W Białorusi jest 702 więźniów politycznych [stan na 28 września – przyp. red.]. Od początku kampanii wyborczej 2020 r. ta liczba stale wzrasta. Dla porównania, we wszystkich innych państwach byłego ZSRR razem wziętych nie ma tylu więźniów politycznych, ilu jest obecnie w samej Białorusi.
Minął już rok od początku protestów. Państwa zachodnie wprowadzają sankcje. Np. Unia Europejska przyjęła cztery pakiety sankcyjne i już pracuje nad piątym. W poprzednich latach takie mechanizmy rzeczywiście miały wpływ na uwolnienie więźniów politycznych, tak jak to się stało w 2015 r. Wśród uwolnionych wówczas osób był kandydat na prezydenta Białorusi w 2010 r. Mikałaj Statkiewicz.
„22 sierpnia 2015 r. Mikałaj razem z pięcioma innymi więźniami politycznymi wyszli na wolność m.in. pod wpływem sankcyjnego nacisku na reżim. Oprócz samych sankcji najważniejszym argumentem jest stosunek społeczeństwa międzynarodowego do reżimu białoruskiego i jemu podobnych. Solidarność się kruszy, jeżeli zaczynają się wahania lub negocjacje poszczególnych państw dotyczące konkretnych osób. To wydłuża czas przetrzymywania innych więźniów politycznych, dlatego tylko solidarność pomoże nam jak najszybciej przytulić naszych bliskich” – mówi żona Mikałaja Maryna Adamowicz.
Statkiewicz znowu jest więźniem politycznym. Został zatrzymany 31 maja 2020 r., ale proces sądowy zaczął się dopiero pod koniec czerwca 2021 r. Zanim do tego doszło, kilka razy zmieniano stawiane mu zarzuty, a propagandyści zdążyli nagrać kilka filmów dla telewizji państwowej.
Oprócz pośrednictwa adwokata jedyną formą komunikacji ze światem zza krat są listy. Maryna Adamowicz mówi, że jej mąż Mikałaj pisze do niej w określone dni, żeby mogła kontrolować korespondencję, bo nie wszystkie listy do niej docierają.
„Dzisiaj [17 września – przyp. red.] dostałam od niego list z datą 12 września, a poprzedni był z 1 września. Między nimi miałam dostać jeszcze co najmniej dwa listy. Wygląda na to, że nie zawsze wychodzą regularnie, ale nie wiem, czym się kierują cenzorzy lub ktoś, kto tym zarządza. Często ma na to wpływ ogólny nastrój w kraju i przerwy w listach od Mikałaja zbiegają się z przerwami u innych więźniów” – opowiada Maryna Adamowicz.
Z czasem listy stały się podstawową formą komunikacji nie tylko dla krewnych więźniów. Do zatrzymanych zaczęli pisać solidaryzujący się z nimi Białorusini z różnych zakątków kraju. Więźniowie nieraz opowiadali, że liczba listów, zwłaszcza tych zza granicy, znacząco wpływa na zachowanie wobec więźnia zarówno ze strony administracji, jak i sąsiadów z celi. Dlatego wielu polityków, aktywistów i zwykłych ludzi pisze do białoruskich więzień, żeby wesprzeć ludzi, czasem zupełnie im obcych.
Kto jest uznawany za więźnia politycznego
Od lat istnieje opracowane przez obrońców praw człowieka z Azerbejdżanu, Białorusi, Gruzji, Litwy, Polski, Rosji i Ukrainy rozporządzenie, które określa, kogo można uznać za więźnia politycznego. Przy przygotowywaniu dokumentu prawnicy wykorzystywali doświadczenie Rady Europy, Amnesty International i organizacji zajmujących się obroną praw człowieka z różnych państw.
