PL | EN

Kryzys w Turcji: szekspirowska tragedia ekonomiczna

Turcja przechodzi poważny kryzys ekonomiczny. Jeszcze pod koniec kwietnia za 1 dol. amerykańskiego można było kupić 4 liry tureckie. Teraz 1 dol. wart jest już 6 lir, a był nawet okres, gdy za 1 dol. można było kupić 7 lir tureckich. Indeks giełdowy podawany w amerykańskiej walucie oraz wskaźnik referencyjny stóp obligacji są na bardzo niskich poziomach, niespotykanych od czasu globalnego załamania rynków finansowych w 2008 r.

 

Co takiego dokładnie się stało? Kogo winić? Jakie są konsekwencje krachu finansowego? Jaka jest reakcja rządu? Czy istnieje wyjście dla Turcji? Czy turecki kryzys może się rozprzestrzenić na inne rynki wschodzące? Na szczęście twój zaprzyjaźniony ekonomista z sąsiedztwa założył czepek i okulary (no cóż, z powodu obecnego kursu wymiany walut nie mogłem pozwolić sobie na kostium superbohatera zamówiony na Amazonie), aby wciągnąć cię, czytelniku, w tę tragedię ekonomiczną rodem z Szekspira. Co więcej, on sam trochę mi w tym pomoże.

Coś się psuje w naszym państwie duńskim tureckim (Hamlet, akt 1, scena 4)

Coś – a tak naprawdę wiele rzeczy – psuło się w Turcji od dawna. Przede wszystkim gospodarka, utrzymująca się od dłuższego czasu wyłącznie dzięki zewnętrznemu finansowaniu. Pozyskanie takiego źródła wsparcia finansowego nie było problemem. Nie tylko przed globalnym kryzysem, kiedy płynność finansowa na rynkach międzynarodowych była spora, ale także później, ponieważ duże banki zalewały świat tanim pieniądzem, szukając sposobów na zwiększenie dochodów. W ten właśnie sposób pieniądze trafiały na rynki wschodzące, np. do Turcji. Niestety, zamiast wykorzystać tę gotówkę do zwiększenia eksportu, finansowano kolejne budowy i konsumowano ponad miarę.

Mówiąc krótko: Turcja żyła ponad stan.

System Rezerwy Federalnej banku centralnego Stanów Zjednoczonych zaczął ostatnio wycofywać swoje pieniądze z wielu krajów rozwijających się, co ma negatywny wpływ na ich rynki finansowe, a dolar zyskuje wobec ich walut. Najmocniej cierpią gospodarki szczególnie zależne od zewnętrznych źródeł finansowania oraz te najbardziej wrażliwe, jak właśnie Turcja. Na przykład finansowanie zewnętrzne przekracza w przypadku Turcji 200 mld dol., a większy boom kredytowy zanotowano tylko w Chinach. Jak widać, nawet bez tego całego „negatywnego przepływu informacji”, który wyjaśnię poniżej, Turcja byłaby nadal jednym z krajów najbardziej dotkniętych przez decyzję Systemu Rezerwy Federalnej. A może nawet tym najbardziej poszkodowanym.

Tak więc nam słońce Yorku Kasimpasy zamieniło zimę niesnasek w promieniste lato (Król Ryszard III, akt 1, scena 1)

Mając to wszystko w pamięci, popatrzmy na pewne wydarzenia z ostatnich trzech miesięcy, które najpierw wywołały, a następnie pogłębiły kryzys w Turcji. I to wszystko dzięki Najwyższemu Liderowi, [moreifo tag_id=”1609″]Naczelnemu Admirałowi[/moreinfo], Prezydentowi Recepowi Tayyipowi Erdoğanowi, urodzonemu i wychowanemu wśród klasy robotniczej w Kasimpasie, w Stambule. Problemy liry (a raczej tureckich aktywów) zaczęły się w maju, kiedy podczas wizyty w Londynie Erdoğan irytował inwestorów swoimi niekonwencjonalnymi poglądami na związek między stopami procentowymi a inflacją i niezależnością banku centralnego. Następnie zasiał drugą falę podejrzeń, kiedy zarządzanie gospodarką powierzył swojemu zięciowi, Beratowi Albayrakowi. Gwoździem do trumny był brak zgody na zwolnienie amerykańskiego kaznodziei ewangelickiego Andrew Brunsona, który jest sądzony – na podstawie bezzasadnych zresztą zarzutów – za domniemany udział w puczu wojskowym w 2016 r.

