Zdaniem Komisji Europejskiej w ciągu ostatnich 10 lat prawie 300 tys. pozbawionych opieki dzieci dotarło do Europy, aby ubiegać się o azyl.
W jaki sposób te setki tysięcy młodych ludzi, przybywających do nowego kraju bez wsparcia rodziny, zbudowały sobie nowe życie?
Poznajcie historię jednego z nich.
To Sam Z.
Chociaż Sam uwielbiał opowiadać o swojej odysei, obsadzając siebie w roli sprytnego bohatera, dowiedziałam się, że koniec jego fizycznej podróży oznaczał dopiero początek znacznie dłuższej drogi do spokoju i poczucia przynależności.
Sam bał się deportacji po wygaśnięciu ważności (obejmującej dwa lub trzy lata) każdej kolejnej wizy. Ta obawa trwała latami. Do dziś ma koszmary, średnio dwa razy w tygodniu. Zdiagnozowano u niego zespół stresu pourazowego, podobnie jak u 10 do 40% uchodźców. „Czy kiedykolwiek przychodzą ci do głowy pytania, na które nie możesz znaleźć odpowiedzi? – pytał. – Muszę tam wrócić, muszę zobaczyć wszystko jeszcze raz”.
W 2016 r. Sam otrzymał prawo stałego pobytu w Wielkiej Brytanii. Rok później towarzyszyłam mu z aparatem i kamerą, gdy przemierzał swoją dawną drogę przez Unię Europejską. Spacerowaliśmy m.in. po paryskim parku, w którym spał podczas Bożego Narodzenia. Trzymając kamerę, płakałam razem z nim nad bezimiennym grobem na Lesbos.
Im dłużej słuchałam opowieści Sama, tym bardziej rozczarowywał mnie sposób, w jaki media przedstawiały migrację. Czyj głos jest słuchany i utrwalany w wiadomościach oraz reportażach? A kiedy już wreszcie ktoś zapyta tych, którzy mają doświadczenia związane z migracją, o ich tragiczne historie, do głowy ci nie przyjdzie, że ci smutni, mroczni migranci mogą być też tak zabawni, jak Sam.
Ta opowieść obejmuje siedem lat. Jej celem jest jak najwierniejsze zrelacjonowanie historii Sama, wyjątkowej i osobistej opowieści o zdobywaniu kolejnych blizn, zarówno na wojnie w Afganistanie, jak i podczas migracji przez Europę w XXI w. To historia chłopca, który stał się mężczyzną.
Zabawnym mężczyzną.
Ta opowieść obejmuje siedem lat. Jej celem jest jak najwierniejsze zrelacjonowanie historii Sama, wyjątkowej i osobistej opowieści o zdobywaniu kolejnych blizn, zarówno na wojnie w Afganistanie, jak i podczas migracji przez Europę w XXI w. To historia chłopca, który stał się mężczyzną.
Moje usta są ucieczką przed pożarem.
Moje słowa są nagie, lecz nie ma to znaczenia.
Trawi mnie pożar
– Andrea Gibson
Sam spędził dzieciństwo w górzystym miasteczku w prowincji Sar-e Pol, w północnym Afganistanie, w surowym, pięknym krajobrazie kanionów i dolin wyrzeźbionych przez tysiąclecia działań wody. Doglądał należących do rodziny owiec oraz osłów, strzelał z procy z przyjaciółmi i brał udział w cotygodniowych wycieczkach na lokalny rynek. Każdej wiosny w okolicy rozkwitały pola maków.
„Czerwone, jak okiem sięgnąć – wzdycha Sam. Do dziś jest to jeden z jego ulubionych kolorów. – Było tak pięknie. Ale gdybym tam mieszkał, już dawno nosiłbym broń. O ile w ogóle bym jeszcze żył”.
Groza z powietrza
Dorastając w miasteczku bez utwardzonych dróg i regularnie dostarczanej elektryczności, Sam nauczył się odróżniać stabilny szum samolotu od warkotu helikoptera.
Samoloty nie siały grozy. Helikoptery przynosiły śmierć.
Afganistan to państwo najczęściej bombardowane przez amerykańskie drony
Po atakach z 11 września 2001 r. Stany Zjednoczone zaczęły korzystać z dronów, przede wszystkim w Afganistanie.
Afganistan był głównym celem ataków. Jak podaje brytyjskie Bureau of Investigative Journalism Amerykanie przeprowadzili tam 13 074 nalotów, w których zginęło do 10 076 osób, w tym do 909 cywilów i 184 dzieci.
Wsparcia taktycznego dla amerykańskich uderzeń dronami udzielali europejscy sojusznicy, w tym brytyjskie i holenderskie służby wywiadowcze. Wsparcie operacyjne płynęło z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Włoch.
Wiele ataków było wymierzonych w bojowników przebywających w miejscach publicznych, jak szpitale, szkoły oraz domy w miastach takich jak to, w którym mieszkał Sam. W ich wyniku śmierć poniosło sporo cywilów.
4 listopada 2015 r.: wskutek amerykańskiego ataku dronami pod miastem Kunduz ginie 30 cywilów, w tym dzieci i starszyzna, rannych jest 27 osób.
28 listopada 2018 r.: w wyniku amerykańskiego ataku dronami w prowincji Helmand umiera co najmniej 30 cywilów, w tym 16 dzieci.
15 grudnia 2018 r.: w amerykańskim ataku w prowincji Kunar śmierć ponosi co najmniej 20 cywilów, w tym 12 dzieci.
7 maja 2019 r.: wg lokalnych urzędników w ataku dronami koalicji w mieście Farah ginie co najmniej 45 cywilów.
18 września 2019 r.: wskutek amerykańskiego ataku dronami umiera 30 rolników uprawiających orzeszki piniowe w Nangarhar.
8 stycznia 2020 r.: w amerykańskim ataku dronami w Heracie ginie lub odnosi rany ponad 60 cywilów.
9 sierpnia 2021 r.: wskutek uderzenia amerykańskiego drona na rodzinną posiadłość umiera 10 osób, w tym siedmioro dzieci i kierowca.
Wojna z talibami
W miejscowości Sama rozeszła się wieść, że nadciąga grupa bojowników. W tym czasie na górzystej północy Afganistanu o władzę walczyły różne ugrupowania.
Talibowie są szczególnie znani z przemocy wobec mniejszości etnicznych, takich jak Tadżykowie, Hazarowie i Uzbecy z wioski Sama.
Ok. tysiąca rodzin z wioski rozproszyło się po jaskiniach i domach krewnych w poszukiwaniu schronienia, a dziewięciu starszych przedstawicieli społeczności zostało w wiosce, aby negocjować z bojownikami.
„Byli najstarszymi, najbardziej szanowanymi mężczyznami w naszej wiosce – wyjaśnił Sam. – Nazywaliśmy ich »białobrodymi«”.
Kilka dni później przyszła wiadomość o losie, jaki spotkał wioskę.
Przemoc w prowincji Sama, w Sar-e Pol, jest dobrze udokumentowana: w 2000 r. w ramach programu „Afganistan Justice Project” w dystrykcie Gosfandi odnotowano pięć masakr cywilów, dokonanych przez pluton egzekucyjny bojowników. Zginęło 96 osób. W tym samym roku w dzielnicy Sama, w Sangczaraku, przeprowadzono masowe aresztowania, a w zbiorowym grobie znaleziono 26 ciał.
„Wyobraźcie sobie sytuację, w której na każdą osobę zabitą w Afganistanie przypadałby jeden kwiat – westchnął Sam. – Z kosmosu cały kraj byłby widoczny jako ogród”.
Po tym, jak bojownicy zburzyli domy i spalili w stajniach żywy inwentarz, setki rodzin spakowały swoje rzeczy i udały się do Iranu.
Z tyłu furgonetki załadowanej suszonymi winogronami Sam obserwował, jak wszystko się oddala: drzewo, pod którym zwykł drzemać, gdy wyprowadzał owce na wypas; dom starej kobiety, której on i jego przyjaciele porwali kiedyś osła, aby się na nim przejechać. „Goniła nas z kijem! Była gotowa stłuc nas na kwaśne jabłko!” – wspomina Sam.
Szczyty gór wyrył w pamięci, aby odtwarzać je sobie w snach. A potem pasażerowie furgonetki zniknęli gdzieś w szerokim świecie.
Dzisiaj niektórzy jego sąsiedzi z dzieciństwa mieszkają w innych afgańskich miastach, wielu przebywa w Iranie, a od czasu do czasu Sam słyszy o koledze czy koleżance, którzy dotarli do Niemiec lub Grecji.
Teraz, po wielu latach, Sam jest w Londynie i siedzi na wytartej kanapie w kolorze kości słoniowej. Potrząsa papierosem i obserwuje, jak popiół raz za razem spada do małej szklanej popielniczki.
„Nie wiem, gdzie jest pochowana moja matka. Gdzieś w mojej wiosce. Szczerze mówiąc… nie pamiętam już jej twarzy”. Powoli wydycha dym.
„Czasami myślę, że Afganistan jest moim domem. Powinienem był się tam urodzić, tam mieszkać, tam umrzeć. Pewnie miałbym już broń. O ile w ogóle bym jeszcze żył”. Wzrok Sama zatrzymuje się na plamie na brązowym dywanie.
Ciepły wiatr w liściach palmowych, a ja o śniegach
Mojej prowincji dalekiej w której działy się
Sprawy innego życia, niepojęte.
Jasna połowa planety przesuwa się w ciemność
I zasypiają miasta, każde na swojej godzinie.
A dla mnie jak wtedy za dużo, za dużo świata.
– Czesław Miłosz, Osobny zeszyt
W 2006 r., po doszczętnym spaleniu afgańskiej wioski Sama, setki jej mieszkańców uciekło do Iranu, sąsiedniego kraju, z którym łączyły ich wspólne język i religia.
Pozbawiony dokumentów
Sam przypuszcza, że skończył 11 lat, kiedy przybył do miasta Kom. Nigdy nie miał aktu urodzenia ani oficjalnego dowodu tożsamości.
„W Afganistanie nigdy nie miałem żadnych dokumentów” – wspomina.
Jego sytuacja nie była wyjątkowa. Według szacunków Wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców (UNHCR) z trzech milionów Afgańczyków, którzy mieszkają w Iranie, mniej niż jedna trzecia (780 tys.) otrzymała legalny status prawny i dokumenty uchodźcze wydane przez irański rząd.
Praca dzieci
Pozbawiony dokumentów niepełnoletni Sam pracował nielegalnie przez, jak szacuje, 15 godz. dziennie.
Sam zaczynał dzień kilka godzin przed świtem, rozładowując arbuzy i inne owoce przywiezione ze wsi, zanim sprzedawcy wyszli na ulice na poranny handel.
„Dziennie przyjeżdżały trzy lub cztery ciężarówki, każda wiozła od 100 do 200 pudeł, w których znajdowało się 10 t owoców. Pracowaliśmy od trzeciej nad ranem do południa przez sześć dni w tygodniu. Zarabiałem 120 tys. riali plus 1000 riali napiwków dziennie”.
To mniej niż 3 dol. na dzień. Mniej niż ustawowa płaca minimalna w Iranie.
Mimo to dobrze wspomina zgiełk panujący w sklepie z sziszą, w którym pracował od piątej po południu do północy, dostarczając klientom węgiel drzewny i herbatę. Kiedy policja wpadała z kontrolą, pracownicy ukrywali Sama na górze.
Prawo do edukacji publicznej
„Szkoła! W Iranie poszedłem nawet do szkoły!” Oczy Sama zamgliły się w rozmarzeniu.
W południe Sam pędził do domu, żeby się przebrać, a potem do szkoły na lekcje trwające od pierwszej do piątej po południu.
„Jaka to była szkoła?” – pytam.
„Nie mogliśmy chodzić do irańskich szkół, więc niektórzy starsi Afgańczycy z sąsiedztwa wynajęli dom i przekształcili go w szkołę. Czesne nie było wysokie; sam je płaciłem”.
Dopiero w 2015 r. Iran uchwalił prawo zezwalające dzieciom na uczęszczanie do szkół publicznych bez względu na to, czy mają dokumenty, czy też nie.
Na całym świecie z 7,1 mln uchodźców w wieku szkolnym ok. połowy (3,7 mln) nie chodzi do szkoły.
Według UNHCR tylko 63% dzieci-uchodźców uczęszcza do szkoły podstawowej, a zaledwie 24% – do szkoły średniej.
„Szkoła była moją ulubioną częścią dnia. Było nas ok. 100 uczniów w wieku od 7 do 18 lat. Studiowaliśmy Koran, gramatykę języka perskiego, matematykę i geografię Iranu. Zawsze byłem dobry z matematyki!”
Policyjne tortury
Pewnego dnia do szkoły przyszedł jakiś mężczyzna z policji i złapał za rękę jednego z uczniów.
