To pierwsze wybory parlamentarne po pokonaniu w Iraku ISIS.
Według wstępnych wyników Sojusz Zwycięstwa, na którego czele stoi premier Hajdar al-Abadi, nie wygra wyborów. Zajmie dopiero trzecie miejsce. Pierwszy jest blok Sairoun, czyli koalicja ugrupowania kontrowersyjnego szyickiego duchownego Muktady as-Sadra z komunistami. Jego zwolennicy masowo wyszli na ulice Bagdadu, gdzie ugrupowanie kleryka wygrało jeszcze przed ogłoszeniem wyników. Na drugim miejscu znalazł się sojusz Fattah, składający się w znacznym stopniu z byłych członków szyickich bojówek.
Zmęczeni kryzysami i korupcją
O 329 miejsc w irackim parlamencie ubiegało się niemal 7 tys. kandydatów reprezentujących 87 partii. Wśród nich ok. 2600 to kobiety, które mogą liczyć na przynajmniej 83 miejsca w parlamencie (mają je zagwarantowane dzięki 25-procentowej kwocie). Lokale wyborcze zostały otwarte o godz. 7 czasu miejscowego (o 6 czasu polskiego). Zamknięto je po 11 godzinach.
Tylko 45%, czyli ponad 10 mln Irakijczyków, wzięło udział w wyborach, co stanowi najniższą frekwencję od 2005 r. Od roku 2003 żadne wybory nie miały frekwencji niższej niż 60%. Pokazuje to, jak bardzo obywatele tego kraju są zmęczeni niewydolnością ekonomiczną gospodarki, panującą korupcją i ciągłymi kryzysami. To właśnie brak zmian spowodował, że Abadi poniósł porażkę. Z kolei umiejętne wykorzystanie nastrojów antykorupcyjnych wywindowało na pierwsze miejsce sojusz szyicko-komunistyczny.
Wszystko wskazuje na to, że żadne ugrupowanie nie otrzyma 165 miejsc, które zagwarantowałyby samodzielne rządzenie.
Bojownicy w garniturach
Największe kontrowersje wzbudził sojusz Fattah. Jego lider Hadi al-Amiri wcześniej był dowódcą jednej z szyickich bojówek wchodzących w skład Al-Haszd asz-Sza’abi (Sił Mobilizacji Ludowej). Około 500 byłych bojowników zrzuciło mundury i przywdziało garnitury, by stanąć w walce o miejsca w parlamencie. Teraz Amiri jest przewodniczącym sojuszu Fattah.
Inną istotną postacią sojuszu jest Kais al-Hazali, który stoi również na czele jego najbardziej wpływowej frakcji Asa’ib Ahl al-Hak. Grupa była odpowiedzialna za porwanie brytyjskiego informatyka Petera Moore’a i jego czterech ochroniarzy. Moore’a uwolniono dopiero po dwóch latach. Wymieniono go na brata Hazalego Laitha, więzionego w kontrolowanym przez Amerykanów więzieniu, ważnego członka libańskiego Hezbollahu. Z kolei ochroniarze zostali zamordowani. Hazali przyznaje, że w przeszłości popełniono wiele błędów, które teraz trzeba naprawić. – Mówiono, że sunnici to terroryści, a my porywacze. To się musi skończyć. Musimy zbudować państwo dla wszystkich – powiedział „Guardianowi”.
Środki bezpieczeństwa
Ponad 2 mln uchodźców wewnętrznych, głównie sunnitów, opuściło swoje domy ze względu na trwające w nich walki lub zagrożenie. Komisje wyborcze znajdowały się również w obozach, w których ludzie ci obecnie zamieszkują. Jednak tylko 285 tys. z nich zostało zarejestrowanych.
Po raz pierwszy głosy są liczone elektronicznie, co ma utrudnić fałszerstwa wyborcze. Mimo to w różnych regionach ugrupowania domagają się liczenia ręcznego. Wyniki bowiem wzbudziły ich kontrowersje. Z tego powodu w kurdyjskim mieście Sulejmanija w północnej części kraju doszło do strzelaniny między dwiema kurdyjskimi partiami. Nie odnotowano jednak ofiar.
ISIS groziło atakami w trakcie wyborów. Wzywał do tego w nagraniu opublikowanym 22 kwietnia rzecznik prasowy tej organizacji Abu al-Hasan al-Muhadżir. To m.in. z tego powodu przedsięwzięto zaostrzone środki bezpieczeństwa. W dniu wyborów zakazano poruszania się samochodami, co często było krytykowane przez Irakijczyków, którzy musieli pokonywać długie dystanse, by dotrzeć do urn (to też wpłynęło na frekwencję). Zamknięto drogi międzymiastowe, granice, a także lotniska. Mimo to zginęło sześciu funkcjonariuszy służb mundurowych.
Poprzednie wybory parlamentarne odbyły się 30 kwietnia 2014 r.
Na zdjęciu kobieta biorąca udział w referendum niepodległościowym, które odbyło się 25 września w północnym Iraku.