Prawosławna Cerkiew Ukrainy – między wiarą a polityką
Niezależna Cerkiew stała się faktem i można to uznać za jedno w ważniejszych wydarzeń w historii niepodległej Ukrainy, mające wymiar nie tylko duchowy, ale również polityczny. To niewątpliwie sukces Petra Poroszenki, którego notowania według badań przeprowadzonych po utworzeniu nowej Cerkwi wzrosły. Czy tomos pomoże mu zwyciężyć w wyborach pod koniec marca? Jest też szereg innych pytań. Najistotniejsze brzmi: jak będzie przebiegał proces rozszerzania ukraińskiej Cerkwi i czy zostanie ona uznana przez świat prawosławny?
6 stycznia w Stambule, w kościele św. Jerzego na Fanarze, Bartłomiej I podczas nabożeństwa wręczył metropolicie Epifaniuszowi tomos potwierdzający kanoniczność nowo stworzonej prawosławnej Cerkwi Ukrainy. To koniec formalnego procesu tworzenia nowej autokefalicznej Cerkwi, ale dopiero początek procesu tworzenia Cerkwi powszechnej, która obejmie całą Ukrainę. Trudno dzisiaj ocenić, ile ów proces potrwa. Być może ustawa regulująca zmianę przynależności parafii do konfesji, przyjęta przez Radę Najwyższą 17 stycznia, pomoże go przyśpieszyć.
Tak czy inaczej, przed niezależną Cerkwią stoi sporo problemów, które wynikają przede wszystkim z negatywnego nastawienia Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego (UPC PM) i jej zwierzchnika – Cerkwi rosyjskiej (RPC). Żadna z cerkwi nie przyjmuje ostatnich wydarzeń do wiadomości, co znajduje odbicie w wypowiedziach niektórych rosyjskich polityków.
Jak doszło do powstania niezależnej Cerkwi
Uzyskanie autokefalii odbyło się szybko – zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę wcześniejsze próby Kijowa. Jeszcze pod koniec istnienia ZSRR, kiedy nastąpiło odrodzenie życia religijnego, swoją działalność odnowiły na Ukrainie Cerkiew greckokatolicka i autokefaliczna Cerkiew prawosławna (UAPC). Również w ukraińskim egzarchacie RPC narastały żądania zwiększenia swobód i nadania Kijowowi autokefalii.
W styczniu 1990 r. synod RPC w Moskwie spełnił te postulaty tylko częściowo – zezwolono na używanie nazwy „Ukraińska Cerkiew Prawosławna”, instytucja uzyskała też pewne swobody w organizacji wewnętrznego życia religijnego w Ukrainie. Wkrótce zostały one jeszcze wzmocnione, dawały więc pozory samodzielności. Jednocześnie RPC odrzucała możliwość nadania pełnej autokefalii.
Stanowisko RPC oraz kwestie personalne wśród hierarchów ukraińskich i rosyjskich doprowadziły do podziału i ogłoszenia w 1992 r. powstania Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi Patriarchatu Kijowskiego (UPC PK). W konsekwencji na Ukrainie do grudnia 2018 r. funkcjonowały równolegle trzy prawosławne Cerkwie: UPC PM, UPC PK i UAPC, przy czym UPC PM i RPC – jej zwierzchnik – nie uznawały kanoniczności pozostałych dwóch.
W 2008 r. wydawało się, że może nastąpić przełom i uda się wszcząć proces uznania UPC PK przez Konstantynopol. Sprzyjał temu prezydent Wiktor Juszczenko. Podczas obchodów 1020. rocznicy chrztu Rusi Kijowskiej do Kijowa przybył patriarcha konstantynopolski Bartłomiej I. Próby zjednoczenia chociażby UPC PK i UACP, mimo wsparcia ze strony władz, zakończyły się wtedy niepowodzeniem.
Dlatego kiedy 17 kwietnia 2018 r. prezydent Petro Poroszenko spotkał się nagle z przedstawicielami frakcji parlamentarnych i ogłosił, że Ukraina otrzyma w niedługim czasie tomos, wielu odniosło się do tego sceptycznie. Wcześniej, 9 kwietnia prezydent przebywał w Stambule, gdzie spotkał się z patriarchą Bartłomiejem I, ale dopiero 17 kwietnia stało się jasne dlaczego.
