Czy pokój w Syrii jest możliwy? Rozmowy w Soczi przyniosą więcej pytań niż odpowiedzi
Celem Kongresu Syryjskiego Dialogu Narodowego (tak oficjalnie nazywa się planowane spotkanie w rosyjskim Soczi) ma być stworzenie projektu nowej konstytucji dla Syrii. Poza tym wiadomo niewiele. Formuła kongresu nie jest znana, a jego data była wielokrotnie przekładana. Udział w nim może wziąć nawet 1700 osób. To także pierwsze spotkanie pokojowe, na które zaproszono przedstawicieli Kurdów.
Obecnie kongres planowany jest na 29-30 stycznia. Jaki będzie jego charakter?
– Jest zbyt wcześnie, by mówić o szczegółach – twierdzi Şahoz Hesen, współprzewodniczący Partii Unii Demokratycznej (PYD).
Kłopotliwi kurdyjscy goście
Wśród zaproszonych, którzy wezmą udział w kongresie, 155 to przedstawiciele tzw. Federacji Północnej Syrii, w tym Kurdowie. Mają zjawić się w Soczi mimo ostrych sprzeciwów Turcji, która uważa ugrupowania syryjskich Kurdów, a w szczególności PYD, za powiązane z Robotniczą Partią Kurdystanu (PKK). Tę ostatnią tureckie państwo uznaje za terrorystów.
– Żadna grupa terrorystyczna nie może występować w imieniu Syryjczyków. PYD i YPG nie mogą reprezentować syryjskich Kurdów – powiedział 3 grudnia w trakcie konferencji prasowej w Ankarze İbrahim Kalın, rzecznik prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana.
Zarzucił PYD i YPG łamanie praw człowieka i okrucieństwo, na które nie reaguje Zachód, bo za pomocą tych grup Amerykanie realizują swoje interesy.
Lista została więc ustalona w taki sposób, aby nie raziło to Turcji. Rosjanie przekonują, że PYD nie będzie brała udziału w rozmowach w Soczi. Hesen twierdzi jednak, że to partia zaproponowała inne warunki.
– Negocjacje wciąż się toczą. Rosja chciała, żebyśmy przyjechali tam tylko my [przedstawiciele PYD – przyp. P.P.]. Nie zgodziliśmy się na to. Chcemy być w Soczi wyłącznie jako część reprezentacji Federacji Północnej Syrii – wyjaśnia Hesen.
Tzw. Federacja Północnej Syrii odwołuje się do wartości demokratycznych i poszanowania różnorodności. Dlatego wśród 155 osób mają się znaleźć przedstawiciele różnych grup etnicznych zamieszkujących region, czyli między innymi: Kurdowie, Arabowie, Asyryjczycy.
To pierwsze rozmowy pokojowe po tych w Genewie (trwają od 2012 r.) i Astanie (pierwszy raz w tym formacie spotkano się w 2015 r.), gdzie zostaną zaproszeni przedstawiciele Kurdów i powiązanych z nimi ugrupowań.
– Syryjskie Siły Demokratyczne kontrolują ponad 30 proc. kraju. Bez udziału Federacji Północnej Syrii rozmowy pokojowe są skazane na porażkę, tak jak było to w przypadku poprzednich prób porozumienia – twierdzi Hesen.
Polityk nie ma jednak złudzeń, że kongres przyniesie szybkie rezultaty.
– Nie da się rozwiązać problemu w trakcie jednego spotkania – mówi.
Przyznaje jednak, że działania zbrojne nie są drogą do zakończenia tego kryzysu. W trakcie trwającej od siedmiu lat wojny domowej w Syrii zginęło przynajmniej 400 tys. osób. 11 milionów, czyli połowa ludności tego państwa (wg danych sprzed wojny), musiała opuścić swoje domy.
Koniec wojny za 5 lat?
Przed rozmowami sytuacja polityczna i militarna wciąż jest napięta.
Tuż przed końcem roku około 40 grup bojowników ogłosiło, że nie weźmie udziału w kongresie. Uważają, że Rosja próbuje ignorować w działania ONZ, rozmowy w Genewie, a także jest odpowiedzialna za zbrodnie wojenne.
18 grudnia prezydent Syrii Baszar al-Asad określił wszystkich, którzy współpracują ze Stanami Zjednoczonymi, czyli między innymi Kurdów, jako „zdrajców”. Dwa dni później Faisal Mekdad, zastępca ministra spraw zagranicznych Syrii, w rozmowie dla telewizji Al-Alam stwierdził: „Jest jeszcze jeden Daesz, nazywa się SDF”. Użył arabskiego akronimu oznaczającego ISIS. Kilka dni później Erdoğan nazwał Asada terrorystą, a Asad oskarżył go o to, że ma krew Syryjczyków na rękach.
– Aby te rozmowy odniosły sukces, każdy musi przyjechać z czystą kartką, zapomnieć o tym, co się wydarzyło – mówi Dilşad Cudi, redaktor arabskiej redakcji Hawar News Agency, powiązanej z administracją tzw. Federacji Północnej Syrii.
Twierdzi jednak, że – niezależnie od rezultatu rozmów – spotkanie w Soczi nie doprowadzi do końca wojny w Syrii. To dlatego, że w tym kraju toczy się nie tylko walka z reżimem, ale też konflikty między różnymi antyrządowymi grupami. Każda ze stron ma wpływowych zagranicznych partnerów.
– Wojna skończy się pewnie przed upływem 5 lat, ale to nie oznacza końca kryzysu – uważa Cudi.
Jako przykład podaje Irak, który – po obaleniu reżimu Saddama Husajna na skutek amerykańskiej inwazji w 2003 r. – wciąż znajduje się w fazie nieustannego kryzysu.