizować tradycyjny marsz protestacyjny.
W tym samym czasie trzy osoby spoza partii uzyskały zgodę władz miasta i zorganizowały obchody z koncertem w centrum Mińska. Ci ludzie to bloger i działacz miejski Anton Matolka, bloger Eduard Palczys (wspomniany już wcześniej) i twórca sklepu Symbal.by, popularyzator symboliki narodowej Pawieł Biełaus. Podkreślali jednocześnie, że podział opozycji jest naciągany.
„Pracujemy nad tym, aby nie dzielić Białorusinów na dobrych i złych, to błąd” – mówi Biełaus w wywiadzie dla portalu Tut.by.
W tym samym duchu wypowiedział się jeden z kandydatów na posłów w wyborach parlamentarnych w 2019 r.:
„Chodzimy na wybory, wspierając się nawzajem, ale nie identyfikujemy się z żadną strukturą opozycyjną. Mamy wspólne interesy: ochronę niepodległości Białorusi” – mówi były członek Zubra i Młodego Frontu Pawieł Juchniewicz w wywiadzie dla „Naszej Niwy”. Ale i w tych wyborach do parlamentu nie dostał się nikt z opozycji (a w 2020 r. Pawieł został więźniem politycznym).
Jednocześnie zaczynała się inna historia, którą przypadkowo przewidziała w 2017 r. była posłanka do parlamentu Wolha Abramawa. Na portalu Tut.by opisała swoją planowaną książkę futurystyczną „Madame Prezydent”:
„Kobieta prezydent nie utrzyma się długo przy władzy. Przeprowadzi reformy i położy fundament (…), niekoniecznie będzie piec ciasta członkom gabinetu, jak Margaret Thatcher. Ale będzie to rząd dobry dla ludzi” – wyjaśnia Abramawa.
Mało prawdopodobne, że Abramawa wiedziała, że podobna historia wydarzy się naprawdę: w marcu 2019 r. Siarhiej Cichanouski postanowił stworzyć na YouTubie kanał o nazwie „Kraj dla życia”, który stał się popularny. Doprowadziło to do jego aresztowania i wyłonienia się przyszłej kandydatki na prezydenta, jego żony Swiatłany Cichanouskiej.
W tym samym czasie pojawił się inny bloger, który później stanie się ważną postacią protestów w 2020 r. – Sciapan Puciła. W 2018 r. stworzył on Telegramie kanał Nexta, a w 2019 r. zorganizował protest i opublikował film „Łukaszenka. Materiały karne”. Jego odbiorcami okazali się młodzi ludzie.
„W naszym pokoleniu nie wszyscy wiedzą, jak Łukaszenka doszedł do władzy” – mówi Dzinis Lazarau [imię zmienione na prośbę bohatera – przyp. red.], 15-letni uczeń. „Ale blogerzy tacy jak Sciopa [Puciła – przyp. red.] mówią o tym i wyciągamy wnioski”
Teraz zarówno Sciapan, jak i jego kanał są w Białorusi uznane za ekstremistyczne, więc media zamiast „Nexta” piszą „kanał, którego nazwy nie można wypowiadać”. To nie żart.
We wrześniu 2019 r. w Deutsche Welle wyemitowano wywiad z byłym białoruskim egzekutorem i byłym członkiem tego samego „szwadronu śmierci”, o którym wspominał kandydat z 2001 r. Hanczaryk.
W wywiadzie Jury Harauski potwierdza, że zaginieni politycy Zacharanka, Hanczar i biznesmen Krasouski zostali zastrzeleni. Sam Harauski w 2018 r. uciekł z Białorusi i poprosił o azyl polityczny w innym kraju. Ale mimo tego wyznania sprawa zaginięcia tych osób w Białorusi nigdy nie została wyjaśniona.
Nadszedł rok 2020, który zasadniczo zmienił poglądy większości Białorusinów na temat swojego społeczeństwa i tego, kogo należy nazywać opozycją.
Najpierw Białorusini zorganizowali się, aby pomóc ofiarom koronawirusa, i cieszyli się, że są prawdziwym społeczeństwem obywatelskim. A potem agenda polityczna stała się ważniejsza niż pandemia.
Wybory zostały zaplanowane na 9 sierpnia 2020 r. Stara opozycja nie zdołała dojść do porozumienia i przedstawić jednego kandydata. Ale i bez niej było 15 chętnych. Niektórzy z nich zostali aresztowani jeszcze przed wyborami, w połowie 2020 r. (bankier Wiktar Babaryka, bloger Siarhiej Cichanouski). Innych nie zarejestrowano, później zaś oskarżono o korupcję i w 2021 r. zażądano ekstradycji z zagranicy (urzędnik i dyplomata Waler Capkała).
Wśród zarejestrowanych najpopularniejszą kandydatką stała Swiatłana Cichanouska. Długo w ogóle nie uważała siebie za polityczkę, ale na jej wiecach wyborczych gromadziły się ogromne tłumy. 9 sierpnia 2020 r. Łukaszenka oficjalnie zdobył ponad 80% głosów i rozpoczął szóstą kadencję. Ale coś poszło nie tak.