Zgodnie z rozporządzeniem więźniem politycznym jest osoba, którą pozbawiono wolności z powodu wyrażanych przez nią poglądów politycznych lub innych, a także w związku z pokojowym nawoływaniem do uszanowania praw do wolności myśli oraz wypowiedzi, pokojowych zgromadzeń oraz innych praw i wolności gwarantowanych przez Międzynarodowy pakt praw obywatelskich i politycznych lub Europejską konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności; z powodu działań pokojowych mających na celu ochronę praw człowieka i podstawowych wolności; ze względu na płeć, rasę, kolor skóry, język, religię, pochodzenie narodowe, etniczne, społeczne, rodowe lub obywatelskie, orientację seksualną i tożsamość płciową, status majątkowy albo inne cechy bądź ze względu na trwały związek ze społecznościami zjednoczonymi przez takie cechy.
Obrońcy praw człowieka biorą pod uwagę również te kwestie:
a) do pozbawienia wolności doszło z naruszeniem prawa do sprawiedliwego procesu, innych praw i wolności gwarantowanych przez Międzynarodowy pakt praw obywatelskich i politycznych lub Europejską konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności;
b) pozbawienie wolności opierało się na sfałszowaniu dowodów przestępstwa lub np. wiązało się z popełnieniem przestępstwa przez inną osobę;
c) czas trwania lub warunki pozbawienia wolności są wyraźnie nieproporcjonalne (nieodpowiednie) do wymiaru przestępstwa, o które dana osoba jest podejrzana, oskarżona lub za które została skazana.
Listy solidarności
„Z 17 pani listów dostałem pięć–sześć, w tym życzenia urodzinowe. Dziękuję najmocniej. Londyn naprawdę jest ciekawym miastem. Starym, multikulturowym. W nim jest wszystko! Też chciałbym je odwiedzić” – pisze więzień polityczny Mikałaj Dziadok w liście, który adresatka dostała z trzymiesięcznym opóźnieniem.
702 to aktualna liczba więźniów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę to, ile osób zatrzymano łącznie podczas trwających od ponad roku protestów w Białorusi, to dojdziemy do wniosku, że wolności przynajmniej na kilka dni pozbawiono ponad 33 tys. osób. Z tego powodu w kraju zaczęło działać kilka inicjatyw poświęconych wymianie korespondencji z więźniami (o nich opowiemy później), powstały również zamknięte grupy i czaty, w których nieobojętni Białorusini dzielą się listami od więźniów.
„Dostałam bardzo czuły list z kolonii w Homlu od Antoniny Kanawaławej. Odpisała dość szybko, wysłałam list jeszcze 30 sierpnia, odpowiedź ma datę 5 września. Napisany jeszcze w kwarantannie, ale teraz Antonina musi już być w jednostce. Pisze, że zdrowie i humor jej dopisują, cieszy się naturą, z którą wreszcie może obcować – gwiazdami, kwiatami, żukami. Tęskni za krewnymi, ale trzyma się dobrze. Pisze, że brakuje jej informacji, dlatego prosi o prenumeratę prasy. Pozdrawia wszystkich” – pisze członkini zamkniętej grupy na Facebooku.
„Mam listy od Wolhy Złatar, która napisała odpowiedź na życzenia urodzinowe, Wiktara Babaryki, który ostatnio dostał tylko pocztówkę i pisze o dużej liczbie ograniczeń oraz o tym, że przeszkadzają mu w czytaniu. Ihar Łosik wysyła wersy piosenek, które mają zabrzmieć w sercach.