Współprzewodniczący Bloku Opozycyjnego – Wadym Nowiński, zaangażowany w poparcie dla UPC PM, wyraził wówczas przekonanie, że patriarcha Bartłomiej nie poprze inicjatywy Poroszenki, a prezydent „oszukuje naród”. Inni zarzucili Poroszence, iż chce wykorzystać temat autokefalii w celach politycznych, w związku z nadchodzącymi wyborami.
I rzeczywiście: prezydentowi, którego notowania znacznie się pogorszyły po Nowym Roku, gdy światło dzienne ujrzała informacja o kosztującym pół miliona dolarów odpoczynku Poroszenki z rodziną na Malediwach, sukces w postaci tomosu był bez wątpienia potrzebny. Ale tomos był przede wszystkim potrzebny samej Ukrainie, Ukraińcom, wiernym chcącym uniezależnić się od Rosji.
Oznaczało to jednak ostry sprzeciw ze strony UPC PM oraz konflikt nie tylko z RPC, ale w istocie z Rosją. Kreml natychmiast opowiedział się za jednością, rozumianą jako podległość Cerkwi ukraińskiej. Ale proces został rozpoczęty. UPC PK i UAPC poparły inicjatywę prezydenta, a 19 kwietnia Rada Najwyższa Ukrainy również opowiedziała się za.
Rzecznik prasowy prezydenta Rosji – Dmitrij Pieskow oświadczył 19 kwietnia 2018 r., że Rosja nie popiera działań „ukierunkowanych na rozbicie Cerkwi”.
– Pragnę podkreślić, że ukraińska Cerkiew, powszechna, autokefaliczna, jest kluczowym elementem naszej państwowości i naszej niezależności. Bo armia broni ukraińskiej ziemi, język broni ukraińskiego serca, a Cerkiew broni ukraińskiej duszy – odpowiedział na rosyjskie zarzuty prezydent Ukrainy w popularnym programie typu talk-show Swoboda słowa na kanale ICTV 23 kwietnia i dodał: – Obecnie widzimy fatalną sytuację, w której Ukraina jest terytorium kanonicznym Federacji Rosyjskiej. Czy to nie są pretensje terytorialne? Ja, podobnie jak większość Ukraińców, jestem przekonany, że terytorium kanonicznym Ukrainy jest Ukraina. I nie ma żadnych innych wariantów.
Niezależnie od krytyki i gróźb ze strony UPC PM, RPC i rosyjskich polityków kolejne miesiące pokazały, że nadanie autokefalii jest w zasięgu możliwości. Potwierdzały to przede wszystkim działania i determinacja Konstantynopola, bo to od niego zależało, czy ukraińska Cerkiew otrzyma autokefalię.
31 sierpnia zwierzchnik RPC Cyryl I spotkał się z patriarchą Konstantynopola i próbował go przekonać do odłożenia decyzji w sprawie Ukrainy. Bartłomiej jednak się nie ugiął i na początku września odbyła się Synaksa Patriarchatu Konstantynopolskiego, podczas której udowodniono, że Konstantynopol wciąż ma prawa kanoniczne do terytorium wyznaniowego Ukrainy. We wrześniu patriarcha Bartłomiej wyznaczył dwóch swoich egzarchów na Ukrainie. Mieli oni organizować rozmowy dotyczące autokefalii i pomagać w procesie jednoczenia Cerkwi na Ukrainie.
11 października synod Patriarchatu Konstantynopolskiego w Stambule podjął decyzję o podpisaniu tomosu o ukraińskiej autokefalii. Ważnym krokiem poprzedzającym było zdjęcie anatemy z patriarchy UPC PK – Filareta i patriarchy UAPC – Makarija, co równało się uznaniu tych dwóch Cerkwi za kanoniczne.
Oznaczało to przywrócenie władzy Konstantynopola nad Ukrainą w kwestiach religijnych. Odpowiadając na zarzuty przedstawicieli RPC, mówiono, że do roku 1686 prawosławna metropolia kijowska była podporządkowana Patriarchatowi Konstantynopolskiemu, następnie Konstantynopol pozwolił patriarsze moskiewskiemu na tymczasowe zarządzanie metropolią kijowską. Na tym właśnie Konstantynopol oparł swoje prawo do nadania autokefalii.
