Kryzys migracyjny: jak Łukaszenka gra ludzkim życiem i dlaczego warto się przygotować do nowej fali
Przez ostatni rok do sąsiadujących z Białorusią państw UE wyjechało tysiące Białorusinów: ktoś uciekał przed politycznie umotywowanym śledztwem, ktoś zakładał, że takie postępowanie wobec niego wkrótce się rozpocznie, ktoś po prostu nie chciał żyć dalej w ciągłym strachu. Łotwa, Litwa oraz Polska wspierały i nadal wspierają ludzi uciekających przed reżimem Łukaszenki, ale ostatnio sytuacja na granicach bardzo się zmieniła. Większość Białorusinek i Białorusinów przekraczała granicę z UE oficjalnie. Z kolei w czerwcu duże grupy imigrantów z Iraku, Afganistanu i Syrii próbowały przedostać się do Litwy, a później do Łotwy i Polski. Litewska ministra spraw wewnętrznych Agnė Bilotaitė powiedziała, że duże przepływy uchodźców są częścią wojny hybrydowej: „W ostatnim czasie reżim białoruski w ramach działań hybrydowych znacznie zwiększył presję imigracyjną na nasz kraj, a jedną z jej oznak jest wzrost liczby nielegalnych migrantów”.
Pod koniec maja 2021 r. Alaksandr Łukaszenka stwierdził: „Zatrzymywaliśmy narkotyki i migrantów – teraz sami będziecie je brać i ich łapać”, a nieco ponad miesiąc później powtórzył ten przekaz, oznajmiając, że Białoruś nie będzie już powstrzymywać migrantów, którzy próbują się dostać do UE z pominięciem oficjalnych punktów kontrolnych. Nie ukrywał, że jego oświadczenie wiąże się z sankcjami ze strony Unii Europejskiej, dodał też, że kraj nie ma teraz ani siły, ani pieniędzy, aby powstrzymać przepływ migracyjny.
Do tego czasu Litwa zdążyła się już pogrążyć w kryzysie migracyjnym, a 2 lipca rząd ogłosił ogólnokrajowy stan nadzwyczajny. W wiadomościach codziennie pojawiały się doniesienia o dziesiątkach zatrzymanych na granicy osób. Spekulowano, że reżim Łukaszenki nie tylko przepuszcza ludzi przez białoruską granicę poza punktami kontrolnymi, lecz także bezpośrednio pomaga im w podróży. Minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis oskarżył białoruskie państwowe biuro podróży Centrkurort o możliwy współudział w „dostarczaniu” ludzi do granicy litewskiej. Później centrum analityczne Dosje i niemiecki niezależny dziennik „Der Spiegel” przeprowadziły śledztwo i potwierdziły: Centrkurort, który jest częścią struktury zarządzającej sprawami prezydenta Białorusi, naprawdę koordynował przepływ ludzi.
Ani Łotwa, ani Litwa, ani Polska nie potrafiły sobie poradzić z napływem uchodźców, zadeklarowały też, że zrobią wszystko, co możliwe, aby nie wpuszczać ich na terytorium kraju. W społeczeństwie rozgorzały dyskusje na temat zasadności i humanitarnego wymiaru podejmowanych decyzji o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Łotwa, ogłosiwszy w niektórych regionach stan wyjątkowy, przestała przyjmować tam wnioski o azyl polityczny od osób, które przekroczyły granicę nielegalnie. Oto jak skomentował sytuację premier Łotwy Arturs Krišjānis Kariņš: „Tą decyzją praktycznie zamykamy granicę łotewsko-białoruską na czas trwania stanu nadzwyczajnego, a jeśli ktoś chce ją nielegalnie przekroczyć, to zostanie uprzejmie, a jednocześnie z całą surowością zawrócony na terytorium, z którego przybył”.
W Polsce, wg „Gazety Wyborczej”, 20 sierpnia rząd potajemnie podjął uchwałę pozwalającą przewieźć z powrotem na granicę osoby, które już złożyły wniosek o azyl. Wtedy też rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o cudzoziemcach. Jeśli nowe przepisy zostaną uchwalone, łatwiej będzie wydalić z Polski ludzi, którzy nielegalnie przekroczyli granicę. Ponadto prośby takich osób o azyl nie będą w ogóle brane pod uwagę.