„Później nie widzieliśmy tego chłopaka przez dwa lub trzy miesiące” – przypomina sobie Sam.
„Kiedy wrócił, był inną osobą. Nie chciał z nikim rozmawiać, po prostu siedział sam w kącie. Nie dawaliśmy mu spokoju, w końcu więc powiedział, co się stało”.
„Policjanci związali go, wsadzili do worka z ziarnem i dwoma kotami i zepchnęli ze schodów. Przywiązywali mu do jąder ciężkie przedmioty i kazali robić przysiady. Pobili go pałkami elektrycznymi. Oskarżyli o zabicie kogoś, ale wreszcie wypuścili, ponieważ nie mogli wydobyć z niego zeznań i nie mieli dowodów”.
Kilku kolegów z klasy Sama również zniknęło ze szkoły i wróciło ze śladami tortur. Jeden z przyjaciół został zabrany przez policję na dwa lub trzy miesiące. „Dzień przed wypuszczeniem przykuli go kajdankami do krat w oknie celi i wymierzyli mu sto batów”.
„Od szyi po kostki nie mogliśmy znaleźć ani kawałeczka ciała, które by nie było, no wiesz, całe spuchnięte, różowe i białe. Mój przyjaciel miał trochę więcej poczucia humoru niż ten drugi chłopak. Żartował po prostu, że przez jakiś czas nie będzie mógł spać na plecach”.
Bliskie spotkania Sama z policją także bardzo go denerwowały. „Kiedyś w Kom złapała mnie policja. Ponieważ byłem bardzo młody, wsadzili mnie na tylne siedzenie samochodu, nie związawszy mi rąk”.
Kiedy radiowóz zwolnił, aby podjechać na autostradę na wzgórzu, Sam zdał sobie sprawę, że to jego ostatnia szansa. „Otworzyłem drzwi i wyskoczyłem, zwijając się w powietrzu i robiąc przewrót jak – jak to się nazywa – mistrz kung-fu! – żeby zmniejszyć prędkość uderzenia. A potem pobiegłem ile sił w nogach”.
Dyskryminacja
Chociaż są one trudne do zweryfikowania, w mediach społecznościowych często krążą virale, na których irańskie policja lub wojsko biją i poniżają afgańskich uchodźców albo stoją bezczynnie z boku, podczas gdy Afgańczycy są atakowani przez tłum miejscowych.
Filmy wywołały w Afganistanie protesty przeciwko szerzącym się nadużyciom ze strony irańskiego rządu i społeczeństwa.
Wideo nieznanego pochodzenia (pokazane w tle) zarejestrowało 57 Afgańczyków próbujących przedostać się do Iranu. Zostali oni zatrzymani, przesłuchani, pobici, a na koniec zmuszeni do wejścia do rzeki pod groźba użycia broni przez irańskie siły bezpieczeństwa w maju 2020 r.
Jeden z ocalałych twierdził, że strażnicy śmiali się, gdy migranci skakali z brzegów do wartkiego nurtu wody. Czterdziestu pięciu Afgańczyków utonęło.
W liczącym 124 strony raporcie na temat traktowania Afgańczyków w Iranie z 2015 r. pt. „Goście niemile widziani: naruszenia praw uchodźców i migrantów w Iranie” Human Rights Watch wyraziła obawy dotyczące „stosowania przemocy fizycznej, przetrzymywania w niehigienicznych i nieludzkich warunkach, przymusowej zapłaty za transport i zakwaterowania w obozach dla deportowanych, przymusowej pracy oraz przymusowego rozdzielania rodzin”.
Głos Sama stawał się coraz donośniejszy. „W momencie, gdy otworzysz usta i usłyszą twój akcent, już wiedzą, że mogą cię sponiewierać. Jeśli Irańczyk pobije na ulicy Afgańczyka, inni Irańczycy też przyjdą i zaczną go kopać”.
W maju 2020 r. 57 Afgańczyków próbujących przedostać się do Iranu tamtejsze siły bezpieczeństwa zatrzymały, przesłuchały, pobiły, a na koniec trzymały na celowniku i zepchnęły do rzeki. 45 z nich utonęło.
Jeden z ocalałych twierdził, że strażnicy się śmiali, gdy Afgańczycy skakali z brzegu w wartki strumień wody.
„My, Afgańczycy, jesteśmy w Iranie jak psy” – stwierdził Sam.
„Chciałem od życia o wiele więcej”
Nie mogąc otrzymać formalnej edukacji, znaleźć legalnej pracy ani posiadać czegokolwiek na swoje nazwisko, a także żyjąc w strachu przed przemocą ludności i policji wobec Afgańczyków, Sam zaczął rozumieć, że jego perspektywy w Iranie są ograniczone.
„Wciąż chciałem od życia o wiele więcej, wiesz? Musiałem iść dalej”.
Przez rok zaoszczędził 150 dol. i zapłacił przemytnikowi, aby ten zabrał go do Turcji. Podróż tę rozpoczął wraz z setkami innych Afgańczyków wędrujących przez kilka dni przez pustynię zachodniego Iranu.
„Kiedy powiedziałem przyjaciołom, że wyjeżdżam do Europy, śmiali się ze mnie. Najpierw musiałem przejechać przez Turcję, a to nie jest takie proste”.
Przekraczamy nasze mosty, gdy się do nich zbliżamy, i palimy je za sobą, nie mając nic, aby pokazać nasz postęp, oprócz wspomnienia zapachu dymu i wątłego widma, że kiedyś potrafiliśmy uronić łzę.
– Tom Stoppard
Sam i grupa Afgańczyków przez dwa dni brnęli przez pustynię w kierunku górzystej granicy irańsko-tureckiej.
Przemytnicy i ci, których stać było na dodatkową opłatę, siedzieli na koniach. Sam i reszta szli pieszo.
W końcu dotarli do granicy, gdzie zostali zatrzymani przez turecką policję i zabrani do aresztu.
Okradziony przez turecką policję i służby mundurowe
Zgodnie z tureckim prawem azylowym organy bezpieczeństwa muszą przekazać osoby ubiegające się o azyl władzom imigracyjnym w ciągu 48 godz. od ich zatrzymania.
Dobrze udokumentowane są jednak przypadki okradania i bicia ubiegających się o azyl przez turecką policję, a następnie brutalnego stosowania metody pushbacku.
Działacze z Human Rights Watch przeprowadzili wywiady z ofiarami i świadkami siedmiu incydentów na tureckim przejściu granicznym z Syrią. Między marcem a kwietniem 2016 r. tureccy strażnicy graniczni zastrzelili trzy ubiegające się o azyl osoby (mężczyznę, kobietę i 15-letniego chłopca) oraz przemytnika; pobili ze skutkiem śmiertelnym innego przemytnika; zastrzelili i zranili osiem osób ubiegających się o azyl, w tym troje dzieci w wieku 3, 5 i 9 lat. Dotkliwie zaatakowali także sześć innych osób ubiegających się o azyl.
W lutym 2020 r. prawnik i członek Van Bar Association, Mahmu Kacan, wysłał do europejskiego portalu InfoMigrants obrazy przedstawiające poczerniałe, odmrożone palce u rąk i nóg migrantów w Van, obrabowanych przez żołnierzy, deportowanych i pozostawionych na śniegu bez butów, rękawiczek, bagaży i jedzenia. Jedno zdjęcie przedstawia hospitalizowane afgańskie dziecko z zabandażowanymi rękami. Poprzedniej zimy na granicy znaleziono 26 zamrożonych ciał. Po stopieniu śniegu w marcu znaleziono jeszcze 12 ciał.
Deportowany na pustynię pełną min
Po trzech dniach pobytu w areszcie policja zostawiła grupę na granicy i wskazała przez pustynię najbliższe irańskie miasto.
Policja ostrzegła ich, aby nie zbaczać ze ścieżki, ponieważ obszar ten był zaminowany. Szacuje się, że na granicy irańsko-tureckiej jest 80 tys. min lądowych.
„Postanowiłem, że dokądkolwiek udadzą się ci dwaj bracia, pójdę z nimi” – powiedział Sam.
Spośród ok. 150 osób tylko 10 zdecydowało się zawrócić i spróbować ponownie przedostać się do Turcji.
„Wracaj do domu! – powiedzieli Samowi bracia. – Nie wiemy, co się wydarzy”.
Sam odpowiedział: „Nie! Nie musicie mnie chronić! Idę! Nie będziecie musieli nosić mojego bagażu. Zajmę się sobą”.
Uciekając przed kulami
10 osób ruszyło z powrotem w kierunku Turcji.
„W naszej grupie cztery lub pięć osób było kuzynami. Jeden z nich miał problemy z poruszaniem się, więc zawsze musieliśmy na niego czekać. Czekanie było niebezpieczne, i wszyscy o tym wiedzieliśmy. Po pewnym czasie jeden z kuzynów zaczął go kopać i wyklinać”.
Pierwszej nocy, gdy grupa szła w ciemności po zboczu wzgórza, usłyszała jakieś głosy w dolinie. „Gdyby to była policja, wstalibyśmy i oddali się w ręce policjantów. Zawsze lepiej dać się złapać policji niż komuś innemu”.
„Było jednak ciemno, więc skąd mieliśmy wiedzieć, czy to policja, czy nie? Głosy się zbliżały. Widzieliśmy, że tamci siedzieli na koniach. W końcu byli na tyle blisko, że mogliśmy zobaczyć, że nie mają policyjnych mundurów, więc zaczęliśmy biec”.
„Zaczęli do nas strzelać. Pobiegliśmy na szczyt wzgórza, mając nadzieję, że przebiegniemy na drugą stronę, aby nie mogli w nas trafić. Jedna kula uderzyła w ziemię niecały metr od moich stóp. Rzuciłem plecak z jedzeniem, żeby móc biec szybciej”.
Ten, który kulał, został złapany jako pierwszy. „Na początku nikt z nas się nie zatrzymał, aby mu pomóc, nawet jego kuzyni. Później jeden z nich pobiegł po niego”.
„Ukryłem się w krzaku i obejrzałem się za siebie. Trzech naszych chłopaków klęczało z rękami założonymi za głowę. Do skroni mieli przystawioną broń”.
„Kiedy to zobaczyłem, znów zacząłem biec. Nie mam pojęcia, co się z nimi stało – może przeżyli, może nie. Tak czy inaczej jestem pewien, że doświadczyli wiele bólu”.
Porwania przez uzbrojone grupy
„Kim byli ci ludzie?” – zapytałam Sama.
Twarz mu pociemniała. „To gangi. Odcinają ci palce, uszy, nos, aż dostaną pieniądze od twojej rodziny”.
Sam otrzymał wiadomość, że inni młodzi mężczyźni z jego wioski wrócili do Iranu po tym, jak byli przetrzymywani na granicy dla okupu. „Jeden mężczyzna miał metalowy pręt wbity w udo. Inny był w szpitalu – przytomny tylko przez kilka minut i ledwo mógł mówić”.
Chociaż rzadko słyszy się o tym w mediach, to historie o grupach przestępców, którzy porywają migrantów dla okupu wzdłuż granicy irańsko-tureckiej, co rusz pojawiają się w zeznaniach migrantów.
Regionalna agencja informacyjna Mesopotamia News Agency opisała te praktyki w czerwcu 2022 r., po uzyskaniu nagrań wideo tortur:
„Po brutalnych torturach przemytnicy wysyłają zdjęcia rodzinom uchodźców i żądają okupu w wysokości 10 tys. dol. Na nagraniu widać też, jak przemytnicy odcinają nożem ucho jednemu z mężczyzn, ten zaś ma ręce związane za plecami. Po otrzymaniu zdjęć rodziny płacą okup, a uchodźcy zostają uwolnieni”.
Podobne filmy często się pojawiają w mediach społecznościowych, ale trudno je zweryfikować, a skala tego typu działań jest nieznana.
Drugiej nocy marszu zobaczyli jezioro Wan. To słone jezioro o powierzchni 3750 km2 jest największym jeziorem w Turcji.
„W świetle księżyca lśniło srebrnym kolorem, otoczone pierścieniem górskich szczytów – westchnął Sam. – Nad wodą stał drewniany dom z łodzią i setkami białych ptaków.
Pomyślałem: takie piękne miejsce istnieje na tym świecie, ale w jakich okolicznościach przyszło mi je zobaczyć?”
Rosnąca desperacja
W 2016 r., po tym, jak Turcja podpisała z Unią Europejską umowę o powstrzymywaniu migrantów przybywających do Europy, tureckie władze zwiększyły wysiłki w tym kierunku. Skłoniło to migrantów do podejmowania coraz bardziej desperackich środków, aby dotrzeć do miasta Wan.
W lipcu 2020 r. 60 migrantów utonęło w jeziorze Wan po wywróceniu się łodzi. W innym wypadku, w grudniu 2019 r., siedem osób utonęło, a 64 zostały uratowane.
