Około 40 tysięcy osób z całego świata przyjechało kilka lat temu na tereny Syrii i Iraku z bronią w ręku, aby wesprzeć budowę samozwańczego kalifatu. Losy większości z nich są dziś nieznane.
ISIS utraciło większość kontrolowanych przez siebie obszarów. Zajmują one około trzech procent terytorium Syrii. Bojownicy zostali zepchnięci na pustynię we wschodniej części kraju. Chociaż faktycznie ich wpływy są większe. W miastach i wioskach w prowincji Dajr az-Zaur – zgodnie ze słowami mieszkańców – wciąż znajduje się wiele komórek bojowników, które czekają na rozkazy. Podobnie jest w Rakce, która została zdobyta przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) w połowie października 2017 r.
Prowadzona przez nie walka partyzancka utrudnia ich pokonanie. Do tego dżihadyści dostali szansę na złapanie oddechu. Reżim skupił się na ofensywie w Idlib, którą prowadzi przeciwko Hajat Tahrir asz-Szam (powiązanej z Al-Kaidą) oraz innym grupom. Tę sytuację próbuje wykorzystać ISIS, które wciąż zajmuje niewielkie terytorium w tym regionie. Z kolei Kurdowie z SDF większość sił skupili na obronie regionu Afrin, który 20 stycznia zaatakowała Turcja. Do tego dochodzi do starć między SDF a reżimem we wschodniej Syrii.
Na wolności wciąż pozostaje lider ISIS, Abu Bakr al-Baghdadi.
Iracka wojna jeszcze się nie skończyła
7 lutego irackie służby bezpieczeństwa i szyickie bojówki, al-Haszd asz-Sza’abi (Siły Mobilizacji Ludowej) we współpracy z kurdyjskimi jednostkami, przeprowadziły operację w okolicy miasta Tuz Churmatu. Wspierane z powietrza przez amerykańskie samoloty, miały usunąć zagrożenie ze strony bojowników ISIS, niszcząc 50 ich pozycji. W ostatnich miesiącach Tuz Churmatu i pobliskie wioski w północnym Iraku były kilkukrotnie ostrzeliwane z moździerzy. Po raz ostatni do ostrzału doszło 8 stycznia, gdy na miasto spadło pięć pocisków moździerzowych. W tej okolicy działają przynajmniej dwie grupy bojowników.
Pierwsza to tzw. Armia Wyzwolenia, w skład której wchodzą Kurdowie. Jej bojownicy nie pogodzili się z utratą spornych terytoriów po referendum niepodległościowym, przeprowadzonym przez władze irackiego Kurdystanu 25 września 2017 r. Tzw. Armia Wyzwolenia postanowiła więc toczyć walkę zbrojną z irackimi siłami.
Druga grupa to tzw. Białe Flagi. Na ich sztandarach widnieje wizerunek lwa. Najprawdopodobniej są powiązani z ISIS i to w nich wymierzona była operacja.
Nie tylko region w pobliżu Tuz Churmatu jest niebezpieczny. Niepokojące informacje docierają też z okolic Mosulu. Tam wciąż operują komórki dżihadystów i służby bezpieczeństwa regularnie prowadzą wymierzone przeciwko nim operacje.
Według szacunków koalicji międzynarodowej w Iraku działa mniej niż tysiąc dżihadystów, którym udało się uciec m.in. z Mosulu.
Droga ewakuacji
Nie każdy z dżihadystów może wtopić się w otoczenie lub znaleźć bezpieczną kryjówkę. Wielu z nich postanowiło wydostać się z Syrii, korzystając z pomocy przemytników. Ze śledztwa przeprowadzonego przez dziennikarzy portalu BuzzFeed wynika, że w 2017 r. turecka straż graniczna przechwycała miesięcznie średnio tysiąc osób, próbujących przekroczyć nielegalnie granicę. Rzadko, ale zdarzały się przypadki, że były to osoby powiązane z ISIS. Dżihadyści podróżowali z przemytnikami, którzy potrafili omijać posterunki i sprawnie przekraczać granicę. Większość z nich miała pozostać w Turcji i czekać na dalsze rozkazy. Inni próbują przedostać się do Europy szlakiem uchodźczym lub dostać się do innych państw.