Po co Łukaszence to wszystko
Kiedy ludzie zaczęli masowo opuszczać Białoruś z powodu prześladowań politycznych, Łotwa, Litwa i Polska pod każdym względem wspierały białoruskich uchodźców (i tych, którzy prosili o azyl polityczny, i tych, którzy zdecydowali się obejść bez niego), przestały uznawać Łukaszenkę za prezydenta Białorusi i przyczyniły się do nałożenia sankcji przez UE.
Litwa faktycznie dała schronienie Swiatłanie Cichanouskiej, białoruskiej liderce demokratycznej, i pomogła wielu jej bliskim współpracowniczkom i współpracownikom. A kiedy Mińsk złożył wniosek o ekstradycję Cichanouskiej, minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis odpowiedział: „Litwa była i będzie kamiennym murem, za którym schroniły się wszystkie prześladowane przez reżimy siły demokratyczne… A białoruskiemu reżimowi możemy powiedzieć: prędzej piekło zamarznie, niż zaczniemy rozpatrywać jego żądania”.
Kaciaryna Szmacina, analityczka Białoruskiego Centrum Studiów Strategicznych, nazywa kryzys migracyjny próbą wywarcia presji na UE przez reżim Łukaszenki w odpowiedzi na międzynarodową izolację i sankcje. „To oczywiste, że sankcje, które mogłaby w odwecie nałożyć na UE Białoruś, nie będą dla Unii dotkliwe. Co innego wywołanie sztucznego kryzysu migracyjnego i zawieszenie umowy o readmisji – mówi ekspertka. – Rodzi się również pytanie o rolę Rosji w inspirowaniu takiej taktyki, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę podobieństwa między obecnym kryzysem a napływem migrantów z Rosji do Finlandii w 2015 r. Rozważałabym także motyw swoistej zemsty na tych krajach UE, które przyjmują Białorusinów uciekających przed prześladowaniami politycznymi, i próbę wpływania na ich opinię publiczną, mającą na celu podkręcenie możliwego niezadowolenia polityką migracyjną władz i liczbą przybyłych cudzoziemców, w tym Białorusinów”.
Niebo, samolot, prawie Niemcy
Ale jak to się stało, że Białoruś została platformą przeładunkową dla uchodźców? Dlaczego ludzie z Afganistanu, Iraku i Syrii zaczęli w pewnym momencie masowo wybierać właśnie ten kraj jako punkt wejścia do Unii Europejskiej?
Niezależny białoruski portal Reform.by przeprowadził dziennikarskie śledztwo. Wnioski były następujące: po pierwsze, w maju z Bagdadu zaczęły latać do Mińska cztery samoloty tygodniowo, a nie dwa, jak wcześniej. Po drugie, wiosną irackie biura podróży zaczęły aktywnie reklamować wycieczki na Białoruś w cenie 560–950 dol. Za te pieniądze klient dostawał bilety lotnicze, wizę, ubezpieczenie, zakwaterowanie w hotelu i kilka wycieczek. Oferta okazała się znacznie tańsza niż samodzielne kupowanie biletów do Mińska.
Śledztwo wykazało również, że koszty wycieczki na Białoruś znacznie spadły w ciągu ostatniego roku. Jeśli w sierpniu 2020 r. najtańsza wycieczka na osiem dni kosztowała 949 dol., przy czym wiza i ubezpieczenie były dodatkowo płatne, to latem 2021 r. trzeba było zapłacić jedynie 570 dol., a koszt wizy wliczono już w cenę.
Wg źródła Reform.by, zanim Łukaszenka zapowiedział, że nie będzie zatrzymywał uchodźców, którzy chcą dostać się do UE, iracka telewizja państwowa nadawała tę wiadomość już od kilku dni.
Wiadomo, że istnieją różne sposoby, za pomocą których ludzie próbują się dostać do UE przez Białoruś. Ktoś płacił tysiące euro tzw. przewodnikom, którzy obiecywali przewieźć uchodźców do Niemiec, ktoś inny kupował wycieczkę na Białoruś, po czym po przylocie do Mińska samodzielnie dotarł do granicy. Reform.by szczegółowo opisał wiele tych metod w swoim śledztwie.