Odpowiedź Erdoğana na kryzys okazała się mało fortunna. Nie tylko eskalował on spór ze Stanami Zjednoczonymi, cały czas używając agresywnego języka pod adresem Waszyngtonu, ale także uniemożliwił bankowi centralnemu Turcji znaczną podwyżkę stóp procentowych. Erdoğan był również nieprecyzyjny w swoich buńczucznych uwagach. Stwierdził np., że jeżeli USA mają dolary, to Turcja ma Boga, Allaha. Tylko że na banknotach dolarowych widnieje napis: „W Bogu pokładamy nadzieję”. A więc Amerykanie mają zarówno dolary, jak i Boga… prawda?

Nie pożyczaj drugim ani od drugich, bo pożyczkę daną tracimy najczęściej razem z przyjacielem (Hamlet, akt 1, scena 3)

Jakie są więc konsekwencje kryzysu finansowego w Turcji? Przede wszystkim galopująca inflacja. Roczna średnia wyniosła w lipcu 15,9%, a było to jeszcze przed zapaścią liry. Inflacja może wzrosnąć do 20%, gdy dewaluacja odbije się na cenach produktów w sklepach.

Jednak prawdziwym problemem, a zarazem przez wszystkich przemilczanym, jest ogromne zadłużenie tureckich firm w rodzimych bankach w obcej walucie. Jeszcze przed upadkiem liry kilka dużych firm zadbało o restrukturyzację swoich długów. Firmy zadłużone walutowo, a osiągające przychody w lirach, czeka naprawdę trudny czas, gdy przyjdzie do dokonywania obowiązujących płatności. Nawet jeśli założymy, że będą się ze swoich zobowiązań wywiązywać. Firmy bez długu walutowego również ucierpią, ponieważ niemożliwe jest zabezpieczenie pożyczek poniżej stóp procentowych na poziomie 30%. Firmy muszą więc zapomnieć o nowych inwestycjach i kredytach obrotowych.

Co gorsza, nadmierna destabilizacji liry, towarzysząca traceniu przez nią wartości, spowodowała gwałtowne schłodzenie gospodarki. Każdy, kto ma cokolwiek wspólnego ze zmieniającym się kursem walut, woli raczej obserwować wydarzenia, niż tracić pieniądze z powodu gwałtownych wahań na rynku walutowym. Wysokie stopy procentowe odbijają się na gospodarce. Turcja zmierza w otchłań recesji.

Przy tak trudnej sytuacji gospodarczej łatwo przewidzieć, że wiele osób znajdzie się bez pracy w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Spadnie płaca realna i zmniejszą się możliwości nabywcze Turków. Tym bardziej że jesteśmy państwem mocno uzależnionym od importu. Produkcja wielu towarów wytwarzanych w kraju zależy od importu potrzebnych składników z zagranicy. Dodajmy, że Erdoğan nie musiał nawet wzywać do bojkotu iPhone’ów: jeszcze przed kryzysem telefony firmy Apple w wyniku wysokich ceł były bardzo drogie. Teraz można o iPhone’ach całkowicie zapomnieć.


Konia Szczura! Konia Szczura! Oddam królestwo za konia szczura! (Król Ryszard III, akt 5, scena 4)

Początkowa reakcja rządu i Erdoğana była zupełnie nie na miejscu. Zamiast zmierzyć się z kryzysem za pomocą środków ekonomicznych, zaangażowali się oni w spór z USA i prezydentem Donaldem Trumpem. Wprawdzie zbliżają się wybory lokalne i można próbować zrozumieć chęć Erdoğana, by przenieść winę na USA, ale bezczynność tylko pogłębiła problem. Tak samo jak niezmienna ostra retoryka wobec podrażnionych inwestorów w USA.
W ubiegłym tygodniu działania rządzących przyjęły bardziej sensowne kształty. Przede wszystkim bank centralny usprawnił płynność finansową za sprawą dość tajemniczych kroków, a nadzór bankowy znacznie utrudnił wyprzedaż liry. 16 sierpnia, podczas konferencji telefonicznej z inwestorami, odpowiedzialny za gospodarkę Berat Albayrak wypowiadał się dość sensownie, co również uspokoiło nastroje. W rezultacie kurs dolara do liry nieco spadł i spodziewano się, że będzie oscylował wokół 5,6–5,8 liry pod koniec tygodnia. Ostatnie groźby nałożenia sankcji przedstawione przez Trumpa (znów opublikowane na Twitterze) podniosły kurs ponownie do ponad 6 lir.