„Uważałem się za przedstawiciela mniejszości przez prawie 20 lat, aż do 9 sierpnia. W komisjach wyborczych widzieliśmy prawdziwe liczby: w naszej dzielnicy Nowaja Barawaja [w Mińsku – przyp. red.] za Cichanouską było 85 i 90% głosujących” – mówi Ihnat Baranouski [imię zmienione na prośbę bohatera – przyp. red.].
Takich komisji było sporo.
„Zdecydowana większość wyborców głosowała na Swiatłanę Cichanouską jako jedyną alternatywę dla Łukaszenki. Głosowali, ponieważ jej postulaty były jasne: dymisja tyrana i nowe wybory w krótkim czasie. (…) Prawdziwym liderem dziś stał się protestujący naród” – pisze Andrej Sannikau, kandydat na prezydenta z 2010 r.
Po ogłoszeniu oficjalnych wyników tłum znów wyszedł na ulicy – i nie rozszedł się. „Nie znaliśmy się do tego lata” – uczestnicy powtarzali wers popularnej piosenki, z czasem powstał film o protestach o tym samym tytule.
Ci wolontariusze, którzy pomagali poradzić sobie z pandemią, zajęli się pomocą represjonowanym. Stara opozycja i aktywni obywatele utworzyli Radę Koordynacyjną pokojowej zmiany władzy. Wśród jej członków znaleźli się laureatka Nagrody Nobla Swiatłana Aleksiejewicz, były dyplomata i minister Pawieł Łatuszka, filozofka Wolha Szparaha, przedstawiciele robotników, prawnicy i wielu innych – ponad 5000 osób. Część z nich przebywa obecnie za granicą z powodu prześladowań politycznych.
Protesty trwały całą jesień i nie wygasły nawet pod koniec zimy, choć zatrzymano już ponad 33 tys. ludzi, są też zabici.
„Teraz cieszymy się, że dostaliśmy grzywnę, a nie areszt. I że nie zostaliśmy pobici niemal na śmierć” – mówi o zimowych nastrojach Pawieł Batujeu, działacz z Soligorska.
70% protestujących wyszło na ulice po raz pierwszy, większość to kobiety, jak wynika z badania, które jesienią 2020 r. przedstawił Uniwersytet Harvarda.
„Ludzie idą tą samą drogą, co my wcześniej, ale to już inne twarze. Nie ma ciągłości. Gdzie są ci wszyscy, którzy kiedyś mówili nam, że trzeba zebrać siły?” – pyta aktywista Illa Chorus.
Podczas gdy partie nie pomogły, a ludzie radzą sobie sami, na początku marca z zapartym tchem czekali na premierę opublikowanego przez zespół blogera Sciapana Puciły filmu „Złote dno”. Niektórzy nazywają go „rezonansem”, inni uważają za zbiór znanych od dawna faktów. Jednak w ciągu pierwszych trzech dni ponad trzy miliony osób obejrzało półtoragodzinny materiał, który autorzy nazwali śledztwem w sprawie bogactw Łukaszenki.
Kolejne wydarzenie, które również miało mieć charakter masowy, zyskało jednak mniejszy rozgłos. Mowa o żądaniu negocjacji między Swiatłaną Cichanouską a Alaksandrem Łukaszenką. Głosowanie w tej sprawie odbywa się na platformie Gołos, wykorzystywanej wcześniej do alternatywnego liczenia głosów w wyborach. Jednak tylko ok. 700 tys. użytkowników głosowało za negocjacjami w ciągu pierwszych pięciu dni, licząc od 18 marca.
Jeśli do negocjacji dojdzie i zakończą się one sukcesem, nastąpi przekazanie władzy. Nad stabilnością państwa w tym okresie czuwałby Ludowy Zarząd Antykryzysowy (NAU) pod kierownictwem byłego dyplomaty Pawła Łatuszki.
Czy praca NAU będzie potrzebna? Efektów kryzysu politycznego nikt nie może powiedzieć na pewno, w przeciwieństwie do skutków kryzysu gospodarczego: wielkość długu zagranicznego bije wszystkie rekordy, a dostęp do inwestycji pogorszył się ze względu na sytuację polityczną.
Co dalej? W sieci wciąż pojawiają się informacje o tym, jak dokładnie doszło do represji w ciągu ostatnich niemal ośmiu miesięcy. Inicjatywa ByPol, stworzona przez byłych funkcjonariuszy służb siłowych, publikuje w formie nagrań wideo dowody przestępstw popełnionych przez siłowników. Trwają procesy uczestników protestów i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, a jak się okazało, wyrok można dostać nawet za taniec przed samochodem milicji, o czym świadczy przypadek Ihara Bancera.
I chociaż napięcie w społeczeństwie nie opada, nie widać jeszcze rozwiązania. Kolejnym przełomowym dniem dla opozycji, i nie tylko dla niej, może być 25 marca – nieoficjalne święto niepodległości, które do tej pory co roku stawało się dla Białorusinów okazją do wyjścia na plac.
—
Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.