Alaksandr Żmuro cieszy się możliwością wychodzenia na świeże powietrze, uprawia sport, planuje zdobyć jakiś fach, kiedy będzie w kolonii w Bobrujsku, dokąd mogą go wywieźć z Grodna. Iryna Haraczkina jest bardzo wdzięczna tym, którzy piszą. Miłą niespodzianką była dla niej paczka od nieznajomej dziewczyny. Zasmuciło ją przedłużenie pobytu w areszcie w Grodnie o kolejne trzy miesiące. Urwała się korespondencja z Aleksandrem Szewcowem, brak listów od lipca” – pisze Iryna, członkini grupy. Kobieta mówi, że długo się zastanawiała, zanim zaczęła pisać. Pierwsze listy do aresztów wysłała jeszcze zimą w odpowiedzi na wyroki i zatrzymania. Odbiorczyniami miały być Natalla Hersche, Alana Gebremariam, Dzianisa Hanczarou. Nie dostała wtedy odpowiedzi, ale cieszyła się myślą, że nawet jeśli jej listy trafiają do śmietnika, cenzorzy widzą, ile ich napisała.
Wiosną Iryna dołączyła do grupy na Facebooku, dostała losowe adresy i zaczęła pisać. Znowu długo się zastanawiała, co napisać: „Wiedziałam, że za kratami jest tylu mądrych, wykształconych ludzi, co taki zwykły człowiek jak ja mógłby im napisać? Potem uznałam, że każdy list jest krokiem na drodze do wsparcia człowieka i przyczynkiem do tego, żeby nazywać się człowiekiem”.
Teraz Iryna regularnie koresponduje się z ośmioma więźniami. Zazwyczaj pisze o tym, co czyta i czym się interesuje, dzieli się wiadomościami, przepisuje wiersze białoruskich poetów, dodaje do listów papier do origami. Próbowała wysyłać zasuszone kwiaty, ale nie dotarły do adresatów. Wymyśliła, że będzie pisać na żółtym papierze biurowym. Kupuje pocztówki z motywami przyrodniczymi. „Dzięki listom zaczęłam więcej czytać i obserwować, żeby mieć o czym napisać” – mówi Iryna.
„Pewien ojciec poprosił o złożenie życzeń jego synowi, członkowie grupy natychmiast do niego napisali. Pewna kobieta, z którą piszę, prosiła o napisanie do pewnego więźnia, który dostaje mało listów. Cenzorzy staranie zamazali jego imię i adres, ale grupie udało się je rozszyfrować i kilka osób do niego napisało”.
„Przestraszyłam się latem, kiedy zaczęto prześladować wolontariuszy piszących listy i przesyłających przekazy pieniężne. Świadomość, że pewnego dnia mogą przyjść po ciebie, jest straszna, ale powtarzam sobie jak mantrę: «Nie ma strachu». Daje mi to siłę, kiedy widzę ludzi na procesach. Tych, którzy milczą lub podpisują prośby o ułaskawienie, nie mogę oceniać. Najstraszniejszy jest brak odpowiedzi przez długi czas”.
„Dostałem dwa listy od Ksienii Syramałot, już z Homla [proces Ksenii odbył się w lipcu, potem przetransportowano ją do kolonii karnej dla kobiet w Homlu – przyp. red.]. Oto kilka cytatów. Pisała np. o wynalazkach: «Mamy tutaj swoje wynalazki. Dowiedziałam się, że można pić herbatę z miętówkami i jest pyszna, a także jeść cytrynę z solą (cóż, osobliwy smak), jak również, że aby nie zapchało nosa, można stosować inhalację czosnkową (czasami z braku lepszego rozwiązania wykorzystujemy środki ludowe ;))». «…Swoją podróż przeżyłam normalnie. Główną trudnością była waga moich rzeczy, ale udało mi się. Poza tym lubię jeździć pociągami, choćby w wagonach dla więźniów. Przynajmniej mam zróżnicowane przeżycia»”.
„Długo oczekiwany list od Marii Nesterowej. Pisze, że trochę rysuje. «Na moją prośbę znalazła się jedna dziewczyna i wysłała lekcje rysowania portretu. To mnie zainteresowało. Rysuję to z natury, to coś z wyobraźni”. Pisze też, że dużo czyta: «Staram się nie tracić czasu». Od miesiąca jest w szpitalu więziennym z zapaleniem płuc wywołanym przez COVID-19, ale prosi, aby się nie martwić, ponieważ już wraca do zdrowia, «dzięki Bogu i dziękuję lekarzom». Wysłała mi cudowną kartkę, chyba własnego autorstwa”.