Znaleziony przez nas mieszkający w Iraku informator początkowo zgodził się podać imię mężczyzny, który ok. 30 lat temu przeprowadził się do Białorusi, a teraz pomaga białoruskim władzom sprowadzać ludzi z Iraku. Ale po konsultacji ze swoim przyjacielem nasz rozmówca radykalnie zmienił stanowisko: „Sprawdziłem wszystko i myślę, że władze Białorusi nie mają z tym nic wspólnego. Poza tym słyszałem, że ci ludzie zostali zatrzymani na granicy”.
Przez kilka miesięcy sytuacja na granicach tylko się pogarszała, a 1 sierpnia Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) zarejestrowała, jak maszyna podobna do tych, z których korzystają białoruscy strażnicy graniczni, eskortuje grupę ludzi do granicy poza punktem kontrolnym. Dalej historia rozwijała się bardzo szybko. Dzień później litewscy strażnicy graniczni przestali przyjmować osoby nielegalnie przekraczające granicę i zaczęli odsyłać je do Białorusi. 3 sierpnia nie wpuszczono ok. 180 osób. 4 sierpnia pojawiła się informacja, że na granicy między Białorusią a Litwą zmarła osoba z Iraku. Białoruskie media państwowe oświadczyły, że strażnicy graniczni znaleźli mężczyznę „w ciężkim stanie, z licznymi obrażeniami ciała” i udzielili mu pierwszej pomocy, ale nie udało się go uratować. Litewska ministra spraw wewnętrznych Agnė Bilotaitė nazwała te doniesienia dezinformacją i prowokacją ze strony reżimu Łukaszenki.
Śmierć 39-letniego Jafara Husajna Jusufa Al-Harissa (zdjęcie paszportu zmarłego mężczyzny zostało opublikowane w jednym z kanałów telegramowych poświęconych „relokacji” Irakijczyków do UE przez Białoruś) wywarła duży wpływ na kryzys migracyjny. 5 sierpnia Ministerstwo Spraw Zagranicznych Iraku wezwało współobywateli, aby „nie stawali się celem handlarzy ludźmi”. 6 sierpnia MSZ Litwy wydało oświadczenie, w którym ostrzegało potencjalnych migrantów i uchodźców przed niebezpieczeństwem podróży do UE przez Białoruś. 7 sierpnia Irak odwołał wszystkie loty do Białorusi na czas nieokreślony i zorganizował specjalne samoloty, którymi sprowadzano Irakijczyków z Białorusi do kraju.
Nie wszystkie osoby, które przyleciały do Białorusi, aby stamtąd dostać się do Unii Europejskiej, skorzystały z możliwości powrotu do kraju. Ilość uchodźców próbujących przekroczyć granicę nie opadła. Wpływ na to miały dwie rzeczy. Po pierwsze, ci ludzie, którzy nie zdążyli tego zrobić przed pojawieniem się rejsów specjalnych, postanowili spróbować przejść przez granicę, nie chcieli się bowiem wycofać w połowie drogi. Po drugie, odwołano tylko loty z Iraku, natomiast połączenia lotnicze z Turcją nadal funkcjonowały.
Obozy dla uchodźców
Należy przy tym pamiętać, że większość uchodźców uważała za bazę przeładunkową nie tylko Białoruś, lecz także sąsiadujące z nią kraje Unii Europejskiej. Litwa, Łotwa i Polska nie były celem samym w sobie: ludzie najczęściej jechali dalej, do Niemiec i innych krajów Europy Zachodniej, gdzie panują lepsze warunki do integracji ze społeczeństwem, gdzie mieszkają silne diaspory i gdzie wsparcie socjalne jest większe.
Nie wiemy, ilu osobom udało się dyskretnie przekroczyć granicę z UE i z powodzeniem dotrzeć do wybranych przez siebie krajów. Widzimy jednak, że w Litwie i Łotwie centra przetrzymywania osób ubiegających się o azyl były zatłoczone, a w Litwie z powodu braku miejsc zorganizowano nawet obóz namiotowy, w którym stacjonowali ludzie zatrzymani na granicy.