Centrum Badań nad Azylem i Migracją (IGAM) z siedzibą w Ankarze potępiło postawę tureckich władz, twierdząc, że podjęły one skuteczne działania, by uczynić podróż migrantów bardziej niebezpieczną.
„Widzieliśmy, w jakim są stanie: bardzo zmęczeni i wykorzystywani przez przemytników – powiedział w 2021 r. Metin Çorabatir, prezes IGAM. – Podczas długiej pieszej podróży odnoszą rany, są głodni i pozbawieni wody. Zmusza się ich do niepotrzebnego narażania życia”.
Do widzenia, bracia
Kiedy Sam i dwaj bracia zobaczyli białe plamki owiec pasących się na zboczach góry, wiedzieli, że najbardziej niebezpieczny odcinek jest już za nimi.
Kierując się wskazówkami pasterza, podążyli biegnącą wzdłuż akweduktów, obrośniętą wysokimi drzewami drogą.
Bracia poszli do kafejki internetowej i zadzwonili do przemytnika, który wysłał ich wszystkich autokarem do Stambułu. Pojechali razem z większą grupę Afgańczyków mających fałszywe dokumenty.
Przemytnik umówił też Sama z pewną afgańską parą. Sam miał udawać ich dziecko.
Kiedy policja weszła do autobusu i zaczęła sprawdzać dokumenty, obaj bracia zostali zabrani do aresztu, a Sam znów został wśród obcych i był zdany sam na siebie
W ukryciu
„Byłem w Stambule ok. 10 dni, ale nie widziałem żadnego z tamtejszych słynnych zabytków. Ten pobyt był jak odsiadka w więzieniu”.
W kierunku tureckiego wybrzeża
Przemytnik powiedział im, że umówił się z kierowcą autobusu, który miał ich zabrać do nadmorskiego miasta Izmir. Stamtąd mieli popłynąć dmuchaną tratwą przez Morze Egejskie do Grecji.
Siedząc cały dzień w pokoju, nie potrafili się uspokoić – raz za razem ćwiczyli nadmuchiwanie tratwy.
Kiedy w końcu nadeszła kolej Sama na wyjazd, podróż ze Stambułu do Izmiru przybrała nieoczekiwany obrót.
Cisza przed burzą
„Izmir”, wspomina ciepło Sam. „Co za piękne miasto”.
Po tym, jak przez ponad tydzień był zamknięty w przepełnionym mieszkaniu przemytnika, spędził niespotykanie spokojne popołudnie spacerując po nadmorskim mieście, obserwując fontanny i tętniące życiem ulice.
Delektował się smakiem pikantnego jedzenia, które próbował pierwszy raz, wiedząc, że może to być także jego ostatnia szansa na taki posiłek.
Tej nocy miał zaryzykować życie.
Nad morze
Późnym popołudniem Sam i jego towarzysz podróży pojechali innym autobusem do jakiegoś niewielkiego miasta. Stamtąd przemytnik odebrał ich samochodem i zawiózł nad morze. Było już zupełnie ciemno.
„Przez całą drogę myślałem o historiach, które słyszałem od ludzi w Stambule – wspomina Sam. – Opowiadali mi, że niektórzy utknęli na morzu na 12–14 godzin, że grecka i turecka policja okradła ich i pobiła…
Wcześniej widziałem morze tylko w telewizji i bardzo mi się podobało. Było tak niebieskie i spokojne. Ale tej nocy, gdy po raz pierwszy zobaczyłem je na własne oczy, było ciemne i głośne. Co mogło mi się stać? Nienawidzę mówić, że się bałem, ale wtedy naprawdę się bałem”.
Jest chłodna noc z lekką morską bryzą, kiedy docieramy do portu na Lesbos, greckiej wyspie oddalonej o niecałe 7 km od kontynentalnej Turcji. Szacuje się, że w ciągu ostatniej dekady trafiły tutaj dziesiątki tysięcy migrantów.
10 lat później Sam wrócił do tego czarnego, błyszczącego portu. Chodniki były pełne wczasowiczów w klapkach, rodziców pchających dziecięce wózki i hałaśliwych dzieci.
Do dziś widok ciemnej wody napawa Sama lękiem. „To jak spotkanie ze starym przyjacielem” – mruknął pod nosem, spoglądając na port na Lesbos.
Dmuchana tratwa
W noc swojej przeprawy przed 10 laty Sam i pięciu innych migrantów wcisnęli się na dmuchaną, zaprojektowaną dla maksymalnie dwóch osób tratwę i wypłynęli w ciemność. Przepełnione łodzie to powszechna praktyka przemytników mająca na celu zwiększenie ich zysków.
„Afganistan jest krajem śródlądowym – żartuje Sam. – Nigdy wcześniej nie płynąłem łodzią i nikt z nas nie wiedział, jak prawidłowo wiosłować”. Przez pół godziny sześcioosobowa grupa wiosłowała w kółko. Za każdym razem, gdy reflektor straży przybrzeżnej przesuwał się po wodzie, leżeli płasko, mając nadzieję, że ukryją się między falami.
„Nie umiem pływać!”
Nagle na dnie łodzi pojawiła się woda; zaczęło jej przybywać.
Gdy stan łodzi był coraz gorszy, jeden z mężczyzn zaczął krzyczeć: „Nie umiem pływać!”.
„Zamknij się” – wysyczeli pozostali, obawiając się, że nieszczęśnik swoimi krzykami zwróci na nich uwagę.
Parami brali pod ręce towarzysza, który nie potrafił pływać, i holowali go w stronę brzegu. „Pewnie byli zadowoleni, że umiem pływać, w końcu byłem jeszcze dzieckiem. – Sam uśmiechnął się blado. – Tak się cieszę, że go tam nie zostawili”.
Po dotarciu do brzegu Sam i piątka pozostałych padli na plażę. Stracili cały swój dobytek, z wyjątkiem owiniętych w folię banknotów, które trzymali w ustach.
Kamienie przecięły Samowi stopę, ale chłopak twierdzi, że ból mu nie przeszkadzał.
„Kiedy stanąłem na lądzie, poczułem się tak, jakbym narodził się na nowo”.
Resztki
Po południu odwiedziliśmy „górę z kamizelek ratunkowych” – wysypisko porzuconych na wyspie kamizelek i pontonów.
Wśród śmieci Sam znalazł but młodej dziewczyny. Skrzywił się, zanim go podniósł, po czym niósł ze sobą przez stosy porzuconego plastiku.
Liczba ofiar
Organizacja pozarządowa Euro-Mediterranean Human Rights Monitor szacuje, że w 2021 r. na Morzu Śródziemnym zaginęło ponad 1800 migrantów, czyli średnio ponad pięć osób dziennie. Co najmniej 64 z nich to dzieci.
Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji twierdzi, że od 2014 r. na Morzu Śródziemnym zginęło 23 tys. osób. Płynęły one często słabo wyposażonymi jednostkami, np. rozklekotanymi łodziami lub gumowymi pontonami. Takimi jak tratwa Sama.
Czasami morze wyrzuca ciała na brzegi greckich wysp. Co się z nimi dzieje później?
Nieoznaczone groby
Słońce grzało nieubłaganie, a twarze ociekały nam potem, gdy dotarliśmy na cichą polanę w liczącym 518 mieszkańców miasteczku Kato Tritos.
Korzystając z telefonów, pokazaliśmy starszemu panu tłumaczenie słowa „cmentarz”. Spojrzał na nas ostro, po czym wskazał ścieżkę prowadzącą wśród drzew oliwnych.
Stopniowo rozpoznawaliśmy kopce ziemi i chwastów. Niektóre z nich były podpisane imionami. Na innych można było przeczytać: „Nieznana kobieta, lat 30, nr 134” lub „Nieznane niemowlę płci żeńskiej, trzy miesiące, nr 31”.
Niekiedy były to po prostu czyste białe tablice, na niektórych kopcach leżały jedynie szorstkie kamienie.
Ostatnie namaszczenie
Ten cmentarz jest dziełem 32-letniego Egipcjanina Moustafy Dawy, studenta literatury greckiej, który pracował na Lesbos jako tłumacz języka arabskiego.
W 2015 r., kiedy Dawa pracował dla Syryjczyka szukającego członka swojej rodziny w szpitalu w Mitylenie, zaskoczył go widok ciał ułożonych jedno na drugim w chłodzonym kontenerze transportowym.
Kostnica szpitala w Mitylenie była już pełna.
Koroner Theodoros Nousias, który pobierał próbki DNA i przeprowadzał autopsje, powiedział, że pewnego razu w kontenerze znajdowało się do 85 ciał, chociaż przeznaczony był on dla 50.
Dawa i rodziny migrantów lobbowali w ratuszu i dotarli do George'a Katzanosa, zastępcy burmistrza, który przekonał gminę do wyznaczenia na prowizoryczny cmentarz małej działki w pobliżu miasteczka Kato Tritos.
W poszukiwaniu utraconej rodziny
Doha Al-Amir, Irakijka, która próbowała znaleźć ciało swojej młodszej córki, skontaktowała się z Dawą w 2015 r.
Kiedy wysłała Dawie zdjęcia, ten przypomniał sobie, że kiedyś grzebał ciało młodej dziewczyny z podobną blizną na ramieniu.
Obecnie prawdopodobnie nie istnieje żaden proces ułatwiający rodzinom identyfikację ciał. Doha zaapelowała do kilku organizacji, w tym Organizacji Narodów Zjednoczonych, Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i greckiej Rady ds. Uchodźców, o udostępnienie próbek DNA pobranych przed pochówkiem zmarłych.
Karolen Eid, studentka Uniwersytetu Princeton badająca groby, w 2018 r. poinformowała, że Al-Amir nie otrzymała pomocy.
Bez odpowiedzi pozostają pytania: co się dzieje z ciałami po tym, jak morze wyrzuci je na brzeg? Kto je zbiera? Gdzie zostają pochowane? W jaki sposób urzędnicy na Lesbos mogą pomóc rodzinom zidentyfikować ciała bliskich?
[Granica] jest otwartą raną, w której trzeci świat ściera się z pierwszym i krwawi.
– Gloria E. Anzaldúa
Pociąg wjeżdża do greckiego portu Patras. To tam, między Grecją a włoskimi miastami wzdłuż wybrzeża Adriatyku: Ankoną, Bari, Brindisi, Triestem i Wenecją, przewozi się 4 mln t ładunku i 1,3 mln pasażerów.
Wracamy do terminalu promowego, gdzie Sam tygodniami spał w ciągu dnia w pobliskiej opuszczonej fabryce, a nocami próbował się przedostać do Włoch.
Turyści stoją w kolejce po bilety. Kobieta pali papierosa, młoda dziewczyna głaszcze psa. Tuż za budynkiem są ci, którzy nie mają dokumentów i którzy starają się o przejazd do Włoch, często kosztem trwałego uszczerbku na zdrowiu.
Niebezpieczna gra
W Patras Sam nauczył się, jak przedostawać się na tył jednej z milionów przejeżdżających przez port ciężarówek przewożących towary do Włoch i dalej do Europy Zachodniej.
Port jest strzeżony przez Siły Specjalne Greckiej Straży Wybrzeża (KEA), zwane przez Sama oraz innych migrantów „komandosami”.
Organizacje pozarządowe zaalarmowane „nieregularnymi obrażeniami ciała”
Sam przeszedł przez Patras w 2007 r.
Rok później do greckiego Rzecznika Praw Obywatelskich trafiła sprawa nieletniego Afgańczyka, który został dźgnięty nożem przez urzędnika portowego.
Inny przypadek to dwaj małoletni Afgańczycy, Ghulama i Jafara, których funkcjonariusze władz portowych wrzucili do morza.
Zaalarmowany tymi wypadkami grecki Czerwony Krzyż złożył do prokuratury dwa zawiadomienia przeciwko KEA. Jedno z nich dotyczyło torturowania dorosłego Afgańczyka, który został pobity, wrzucony do morza i zmuszony do stania w niewygodnej pozycji pod groźbą zaatakowania przez psa policyjnego.
„Systematyczny brak ochrony dzieci pozbawionych opieki dorosłych”
Pracownicy organizacji Lekarze Świata (Médecins du monde) udokumentowali również uderzenia pałkami w genitalia i poważne obrażenia głowy wśród pacjentów leczonych w Patras. Europejski Komitet ds. Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu (CPT) przeprowadził wywiad z zatrzymanym przez policję w Patras, którego funkcjonariusze uderzyli pięścią w oko i nos.
Misja rozpoznawcza greckiej Rady ds. Uchodźców w 2012 r. zaowocowała obszernym raportem na temat przemocy policji w porcie Patras i wykazała, że większość zgłoszonych aktów przemocy została popełniona przez KEA oraz policję portową, a także personel ochrony prywatnej.