Ludzie, którzy zostają na wolności, nie ukrywają, że pisanie listów jest dla nich sposobem na walkę z wewnętrznymi przeszkodami. „Zaczęłam pisać w październiku 2020 r. dla tych, którzy są za kratami, i dla siebie. Dla siebie, żeby pozostać człowiekiem, pozbyć się uczucia bezsilności, żeby nadać życiu jakiś sens” – opowiada Ksenia, inna członkini grupy na Facebooku. Mówi, że w pierwszej kolejności zaczęła pisać do ludzi wykonujących ten sam zawód co ona, do tych, których historia zrobiła na niej największe wrażenie, albo tych, którzy najbardziej potrzebowali wsparcia. Później za kraty zaczęli trafiać jej znajomi. Z niektórymi udało się nawiązać stałą korespondencję, ale z innymi, niestety, nie.
Maryna Adamowicz mówi, że z mężem Mikałajem żyją w reżimie niekończącego się dialogu. „Czasem działa to na niekorzyść samej korespondencji, bo zapominam o czymś napisać, przekonana, że już o tym rozmawialiśmy. Często piszemy też o tych samych rzeczach. Najważniejsze są te momenty, kiedy Mikałaj wysyła mi małe, otrzymane od ludzi pocztóweczki, na których pisze najcieplejsze słowa, grzejące moje serce”.
Dla tych osób, które nie mogą wysłać listu samodzielnie lub znajdują się za granicą, powstały alternatywne sposoby na korespondencję z więźniami. Jeżeli ktoś chce wysłać wiadomość, może skorzystać z serwisów письмо.бел lub z formularza Google przygotowanego przez Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna”.
Popularnym sposobem na nawiązanie kontaktu z zatrzymanymi jest serwis Pisma w kletoczku (czyli „Listy w Kratkę”). Strona internetowa zaczęła działać 23 grudnia 2020 r. Jak mówią jej założyciele, pomysł rozwijał się od dawna. W tamtym czasie jeszcze nie było wspólnej bazy imion i adresów zatrzymanych ludzi. Stronę obsługują wolontariusze. Opracowali oni także poradnik, w którym radzą, jak zacząć korespondencję i o czym pisać ludziom w więzieniach. Ważnym elementem tego procesu jest cenzura, bo np. list napisany w innym języku niż białoruski czy rosyjski może zostać przez nią odrzucony.
„Oczywiście trudno powiedzieć, ile listów wysyła się w ciągu dnia. Ale wiemy na pewno, że od grudnia do września wysłaliśmy minimum 9 tys. listów” – opowiadają wolontariusze Listów w Kratkę.
Alternatywne sposoby zapoznania się z więźniami
W grudniu 2020 r. sztab wyborczy Wiktara Babaryki zaprezentował projekt politzek.me. W odróżnieniu od formalnej listy więźniów, przygotowanej przez obrońców praw człowieka, ta strona została stworzona, aby umożliwić zaprzyjaźnienie się z więźniami. Działa trochę jak gra: na stronie dodajesz więźnia do grona znajomych, wybierasz zadania, które dla niego wykonasz (napisanie listu, pozdrowienie znajomych, wysłanie paczki itd.), i udostępniasz wyniki. Twórcy projektu chcą pokazać więźniów jako „celebrytów” naszych czasów.
Niektórzy ludzie zakładają profile na Instagramie swoim znajomym więźniom. Tak powstały strony Ksienii Syramałot, Kasi Budźko i Ananstasii Mironcawej. Publikowane są tam głównie cytaty z listów oraz rysunki, które dziewczyny wysyłają zza krat.