Wielu zatrzymanych nie było przygotowanych na taki rozwój wydarzeń, a ich ogólne rozczarowanie wraz ze złymi warunkami pobytowymi stały się katalizatorem konfliktów. Ludzie ci protestowali przeciwko zakazowi wychodzenia poza teren obozu, złemu jedzeniu i mokrym od deszczu namiotom. Dochodziło do tego, że litewscy strażnicy graniczni używali gazu pieprzowego i strzelali w powietrze.
W Łotwie też chciano stawiać namioty, ale minister obrony Artis Pabriks zdecydowanie wypowiedział się przeciwko temu pomysłowi i stwierdził, że budowa namiotów w pobliżu granicy da uchodźcom zły sygnał, że na Łotwie rzekomo na nich czekają. Osoby nielegalnie przekraczające granicę Białorusi z Łotwą zostały więc zatrzymane i przewiezione do centrum zakwaterowania zatrzymanych cudzoziemców Daugavpils, a kiedy okazało się ono przepełnione, zaczęto je zabierać bezpośrednio do centrum zakwaterowania osób ubiegających się o azyl Mucenieki. To centrum też jest obecnie pełne. Nawiasem mówiąc, prawie wszyscy ludzie, którzy mieszkali tam przed falą migracyjną, zostali przeniesieni do należącego do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych budynku w Jurmale. A na podwórku w Muceniekach przez całą dobę dyżuruje policja.
Początkowo na miejscu wydzielono strefę kwarantanny i strefę wspólną, ale po nowym wybuchu zachorowań na COVID-19 i śmierci jednej z osób ubiegających się o azyl placówka została poddana kwarantannie. Wszystkim starającym się o azyl zakazano wychodzenia poza teren ośrodka. Wg informacji Urzędu ds. Obywatelstwa i Migracji ok. 50% osób ubiegających się o azyl zdecydowało się na szczepienie, ale to nie wystarczyło, aby zakończyć kwarantannę. Ogólnie w Łotwie od 14 września 2021 r. 42,1% populacji zostało zaszczepionych wszystkimi dawkami, a w kraju nie ogłoszono lockdownu, działają centra rozrywki i handlu.
Urząd ds. Obywatelstwa i Migracji regularnie zapewnia, że sytuacja pozostaje pod kontrolą i że w Muceniekach wszystko jest w porządku, ale ostatnio w mediach społecznościowych pojawił się film przedstawiający walkę między osobami ubiegającymi się o azyl, do której doszło na dziedzińcu centrum.
Trudna sytuacja z uchodźcami pogłębiła podział polityczny w społeczeństwie, a wypowiedzi różnych przedstawicieli władzy przyczyniają się do wzrostu nastrojów rasistowskich. Materiały w mediach są pełne wrogiego języka – uchodźców często nazywa się „nielegałami” i używa się specyficznego słownictwa: każdy protest określa się mianem buntu, samą migrację przedstawia się jako atak, a ludzie zatrzymani za nielegalne przekraczanie granicy państwowej nierzadko są dehumanizowani.
Pułapka na granicy
Jakkolwiek trudno żyje się osobom uwięzionym w obozie dla uchodźców, znalazły się one w stosunkowo dobrej sytuacji. Po tym, jak Łotwa, Litwa i Polska postanowiły nie wpuszczać na swoje terytorium ludzi, którzy próbują przekroczyć granicę poza oficjalnymi punktami kontrolnymi, grupy uchodźców utknęły na granicy i zostały zmuszone do życia w lesie. Do Unii Europejskiej nie wpuszczali ich strażnicy graniczni jednego państwa, z kolei na powrót do Białorusi nie pozwalali funkcjonariusze innego. Służby po obu stronach były uzbrojone i gotowe do użycia siły fizycznej. Łotwa, Litwa i Polska postawiły na granicach ogrodzenia z drutu kolczastego, które mają fizycznie uniemożliwić ludziom dostawanie się do UE poza punktami kontrolnymi.
Wg danych Białoruskiego Państwowego Komitetu Granicznego na granicy Białorusi z Polską i Łotwą znajdowało się kilka grup uchodźców – w sumie ok. 60 osób.