Raport Human Rights Watch z 2008 r. podkreślił „systematyczny brak ochrony dzieci pozbawionych opieki” w Patras.
Świadectwa przemocy
W 2012 r. europejska grupa na rzecz praw człowieka PRO-ASYL współpracowała z grecką Radą ds. Uchodźców przy zbieraniu zeznań 31 migrantów z Patras:
„Szedłem w ciemności po torach kolejowych . Pojawiła się policja […] zaczęli mnie bić”.
„Do niektórych pokoi wrzucili gaz łzawiący, zmuszając ludzi do wyjścia”.
„Z Afganistanu przyjechałem zdrowy, a teraz boję się, że opuszczę ten kraj, kulejąc”.
„Za każdym razem, gdy idę do portu, nie wiem, czy po powrocie będę mieć ręce i nogi”.
„Śmierć w niebezpiecznym transporcie”
W ramach projektu „Zaginieni migranci” Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) powstaje, uzupełniana na bieżąco na podstawie doniesień medialnych, internetowa baza danych o zgonach migrantów.
„Śmierć w niebezpiecznym transporcie” zbiera największe żniwo – 462 zgony w wyniku wypadku samochodowego.
Autorzy raportu zauważają jednak, że zważywszy na to, jak niewiele uwagi poświęcają tym wypadkom media, statystyki te „prawdopodobnie są niedoszacowane w porównaniu z rzeczywistą liczbą”.
Nadal nie ma ani krajowego, ani międzynarodowego organu, który publikowałby dane na temat zgonów migrantów.
101 sposobów na śmierć na tyle ciężarówki
Kwiecień 2006 r.: w Wielkiej Brytanii ciężarówka ciągnęła niezidentyfikowanego mężczyznę przez ponad 1,5 km wzdłuż drogi A14 po tym, jak nie udało mu się wydostać spod podwozia pojazdu.
Listopad 2006 r.: w Wielkiej Brytanii 17-letni Afgańczyk trzymał się podwozia ciężarówki przez 24 km, zanim odpadł i zginął zmiażdżony pod kołami na autostradzie.
Sierpień 2015 r.: na poboczu autostrady w Austrii policja odkryła ciężarówkę, z której wnętrza sączyła się ciecz. W środku udusiło się 71 osób.
Grudzień 2017 r.: we Francji pod ważącą kilka ton skrzynią ładunkową, która przemieściła się w ciężarówce, znaleziono zmiażdżone zwłoki mężczyzny.
Sierpień 2019 r.: w Grecji sześć osób zginęło, a 10 zostało rannych, gdy dżip wjechał do rowu.
Maj 2019 r.: w Serbii kierowca cysterny znalazł w zbiorniku dwie martwe osoby. Zmarły z powodu udaru cieplnego i uduszenia.
Listopad 2019 r.: w Grecji ponad 40 mężczyzn i sześciu nieletnich zostało znalezionych przez policję z tyłu ciężarówki-chłodni. Wielu z nich miało problemy z oddychaniem i otrzymało natychmiastową pomoc medyczną.
Turysta w podróży
„Nigdy nie czułem się dumny z siebie, z tego, jaką drogę przeszedłem”, mówi Sam.
„Człowiek nie powinien tak podróżować. Mówię to, ponieważ ludzie muszą to wiedzieć… Ale szczerze mówiąc, wprawia mnie to w zakłopotanie. Dlaczego musiałem to robić? Dlaczego nie mogłem po prostu kupić biletu, siedzieć jak człowiek na siedzeniu i wysiadać tu, gdzie chciałbym?
„Chciałbym, żebym to był tylko ja”, wzdycha. „Poświęciłbym swoje życie, żeby nie przydarzyło się to innym. To duża liczba ofiar, a cały świat o tym wie i nie ma z tym problemu”.
Zbyt wielki smutek się śmieje.
Zbyt wielka radość płacze.
– William Blake
Z Rzymu do Paryża
Sam spędził we Włoszech tylko dzień.
Po opuszczeniu ciężarówki na poboczu szosy wraz z dwoma towarzyszami udał się na pobliską stację kolejową i wsiadł do pociągu do Rzymu, skąd następnie wyruszył do Paryża.
Jardin Villemin wygląda jak większość parków: plac zabaw dla dzieci, ogród kwietny, drewniane ławki, altana z łuszczącą się zieloną farbą i boisko do koszykówki.
10 lat po pierwszym pobycie Sama w Paryżu plac zabaw jest wyremontowany, a wokół niego kręci się kilku młodych Afgańczyków.
To tutaj Sam przebywał przez 40 dni zimą 2007 r., dzieląc się informacjami i pieniędzmi, grając w karty, pijąc wodę z fontann i śpiąc razem z innymi nowo przybyłymi afgańskimi nastolatkami. Temperatura w grudniowe noce wynosiła średnio 2°C.
Reuters donosi, że nocą 2009 r., gdy policja z psami oczyściła „prowizoryczny obóz uchodźców afgańskich” w jardin Villemin, spało tam 50 osób.
Bezdomna młodzież
Według Lekarzy bez Granic w 2020 r. ok. 350 dzieci każdej nocy szukało schronienia na ulicach Paryża.
Zdaniem Human Rights Watch kryzys bezdomności wśród młodzieży ubiegającej się o azyl pogłębiają „arbitralne procedury i nadmierne opóźnienia” w ustaleniu, czy migranci mają mniej niż 18 lat. A jest to pierwszy krok do objęcia ich systemem ochrony.
Odwołanie może zająć od sześciu miesięcy do roku – w tym czasie młodzi ludzie trafiają na ulice.
Mimo to Sam z rozrzewnieniem spogląda w przeszłość na pomysły swoje i przyjaciół, jak znaleźć nocą ciepłe miejsce do spania: pod zjeżdżalniami na placu zabaw, w budkach telefonicznych i wszędzie tam, gdzie mogli się schronić przed deszczem i wiatrem.
Przyjaciel
To właśnie w tym parku Sam spotkał Mohammeda.
„Był tylko dwa lata starszy ode mnie, ale starał się być dla mnie jak starszy brat. Gdy złamałem rękę, zaopiekował się mną i nosił moją torbę. Kiedy w Calais skończyły mi się pieniądze, płacił za mnie”.
Pewnej nocy w Paryżu Mohammad poświęcił się dla Sama jeszcze bardziej.
W związku z działaniami policji organizacje społeczne pomagają w zapewnieniu mieszkań
Paryska policja siłą rozbiła obozowiska założone lub obsługiwane przez organizacje non-profit.
Użyła gazu łzawiącego oraz pałek, aby usunąć 2 tys. migrantów ze Stade de France, pozbyła się też 500 niebieskich namiotów prowadzonych przez Lekarzy bez Granic i Utopię 56 w pobliżu placu Republiki w listopadzie 2020 r.
Działania te zostały potępione przez Human Rights Watch, która poinformowała, że „osoby ubiegające się o azyl oraz migranci żyją w niegodnych warunkach i są ofiarami niemal codziennego nękania: policja niszczy ich prowizoryczne schroniska i brutalnie ich rozpędza, nie oferując alternatywnego zakwaterowania”.
Gazem po oczach
„We Francji dwukrotnie zaatakowano mnie gazem pieprzowym – wspominał Sam. – Pierwszy raz, gdy jechałem autobusem do obozu Zinedine’a Zidane’a”.
W autobusie kierowca i działacz społeczny zajęli dwa miejsca z przodu. Przednie fotele zostały oddzielone od reszty pojazdu ekranem z pleksi.
Pewnego wieczoru, kiedy drzwi autobusu się otworzyły, kilka osób, których nazwisk nie wyczytano, próbowało się wcisnąć do środka.
Działacz społeczny otworzył przegrodę i rozpylił gaz pieprzowy, aby wyegzekwować porządek. Po chwili przegroda się zamknęła.
Sam usłyszał cichy syk dobiegający z tyłu, potem jego oczy spuchły, a skóra zapłonęła.
„Po tym wydarzeniu nie lubiłem już tam chodzić” – podsumował.
Zastraszanie przez policję
Jednym z najbardziej przejmujących paryskich wspomnień Sama jest markiza nad kortem tenisowym.
Podczas naszej ponownej wizyty w mieście szukaliśmy miejsca, w którym musiał skakać, uciekając przed paryską policją.
To wtedy Sam złamał rękę, upadłszy z wysokości 3 do 4 m, i odczuwał ból przez kolejne miesiące. Chociaż nigdy nie otrzymał pomocy medycznej, nie ma wątpliwości, że doszło wówczas do złamania.
„Wszyscy, których spotkałem podczas pobytu we Francji, znali mnie jako Złamaną Rękę – śmieje się. – »Mówili: Hej, Złamana Ręka, co u ciebie?«”.
Niebezpieczne próby
Sam i kilku innych zakradło się kiedyś pod podwozie ciężarówki jadącej na północ, mając nadzieję, że zabierze ich ona do Calais lub nawet do Londynu.
Tyle że ciężarówka niespodziewanie skręciła w prawo i skierowała się na wschód, w stronę Belgii.
„Kiedy zdaliśmy sobie z tego sprawę, mój przyjaciel cholernie się wściekł. Próbował wyskoczyć spod ciężarówki, gdy ta była w ruchu – nie jechała zbyt szybko, ale wystarczająco, by rozwalić mu ramię”.
Kiedy kierowca zobaczył mężczyznę wytaczającego się spod jego pojazdu, zjechał na pobocze. „Prawie dostał ataku serca”. Sam zachichotał.
Innym razem Sam i Mohammad spędzili tydzień na niebezpiecznej próbie dostania się do Londynu. Postanowil wrócić na chodnik, gdzie pracowali nad swoim projektem, który o mały włos nie okazał się katastrofalny w skutkach.
Sam spędził zimą 40 dni w „dżungli Calais”. Temperatura w tym czasie spadała poniżej zera, a namioty i śpiwory pokrywały się wzorami malowanymi przez mróz.
Przez lata dziesiątki tysięcy migrantów przybyły do Calais, miasta portowego na północnym wybrzeżu Francji, w nadziei, że wejdą na naczepę ciężarówki, która kanałem La Manche dopłynie do Wielkiej Brytanii.
Kiedy Sam przybył tu po raz pierwszy, w 2007 r., nieformalne obozowiska uchodźców były znane jako „dżungla”. Ludzie spali w lichych namiotach i prowizorycznych schronieniach wśród drzew i krzewów. Rozpalali ogniska, aby się ogrzać.
Powstanie i upadek „dżungli Calais”
W szczytowym momencie w 2016 r. w „dżungli Calais” żyło od 6 do 10 tys. osób, w tym ponad 1000 osób poniżej 18. r.ż. i ponad 800 dzieci bez opieki.
W obozie znajdowały się klub bokserski, księgarnia i trupa cyrkowa prowadzona przez lokalnych i międzynarodowych wolontariuszy. Tak wyglądał zalążek przyszłego obozu, który mógł powstać dzięki międzynarodowemu wsparciu.
Miejscowe władze zmieniły jednak ten kierunek rozwoju i postanowiły budować mury, burzyć obozy i zwiększać rutynowe, brutalne naloty policji, by wypędzić migrantów z Calais.
„Wielki Mur Calais”
Ten krzewiasty pas terenu na dawnym składowisku odpadów wzdłuż północnego wybrzeża Francji stał się jednym z najbardziej kwestionowanych punktów zapalnych europejskiej migracji.
Wraz ze wzrostem liczby migrantów mer Calais zagroził zamknięciem portu żeglugowego do Wielkiej Brytanii, chyba że brytyjski rząd dołoży się do budżetu na bezpieczeństwo w 2014 r.
Rozpoczęła się budowa „Wielkiego Muru Calais”, który we wrześniu 2016 r. kosztował Wielką Brytanię i Francję łącznie 2,3 mln euro. Mur miał 4 m wysokości i 1 km długości. Został wzniesiony wzdłuż portu w Calais.
Gdy Sam wrócił do „dżungli Calais” 10 lat po swojej pierwszej podróży, z zaskoczeniem stwierdził, że pierwotny obóz został podzielony przez nowo wybudowany „Wielki Mur”.
Płonące Calais
Po powrocie Sam zauważył rzucającą się w oczy ciszę i pustkę w „dżungli”.
Nic dziwnego, pierwotna „dżungla” spłonęła w 2016 r.
W październiku tamtego roku francuski minister spraw wewnętrznych ogłosił, że rozległe obozowiska zostaną zburzone.
Do Calais przywieziono ponad 1000 policjantów, aby wymusić bezwarunkową i ostateczną eksmisję. Na filmach można zobaczyć, jak migranci ratują swój dobytek, a potem śpią w krzakach.
Chaos, policja i złamane obietnice. 50 dzieci zaginęło
Francuski rząd postanowił rozwieźć mieszkańców „dżungli” do ośrodków dla uchodźców w całej Francji, ale wielu zostało, walcząc o przetrwanie zimy.