À propos rysunków: wolontariusze biura Swiatłany Cichanouskiej właśnie na podstawie obrazków zorganizowali inicjatywę pod nazwą Wolnyja pasztouki (czyli „Wolne Pocztówki”). Zaczynali od tworzenia pocztówek z rysunkami więźniów, a teraz w zamian za wsparcie finansowe można dostać T-shirt. Na stronie opisują również historie każdego uwięzionego autora grafik. Kaciaryna, mentorka wolontariuszy Wolnych Pocztówek, mówi, że przez pół roku wysłali ponad 2 tys. pocztówek.
„Pocztówki powstają w bardzo prosty sposób. Pierwsze zrobiliśmy na podstawie 10 rysunków – podzielili się nimi z nami nasi znajomi, którzy piszą do więźniów politycznych i otrzymują od nich listy z rysunkami. Część prac zbieramy w grupach tematycznych, np. na Facebooku jest taka grupa, w której ludzie omawiają korespondencję z więźniami politycznymi, zamieszczają zdjęcia listów, załączników w postaci rysunków. Kolejną część grafik regularnie wysyłają do nas krewni i bliscy więźniów. Oni tworzą także profile na Instagramie, na których publikują rysunki, a my przygotowujemy pocztówki na podstawie ich postów”.
Kaciaryna zaznacza, że najpiękniejsze w projekcie są te momenty, kiedy pocztówki docierają do samych więźniów, czasem nawet do autorów rysunków. Podała parę cytatów z listów:
„Może Ci już powiedziałam…Kilka tygodni temu dziewczyna z którejś celi krzyknęła, że przyszła do niej moja kartka. Fajne :)”. (Stasia Mironceva)
„Dziękuję bardzo za kartkę! Do mnie dotarła jedna, z ziemniakami :). Nie widziałem żadnej. Cóż, tylko oryginały :). Powinny być jeszcze ptaszek i góry. To było bardzo miłe”. (Roscisław Stefanowicz)
Jak jeszcze pomagać więźniom
„Radzę przede wszystkim nie przestawać pisać i, co najważniejsze, nie załamywać rąk. Ludzie, którzy łamią prawo, muszą rozumieć, że każdy ich ruch się rejestruje. Dlatego listy warto wysyłać w taki sposób, żeby można było śledzić ich drogę. Zapamiętywać daty wysłania i doręczenia. I kiedy nie ma odpowiedzi, natychmiast pisać skargi. To niewdzięczna sprawa, ale dzięki temu wzrasta szansa na regularną korespondencję. Nie można udawać, że nic się nie dzieje, bo o swoje prawa należy walczyć w każdych warunkach” – mówi Maryna Adamowicz.
Więźniom można wysyłać także niewielkie przekazy pieniężne, które trafiają na ich specjalne rachunki po kilku dniach od wykonania transakcji. Więzień dostaje formularz przelewu, podpisuje go i od tego momentu może wykorzystać pieniądze. Co ważne, będzie wiedział, kto go wsparł, ponieważ przy przekazywaniu środków podawane są dane nadawcy. Nie ma ograniczeń co do kwoty na rachunku więźnia. Gdy zostaje on przeniesiony do innego aresztu, rachunek pozostaje ten sam.
Przelew można zrobić na dwa sposoby: na poczcie w Białorusi i za pośrednictwem bankowości internetowej (wyjątkiem jest areszt w Mińsku przy ulicy Waladarskaha, który przyjmuje tylko przekazy pocztowe). Za otrzymane pieniądze więzień może zamówić w sklepie więziennym żywność, artykuły pierwszej potrzeby, słodycze, koperty, papier oraz książki, których nie ma w bibliotece więziennej. W takim przypadku krewni sprawdzają, gdzie są wybrane tytuły, wypisują kody i ceny. Więzień może je zamówić ze swojego rachunku.