Październikowy synod w Stambule oczyścił pole i dał zielone światło dla stworzenia autokefalicznej Cerkwi na Ukrainie. Kolejnym krokiem miał być sobór zjednoczeniowy, w którym uczestniczyliby przedstawiciele trzech Cerkwi działających na Ukrainie. Główne pytanie dotyczyło tego, czy w spotkaniu wezmą udział przedstawiciele UPC PM.
Nie wszystko tak gładko
Przed soborem zjednoczeniowym nowa Cerkiew miała otrzymać swój statut. Początkowo zakładano, że napiszą go samodzielnie uczestnicy procesu, ale próby stworzenia dokumentu wywołały napięcia między przedstawicielami UPC PK i UAPC. W konsekwencji napisaniem statutu zajął się sam Patriarchat Konstantynopolski. 29 listopada dokument został zatwierdzony na synodzie w Stambule i przekazany do Kijowa.
To tylko utwierdziło opinię oponentów, iż nowa Cerkiew będzie w pełni zależna od Konstantynopola. Wskazywano przede wszystkim, że jej zwierzchnik nie będzie nosił tytułu patriarchy, ale metropolity, co miałoby świadczyć o podporządkowaniu Patriarchatowi Konstantynopolskiemu. Jednak, jak wskazują ukraińscy eksperci, jest to tradycyjny tytuł osoby zajmującej tron katedry kijowskiej. A droga od metropolity do patriarchy nie jest zamknięta, więc kiedy nowa Cerkiew okrzepnie i stanie się rzeczywiście powszechna, może nastąpić zmiana.
Co jeszcze ważniejsze, w statucie zapisano, że Cerkiew Ukrainy jest autokefaliczna, kieruje się Pismem Świętym, kanonami, tomosem i statutem. Jak wskazuje ukraiński dziennikarz Roman Romaniuk z „Ukraińskiej Prawdy”, śledzący dokładnie proces nadawania autokefalii, rola Konstantynopola ograniczy się do roli arbitra.
Ostatecznie sobór zjednoczeniowy wyznaczono na 15 grudnia. Mówiło się, że może w nim wziąć udział 10 biskupów UPC PM, ostatecznie pojawiło się tylko dwóch.
Obserwatorom z zewnątrz wydawało się, że proces zatwierdzenia tak złożonej instytucji, jaką jest nowa Cerkiew, przebiegł niezwykle szybko – zajęło to zaledwie jeden dzień. Jednak w kuluarach soboru toczyła się ostra walka. Zwierzchnik UPC PK Filaret pod wpływem Konstantynopola co prawda zrezygnował z pretendowania do tronu zwierzchnika nowej Cerkwi, ale jednocześnie wysunął kandydaturę swojego protegowanego – 39-letniego biskupa Epifaniusza, który dzięki wsparciu Filareta pokonał drogę od seminarzysty do metropolity i rektora Akademii Teologicznej.
Niemniej na soborze okazało się, że Epifaniusz ma konkurentów. Kandydować zdecydował się również Michaił, metropolita łucki UPC PK, choć Filaret spodziewał się, że UPC PK skonsoliduje się wokół jego kandydata. Ponadto niespodziewanie swoją kandydaturę wysunął jeden z obecnych biskupów UPC PM – metropolita winnicki Symeon. Pierwsze głosowanie zakończyło się 80 głosami dla Epifaniusza, 50 dla Symeona i 30 dla Michaiła.
Podobno Filaret zagroził nawet, że opuści sobór, jeśli Michaił nie wycofa swojej kandydatury. Wtrącił się też sam Poroszenko, który namawiał Michaiła do ustępstw. Ostatecznie metropolita łucki się zgodził i zwierzchnikiem ukraińskiej Cerkwi został Epifaniusz.
Dalej wszystko odbyło się według planu. 6 stycznia w Stambule, podczas uroczystej liturgii, Bartłomiej wręczył Epifaniuszowi podpisany dzień wcześniej tomos. Prawosławna Cerkiew Ukrainy (PCU) stała się faktem.
Od autokefalii do Cerkwi powszechnej
Formalne ustanowienie PCU to jednak dopiero początek drogi do utworzenia Cerkwi, która zdoła przyciągnąć większość prawosławnych wiernych na Ukrainie.