8 września zastępca szefa litewskiej Służby Ochrony Granicy Państwowej Antanas Montvydas powiedział, że na granicy utknęła kolejna grupa uchodźców (dwóch mężczyzn i siedem kobiet). Jego zdaniem chociaż Litwa prowadzi teraz politykę zwrotów, to jednak wpuszcza na swoje terytorium nieletnich, chorych, kobiety w ciąży, samotnych rodziców, matki, ludzi w podeszłym wieku i inne osoby, które władze uważają za szczególnie zagrożone.
W sierpniu kilkadziesiąt osób utknęło na granicy białorusko-łotewskiej i białorusko-polskiej. Zostały one zmuszone do życia pod gołym niebem – nie zapewniono im nawet namiotów. Po stronie łotewskiej pomagali im wolontariusze ruchu „Chcę pomóc uchodźcom”, a po stronie polskiej działacze Fundacji „Ocalenie”. Zdaniem lekarki i aktywistki Pauliny Bownik polscy strażnicy graniczni nie pozwolili jej podejść do uchodźców i ich zbadać.
23 sierpnia Polska wysłała na granicę konwój humanitarny z namiotami, kocami, łóżkami polowymi i środkami ochrony. Białoruś tej pomocy nie przyjęła i nazwała ją przedstawieniem dla mediów.
26 sierpnia ETPC podjął wstępną decyzję o zobowiązaniu Polski i Łotwy do zapewnienia mieszkań, żywności, wody, odzieży i leków uchodźcom, którzy utknęli na granicy z Białorusią. Dwa dni wcześniej, w nocy z 23 na 24 sierpnia, przed wizytą agencji ONZ, z granicy białorusko-łotewskiej zniknęło wszystkich 83 uchodźców. Łotewska straż graniczna nie umiała wyjaśnić, co się stało, a Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oświadczyło, że wszystkim tym ludziom pozwolono wrócić na terytorium Białorusi.
12 września okazało się, że Białoruś wpuściła na swoje terytorium grupę ludzi z polskiej granicy, która spędziła na dworze ponad miesiąc.
Ogólnie rzecz biorąc, władze Białorusi aktywnie wykorzystywały i nadal wykorzystują twarde decyzje Łotwy, Litwy i Polski, aby oskarżyć je o nieludzkie postępowanie i łamanie praw człowieka. Media państwowe w Białorusi tworzą obraz oziębłego Zachodu i humanitarnej Białorusi, ignorując fakt, że białoruscy strażnicy graniczni również tygodniami nie pozwalali uchodźcom na powrót.
Co dalej?
Istnieje szansa, że w najbliższej przyszłości nadciągnie nowa fala kryzysu migracyjnego. Tym razem należy się spodziewać napływu syryjskich uchodźców z Jordanii. 3 września między Jordanią a Białorusią zaczęły latać samoloty czarterowe, a nasze źródło, które pracuje w Jordanii z uchodźcami, donosi o krążących wśród nich plotkach o tym, że wkrótce mogą otworzyć granicę syryjską i zmusić ich do powrotu do ojczyzny. Uchodźcy są przekonani, że w Syrii czeka ich kara śmierci, dlatego szukają wszelkich sposobów na opuszczenie regionu, a Białoruś często pojawia się w ich planach.
Zgodnie z informacjami Abduły [imię zmienione ze względów bezpieczeństwa – przyp. red.] lokalne firmy turystyczne oferują wyloty trzy razy w tygodniu – bezpośrednie czartery latają raz na dziewięć dni, do tego dwa razy w tygodniu można podróżować z przesiadką, korzystając z lotów linii Flydubai i Turkish Airlines. Lokalne firmy turystyczne żądają ok. 1000 dol. za wydanie zaproszenia do Białorusi. Wycieczka wraz z biletami, ubezpieczeniem i wizą kosztuje mniej więcej tyle samo, ale ludzie są gotowi sprzedać wszystko, co mają, ponieważ są pewni, że to ich jedyna szansa na znalezienie się w bezpiecznym miejscu.
Nie ma przesłanek pozwalających sądzić, że kryzys migracyjny skończy się w najbliższym czasie. Niejasny pozostaje też los ludzi, których potrzeba bezpieczeństwa i lepszego życia została wykorzystana przez polityków.
—
Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.