Niemniej jednak rząd i Erdoğan nie podjęli żadnych „rzeczywistych i bezpośrednich kroków”, które na dłużej uspokoiłyby rynki. Po pierwsze, Turcja musi uwolnić Andrew Brunsona. Co się tyczy kwestii ekonomicznych, to przede wszystkim należy prowadzić oszczędną politykę pieniężną (wyższe stopy procentowe) i fiskalną (cięcia wydatków). Należy także dobrze przygotować mechanizm radzenia sobie z bankrutującymi firmami. Dopóki te kroki nie zostaną podjęte, każda poprawa w tureckim kryzysie będzie mieć charakter tymczasowy. W trakcie wspomnianej konferencji Albayrak podkreślił konieczność prowadzenia restrykcyjnej polityki fiskalnej, ale nie obiecał podwyżek stóp procentowych – musiałby wtedy zmierzyć się z gniewem swojego teścia. Minister skarbu i finansów stwierdził również, że tureckie banki mają się dobrze, a tym samym zignorował gwałtowny i nieuchronny wzrost tzw. pożyczek zagrożonych. Nie miał też nic ciekawego do powiedzenia o sytuacji zadłużonych firm.

16 sierpnia agencja ratingowa Fitch potwierdziła, że „niepełna reakcja polityczna” na niedawny spadek wartości liry to najprawdopodobniej za mało, aby ustabilizować walutę i gospodarkę na trwałe, a gaszenie pożaru tureckich finansów wymaga większego wysiłku. Standard & Poor’s oraz Moody’s wyraziły podobne obawy i 17 sierpnia obniżyły ocenę ratingową Turcji. W tym samym czasie ekonomista i guru inwestycyjny Mohamed A. El-Erian podkreślił, że Turcja nie będzie już w stanie zmienić zasad zarządzania kryzysowego.

Groby i same piekła wyziewają na świat zarazę (Hamlet, akt 3, scena 2)

Turcja może się pogrążyć sama. Może również pociągnąć za sobą kilka rynków wschodzących, a nawet rozwiniętych, chociaż prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest małe. Udział Turcji w światowym PKB jest niewielki. Nie jest ona głównym inwestorem, który dominuje w jakimś kraju, z wyjątkiem kilku państw bałkańskich, których i tak nikt nie potrafi wskazać na mapie. Jedynie parę banków z grupy Club Med (hiszpańskich i włoskich) jest silnie połączonych z tureckim systemem finansowym.

Są jednak dwie istotne kwestie. Jak zauważył wspomniany El-Erian, rynki wschodzące rozwiązywały podobne kryzysy w przeszłości, stosując tradycyjne narzędzia: „stawiając na podwyżki stóp procentowych i korzystając z pochodzącego spoza kraju wsparcia finansowego dla korekt w polityce finansowej”. Erdoğan nie akceptuje obu tych sposobów, nie ma więc tematu skorzystania z nich. Podczas konferencji Albayrak wyraźnie wykluczył ubieganie się o pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a 15 mld dol. wsparcia z Kataru to po prostu za mało. Bardzo chciałbym się mylić, ale Erdoğan nie zdecyduje się ani na podwyżkę stóp procentowych, ani na szukanie pomocy w funduszu, dopóki nie zrozumie, że stoi pod ścianą i absolutnie nie ma wyjścia. A wtedy będzie prawdopodobnie zbyt późno.

Ponadto Stany Zjednoczone, za pośrednictwem skarbu państwa, pomagały w przeszłości krajom znajdującym się w kryzysie finansowym. Tym razem jednak same ten kryzys zaostrzają, że o pomocy dla Turcji nawet nie wspomnę. Na przykład zaledwie kilka godzin po tym, jak Albayrak powiedział ponad 6000 inwestorom, że nie spodziewał się kary pieniężnej dla banku Halkbank za pogwałcenie sankcji nałożonych na Iran, sekretarz skarbu USA ogłosił, że kolejne sankcje czekają na wprowadzenie.

Podsumowując: w normalnych czasach turecki kryzys finansowy zostałby rozwiązany dość szybko i z użyciem sprawdzonych domowych sposobów. Jednak dzięki Erdoğanowi i Trumpowi istnieje spore prawdopodobieństwo, że kryzys waluty tureckiej się przeciągnie, a następnie przekształci w poważny kryzys gospodarczy oraz rozleje się na najsłabsze i najbardziej wrażliwe rynki wschodzące. A może i na silniejsze gospodarki.
Czas na kurtynę w tej szekspirowskiej tragedii ekonomicznej. Niech zakończy sam Mistrz:

Smutniejszej bowiem los jeszcze nie zdarzył jak ta historia Romea Turcji i Julii Erdoğana (Romeo i Julia, akt 5, scena 3).

Zdjęcie: Erdoğan mówi, że jeśli USA mają dolary, to Turcja ma Boga. Napis na banknotach dolarowych dowodzi, że prezydent się myli.

Więcej informacji: ArtykułyAzjaTurcja

W Arizonie, między Nogales a Sasabe, migranci mogą znaleźć schronienia po przekroczeniu granicy do Stanów Zjednoczonych. Schroniska te są prowadzone przez różne grupy i organizacje non-profit, które wspierają migrantów w stanie. Jeden z tych obozów, znany jako „Stary Obóz”, jest jednym z pierwszych utworzonych w tym rejonie.