Jak docierają do granicy? Jak pisze portal „National”, podążają przez terytoria SDF, Wolnej Syryjskiej Armii i innych grup opozycyjnych. Jest to możliwe dzięki skomplikowanym szlakom i rozbudowanym siatkom przemytniczym. Ceny wahają się od dwóch do kilkudziesięciu tysięcy dolarów za osobę i zależą od pochodzenia bojownika i jego pozycji.
Rozproszeni po świecie
Na początku lutego potwierdziła się informacja, że złapano ostatnich „Beatlesów”. Tak nazywano czteroosobową grupę brytyjskich dżihadystów, odpowiedzialnych za tortury i egzekucje. Według amerykańskich władz było ich przynajmniej 27. Ich lider, Mohammed Emwazi („Jihadi John”), znany szerzej z zabijania zakładników, zginął w trakcie nalotów w 2015 r. Aine Davis odbywa siedmioletnią karę więzienia w Turcji za członkostwo w grupie terrorystycznej. W połowie stycznia SDF w trakcie walk we wschodniej Syrii zatrzymało pozostałych dwóch „Beatlesów” – Alexandra Koteya i El Shafee Elsheikha.
Wciąż nie znamy dokładnej liczby zagranicznych bojowników, którzy zginęli w trakcie walk. Nie wiadomo też, gdzie się podziali ci, którzy przeżyli. Dane wywiadów są wybrakowane.
Około 40 tysięcy osób z całego świata przyjechało wesprzeć budowę samozwańczego kalifatu z bronią w ręku. Jak ustaliła agencja AFP, z Francji wyjechało w tym celu 1700 osób, z czego od 400 do 450 zginęło, 250 wróciło do kraju, a około 500 – według danych z początku grudnia – wciąż walczyło. Czyli w praktyce gdzieś zniknęło. Najprawdopodobniej dołączyli do walk w innych punktach zapalnych, skierowali się do baz lub czekają w ukryciu na rozkazy. Mogą więc być np. na Filipinach, w Egipcie, Afganistanie czy na Bałkanach.
Bojownicy ISIS utracili wpływy w Syrii, ale wciąż są aktywni na różnych kontynentach. 24 listopada dokonali zamachu na suficki meczet w Bir al-Abed w Egipcie, w rezultacie którego zginęło 305 osób. To najkrwawszy zamach terrorystyczny w historii współczesnego Egiptu. Niedawno egipskie siły bezpieczeństwa rozpoczęły operację na półwyspie Synaj, gdzie znajdują się dżihadyści.
Bojownicy, którzy wrócili
Największe obawy wśród mieszkańców Europy i USA budzą ci, którzy wrócili do domów. Wielu z nich może stanowić zagrożenie – ale to nie znaczy, że należy ulegać panice, jak przekonuje ostatni raport Georgetown University. Jego autorzy przeanalizowali 153 przypadki osób, które zostały zatrzymane z powodu incydentów związanych z ISIS. 50 z nich wpadło, zanim udało im się wyjechać. Do 1 stycznia 2018 r. żadnej z pozostałych 103 osób nie udało się dokonać ataku terrorystycznego. Spośród 12, które wróciły do kraju i zostały zidentyfikowane, tylko jedna twierdzi, że jej celem był atak wewnątrz kraju.
Autorzy podkreślają, że „podróżnicy” – jak nazywani są w raporcie wracający do domów byli bojownicy – stanowią zagrożenie, ale nie musi być ono związane z zamachami, ale na przykład z budowaniem przez nich siatek lub udzielaniem pomocy innym w dostaniu się do kraju.
Warto jednak odnotować, że od 2011 do 2017 r. w Stanach Zjednoczonych doszło do 22 ataków terrorystycznych, które były motywowane fundamentalizmem islamskim. Żaden z nich nie został przeprowadzony przez osobę, która była w Syrii lub Iraku.
Na zdjęciu: Bojownicy Syryjskich Sił Demokratycznych palą flagę Państwa Islamskiego na posterunku w Rakce.