Krewni i wolontariusze załatwiają również więźniom prenumeraty różnych czasopism, krzyżówek itp. Co prawda, na początku lata białoruska poczta skreśliła popularną białoruskojęzyczną gazetę „Nowy Czas” z listy prenumerat, ale można jeszcze zamawiać jej niezależne regionalne wydania.
Oczywiście wielką pomocą – nie tylko dla Białorusinów, lecz także dla ludzi w innych krajach – jest nagłaśnianie sytuacji więźniów politycznych w Białorusi. Wiele osób już usłyszało wyroki, niektórzy dostają nawet 5, 10, 14 lat pozbawienia wolności. Liczba zatrzymanych utrzymuje się na stałym poziomie dla każdego paragrafu powiązanego z działalnością opozycyjną, podobnie jak liczby tych, którym nie postawiono żadnych zarzutów. Nie zmieniają się również warunki w samych izolatkach.
Tak 18 września dziennikarka „Naszej Niwy” Kacia Karpickaja, która ostatni miesiąc spędziła w słynnym areszcie przy ulicy Akrescina w Mińsku, opisała swój pobyt:
„30 dni w tamtejszych warunkach wystarczyło mi, aby wyjść z pakietem nowych chorób – od zapalenia gardła po zapalenie pęcherza moczowego i COVID-19 (nawiasem mówiąc, dzięki szczepieniu przeszłam to drugie dość łagodnie w porównaniu ze współwięźniarkami). A ludzie siedzą tam przez 60 dni lub dłużej, w zależności od tego, ile zarzutów będą chcieli im postawić”.
Przy Akrescina panują niesanitarne warunki, więźniów nie wyprowadza się pod prysznice i nie wydaje się im środków higienicznych. Osadzeni nie wychodzą też na spacery. Administracja nie wydaje materaców, a ponadto budzi więźniów w nocy. Ci nie dostają przekazanych paczek, więc spędzają czas tylko w tych ubraniach, w których zostali aresztowani. Za koszt miesięcznego wyżywienia (ok. 150 euro) dostają zupę, która wygląda jak woda z kilkoma ziemniaczkami, spleśniały chleb, dwa kubki herbaty lub kompotu, jak opisuje dziennikarka.
Ułaskawienie według władzy
Na początku lata 2021 r. w mediach pojawiła się informacja, że więźniowie polityczni dostają list zawierający propozycję przyznania się do winy z możliwością ułaskawienia przez Łukaszenkę. Inicjatorem tej akcji jest Jury Waskrasienski, były więzień polityczny i pracownik sztabu Wiktara Babaryki, obecnie współpracujący z rządem. W październiku zeszłego roku brał udział w tzw. okrągłym stole Łukaszenki z więźniami politycznymi w budynku białoruskiego KGB. W wyniku tej rozmowy został uwolniony i zaczął się często pojawiać w mediach jako komentator prołukaszenkowski.
Latem 2021 r. Waskrasienski podczas spotkania z Łukaszenką zapewnił go, że prośbę o ułaskawienie podpisze 100 osób. Do 17 września z białoruskich więzień wyszło na tej podstawie 13 osób.
Wielu z tych, którzy dostali listy od Waskrasienskiego, oświadczyło, że nie mają zamiaru podpisywać listu, głównie dlatego, że są niewinni. Np. Natalla Hersche, Białorusinka ze szwajcarskim obywatelstwem, która została skazana na dwa i pół roku kolonii, trzy razy dostała taki list i za każdym razem odmawiała.
Inna aktywistka z Brześcia Palina Szaredna-Panasiuk również kilkakrotnie odmówiła. Jak napisał jej mąż, otrzymała list w sprawie ułaskawienia, jeszcze zanim skończyła kwarantannę. „Papiery natychmiast poleciały do kosza, a posłańców wysłała gdzieś daleko. Po 10 dniach procedura została powtórzona z tym samym skutkiem. W sumie Palina spędziła w areszcie 20 dni, ale nadal nie zmieniła zdania”.
—
Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.