Zgodnie z danymi z 1 stycznia 2018 r. do UPC PM należało 12 348 parafii, do UPC PK – 5167, a do UAPC – 1167. Zasadnicze pytanie brzmi: ilu wiernych (ile parafii) Patriarchatu Moskiewskiego przejdzie do nowej Cerkwi i jak szybko? Na razie wiemy, że od połowy grudnia do PCU przystąpiło 78 parafii (stan na 18 stycznia) należących wcześniej do PM.
W prognozowaniu pomóc mogą badania socjologiczne przeprowadzone w marcu 2018 r., podczas których 42,6% osób deklarujących przynależność do prawosławia identyfikowało się z UPC PK, 19,1% – UPC PM, a 0,4% – z UAPC. Aż 34,8% badanych określiło siebie po prostu jako prawosławnych, a 2,8% odpowiedziało, że nie wie. W badaniach nie uwzględniono respondentów, którzy zgłaszali przynależność do RPC, oraz tych, którzy nie odpowiedzieli na pytanie.
W wynikach przedstawionych przez Centrum Razumkowa najważniejsza jest tendencja zaobserwowana w okresie prowadzenia badań (2010–2018). Widać przede wszystkim spadek liczby osób utożsamiających się z prawosławiem oraz ludzi identyfikujących się z PM – z 34,5% do 19,1%. Wzrosła natomiast liczba Ukraińców deklarujących przynależność do PK – z 22,1% do 42,6%.
Na początku 2018 r. 27% Ukraińców uważało, że „prawosławni Ukrainy mają się jednoczyć wokół UPC PK”, a 23% – że „prawosławne Cerkwie Ukrainy powinny się połączyć w jedną, która będzie się domagała niezależności”.
W okresie 2010–2018 istotnie spadła liczba osób, których zdaniem „ukraińska prawosławna Cerkiew ma pozostać częścią Cerkwi rosyjskiej” – z 22 do 9 % (najwięcej zwolenników RPC, 18%, jest na wschodzie Ukrainy, najmniej, 0,6% – na zachodzie). Ale jednocześnie 37% respondentów było niezdecydowanych lub obojętnych.
Warto też zaznaczyć, że z 72% Ukraińców określających siebie jako osoby wierzące tylko 58% chodzi do kościoła. Poziom religijności wyraźnie zależy od regionu. Najwięcej wierzących jest na zachodzie Ukrainy – 91%, podczas gdy na południu odsetek spada do 59%.
Być może proces przechodzenia wiernych do nowej Cerkwi przyśpieszy ustawa o zmianie przynależności parafii do konfesji, przyjęta 17 stycznia przez ukraiński parlament. Zakłada ona, że przynależność do wspólnoty religijnej opiera się na swobodzie wyboru i statucie danej grupy wyznaniowej, a „państwo uznaje prawo grupy wyznaniowej do jej podległości w kwestiach kanonicznych i organizacyjnych jakiemukolwiek działającemu na Ukrainie lub za granicą centrum religijnemu oraz swobodną zmianę przynależności drogą rejestracji nowej redakcji statutu i/albo wniesienia odpowiednich zmian do statutu”.
Zmiany przynależności wspólnoty religijnej odbywać się mają podczas zgromadzenia ogólnego zwołanego przez członków, na którym co najmniej 2/3 obecnych podejmie stosowną decyzję.
Przyjęta ustawa faktycznie legitymizuje dotychczasowe zmiany przynależności dokonywane przez parafian PM, którzy większością głosów podejmowali decyzję o przejściu pod zwierzchnictwo PCU. Tyle że nie wszędzie proces ten przebiega spokojnie. W niektórych parafiach wbrew woli wiernych występują miejscowi i przyjezdni księża PM.
Mniejszym, ale również istotnym problemem jest uznanie PCU przez inne Cerkwie. RPC swojego stanowiska o nieuznawaniu zapewne nie zmieni jeszcze długo. Z punktu widzenia Rosji ukraińska autokefalia oznacza nie tylko zmniejszenie wpływów religijnych (a pośrednio także politycznych) na Ukrainie, ale również porażkę w wymiarze międzynarodowym – RPC uznawała się bowiem za centrum wschodniego prawosławia. Stanowisko rosyjskie zdecydowanie popierają dwie Cerkwie: polska i serbska, tradycyjnie bliskie RPC. Do eucharystycznego dialogu z PCU przystąpiła Cerkiew Grecji. Oczekuje się, że w najbliższych miesiącach swoje stanowisko ogłosi część pozostałych Cerkwi prawosławnych. Z czasem, w zależności od przebiegu upowszechniania się ukraińskiej Cerkwi, można się spodziewać szerszej akceptacji nowej instytucji w świecie prawosławia.