Francja obiecała zbudować solidniejsze schroniska, zwłaszcza dla kobiet i dzieci, oraz ułatwić przeniesienie grupy dzieci ubiegających się o azyl w Wielkiej Brytanii. Gdy jednak brytyjskie władze zabrały tylko ułamek ustalonej liczby małoletnich migrantów, droga wielu dzieci do uzyskania azylu bardzo się skomplikowała.
Po rozbiórce obozu organizacja Refugee Youth Service poinformowała, że zaginęła jedna trzecia ze 179 dzieci, które wcześniej były pod jej nadzorem.
Dwa lata później magazyn używany jako schronienie dla kobiet został doszczętnie spalony w potyczce między afgańskimi a kurdyjskimi przemytnikami.
300 dzieci żyjących w cieniu
Human Rights Watch napisała w raporcie z 2021 r., że w Calais pozostało ok. 2 tys. migrantów, w tym 300 dzieci pozbawionych opieki.
Wciąż brakuje im schronisk, borykają się za to z rutynowymi masowymi eksmisjami, poniżającym traktowaniem ze strony policji oraz niedostatecznym dostępem do żywności i wody.
Human Rights Watch stwierdziła, że w ciągu ostatnich pięciu lat niewiele się poprawiło.
PRZEMOC
Ponad połowa dzieci „nigdy nie czuje się bezpiecznie”
Spis powszechny przeprowadzony przez organizację pozarządową Refugee Rights Data Project (później znaną jako Refugee Rights Europe) z 2016 r., zatytułowany „The Long Wait: Filling the data gaps relating to refugees and displaced people in the Calais camp”, objął 870 osób ubiegających się o azyl w Calais.
61% ankietowanych dzieci stwierdziło, że „nigdy nie czuło się bezpiecznie”.
90% z kolei przyznało, że doświadczyło przemocy ze strony policji. Wśród dorosłych jej ofiarą padło 74%, co oznacza, że dzieci są bardziej narażone na nadużycia ze strony władz państwowych.
Przymusowe eksmisje, gaz łzawiący, gaz pieprzowy
Organizacja pozarządowa Refugee Info Bus stwierdziła, że migranci zgłaszają przymusowe eksmisje trzy do pięciu razy w tygodniu.
Rzeczy osobiste, namioty i lekarstwa są czasami konfiskowane bez przedstawienia odpowiednich dokumentów legitymizujących takie operacje policyjne. W pewnym przypadku policja zabrała po jednym bucie każdemu członkowi grupy młodych mężczyzn.
Organizacja Human Rights Observers, która monitoruje eksmisje przeprowadzane przez policję w północnej Francji, w 2020 r. odnotowała w Calais 973 eksmisje rocznie, co daje prawie trzy naloty dziennie. W grudniu skonfiskowano 526 namiotów i dokonano 41 aresztowań.
Celowe utrudnianie migrantom nabycia praw
Zgodnie z francuskim prawem ci, którzy spędzą na danym kawałku ziemi 48 godz., podlegają ograniczonym prawom odnośnie do przymusowej eksmisji.
W rezultacie policja działa w 48-godzinnym cyklu, zmuszając migrantów do ciągłego znajdowania nowych miejsc do spania, przez co uniemożliwia im uzyskanie ochrony prawnej.
Naloty często są przeprowadzane wczesnym rankiem. Policja używa gazów pieprzowego i łzawiącego, atakując śpiących ludzi, w tym dzieci, a także niszcząc w ten sposób zapasy żywności i wody, które po spryskaniu gazem nie nadają się już do spożycia.
Bezsenność w Calais
„Wykorzystywanie gazu łzawiącego i taktyk zastraszania, a także metod, które, jak się wydaje, oznaczają celowe pozbawienie snu, jawią się jako część świadomej taktyki państwa francuskiego mającej za zadanie stworzenie w północnej Francji środowiska wrogiego uchodźcom i osobom ubiegającym się o azyl” – czytamy w raporcie z 2018 r. przygotowanym przez organizację Refugee Rights Europe.
Sondaż przeprowadzony w 2017 r. przez organizację l’Auberge des Migrants wykazał, że uchodźcy spali średnio 3,5 godz. na dobę, a 76% respondentów odebrano koce.
„Nieproporcjonalne, a nawet nieuzasadnione użycie siły”
Raport zlecony przez rząd w 2017 r. potwierdził „nadużywanie gazu łzawiącego” i „nieproporcjonalne, a nawet nieuzasadnione użycie siły” przez policję w północnej Francji.
Utopia 56 zebrała zeznania migrantów na temat tego, jak policjant oddał mocz na jednego z mężczyzn, a inni funkcjonariusze zostawili ludzi boso na poboczu autostrady, wcześniej zabrawszy im buty.
Jeden z mężczyzn miał „na nogach krwawe ślady oparzeń” powstałe, gdy „policjanci go przytrzymywali, a ich kolega podpalał mu stopy zapalniczką”.
Inne zgłoszone przypadki policyjnej przemocy to ciągnięty przez traktor namiot z uchodźcą i Erytrejczyk postrzelony gumową kulą w twarz, wskutek czego wymagał dwumiesięcznej hospitalizacji.
Zgony
W latach 2015–2018 organizacja l'Auberge des Migrants odnotowała ponad 60 zgonów migrantów.
Udokumentowane przyczyny śmierci obejmują uduszenie się w naczepie ciężarówki, pobicie na śmierć przez przemytników ludzi, śmierć w walce między migrantami, podejrzenie zawału serca i zamordowanie przez prawicowych ekstremistów.
W październiku 2018 r. w porcie znaleziono ciało migranta, który próbował się przedostać przez kanał La Manche.
W listopadzie 2021 r. wraz z nadmuchiwanym pontonem utonęło 27 osób. Była to największa śmiertelna katastrofa na kanale La Manche od 2014 r., kiedy to Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) rozpoczęła zbieranie danych na ten temat.
KRYZYS ZDROWOTNY
„Zdecydowanie poniżej standardów obozu dla uchodźców”
W raporcie dotyczącym zdrowia środowiskowego w „dżungli Calais” z 2015 r., opracowanym przez Uniwersytet w Birmingham, stwierdzono, że warunki w obozach dla migrantów „zdecydowanie przyczyniają się do złego stanu zdrowia i obrażeń [migrantów]”.
W szczególności „brak schronienia, zabezpieczenia żywności i wody, higieny osobistej, warunków sanitarnych i bezpieczeństwa mogą mieć długofalowe i szkodliwe konsekwencje zdrowotne dla mieszkańców obozu”.
Naukowcy doszli do wniosku, że warunki te nie spełniają standardów obozów dla uchodźców zalecanych przez UNHCR.
Niewystarczający dostęp do kanalizacji i czystej wody
Jedna toaleta na 75 mieszkańców to znacznie poniżej standardów UNHCR, wg których w obozie dla uchodźców jedna toaleta powinna przypadać na maksymalnie 20 osób.
Naukowcy odkryli również, że próbki kranówki zawierały bakterie E. coli w liczbie przekraczającej normy bezpieczeństwa i sugerującej zanieczyszczenie wody kałem.
W niektórych próbkach oznaczono też wysoki poziom Klebsiella pneumoniae, bakterii wywołującej zapalenie płuc i infekcje dróg oddechowych, co wyjaśniało częste infekcje układu oddechowego diagnozowane w miejscowej przychodni.
„W naszej ocenie sytuacja w Calais jest równoznaczna z kryzysem humanitarnym i wymaga znacznie większych zasobów, niż zapewniały do tej pory agencje państwowe” – podsumowano w badaniu.
Po zburzeniu obozu w Calais na 20 migrantów przypada teraz zero toalet i w ogóle nie ma kanalizacji.
Sytuacja wraca do stanu, który Sam zaobserwował w 2008 r., przed wybudowaniem oficjalnego obozu: migranci biorą prysznic pod rurami z wodą odprowadzaną z pobliskiej fabryki.
Tracąc nadzieję
Niektórzy migranci mogą utknąć w Calais na dłużej niż rok. Z czasem postępuje ich demoralizacja.
Naukowcy z Uniwersytetu w Birmingham podali, że dwóch spośród ankietowanych zgłosiło myśli samobójcze, a inny miał widoczne blizny po samookaleczeniu. Znaleziono również dowody na nadużywanie alkoholu.
Według danych inicjatywy The Long Wait by Refugee Rights Data Project z 2016 r. 72% z 5500 osób przebywało w obozie przez trzy do sześciu miesięcy, a niektórzy mieszkali tam ponad rok.
Sam miał szczęście. Spędził tam 40 dni. Opowiadał, jak pewnego ranka „strony w księdze mojego życia się przewróciły ” na zakręcie autostrady.
Dover słynie z klifów białych niczym kreda, zwieńczonych średniowiecznym kamiennym zamkiem, i szlaków turystycznych wijących się wzdłuż morza. To również jeden z głównych portów Wielkiej Brytanii łączących ją z Europą kontynentalną, przez który każdego roku przejeżdża trzy mln pasażerów i 13 mln t towarów.
Sam niewiele pamięta z kanału La Manche. Jedynie huk i ciemność w głębi ciężarówki. Tym razem wsiadamy na prom pasażerski, gdzie są restauracje, kawiarnia, a nawet sklep z pamiątkami. Ta przeprawa jest inna.
Utonięcia w kanale La Manche
W ostatnich latach zaostrzono inspekcje i kontrole samochodów ciężarowych. Gdy wracamy tu w 2022 r., znajdujemy parkingi wzdłuż autostrady obwieszone informacjami w ramach tzw. AMBER Alert [system alarmowy, który służy do udostępniania fotografii zaginionych dzieci przez rozpowszechnianie komunikatów za pomocą środków masowego przekazu – przyp. red.] dla kierowców ciężarówek.
Wiele pogrążonych w desperacji osób wybrało przeprawy morskie. W listopadzie 2021 r. 27 migrantów utonęło, gdy na dno poszedł nadmuchiwany ponton. Było to zdarzenie o najwyższej śmiertelności na
Kanale La Manche od czasu rozpoczęcia przez IOM zbierania danych w 2014 r.
I anioły też
„Podczas tej podróży spotykasz wielu ludzi” – mówi Sam. „W każdym miejscu ludzie traktują mnie – traktują nas – inaczej. Kiedyś nie patrzyłem ludziom w oczy. Dokądkolwiek się udałem, nie chciałem, żeby ktoś mnie zauważył”.
„Ale tam też są anioły. Nie tylko źli ludzie. Są też anioły, tak”.
Palestyńczyk z sąsiedztwa
Pierwszą noc w Wielkiej Brytanii Sam spędził w więzieniu. Nie spał ani chwili, czekał, aż funkcjonariusze policji wrócą i poślą go prosto ku jego przyszłości.
Drugiej nocy trafił do hostelu, w którym mimo zimy nie było ogrzewania. Tam właśnie umieściły go władze.
Gdy zimny prysznic zmył z Sama ponad miesiąc spania na ulicy w „dżungli Calais”, chłopak wyszeptał modlitwę, dziękując Bogu za czystość.
Trzeciej nocy znalazł się w pustym domu ze starszym Palestyńczykiem. Mogli wybrać sobie pokoje. Ten drugi miał brodę i był dobrze zbudowany.
Sam opowiadał, że nie mógł wtedy zasnąć, ponieważ jego nowy współlokator przez całą noc płakał za cienką jak papier ścianą.
Mężczyzna zawodził tak żałośnie, że Sam chciał wyjść z pokoju, ale za bardzo się wstydził. Nie mówili tym samym językiem, modlitwy płynące z radia współlokatora przypominały jednak Samowi znajome melodie z Koranu.
Ten mężczyzna, wystarczająco dorosły, żeby być ojcem Sama, modlił się i płakał łamiącym się głosem. Sam, młody chłopak, wpatrywał się w sufit i kopał w pościel, czekając na poranek.
Następnego dnia trzasnęły drzwi frontowe. Palestyńczyk nie wrócił ani tego dnia, ani następnego, ani jeszcze kolejnego. Czwartego dnia Sam otworzył drzwi do jego pokoju i stwierdził, że pomieszczenie jest puste. Zostało tylko małe radio przy oknie.
Trzymał je w dłoniach i delikatnie dmuchnął, jakby było magiczną lampą, która mogła spełnić życzenia zmarłego.
Tysiące nocy później, gdy spacerujemy uliczkami starej dzielnicy w wieczór tak spokojny, że mógłby być snem, Sam wspomina tamto zimne łóżko i Palestyńczyka, który płakał całą noc.
Serce Sama się ściska, a stare rany otwierają się po raz tysięczny. Tak naprawdę nigdy nie zagoiły się całkiem. Sam kładzie dłoń na piersi i pyta, gdzie jest Bóg.
