Andrés Manuel López Obrador, najbardziej kontrowersyjny z kandydatów w wyborach prezydenckich w Meksyku, rozpoczął swoją trzecią kampanię. – Będziemy się domagać szacunku dla Meksykanów – powiedział na swoim pierwszym spotkaniu z wyborcami w Ciudad Juárez, na granicy ze Stanami Zjednoczonymi. – Meksyk i jego mieszkańcy nie będą piniatą żadnego zagranicznego rządu. – Kandydat lewicy jest typowany na zwycięzcę tegorocznych wyborów, które odbędą się 1 lipca.
Jednych to cieszy, innych przeraża
Na 64-letniego Andrésa Manuela Lópeza Obradora, zwanego „AMLO”, zamierza zagłosować najwięcej, bo 37% ankietowanych. Szansa na wygranie przez niego wyborów prezydenckich jednych cieszy, ale wielu niepokoi. Kandydat lewicy jest przeciwko przywilejom dużych firm, korupcji i politycznemu establishmentowi. Obiecuje, że zabierze ulgi podatkowe i poprawi poziom życia najbiedniejszych. Publicyści porównują go do Hugo Cháveza, byłego prezydenta Wenezueli, który osłabił gospodarkę swojego kraju.
„Dla wielu biznesmenów i klasy politycznej López Obrador, który twierdzi, że Fidel Castro był tak samo wielki jak Mandela, jest przerażającą perspektywą ze względu na jego sprzeciw wobec reform strukturalnych, które wdrożył prezydent Enrique Peña Nieto, zwłaszcza otwarcia sektora energetycznego na prywatne inwestycje” – napisał w styczniu „Financial Times”.
Jednocześnie duża część Meksykanów, zwłaszcza tych biedniejszych, uważa, że nie ma lepszego kandydata. Ludzie mają dość rosnącej przestępczości, z którą nie może sobie poradzić rząd, inflacji oraz korupcji polityków rządzącej partii PRI. Prasa przy każdej możliwej okazji śmieje się z obecnego prezydenta, którym jest Enrique Peña Nieto, uważany za marionetkę w rękach partyjnych kolegów i najmniej elokwentnego prezydenta Meksyku. Dziennikarze przypominają, że w trakcie festiwalu książki w Guadalajarze nie umiał on sobie przypomnieć tytułów trzech książek, które przeczytał, a gdy przy innej okazji zapytano go, ile wynosi minimalna pensja w Meksyku, odpowiedział, że „nie jest panią domu”. W dodatku Peña Nieto nie potrafi przeciwstawić się agresywnej polityce Donalda Trumpa, który chce deportować Meksykanów ze Stanów Zjednoczonych i wybudować mur, obraża ich na Twitterze oraz grozi, że jego kraj wyjdzie ze strefy wolnego handlu.
Nie ma nieruchomości i żyje z pensji
López Obrador w zeznaniach podatkowych zapewnia, że w przeciwieństwie do innych kandydatów na prezydenta nie ma żadnych nieruchomości ani samochodu i żyje za jedyne 50 tys. pesos miesięcznie (ok. 10 tys. zł).
– Najbardziej w życiu cenię uczciwość. Nie mam dóbr materialnych. To, co miałem [mieszkanie i trzy domy], oddałem dzieciom – powiedział.
Karierę polityczną zaczął jednak jako działacz Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI), która przez ponad 70 lat (1929–2000) rządziła Meksykiem. Pełnił też funkcję dyrektora Instytutu Indian w Tabasco i najprawdopodobniej w tym czasie zainteresował się losem biednych.
W 1989 r. przyłączył się do Partii Rewolucyjno-Demokratycznej, która powstała po rozłamie PRI, a pięć lat później startował na stanowisko gubernatora stanu Tabasco. W roku 2000 został wybrany na burmistrza miasta Meksyk. Pomimo radykalnych poglądów nie zrobił w tym czasie nic niepokojącego. Zbudował drogi, wprowadził małą powszechną emeryturę dla osób starszych bez zabezpieczenia społecznego, przygotował program wsparcia dla niepełnosprawnych oraz wprowadził darmowe przybory szkolne dla dzieci ze szkół publicznych.