Tomos tournée, czyli polityczne dywidendy prezydenta
Poroszenko bez wątpienia przejdzie do ukraińskiej historii jako ten, kto przyczynił się do stworzenia niezależnej Cerkwi. Ale też od początku było wiadomo, że autokefalia ma posłużyć prezydentowi w jego politycznych planach.
Już wiosną 2018 r., czyli niemal na rok przed wyborami, nieoficjalna kampania wyborcza prezydenta opierała się na haśle złożonym z trzech słów: „Armia, język, wiara”.
W mediach regularnie pojawiają się informacje o nowym sprzęcie wojskowym przekazywanym przez Poroszenkę ukraińskim siłom zbrojnym. Kwestia języka ukraińskiego jest ważna dla wyborców patriotów, na których bazuje prezydent. Ale to wiara – przyznanie tomosu ukraińskiej Cerkwi w tak krótkim czasie, zwłaszcza w kontekście wcześniejszych prób – okazała się największym sukcesem. Trudno się więc dziwić, że prezydent tuż przed wyborami stara się ten kapitał wykorzystać w kampanii. I przynajmniej w pierwszym etapie, czyli zaraz po utworzeniu PCU, przyniosło to Poroszence wymierne korzyści w postaci wzrostu poparcia.
Badania socjologiczne przeprowadzone przez Fundację „Demokratyczne Inicjatywy” w drugiej połowie grudnia pokazały, że w porównaniu z poprzednim sondażem poparcie dla obecnego prezydenta wzrosło o 4%. Wynik 13,8% daje mu drugą pozycję w notowaniach wyborczych, zaraz po Julii Tymoszenko (16,1%).
Od 10 stycznia trwa prezentacja tomosu w regionach Ukrainy. Do 17 stycznia dokument został pokazany w Równem, Zdołbunowie, Łucku, Winnicy, Boryspolu i Żytomierzu. W prezentacjach uczestniczy prezydent Ukrainy, co sprawia, że jego oponenci ironicznie mówią o „tomos tournée”. Z jednej strony nikt nie umniejsza roli Poroszenki w otrzymaniu autokefalii, ale z drugiej można w udziale prezydenta w prezentacjach tomosu dopatrzyć się elementów kampanii wyborczej. Zwłaszcza że do wyborów pozostało już nie tak wiele czasu (co ciekawe, Poroszenko wciąż nie zarejestrował oficjalnie swojej kandydatury, nastąpi to prawdopodobnie dopiero na początku lutego).
Nie wiadomo, w jaki sposób otrzymanie autokefalii ostatecznie wpłynie na rezultat wyborczy obecnego prezydenta. Sam tomos do zwycięstwa raczej nie wystarczy, ale o tym zadecydują wyborcy 31 marca.
Tymczasem krytykowane są niektóre wypowiedzi prezydenta związane z tomosem. – Nasza droga to UE. Nasza droga to NATO. Nasza droga to pokój i dobrobyt, to wzmocnienie ukraińskiej państwowości i godności ukraińskich obywateli. Powtarzam raz jeszcze: pokazaliśmy całemu światu, że jesteśmy w stanie zwyciężać na tym szlaku. I jeszcze raz powrócę do tomosu: to zwycięstwo Ukrainy i przegrana Rosji, nie mniej ważna, a może ważniejsza, niż zwycięstwo na froncie. To właśnie jest fundament państwa. I dlatego dla nas dzisiaj jest to tak istotne – powiedział 15 stycznia Poroszenko.
Słowa te oburzyły Masiego Najema, znanego adwokata i uczestnika wojny na wschodzie Ukrainy. „Wypowiem się teraz nie jak adwokat. Nawet nie jak wyborca. Ale jak człowiek, który służył. Trudno mi sobie wyobrazić emocje moich rodziców, jeślibym nie wrócił, albo wrócił bez ręki lub nogi, a głównodowodzący uznałby, że nie zasługuję na miano zwycięzcy… Jak coś takiego można było powiedzieć w walczącym kraju? On na tyle zwrócił się twarzą do religijnego elektoratu, że nie zauważył, jak stanął plecami do krewnych tych, kto zginęli…” – napisał na Facebooku Najem.