Sam calls me one morning and tells me that he has found fifty of his own hairs on his pillow. He has no clue what happened in his sleep. “My mind is a warzone,” he says.
He calls me another morning and tells me that he woke up in the middle of the night, his pillow drenched in sweat.
He doesn’t say anything else, except: “In my dreams, I’m always running.”
Nie wszystkie wspomnienia łagodnieją z czasem; Niektórym wyrastają ostre jak noże krawędzie.
- Barbara Kingsolver, The Lacuna
Kryzys zdrowia psychicznego wśród dzieci pozbawionych opieki
„Po tym, jak tutaj dotarłem, wszystko poszło źle – wspomina Sam. – Jedyne, co nie poszło źle, to fakt, że w ogóle tutaj dotarłem”.
Mimo przybycia do kraju, w którym panuje pokój, traumatyczne doświadczenia dzieci pozbawionych opieki nie rozpływają się w powietrzu. Mieszkanie na „bezpiecznej” ziemi nic w tej kwestii nie zmienia.
Biorąc pod uwagę, że małoletni migranci od lat borykają się z przewlekłym brakiem stabilności i niepewnością, nie dziwi, że ich zdrowie psychiczne często nadal się pogarsza nawet po ukończeniu podróży.
Samookaleczenia
Sam wspomina, że wielu jego przyjaciół z Londynu cięło się, a blizny pokrywały ich ręce od góry do dołu. Pewien przyjaciel, który doznał kontuzji nogi, wpadł w tak głęboką rozpacz, że kładł się na ulicach z nadzieją, że przejedzie go samochód.
Kiedy spotykam takich jak ja, rozpoznaję tęsknotę, pustkę, spopieloną pamięć na ich twarzach. Nikt nie opuszcza domu rodzinnego, chyba że sam znajdzie się w paszczy rekina. Tak długo mam na ustach ten stary hymn, że nie ma miejsca na inną pieśń, inny język, inną mowę. Znam ten wstyd, który otacza, pochłania całkowicie.
– – Warsan Shire"
„Środowisko, w którym przebywa się po migracji”, jest najważniejsze
Mina Fazel, psychiatrka z Uniwersytetu Oksfordzkiego, prowadzi badania psychologiczne dotyczące dzieci pozbawionych opieki i szukających azylu. Fazel odkryła, że małoletni, którzy zdołali pokonać barierę kolejnych zmilitaryzowanych granic, często zdobywają wyjątkowo dużo punktów w testach mierzących odporność i wytrzymałość.
Wiem, co jest prawdą. Nie wiem, dokąd zmierzam, zanika to, skąd pochodzę, jestem niechciana, a moje piękno tutaj pięknem nie jest. Moje ciało płonie ze wstydu, gdyż tu nie przynależę, moje ciało tęskni.
– Warsan Shire
„Środowisko, w którym przebywa się po migracji”, jest najważniejsze
W życiu po migracji stres nasila się wskutek przedłużającej się niepewności co do statusu prawnego, a także w wyniku starania się o edukację i poszukiwania zatrudnienia. Ten okres jest łatwiejszy, jeśli migrantom uda się stworzyć więzi, zyskać wsparcie społeczne i wykształcić poczucie przynależności do wspólnoty.
Fazel podkreśla, że „środowisko po migracji” ma kluczowe znaczenie we wspieraniu zdrowia psychicznego dzieci pozbawionych opieki, w tym w rozwiązywaniu „stresów po migracji”, takich jak bariery prawne, znalezienie mieszkania, uzyskanie dostępu do edukacji itp. W tym czasie dzieci stają się bowiem bardziej podatne na zaburzenia nastroju, lęk, depresję i zespół stresu pourazowego.
Jestem grzechem pamięci i brakiem pamięci. Oglądam wiadomości, a moje usta stają się zlewem pełnym krwi. Kolejki, formularze, ludzie przy biurkach, wizytówki, urzędnik imigracyjny, spojrzenia na ulicy, zimno wnikające głęboko w moje kości, lekcje angielskiego w nocy, daleko od domu.
– Warsan Shire
Lęk przed deportacją
Przez lata Sam żył w lęku, że zostanie deportowany do Afganistanu.
Dzieci w Wielkiej Brytanii są chronione na mocy specjalnych konwencji, a jedną z pierwszych przeszkód prawnych po ukończeniu 18. r.ż. jest przesłuchanie w prokuraturze w celu ustalenia, czy migrantowi przysługuje status uchodźcy. W razie odmowy przesłuchiwany trafia najpierw do aresztu imigracyjnego, a następnie zostaje deportowany.
W 2021 r. brytyjski Home Office poinformował, że połowa ubiegających się o azyl przybyszów z Afganistanu otrzymała status uchodźcy w pierwszej instancji, a kolejnym 50% groziło zatrzymanie w areszcie imigracyjnym. Jeśli ich odwołanie by odrzucono, jak w 41% wszystkich przypadków, wnioskodawca zostałby „usunięty”.
Nie ma gwarancji wolności
Shah Rukh Khan był o rok starszy od Sama. Wyrok sądu, jaki otrzymał, i jego śmierć zmroziły młodszych uczniów, którzy się obawiali, że może ich spotkać ten sam los.
„Wszystko można zabrać, tak po prostu” – powiedział Sam.
Obejrzeliśmy kiedyś z Samem film „Zniewolony”, hollywoodzką produkcję biograficzną w reżyserii Steve'a McQueena o wolnym człowieku, czarnoskórym skrzypku z Nowego Jorku, który w 1841 r. został sprzedany do niewoli na południu Ameryki.
Sam tak podsumował ten film: „Ten czarnoskóry człowiek był wolny, ale jego wolność nigdy nie była pewna. Zawsze mógł wrócić do bycia niewolnikiem. Wsiada na konia i przyjeżdża gdzieś jak biały człowiek, je i pije jak biały człowiek. Ale w jego sercu nadal jest strach. On wciąż jest czarny”. Głos Sama przechodzi w chrapliwy szept. „Tak się właśnie czuję” – dodaje chłopak.
„Stracić cokolwiek? Nie mam z tym problemu. Nie chcę stracić tylko jedynej rzeczy, jaką mam: wolności, dzięki której mogę żyć i przemieszczać się, dokąd chcę. To jest prawdziwa wolność”.
Przez osiem lat Sam żył w ciągłym strachu, że jego wolność się skończy.
Całkowicie rozumiem, dlaczego zrobił to, co zrobił
Taki los spotkał kilku kolegów z klasy Sama, w tym jednego chłopaka znanego jako „Shah Rukh Khan”, aspirującego młodego aktora, który nazwał się tak na cześć gwiazdy Bollywood.
Kiedy Shah Rukhowi Khanowi odmówiono statusu uchodźcy, zaproponowano mu dwie możliwości: dobrowolny wyjazd albo zatrzymanie i deportacja. On jednak wybrał trzecią drogę.
Nie powinny tu przyjeżdżać, aby umierać
„Sharukh Khan” był o rok starszy od Sama. Jego życie i śmierć wywarły potężny wpływ na młodszych uczniów w klasie, którzy obawiali się, że może spotkać ich ten sam los.
Ci wszyscy młodzi ludzie, pozbawieni stałej opieki dorosłych, zdezorientowani w obliczu skomplikowanego systemu azylowego, czasem nierozumiejący języka, często czuli się przytłoczeni nakładającymi się problemami.
Przyjaciele, czterech młodych azylantów, którzy przybyli samotnie do Londynu z Erytrei, odebrali sobie życie w serii samobójstw w 2017 i 2018 r. Ponad rok czekali w niepewności na decyzję systemu azylowego. Jego działanie wydawało im się trudne do zrozumienia, arbitralne i niesprawiedliwe.
Pracownicy schroniska, w którym jeden z młodych mężczyzn, osiemnastoletni Filmon Yemane, odebrał sobie życie, zgłosili jego stan personelowi na dobę przed tragedią. Nie podjęto jednak żadnych działań.
Drugi młody mężczyzna, który odebrał sobie życie, Alexander Tekle, został błędnie uznany za dorosłego, zanim jego akt urodzenia dotarł z Erytrei. Gdy został wysłany do mieszkania dla dorosłych, opowiadał przyjaciołom o swoich trudnościach. Czasami był bezdomny i dużo pił, aby poradzić sobie z silnym stresem.
Liz Chegg, była pracownica pomagająca młodzieży, która poznała Alexandra w Calais, wspominała w „The Guardian” w 2018 r.: „Był cudowny. Pamiętam, jak wsiadał do samochodu i śpiewał do radia. Wydawał się autentycznym, zabawnym i towarzyskim chłopcem”.
Ojciec Aleksandra, Tecle Sium Tesfamichel, obecnie uchodźca w Sudanie, stwierdził w tym samym raporcie: „Aleksander nie wróci. Chciałbym mieć pewność, że to się więcej nie przydarzy dzieciom i młodzieży. Te dzieci, które muszą opuścić dom nie z własnej winy, przeżywają traumę podczas podróży przez pustynię i morze. Zadaniem władz jest opieka i prowadzenie tych dzieci, które same przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii. Nie powinny tu przyjeżdżać, aby umierać”.
Tragedią w życiu człowieka jest to, co w nim umiera, gdy on żyje.
– Henry David Thoreau
Dwie próby samobójcze dziennie w brytyjskich ośrodkach detencyjnych dla imigrantów
Zgodnie z rządowymi dokumentami uzyskanymi na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej w brytyjskich ośrodkach detencyjnych dla imigrantów w okresie od kwietnia do czerwca 2018 r. podejmowano dwie próby samobójcze dziennie.
Badania wykazały, że zatrzymanie wiąże się u dzieci z zespołem stresu pourazowego, depresją, myślami samobójczymi, samookaleczeniem i opóźnieniami w rozwoju.
Psychiatrka Mina Fazel z Uniwersytetu Oksfordzkiego podkreśla: „Umieszczanie dzieci w ośrodkach dla imigrantów, więzienie ich w zasadzie bez jasnego powodu, bez wyraźnego określenia czasu pobytu, bez jasnego przekazu dotyczącego wyniku całego postępowania czyni mało prawdopodobnym to, że owo doświadczenie w jakikolwiek sposób pozytywnie ukształtuje i zwiększy ich możliwości”.
W latach 2017–2018 czworo młodych, ubiegających się o azyl przyjaciół odebrało sobie życie w serii samobójstw, po miesiącach niepewności co do systemu azylowego, który wydawał się trudny do zrozumienia, arbitralny i niesprawiedliwy.
W 2018 r., wg dokumentów Home Office, lekarze przedłożyli urzędnikom 10 tys. raportów na temat zatrzymanych, którzy byli prawdopodobnie torturowani poza Wielką Brytanią. Polityka Home Office mówi, że ofiary tortur zwykle nie powinny być przetrzymywane.
W związku z publicznym oburzeniem i działaniami aktywistów liczba dzieci zatrzymanych w brytyjskim systemie imigracyjnym spadła z 1119 w 2009 r. do zaledwie 23 w 2020 r., co jest krokiem w kierunku jego bardziej humanitarnej wersji.
Porażka brytyjskiej psychiatrii
Po tym, jak u Sama zdiagnozowano zespół stresu pourazowego, lęk i depresję, skierowano go do specjalisty zdrowia psychicznego w ramach brytyjskiej ochrony zdrowia.
Sam zaczął opowiadać swoją historię lekarce, a gdy podniósł wzrok, stwierdził, że specjalistka zasnęła. Od tego czasu stanowczo twierdzi, że już nigdy nie wróci po fachową pomoc.
90% dzieci potrzebujących pomocy nie ma dostępu do koniecznych usług
Brytyjska Fundacja Zdrowia Psychicznego powołuje się na badania dowodzące, że uchodźcy potrzebują interwencji w zakresie zdrowia psychicznego pięć razy bardziej niż ogół populacji.
Ponad 60% z nich doświadcza poważnego stresu psychicznego.
Na PTSD cierpi od 10 do 40% osiadłych uchodźców, a poważna depresja dotyka od 5 do 15%. Zakłada się, że odsetek ten jest wyższy wśród osób, które nie mają jeszcze uregulowanego statusu prawnego.
Zarazem uchodźcy otrzymują wsparcie rzadziej niż ogół społeczeństwa. Sam znalazł się w szczęśliwej mniejszości i otrzymał skierowanie od lekarza, dzięki czemu uzyskał dostęp do publicznych usług zdrowia psychicznego.
Mina Fazel, psychiatrka z Uniwersytetu Oksfordzkiego, oszacowała, że „90% dzieci potrzebujących pomocy nie ma dostępu do koniecznych usług”.
Nowe brytyjskie prawo utrudnia uchodźcom otrzymanie azylu
W kwietniu 2022 r. parlament Wielkiej Brytanii uchwalił ustawę o obywatelstwie i granicach. We wspólnej, 95-stronicowej opinii prawnej czterech adwokatów nazwało ją „największym prawnym atakiem na międzynarodowe prawo uchodźcze, jaki kiedykolwiek widziano w Wielkiej Brytanii”.