– López Obrador zaczął też odrestaurowywać centrum historyczne po latach zaniedbań i usunął ulicznych sprzedawców przy wsparciu Carlosa Slima, najbogatszego Meksykanina – mówi Alejandro Muñoz, architekt. – Dzisiaj jest to jedna z bezpieczniejszych dzielnic w mieście.
W czasie jego urzędowania dług miasta wzrósł o niecałe 9% (było to dużo mniej niż w poprzednich latach). Pomimo że krytycy zarzucają mu, iż nie walczył z korupcją, a pieniądze powinien wydać na sądy, policję i transport publiczny, opuścił stanowisko z 84% poparcia.
– Nawet jeśli pieniądze nie zawsze były dobrze wydane, to widzieliśmy, co się z nimi dzieje, miasto się zmieniało. Nie można tego samego powiedzieć o poprzednich rządzących – broni go Ana González, mieszkanka miasta Meksyk.
W 2006 r. López Obrador przegrał wybory prezydenckie z Felipe Calderónem stosunkiem 240 tys. głosów. Stwierdził wtedy, że wybory zostały sfałszowane przez rząd, ogłosił się prawowitym prezydentem, a jego sympatycy na sześć tygodni zablokowali Reformę, główną ulicę w stolicy, organizując protesty i marsze. W tym czasie López Obrador zraził do siebie znaczną część biznesmenów.
Lojalność zabija przyzwoitość
PRI, czując na plecach oddech Lópeza Obradora i utworzonego przez niego Narodowego Ruchu Odrodzenia (Morena), wystawiła w tegorocznych wyborach prezydenckich José Antonio Meadego, który jest doktorem ekonomii i od lat pracuje w sektorze publicznym. Do tej pory nie zajmował się aktywnie polityką, ale wyborcy nie za bardzo wierzą, że może on być samodzielnym prezydentem.
„Warto pamiętać, że José Antonio Meade jest lojalny w stosunku do PRI. A lojalność zabija przyzwoitość, dlatego warto zadać sobie pytania o jego kandydaturę, która wróży dalszą korupcję” – napisała na swoim profilu na Twitterze Denise Dresser, politolożka.
Z kolei Margarita Zavala, kandydatka niezależna, jest żoną Felipe Calderóna, byłego prezydenta Meksyku. Wielu ludzi uważa, że jest on odpowiedzialny za rozpoczęcie wojny z kartelami narkotykowymi, w wyniku której w ciągu ostatnich lat zginęło ponad 200 tys. osób.
Realnym zagrożeniem dla Lópeza Obradora wydaje się za to 39-letni Ricardo Anaya, kandydat koalicji Dla Meksyku na Froncie, który w swojej kampanii prezydenckiej skupił się na prawach kobiet i obiecał przeciwdziałać przemocy domowej.
– Nie jest normalne, że wykonując tę samą pracę, mając takie same kompetencje, kobiety zarabiają między 20 a 30% mniej niż mężczyźni – powiedział.
López Obrador w ankietach wyborczych ma nad nim 10 punktów procentowych przewagi, ale zdaje sobie sprawę z tego, że wyborcy mogą w ostatniej chwili zmienić zdanie. Stara się więc ocieplić wizerunek i jest bardziej powściągliwy w wypowiedziach, żeby nie odstraszyć klasy średniej. Jeśli wziąć pod uwagę wcześniejsze deklaracje, wysyła jednak dwuznaczne sygnały. Organizuje spotkania z oskarżonymi o korupcję liderami związków zawodowych mających w Meksyku silną pozycję i jednocześnie próbuje rozmawiać z największymi biznesmenami w kraju, którym obiecuje współpracę. Następnie potwierdza, że jako prezydent nie pozwoli na wybudowanie nowego lotniska, nad którym już trwają prace. Co wyjdzie z jego wysiłków, okaże się już za trzy miesiące.
Zdjęcie pochodzi z agencji Xinhua i przedstawia Andrésa Manuela Lópeza Obradora, kandydata w wyborach prezydenckich w Meksyku.