Ustawa, która obowiązuje od lata br., podważa prawo do ubiegania się o azyl, tworząc dla uchodźców dwustopniowy system. Teraz uzyskanie azylu zależy od sposobu, w jaki dotarło się do kraju, a nie od niebezpieczeństw, przed którymi się uciekało.
W konsekwencji uchodźcy, którzy przybywają do kraju „nieoficjalnymi” kanałami, tak jak Sam, będą mieli niższy status i mniej praw. Otrzymają „tymczasową ochronę” z ograniczonymi prawami do ponownego łączenia się z rodzinami lub dostępu do pomocy społecznej.To w dużej mierze zamyka brytyjski system azylowy, ponieważ osoby ubiegające się o azyl nie mogą się starać o ochronę poza Wielką Brytanią, a wniosek o azyl mogą złożyć tylko na brytyjskiej ziemi.
Ustawa została głośno skrytykowana przez Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców za wycofanie się z obowiązków wynikających z Konwencji dotyczącej Uchodźców z 1951 r.
Zakaz azylu zaproponowany w Wielkiej Brytanii
W dniu, w którym został opublikowany ten reportaż, 4 października 2022 r., brytyjska ministra spraw wewnętrznych Suella Braverman przedstawiła plany całkowitego zakazu składania wniosków o azyl dla osób przybywających do Wielkiej Brytanii w sposób nieuregulowany.
Plan ten jest obecnie omawiany na konferencji Partii Konserwatywnej w Birmingham. Wykracza nawet poza ustawę o obywatelstwie i granicach poprzednika Braverman, którego obecna ministra zastąpiła we wrześniu br. – sygnalizując dążenie do jeszcze ostrzejszego traktowania osób ubiegających się o azyl przez obecny rząd.
Kiedy latem 2022 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka zablokował w ostatniej chwili pierwszy lot deportacyjny do Rwandy osób z odrzuconymi wnioskami o azyl, zespół Braverman zapewnił, że brytyjska polityka nie zostanie „wykolejona przez nadużywanie współczesnego niewolnictwa, Deklaracji Praw Człowieka i Europejski Trybunał Praw Człowieka”.
30 września br. Braverman napisała na Twitterze: „Przesłanie jest jasne: nie jesteś tu mile widziany”.
Obywatelstwo
Dziewięć lat po przybyciu na brytyjską ziemię Sam w końcu otrzymał pocztą kopertę, która oznaczała koniec wieloletnich rozterek prawnych.
The lives of those who flee war remain half-submerged in hope and terror. Under the current political climate in the UK, those who arrive as Sam did today do not enjoy the same right to claim asylum as outlined in international law.
Yet, nine years after Sam arrived on British soil, he finally received an envelope in the mail that marked an end to years of legal anxiety.
Nie ma końca
Dla Sama uzyskanie brytyjskiego obywatelstwa jest słodko-gorzkie.
Żadna kartka nie zdoła ukryć odniesionych ran. Nocą podczas naszej wizyty na Lesbos spakowaliśmy unoszące się na wodzie świeczki, które zapaliliśmy na Morzu Egejskim. Utonęły tam tysiące ludzi, a my stworzyliśmy bolesną, żarzącą się aureolę dla wodnych aniołów.
W londyńską kojącą, letnią noc udaliśmy się nad brzeg Tamizy. Sam stał po kolana w wodzie, w kąpielówkach w gwiazdy. Płonęły knoty świec i płynęły woskowe łzy. Łabędzie wołały w ciemności.
Ta podróż nie ma końca, jest tylko nieustanne odbudowywanie się.
Mówię ci to, aby złamać ci serce, i chodzi mi o to, aby złamane otwarło się na oścież i nigdy więcej nie zamknęło się na resztę świata.
– Mary Oliver
Kolejny etap podróży?
Wiele organizacji pracuje nad zapewnieniem psycho-społecznego i praktycznego wsparcia młodym uchodźcom.
Oto sposoby, dzięki którym możesz wspomóc ich pracę i się zaangażować.
Poznaj osobiście lub telefonicznie organizacje, które zachęcają do zawierania przyjaźni w ramach lokalnych społeczności
Trampoline House (Kopenhaga, Dania)
Weekend Trampoline House to prowadzone przez wolontariuszy centrum społeczności, które w piątki i niedziele oferuje doradztwo, zajęcia i formę wspólnoty osobom ubiegającym się o azyl i tym, którym go odmówiono, a także uchodźcom z pozwoleniem na pobyt w domu parafialnym Kościoła Apostołów w Kopenhadze. Weekend Trampoline House to miejsce spotkań przesiedleńców, obywateli Danii i międzynarodowych rezydentów, którzy wspólnie pracują na rzecz bardziej humanitarnej duńskiej polityki wobec uchodźców.
Bellevue di Monaco (Monachium, Niemcy)
Bellevue di Monaco to ośrodek mieszkalny i kulturalny dla uchodźców oraz potrzebujących pomocy mieszkańców Monachium w samym sercu tego miasta. Różnorodne programy kulturalne, takie jak zajęcia teatralne, małe koncerty, odczyty, dyskusje panelowe, a także bardziej intensywne usługi doradcze, kursy językowe i szkolenia, znalazły tu najlepszą dla siebie lokalizację.
Restore (Birmingham, Solihull, Smethwick, Wielka Brytania)
Przyjaźń jest podstawą działalności organizacji Restore. Zawieranie przyjaźni to usługa świadczona przez przeszkolonych wolontariuszy, oferujących wsparcie i zachętę uchodźcom oraz osobom ubiegającym się o azyl, które doświadczyły straty i traumy, a teraz próbują odbudować swoje życie w Birmingham. „Mamy nadzieję, że ci, z którymi współpracujemy, będą mogli powiedzieć: »Byłem obcy, a przyjęliście mnie«. Zaczynamy więc od przyjmowania nieznajomych i staramy się pomóc im w szerszej integracji ze społeczeństwem”.
HostNation (Londyn, Manchester, Newcastle, Gateshead, Wielka Brytania)
Jeśli jesteś osobą ubiegającą się o azyl lub uchodźcą, który ukończył 18 lat, i mieszkasz w Londynie, Manchesterze, Newcastle albo Gateshead, HostNation jest dla ciebie. Chcesz porozmawiać z lokalnymi przyjaciółmi i dowiedzieć się więcej o życiu w Wielkiej Brytanii? To świetny sposób na ćwiczenie języka angielskiego i odkrywanie nowych miejsc. To może być też dobra zabawa. 84% naszych przyjaciół-uchodźców twierdzi, że po trzech miesiącach znajomości z przyjacielem czują się lepiej, mają bardziej pozytywne nastawienie i są szczęśliwsi.
B.friend (Bristol, Wielka Brytania)
Projekt B.friend zapewnia indywidualne wsparcie osobom ubiegającym się o azyl i uchodźcom w Bristolu. Na rok łączymy je z wolontariuszami, a każdą parę wyposażamy w narzędzia i zapewniamy jej pomoc, których potrzebuje, aby się regularnie spotykać w celach towarzyskich i by się wspierać. Nawiązywanie przyjaźni to wzajemne słuchanie, wspólne picie herbaty, śmiech, współczucie, wysłuchiwanie trudnych historii, okazywanie empatii, wizyty w muzeum lub galerii sztuki, zaangażowanie, wspólne spacery, uczenie się innej kultury… Może to mieć głęboki wpływ zarówno na wolontariusza, jak i osobę, która jest objęta pomocą!
Leeds Asylum Seekers’ Support Network (Leeds, Wielka Brytania)
Rolą osoby zaprzyjaźnionej jest towarzyszenie uchodźcy lub osobie ubiegającej się o azyl po to, aby umożliwić im odnalezienie się w nowej sytuacji i stopniowe budowanie sieci wsparcia oraz nawiązywanie przyjaźni. Spotkania odbywają się co tydzień i trwają kilka godzin. Sam proces może zająć od 6 tygodni do roku.
Refugee Roots (Wielka Brytania, praca zdalna)
Refugee Roots to chrześcijańska organizacja charytatywna, która pomaga osobom ubiegającym się o azyl i uchodźcom tworzyć relacje i radzić sobie ze złożonością budowania nowego życia w Wielkiej Brytanii. Szereg inicjatyw wspierających obejmuje zaprzyjaźnianie się, towarzyszenie osobom ubiegającym się o azyl na spotkaniach, informacje, porady i wskazówki, a także grupy wsparcia i zajęcia, takie jak bezpłatne lekcje konwersacji po angielsku. Oferujemy usługę zaprzyjaźnienia się przez telefon oraz osobiście.
Pomagaj inicjatywom, które zapewniają uchodźcom wsparcie zdrowia psychicznego i psychospołecznego oraz pomoc prawną i doraźną
Refugee Rights Turkey (Stambuł, Turcja)
Refugee Rights Turkey to niezależna organizacja pozarządowa z siedzibą w Stambule, która zapewnia specjalistyczne informacje prawne i pomoc osobom ubiegającym się o azyl oraz zatrzymanym w Turcji. Prawnikom oferuje szkolenia, materiały referencyjne i inne usługi wsparcia specjalistycznego w zakresie prawa uchodźczego, tureckich procedur migracyjnych i azylowych. Zgodnie z międzynarodowymi standardami podejmuje działania na rzecz ulepszenia tureckiego ustawodawstwa i polityki migracyjnej oraz azylowej. Angażuje opinię publiczną do promowania solidarności i pozytywnych postaw wobec uchodźców oraz innych migrantów znajdujących się w trudnej sytuacji.
Lighthouse Relief (Ateny, Grecja)
Lighthouse Relief koncentruje się na udzielaniu wsparcia psychospołecznego za pośrednictwem projektu „Streetwork” słabszym grupom społecznym w Grecji oraz uchodźcom i osobom ubiegającym się o azyl, a także doświadczającym bezdomności w Atenach. Naszą misją jest zapewnienie godnej, natychmiastowej i długoterminowej pomocy osobom doświadczającym przesiedleń. Stosujemy zrównoważone, partycypacyjne podejście, napędzane przez tych, którym służymy.
Za’atar (Ateny, Grecja)
Za’atar to organizacja charytatywna dla uchodźców z siedzibą w Atenach, która koncentruje się na zapewnianiu pomocy samotnym kobietom, matkom z dziećmi i członkom społeczności LGBT+. Organizacja stworzyła bezpieczną i wspierającą społeczność dla przybyszów w Atenach. Obecne projekty to m.in. „Projekt Buddy”, który oferuje wsparcie emocjonalne i psychologiczne nieletnim pozostającym bez opieki, oraz tzw. Pomarańczowy Dom, w którym można się zrelaksować, nawiązać kontakty towarzyskie oraz uzyskać porady i informacje.
Praksis (Ateny, Grecja)
Praksis walczy z ubóstwem i wykluczeniem, dociera do ubogich, bezdomnych, nieubezpieczonych, migrantów (uchodźców, osób ubiegających się o azyl, małoletnich pozbawionych opieki, ofiar handlu ludźmi i przymusowej prostytucji). Zapewnia porady, edukację i wsparcie osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym.
Open Polyclinics by Médecins du monde (Ateny, Pireus, Saloniki, Patras, Chania i Kawala)
Ta organizacja zajmuje się zapewnieniem podstawowej opieki zdrowotnej oraz wsparcia socjalnego i psychologicznego osobom należącym do słabszych grup społecznych, takim jak bezdomni, potrzebujący, nieubezpieczeni, imigranci, uchodźcy niemający dokumentów oraz każdej innej osobie z ograniczonym lub zerowym dostępem do system zdrowotnego.
Amna (Grecja i Macedonia Północna)
Nasza praca rozpoczęła się w namiocie na granicy Grecji i Macedonii Północnej, a obecnie rozwija się na całym świecie. Świadczymy usługi łagodzące skutki urazów i stresu. Koncentrujemy się na obszarach, w których możemy dokonać największych zmian. Nasz oparty na zabawie program wczesnego dzieciństwa „Baytna” wspiera uzdrowienie całej rodziny, a program młodzieżowy „Dinami” oferuje młodym ludziom bezpieczną przestrzeń. Zapewniamy również wsparcie terapeutyczne mężczyznom i kobietom. Teraz, aby zwiększyć skalę naszej pracy, współpracujemy z organizacjami społecznymi na całym świecie, oferując opiekę psychospołeczną zorientowaną na traumę oraz nową tożsamość osobom dotkniętym konfliktami i przymusowymi wysiedleniami.
Le Comede (Paryż, Francja)
Le Comede pomaga uchodźcom w kwestii opieki medycznej i leczenia oraz w kwestiach społeczno-prawnych, a także oferuje wsparcie zdrowia psychicznego i administracyjne w języku francuskim, angielskim, arabskim, paszto i dari. Opieka medyczna: 01 45 21 38 93; sprawy społeczno-prawne: 01 45 21 63 12; zdrowie psychiczne: 01 45 21 39 31.
L’Auberge des Migrants (Calais, Francja)
Od 2008 r. l’Auberge Des Migrants pracuje z uchodźcami i przesiedleńcami w Calais i północnej Francji, zapewniając pomoc żywnościową oraz materialną, wsparcie i rzecznictwo. Naszym celem są udzielanie pomocy materialnej w sytuacjach kryzysowych oraz walka o promowanie godności osób na emigracji.
Refugee Info Bus (Calais, Francja)
Refugee Info Bus wspiera osoby przesiedlone na granicy brytyjsko-francuskiej w Calais, zapewniając wielojęzyczne i łatwo dostępne informacje o usługach, a także o ładowaniu i naprawie telefonów, wi-fi, podstawowych telefonach komórkowych i bateriach.
SALAM (Calais i Dunkierka, Francja)
Główne działania tej organizacji to przygotowanie i dystrybucja posiłków: śniadanie serwowane jest w obozach w Calais każdego ranka; posiłki wydawane są w każdy poniedziałek, wtorek, czwartek i sobotę w obozie pod Dunkierką. Ponadto SALAM pomaga w doraźnej opiece zdrowotnej i higienie, zakwaterowaniu oraz przy wypełnianiu wniosków dla osób ubiegających się o azyl. Informuje też opinię publiczną o sytuacji uchodźców na wybrzeżu oraz działa przeciwko wszelkim formom rasizmu i dyskryminacji, jak również na rzecz pomocy ludności krajów znajdujących się w trudnej sytuacji. Świadczy także pomoc prawną członkom SALAM.
Trampoline House (Kopenhaga, Dania)
Weekend Trampoline House to prowadzone przez wolontariuszy centrum społeczności, które w piątki i niedziele oferuje doradztwo, zajęcia i formę wspólnoty osobom ubiegającym się o azyl i tym, którym go odmówiono, a także uchodźcom z pozwoleniem na pobyt w domu parafialnym Kościoła Apostołów w Kopenhadze. Weekend Trampoline House to miejsce spotkań przesiedleńców, obywateli Danii i międzynarodowych rezydentów, którzy wspólnie pracują na rzecz bardziej humanitarnej duńskiej polityki wobec uchodźców.
Bellevue di Monaco (Monachium, Niemcy)
Bellevue di Monaco to ośrodek mieszkalny i kulturalny dla uchodźców oraz potrzebujących pomocy mieszkańców Monachium w samym sercu tego miasta. Różnorodne programy kulturalne, takie jak zajęcia teatralne, małe koncerty, odczyty, dyskusje panelowe, a także bardziej intensywne usługi doradcze, kursy językowe i szkolenia, znalazły tu najlepszą dla siebie lokalizację.
Mental Health Foundation (Walia, Szkocja)
Program realizowany w Walii będzie rekrutował i przygotowywał uchodźców oraz osoby ubiegające się o azyl do roli lidera wśród rówieśników i prowadzenia grup. Dzięki stymulacji rozmów w języku angielskim oraz w innych językach program będzie pogłębiał edukację emocjonalną, empatię i zrozumienie.
Helen Bamber Foundation (Londyn, Wielka Brytania)
Helen Bamber Foundation jest organizacją charytatywną działającą na rzecz praw człowieka, wspierającą uchodźców i osoby ubiegające się o azyl, które doświadczyły skrajnego okrucieństwa. Fundacja oferuje bezpłatną terapię skoncentrowaną na przebytej traumie osobom w wieku powyżej 18 lat, które mieszkają w Londynie i nie mają jeszcze legalnego statusu w Wielkiej Brytanii. Zgłoszenia, zarówno samodzielnego, jak i za skierowaniem od specjalisty, można dokonać na stronie: https://www.helenbamber.org/refer, a liczba sesji zależy od danej osoby. Telefon: 0203 058 2020. E-mail: [email protected].
Refugee Therapy Centre (Londyn, Wielka Brytania)
Refugee Therapy Centre świadczy specjalistyczne usługi terapeutyczne uchodźcom i osobom ubiegającym się o status uchodźcy. Ma siedzibę w północnym Londynie i oferuje: terapię indywidualną, terapię dzieci i młodzieży (z wykorzystaniem międzykulturowej psychoterapii psychoanalitycznej), mentoring, terapię rodzin i terapię par. Telefon: 07828049099. Email: [email protected]/.
The Children’s Society (Wielka Brytania)
The Children’s Society świadczy usługi w całej Wielkiej Brytanii, aby umożliwić młodym uchodźcom i migrantom odzyskanie sił po negatywnych doświadczeniach, poznanie ludzi i cieszenie się życiem w nowym kraju. Młodych ludzi, którzy czekają na informację, czy mogą pozostać w Wielkiej Brytanii, stowarzyszenie może wesprzeć podczas przesłuchań i dochodzeń, zapewniając w razie potrzeby tłumaczy. Organizacja pomaga też w procesie azylowym oraz w zakresie opieki społecznej, mieszkalnictwa, finansów i świadczeń, jak również prowadzi program nawiązywania przyjaźni dla bardziej wrażliwych i odizolowanych młodych osób.
Coram (Wielka Brytania)
Coram prowadzi bezpłatne kreatywne terapie, takie jak terapia sztuką i muzykoterapia (obecnie zdalnie), dla dzieci i młodzieży poniżej 18. r.ż. ubiegających się o azyl i pozbawionych opieki. To także portal wsparcia, który zapewnia rodzinom adopcyjnym i osobom ze specjalnym nakazem opiekuńczym szybki, łatwy dostęp do szeregu oszacowań oraz interwencji terapeutycznych, m.in. przez terapię sztuką i muzykoterapię, terapię opartą na mentalizacji, systemową terapię rodzin oraz CBT skoncentrowaną na traumie. Udziela też porad dzieciom-migrantom w ramach projektu „Migrant Children’s Project” (e-mail: [email protected]). Telefon: 020 7520 0300.
Baobab Centre for Young Survivors in Exile (Wielka Brytania)
Baobab Centre to niestacjonarna firma terapeutyczna, umożliwiająca rozwój w Wielkiej Brytanii dzieciom i nastolatkom ubiegającym się o azyl, którzy doświadczyli zorganizowanej przemocy, naruszeń, wykorzystywania, gróźb, odrzucenia, utraty i żałoby w społecznościach rodzinnych oraz podczas podróży migracyjnej. Oferuje ona: bezpłatną psychoterapię indywidualną i grupową, zajęcia grupowe, m.in. warsztaty muzyczne, półsemestralne, wielkanocne, projekty letnie (obecnie zdalne), wsparcie w procesach orzekania o azylu (w tym przygotowuje specjalistyczne raporty psychologiczne i rozwojowe na rozprawy azylowe). Telefon: 0798 380 2133. E-mail: [email protected].
Refugee Council UK (Wielka Brytania)
Większość lekarzy zajmujących się zdrowiem psychicznym nie jest przeszkolona, aby pomagać straumatyzowanym dzieciom z różnych środowisk kulturowych. W 2015 r. opracowano My View, specjalistyczną służbę zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży, którzy jako uchodźcy samodzielnie przybywają do Wielkiej Brytanii. Wiele skierowanych tam dzieci otrzymuje wsparcie terapeutyczne, zarówno indywidualne, jak i grupowe. Refugee Council pomaga młodym ludziom w pracy nad radzeniem sobie z objawami traumy, takimi jak koszmary senne, natrętne myśli i lęki. Telefon: 020 7346 1134. E-mail: [email protected].
IKWRO (Wielka Brytania)
IKWRO świadczy kobietom i dziewczętom bezpośrednie usługi, w tym rzecznictwo, szkolenia i doradztwo w wielu językach: kurdyjskim, arabskim, tureckim, perskim, dari, paszto i angielskim. Ma siedzibę w Newham w Londynie i oferuje: usługi rzecznictwa dla młodzieży, porady w takich kwestiach, jak przemoc oparta na honorze, przymusowe małżeństwa, małżeństwa dzieci, okaleczanie żeńskich narządów płciowych, przemoc domowa, porady dotyczące mieszkalnictwa lub imigracji, opinie biegłych i oświadczenia do postępowania sądowego, bezpłatne poradnictwo dotyczące traumy w języku perskim, kurdyjskim, arabskim i angielskim dla dziewcząt w wieku powyżej 14 lat, które doświadczyły jakiejkolwiek formy przemocy ze względu na płeć. Telefon: 07458305158 lub 020 7920 6460. E-mail: [email protected].
Ta historia opiera się na następujących organizacjach pracujących nad gromadzeniem, raportowaniem i przejrzystością informacji na temat migracji i praw człowieka
Założona pod koniec 2001 r. jako niezależna organizacja badawcza i rzecznicza, której celem jest dokumentowanie poważnych zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych przez wszystkie strony konfliktu w Afganistanie.
Human Rights Watch – Refugees and Migrants
Organizacja broni praw uchodźców, osób ubiegających się o azyl, przesiedlonych i migrantów na całym świecie. Prowadzi dochodzenia w sprawie naruszeń praw wynikających z rządowych prób przekierowania, wydalenia lub zatrzymania tych osób oraz broni prawa do ubiegania się o azyl.
Research Centre on Asylum and Migration (IGAM)
IGAM zostało założone w 2013 r. przez grupę naukowców, badaczy, dziennikarzy i pracowników humanitarnych jako niezależne stowarzyszenie non-profit, aby wypełnić lukę związaną z brakiem niezależnego ośrodka badawczego w Turcji zajmującego się azylem i migracją.
Stockholm Center for Freedom (SCF)
Organizacja non-profit promująca rządy prawa, demokrację i prawa człowieka, ze szczególnym uwzględnieniem Turcji, w tym użycia tortur.
Euro-Mediterranean Human Rights Monitor to prowadzona przez młodzież niezależna organizacja non-profit, która opowiada się za prawami człowieka dla wszystkich osób w Europie i regionie MENA, w szczególności tych, które żyją pod okupacją, w ferworze wojny lub niepokojów politycznych i/lub zostały wysiedlone z powodu prześladowań bądź konfliktu zbrojnego.
InfoMigrants to serwis informacyjny dla migrantów, który ma przeciwdziałać dezinformacji na każdym etapie ich podróży: w kraju pochodzenia, na trasie lub w miejscach, w których mają nadzieję rozpocząć nowe życie. Portal jest dostępny w pięciu językach: francuskim, arabskim, angielskim, dari i paszto.
W czerwcu i lipcu 2018 r. studenci dziennikarstwa międzynarodowego z Uniwersytetu Princeton udali się z notatnikami i aparatami do Aten i na wyspę Lesbos, aby zostać naocznymi świadkami migracji w Europie.
CPT Rady Europy wizytuje miejsca, gdzie ludzie są pozbawiani wolności, aby ocenić, jak są traktowani zatrzymani. Miejsca te obejmują więzienia, ośrodki detencyjne dla nieletnich, posterunki policji, ośrodki dla zatrzymanych imigrantów, szpitale psychiatryczne, domy pomocy społecznej itp.
PRO ASYL została założona w 1986 r. przez członków rad uchodźców, Kościołów, związków zawodowych, organizacji pomocy społecznej i praw człowieka. Chcieli oni przeciwdziałać prawicowemu, rasistowskiemu podżeganiu do złych zachowań wobec osób ubiegających się o azyl oraz prowadzić kampanię na rzecz ochrony ofiar prześladowań. Te obawy są dziś równie aktualne.
Missing Migrants Project (IOM)
Missing Migrants Project od 2014 r. rejestruje osoby zaginione w procesie migracji, niezależnie od ich statusu prawnego. Ponieważ zbieranie informacji jest trudne, wszystkie liczby pozostają niedoszacowane. Lokalizacje w większości przypadków są przybliżone. Każda cyfra reprezentuje osobę, a także rodzinę i społeczność, którą ona pozostawiła.
Wcześniej znany jako Refugee Rights Data Project, to projekt non-profit, którego celem jest wypełnienie luki w danych dotyczących uchodźców i osób przesiedlonych w Europie.
Celem HRO jest dokumentowanie aktów przemocy ze strony państwa wobec przesiedleńców na granicy francusko-brytyjskiej.
Napisy końcowe:
Opowieść Sam Z
Tekst i materiały filmowe: Tina Xu
Projekt: Tina Xu
Ilustracje: by Lorena Barrios
Muzyka dzięki uprzejmości Sergey Cheremisinov
Twórca treści internetowej:Piotr Kliks
Nadzór nad stroną multimedialną: Lola García-Ajofrín, Piotr Kliks i Tina Xu.
Tłumaczenia i korekta: Grzegorz Kurek